poniedziałek, 16 września 2013

numer 13

-Ja… Nie wiem – mruknęłam zgodnie z prawdą, ale zaczęłam odchodzić od tematu.
-Nie będę miała możliwości jak zginie przez ten kołek – dopowiedziałam, a Cody jakby zerwał się i podszedł do regału za kanapą.
-Bardzo nie chcę go ratować, ale liczę, że ty będziesz przy nim uśmiechnięta. To jest odtrutka na to czym nasączyłem kołek. Robię to pierwszy i ostatni raz i nie myśl, że ze względu na ciebie będę go ratować. Wolałbym patrzeć jak umiera – podał mi buteleczkę z jasnoniebieskim płynem. Uśmiechnęłam się do niego.
-Bardzo ci dziękuję – chciałam już odejść , ale poczułam rękę Cody’ego i mocne szarpnięcie. Jego usta na moich, jego dłonie na talii. Trzymał mnie mocno, bym nie uciekła, a raczej bym wróciła. Jednak to dalej nie było to. Moje serce delikatnie się poruszyło, ale to nie było apogeum szczęścia. Odsunęłam się delikatnie od niego.
-Przepraszam, ale to naprawdę nie wyjdzie – szepnęłam, gdy odchodziłam widziałam jego zawiedzioną minę. Biegłam szybko do rezydencji, mimo tego, że było całkiem ciemno. Tak się bałam biec przez las, ale to był jedyny skrót. Zdyszana wbiegłam po schodach do góry i klękając przed Damonem wyjęłam buteleczkę. Nie zważałam kompletnie na to co się dzieje wokół, liczył się tylko on jeden. Szybkim ruchem otworzyłam coś co było w szklanym pojemniczku i wlałam czarnowłosemu prosto do gardła. Już po chwili jego oddech stał się głębszy, a ja odetchnęłam z ulgą.
-Dał ci to tak bez żadnego ale? – spytała Elena patrząc na mnie. Ja tylko kiwnęłam głową, byłam bardzo zmęczona.
-Jordan – usłyszałam cichy szept chłopaka, mocno go przytuliłam, ale musiałam spojrzeć na plecy, czy rana się goi. Byłam bardzo zdziwiona jak po całym zajściu nic nie zostało, najmniejszy ślad. To prawie jak jakiś cud. Już myślałam, że jest po wszystkim. Spojrzałam jeszcze raz na chłopaka z ulgą w oczach.
-Patrzysz na mnie jakbym miał wyprosić Elenę i Stefana, jak chcą mogą popatrzeć – zaśmiał się, no tak jest zdrowy. To jest lepsze niż diagnoza lekarza. Uśmiechnęłam się do niego i podniosłam z łóżka.
-Idę podziękować Cody’emu. Tylko się umyję i przebiorę – mina Damona mówiła, że nie jest zachwycony, ale musiałam to zrobić. Mógł przecież nie dawać mi tego lekarstwa. Po błyskawicznym prysznicu wyszłam z łazienki.
-Musisz iść do tego idioty? – wampir stanął przede mną ze złą miną.
-Dzięki niemu żyjesz.
-Ale to on mi wbił to gówno w plecy! – krzyknął, a jego oczy zrobiły się czerwone, był wściekły bardziej niż kiedykolwiek.
-To moja wina! Mogłam nie dawać mu nadziei, nawet nie powiedziałam mu o tobie, po prostu muszę mu podziękować, zrozum to – pocałowałam go i ruszyłam schodami w dół. Na moje szczęście Elena jechała załatwić parę spraw do miasta, więc podwiozła mnie pod sam dom wilkołaka. Było wcześnie rano, słońce zakryte było chmurami. Zapukałam w sosnowe drzwi mając nadzieję, że chłopak nie śpi. Otworzył drzwi, był pijany,  a w dłoni trzymał butelkę wódki. Wpuścił mnie nie mówiąc nic.
-Cody dziękuję – szepnęłam i przytuliłam go.
-Jordan – chłopak spojrzał głęboko w moje oczy. Nie, nie przestań w końcu, przecież coś wcześniej ustalaliśmy.
-Kocham cię – mruknął lekko pijacko i chciał mnie pocałować.
-Cody! – krzyknęłam i delikatnie odepchnęłam go od siebie.
-Nie odpuszczę sobie nigdy Jordan. Za dużo dla mnie znaczysz – pijacka gadka chłopaka doprowadzała mnie do szaleństwa. Bynajmniej nie tego pozytywnego. Rozmowa z nim nie miała najmniejszego sensu. Próbowałam go minąć, dobrze, ze akurat teraz odpuścił. Wzięłam szybko swoje rzeczy, wyszłam z jego domu i ruszyłam w stronę rezydencji. Zaczęło potwornie padać. Nie zamierzałam w taką pogodę iść na pieszo. Pobiegłam w stronę Grilla. Cała zmoknięta usiadłam przy jednym ze stolików, już po chwili podszedł do mnie Matt.
-Złapał cię? – zaśmiał się podając mi ciepłą herbatę.
-Matt czy ty dalej kochasz Elenę? – spytałam trochę bezczelnie, ale ja musiałam wiedzieć.
-Tak, ale jak siostrę – uśmiechnął się do mnie i usiadł na skraju kanapy.
-A kochałeś ją, gdy zaczęła być ze Stefanem? – spojrzałam na niego niepewnie. Nie wiedziałam, czy są to odpowiednie pytania. Matt zmieszał się trochę.
-Tak, byłem wściekły jak odeszła, ale to miało być jej szczęście. Nie przejmuj się Codym, przejdzie mu – poklepał mnie po ramieniu. Skąd on o nim wie? Skąd wie o naszej znajomości.
-Żalił mi się wczoraj, często tu przychodzi, nie martw się, on się po prostu zauroczył, ale powinno mu przejść – uśmiechnął się do mnie i podniósł się. Musiał wrócić do pracy, więc dopiłam ciepły napój, który podał mi Matt. Może ma rację i mu przejdzie, Cody mimo wszystko mi pomógł i nie chciałam kończyć znajomości z nim. Napisałam SMS do Damona z prośbą by po mnie przyjechał do Grilla. Cały czas lało, a w dodatku zbierało się na burzę. To nie byłby dobry plan, gdybym wracała na pieszo. Był po mnie już po piętnastu minutach. Usiadł naprzeciw mnie.
-Dziękuję, że przyjechałeś – uśmiechnęłam się szczerze i przesiadłam się obok niego. Zmókł mimo, że szedł tylko z samochodu do Grilla. Przeczesał ręką zmoczone włosy i spojrzał na mnie.
-I  co u zakochanego wilczka? – zapytał ironicznie.
-Pijany – mruknęłam w odpowiedzi, lepiej mu nie opowiadać wszystkiego, bo się na niego rzuci.
-Chodźmy do domu – poprosiłam łapiąc go za rękę. Wyszliśmy z lokalu, a tuż przed nim stał Klaus. Z deszczu pod rynnę.
-O witam. Mam nadzieję, że szykujesz się na twój bliski koniec – blondyn roześmiał mi się w twarz.
-Nawet jej nie dotkniesz – warknął Damon stając przede mną.
-O nie ja się nie zajmuję takimi, którzy są tak prości do zniszczenia. Żadne wyzwanie dla mnie – zaśmiał się i wszedł do Grilla, widziałam, że czarnowłosy chce ruszyć za nim, więc złapałam go za ręce.
-Damon nie, może taki jest już mój los – spojrzałam na niego z lekkim smutkiem w oczach. Wsiedliśmy do samochodu, widziałam, że on nie chce, by takie było moje przeznaczenie. Weszliśmy do pokoju chłopaka. Oboje cali przemoczeni przez deszcz. Czarna koszula Damona oblepiła cały jego tors uwidoczniając każdy mięsień. Wyglądał tak seksownie, że nie mogłam się opanować. Pochyliłam się w jego stronę i delikatnie pocałowałam.
-Chodźmy pod prysznic – mruknęłam do niego. Widziałam jego uśmiech, chętnie poszedł za mną do łazienki. Zaczęłam delikatnie rozpinać jego koszulę, gdy on całował moje usta. To mu się podobało, było czymś na co czekał. Chyba jeszcze nie był świadom, że nie mam zamiaru teraz się z nim kochać, chciałam się tylko umyć. Niedługo później oboje pozbyliśmy się ubrań, a Damon zaczął mnie dotykać w trochę inny sposób niż powinien.
-To tylko kąpiel – mruknęłam mimo przyjemności jaka mną targała. On nie miał zamiaru rezygnować, a ja miałam coraz mniej chęci, by go zastopować. Weszliśmy pod prysznic. Jego usta cały czas atakowały moje wargi, przez co serce waliło mi jak szalone. Kropelki wody delikatnie spływały po jego twarzy uwidaczniając jego mocne rysy, a włosy opadały mu na czoło. Był cudowny, nie za bardzo nachalny, a w dodatku delikatny. Dotknęłam jego silnych ramion, by znów posmakować tych miękkich ust.
- Hej kochanie! – usłyszeliśmy oboje, spojrzałam wrogo na wampira. I ja i on wiedzieliśmy, kto to był. Wyszedł spod prysznica i owinął się w pasie ręcznikiem.
-Co tu robisz? – spytał dość ostro. Chyba się zdenerwował, że ktoś mu przerywa. Ale dlaczego ona powiedziała do niego kochanie? Owinęłam się ręcznikiem i też wyszłam z łazienki.
-Przyszłam do… O no tego to się nie spodziewałam – w połowie zdania spojrzała na mnie. Nie była zadowolona, a wręcz przeciwnie. Myślałam, że zabije mnie wzrokiem. Podeszłam do Damona i pozwoliłam się objąć. W głowie cały czas chodziło mi pytanie, dlaczego tak do niego powiedziała?
-Myślałam, że skoro nie jesteś z Eleną, to wrócimy do siebie – patrzyła na niego i podeszła bliżej. Palce chłopaka delikatnie napięły się. Silvia była rozżalona, widać było, że brakuje jej miłości. Nie była taka zimna jaką próbowała udawać. Zrobiło mi się przykro, że nie potrafi sobie ułożyć swoich spraw.
-Więc lepiej tak nie myśl następnym razem – warknął odsuwając się od niej. Jednak jestem dla niego kimś ważnym, cieszyłam się z tego bardzo. Mimo wszystko byłam odrobinę zazdrosna o Silvię, w końcu potrafiła nieźle namieszać w życiu. Kompletnie nie wiedziałam co zrobić. Dziewczyna zabrała swoją walizkę i poszła do pokoju Eleny, za nią poczłapała się czarna kuleczka Midnight. Spojrzałam na Damona, który puścił uścisk na mojej talii i usiadł na łóżku.
-Chyba się nie denerwujesz teraz, prawda? – spytałam i usiadłam mu na kolanach. Zmierzył mnie wzrokiem i uśmiechnął gdy uświadomił sobie, że jestem w samym ręczniku.
-Damon czy ty jej kiedykolwiek powiedziałeś, że ją kochasz? – spytałam poważnie patrząc w jego oczy.
-Oj… mogło mi się coś takiego wymsknąć – mruknął żartobliwie, jak to zwykle robił, gdy czuł się zakłopotany.
-Damon! Wymsknąć?! – byłam na niego zła, takie słowa nie powinny się od tak wymykać. Ona mogła pomyśleć, że naprawdę ją kocha, a to chyba, mam nadzieję, że nie była to prawda.
-Przestań, kiedyś myślałem, że jestem w niej zakochany, nie powiedziałem tego od tak sobie – oboje byliśmy coraz bardziej zdenerwowani. W takim razie ja też jestem, że od tak sobie myślał, że mu się podobam, czy co?
-Co do mnie czujesz? – zapytałam by rozwiać moje wątpliwości, przynajmniej wiedziałam kiedy wampir kłamie.
-Zaczynają się damskie pytania. Nie może być jak dziesięć minut temu? Wrócimy pod prysznic, zdejmiesz ten ręcznik, ja cię pocałuje – uniósł jedną brew do góry sprawiając, że wygląda jak mały nieogarnięty kociak.
-Nie Damon, nie może tak być – chciałam zaprotestować, ale wampir położył mnie na łóżko i zaczął całować. On jest niemożliwy, chyba nigdy sobie nie odpuści. Roześmiałam się z zaistniałej sytuacji.