-Ja… Nie wiem – mruknęłam zgodnie z
prawdą, ale zaczęłam odchodzić od tematu.
-Nie będę miała możliwości jak zginie
przez ten kołek – dopowiedziałam, a Cody jakby zerwał się i podszedł do regału
za kanapą.
-Bardzo nie chcę go ratować, ale liczę, że
ty będziesz przy nim uśmiechnięta. To jest odtrutka na to czym nasączyłem
kołek. Robię to pierwszy i ostatni raz i nie myśl, że ze względu na ciebie będę
go ratować. Wolałbym patrzeć jak umiera – podał mi buteleczkę z jasnoniebieskim
płynem. Uśmiechnęłam się do niego.
-Bardzo ci dziękuję – chciałam już odejść
, ale poczułam rękę Cody’ego i mocne szarpnięcie. Jego usta na moich, jego
dłonie na talii. Trzymał mnie mocno, bym nie uciekła, a raczej bym wróciła.
Jednak to dalej nie było to. Moje serce delikatnie się poruszyło, ale to nie
było apogeum szczęścia. Odsunęłam się delikatnie od niego.
-Przepraszam, ale to naprawdę nie wyjdzie
– szepnęłam, gdy odchodziłam widziałam jego zawiedzioną minę. Biegłam szybko do
rezydencji, mimo tego, że było całkiem ciemno. Tak się bałam biec przez las,
ale to był jedyny skrót. Zdyszana wbiegłam po schodach do góry i klękając przed
Damonem wyjęłam buteleczkę. Nie zważałam kompletnie na to co się dzieje wokół,
liczył się tylko on jeden. Szybkim ruchem otworzyłam coś co było w szklanym
pojemniczku i wlałam czarnowłosemu prosto do gardła. Już po chwili jego oddech
stał się głębszy, a ja odetchnęłam z ulgą.
-Dał ci to tak bez żadnego ale? – spytała
Elena patrząc na mnie. Ja tylko kiwnęłam głową, byłam bardzo zmęczona.
-Jordan – usłyszałam cichy szept chłopaka,
mocno go przytuliłam, ale musiałam spojrzeć na plecy, czy rana się goi. Byłam
bardzo zdziwiona jak po całym zajściu nic nie zostało, najmniejszy ślad. To
prawie jak jakiś cud. Już myślałam, że jest po wszystkim. Spojrzałam jeszcze
raz na chłopaka z ulgą w oczach.
-Patrzysz na mnie jakbym miał wyprosić
Elenę i Stefana, jak chcą mogą popatrzeć – zaśmiał się, no tak jest zdrowy. To
jest lepsze niż diagnoza lekarza. Uśmiechnęłam się do niego i podniosłam z
łóżka.
-Idę podziękować Cody’emu. Tylko się umyję
i przebiorę – mina Damona mówiła, że nie jest zachwycony, ale musiałam to
zrobić. Mógł przecież nie dawać mi tego lekarstwa. Po błyskawicznym prysznicu
wyszłam z łazienki.
-Musisz iść do tego idioty? – wampir
stanął przede mną ze złą miną.
-Dzięki niemu żyjesz.
-Ale to on mi wbił to gówno w plecy! –
krzyknął, a jego oczy zrobiły się czerwone, był wściekły bardziej niż
kiedykolwiek.
-To moja wina! Mogłam nie dawać mu
nadziei, nawet nie powiedziałam mu o tobie, po prostu muszę mu podziękować,
zrozum to – pocałowałam go i ruszyłam schodami w dół. Na moje szczęście Elena
jechała załatwić parę spraw do miasta, więc podwiozła mnie pod sam dom
wilkołaka. Było wcześnie rano, słońce zakryte było chmurami. Zapukałam w
sosnowe drzwi mając nadzieję, że chłopak nie śpi. Otworzył drzwi, był pijany,
a w dłoni trzymał butelkę wódki. Wpuścił mnie nie mówiąc nic.
-Cody dziękuję – szepnęłam i przytuliłam
go.
-Jordan – chłopak spojrzał głęboko w moje
oczy. Nie, nie przestań w końcu, przecież coś wcześniej ustalaliśmy.
-Kocham cię – mruknął lekko pijacko i
chciał mnie pocałować.
-Cody! – krzyknęłam i delikatnie
odepchnęłam go od siebie.
-Nie odpuszczę sobie nigdy Jordan. Za dużo
dla mnie znaczysz – pijacka gadka chłopaka doprowadzała mnie do szaleństwa.
Bynajmniej nie tego pozytywnego. Rozmowa z nim nie miała najmniejszego sensu.
Próbowałam go minąć, dobrze, ze akurat teraz odpuścił. Wzięłam szybko swoje
rzeczy, wyszłam z jego domu i ruszyłam w stronę rezydencji. Zaczęło potwornie
padać. Nie zamierzałam w taką pogodę iść na pieszo. Pobiegłam w stronę Grilla.
Cała zmoknięta usiadłam przy jednym ze stolików, już po chwili podszedł do mnie
Matt.
-Złapał cię? – zaśmiał się podając mi
ciepłą herbatę.
-Matt czy ty dalej kochasz Elenę? –
spytałam trochę bezczelnie, ale ja musiałam wiedzieć.
-Tak, ale jak siostrę – uśmiechnął się do
mnie i usiadł na skraju kanapy.
-A kochałeś ją, gdy zaczęła być ze
Stefanem? – spojrzałam na niego niepewnie. Nie wiedziałam, czy są to odpowiednie
pytania. Matt zmieszał się trochę.
-Tak, byłem wściekły jak odeszła, ale to
miało być jej szczęście. Nie przejmuj się Codym, przejdzie mu – poklepał mnie
po ramieniu. Skąd on o nim wie? Skąd wie o naszej znajomości.
-Żalił mi się wczoraj, często tu przychodzi,
nie martw się, on się po prostu zauroczył, ale powinno mu przejść – uśmiechnął
się do mnie i podniósł się. Musiał wrócić do pracy, więc dopiłam ciepły napój,
który podał mi Matt. Może ma rację i mu przejdzie, Cody mimo wszystko mi pomógł
i nie chciałam kończyć znajomości z nim. Napisałam SMS do Damona z prośbą by po
mnie przyjechał do Grilla. Cały czas lało, a w dodatku zbierało się na burzę.
To nie byłby dobry plan, gdybym wracała na pieszo. Był po mnie już po piętnastu
minutach. Usiadł naprzeciw mnie.
-Dziękuję, że przyjechałeś – uśmiechnęłam
się szczerze i przesiadłam się obok niego. Zmókł mimo, że szedł tylko z
samochodu do Grilla. Przeczesał ręką zmoczone włosy i spojrzał na mnie.
-I co u zakochanego wilczka? –
zapytał ironicznie.
-Pijany – mruknęłam w odpowiedzi, lepiej
mu nie opowiadać wszystkiego, bo się na niego rzuci.
-Chodźmy do domu – poprosiłam łapiąc go za
rękę. Wyszliśmy z lokalu, a tuż przed nim stał Klaus. Z deszczu pod rynnę.
-O witam. Mam nadzieję, że szykujesz się
na twój bliski koniec – blondyn roześmiał mi się w twarz.
-Nawet jej nie dotkniesz – warknął Damon
stając przede mną.
-O nie ja się nie zajmuję takimi, którzy
są tak prości do zniszczenia. Żadne wyzwanie dla mnie – zaśmiał się i wszedł do
Grilla, widziałam, że czarnowłosy chce ruszyć za nim, więc złapałam go za ręce.
-Damon nie, może taki jest już mój los –
spojrzałam na niego z lekkim smutkiem w oczach. Wsiedliśmy do samochodu,
widziałam, że on nie chce, by takie było moje przeznaczenie. Weszliśmy do
pokoju chłopaka. Oboje cali przemoczeni przez deszcz. Czarna koszula Damona
oblepiła cały jego tors uwidoczniając każdy mięsień. Wyglądał tak seksownie, że
nie mogłam się opanować. Pochyliłam się w jego stronę i delikatnie pocałowałam.
-Chodźmy pod prysznic – mruknęłam do
niego. Widziałam jego uśmiech, chętnie poszedł za mną do łazienki. Zaczęłam
delikatnie rozpinać jego koszulę, gdy on całował moje usta. To mu się podobało,
było czymś na co czekał. Chyba jeszcze nie był świadom, że nie mam zamiaru
teraz się z nim kochać, chciałam się tylko umyć. Niedługo później oboje
pozbyliśmy się ubrań, a Damon zaczął mnie dotykać w trochę inny sposób niż
powinien.
-To tylko kąpiel – mruknęłam mimo
przyjemności jaka mną targała. On nie miał zamiaru rezygnować, a ja miałam coraz
mniej chęci, by go zastopować. Weszliśmy pod prysznic. Jego usta cały czas
atakowały moje wargi, przez co serce waliło mi jak szalone. Kropelki wody
delikatnie spływały po jego twarzy uwidaczniając jego mocne rysy, a włosy
opadały mu na czoło. Był cudowny, nie za bardzo nachalny, a w dodatku
delikatny. Dotknęłam jego silnych ramion, by znów posmakować tych miękkich ust.
- Hej kochanie! – usłyszeliśmy oboje,
spojrzałam wrogo na wampira. I ja i on wiedzieliśmy, kto to był. Wyszedł spod
prysznica i owinął się w pasie ręcznikiem.
-Co tu robisz? – spytał dość ostro. Chyba
się zdenerwował, że ktoś mu przerywa. Ale dlaczego ona powiedziała do niego
kochanie? Owinęłam się ręcznikiem i też wyszłam z łazienki.
-Przyszłam do… O no tego to się nie
spodziewałam – w połowie zdania spojrzała na mnie. Nie była zadowolona, a wręcz
przeciwnie. Myślałam, że zabije mnie wzrokiem. Podeszłam do Damona i pozwoliłam
się objąć. W głowie cały czas chodziło mi pytanie, dlaczego tak do niego
powiedziała?
-Myślałam, że skoro nie jesteś z Eleną, to
wrócimy do siebie – patrzyła na niego i podeszła bliżej. Palce chłopaka
delikatnie napięły się. Silvia była rozżalona, widać było, że brakuje jej
miłości. Nie była taka zimna jaką próbowała udawać. Zrobiło mi się przykro, że
nie potrafi sobie ułożyć swoich spraw.
-Więc lepiej tak nie myśl następnym razem
– warknął odsuwając się od niej. Jednak jestem dla niego kimś ważnym, cieszyłam
się z tego bardzo. Mimo wszystko byłam odrobinę zazdrosna o Silvię, w końcu
potrafiła nieźle namieszać w życiu. Kompletnie nie wiedziałam co zrobić.
Dziewczyna zabrała swoją walizkę i poszła do pokoju Eleny, za nią poczłapała
się czarna kuleczka Midnight. Spojrzałam na Damona, który puścił uścisk na
mojej talii i usiadł na łóżku.
-Chyba się nie denerwujesz teraz, prawda?
– spytałam i usiadłam mu na kolanach. Zmierzył mnie wzrokiem i uśmiechnął gdy
uświadomił sobie, że jestem w samym ręczniku.
-Damon czy ty jej kiedykolwiek
powiedziałeś, że ją kochasz? – spytałam poważnie patrząc w jego oczy.
-Oj… mogło mi się coś takiego wymsknąć –
mruknął żartobliwie, jak to zwykle robił, gdy czuł się zakłopotany.
-Damon! Wymsknąć?! – byłam na niego zła,
takie słowa nie powinny się od tak wymykać. Ona mogła pomyśleć, że naprawdę ją
kocha, a to chyba, mam nadzieję, że nie była to prawda.
-Przestań, kiedyś myślałem, że jestem w
niej zakochany, nie powiedziałem tego od tak sobie – oboje byliśmy coraz
bardziej zdenerwowani. W takim razie ja też jestem, że od tak sobie myślał, że
mu się podobam, czy co?
-Co do mnie czujesz? – zapytałam by
rozwiać moje wątpliwości, przynajmniej wiedziałam kiedy wampir kłamie.
-Zaczynają się damskie pytania. Nie może
być jak dziesięć minut temu? Wrócimy pod prysznic, zdejmiesz ten ręcznik, ja
cię pocałuje – uniósł jedną brew do góry sprawiając, że wygląda jak mały
nieogarnięty kociak.
-Nie Damon, nie może tak być – chciałam
zaprotestować, ale wampir położył mnie na łóżko i zaczął całować. On jest
niemożliwy, chyba nigdy sobie nie odpuści. Roześmiałam się z zaistniałej
sytuacji.