czwartek, 24 kwietnia 2014

Numer 21

Stefan już nic nie powiedział, a ja nawet nie pożegnałam się z nimi, wrzuciłam torby do bagażnika i usiadłam na miejscu pasażera. Gdy ruszyliśmy Scott nie omieszkał zapytać się co się stało.
-Damon zostawił mi jedynie list, że odchodzi – prychnęłam i patrzyłam za okno jak wyjeżdżaliśmy z Mystic Falls. Było już całkiem ciemno. Więc nie do końca było na co patrzeć.
-Drań – warknął Scott, wszyscy chyba bardziej się przejmują niż ja.
-Zabiję go jak spotkam – uderzył w kierownice, a ja dotknęłam jego dłoni, by się uspokoił.
-Daj spokój Scott, on nie jest tego wart, nie jest wart niczego, nie jest wart mnie – mówiłam coraz ciszej. Chyba nie do końca miałam to wszystko gdzieś. Chciałabym go zobaczyć i po prostu dać mu w twarz. Droga mijała, a ja żegnałam się z życiem pełnym wampirów, generalnie żegnałam się z życiem. Nie miałam zamiaru mówić Scottowi ile czasu mi zostało, nie miałam zamiaru nikomu tego mówić. Gdy dojechaliśmy moja babcia była bardzo zdziwiona.
-Kochanie, co tu robisz?- zapytała Ana widząc jak Scott wyładowuje walizki z auta.
-Tamten goguś cię zranił? - ona wiedziała chyba wszystko, oprócz jednego i nie zamierzałam jej mówić. Powiedziałam jej w skrócie, że wyjechał, nie była zadowolona, ja też nie. Wracając marzyłam tylko o tym by wtulić się w niego. Wiele dni mijało zanim uporałam się z myślami o Damonie. Pewnego ranka wyszłam by zapolować, tu nie miałam innego pożywienia, tylko zwierzęcą krew. Gdy odeszłam daleko od domu poczułam wibracje telefonu. Nosiłam go ze sobą cały czas ze zwykłego przyzwyczajenia.
-Tak? - wiedziałam kto dzwoni, to była Elena.
-Cześć Jordan co u ciebie? - zapytała, jakby miało to ją teraz interesować.
-Nic szczególnego – odpowiedziałam jej zdawkowo. Pytała czy chcę wrócić, czy ich odwiedzę, na każde pytanie odpowiadałam, że nie. Nie chciałam patrzeć na miejsca gdzie chodziłam z tym gnojkiem. Radzili sobie beze mnie tyle czasu, to i teraz sobie poradzą. Po dość długiej ciszy Elena pożegnała się i zakończyłyśmy rozmowę. Po chwili poczułam lekkie zawroty głowy. Oparłam się o drzewo starając się ignorować złe samopoczucie, gdy przeszło zaczęłam się zastanawiać kiedy ostatnio czułam się źle jako wampir.
-Może to przez głód – pomyślałam i zaczęłam polowanie. Wracając do domu spotkałam Scotta, najwyraźniej przyjechał mnie odwiedzić.
-Jordan nie odzywasz się – mruknął wilkołak z wyrzutem.
-Wiesz jak to jest, jesteś bratem Cody'ego, a ja chcę mieć jak najmniejszy związek z osobami z Mystic Falls – wsunęłam rękę pod jego ramię. Tak było lepiej, cały czas w głowie mi wirowało.
-Co się dzieje Jordan? - zapytał brunet gdy oparłam głowę o jego ramię. Wzruszyłam jedynie ramionami ukrywając przed nim całą prawdę.
-Cody martwi się o ciebie, nie on jeden. Coś się z tobą dzieje, a ja podejrzewam, że nie chodzi tylko o tego dupka – stanął i spojrzał na mnie, na ułamek sekundy puścił mnie, szczęście, że moje złe samopoczucie minęło. Spojrzałam w jego oczy, wiedziałam, że muszę kryć tą tajemnice, lepiej będzie jak odejdę nagle, nie będą się martwić.
-Scott, jesteś moim przyjacielem, wiedz, że o nic nie chodzi, jestem po prostu zawiedziona postawą Damona, jeszcze nie do końca mogę uwierzyć w to co zrobił – skłamałam szybko, choć po chwili zastanawiałam się, czy to właściwie było kłamstwo? Nie wiedziałam dalej dlaczego wampir tak postąpił, ale starałam się o tym nie myśleć. Z dnia na dzień czułam się słabsza, coraz trudniej było mi to ukrywać. Czy to przez to, że za miesiąc umrę? Powoli starałam się polować, coraz gorzej mi to wychodziło, byłam wolniejsza i mniej uważna.
-Cholerny telefon – zaklęłam w myślach słysząc dźwięk urządzenia. Czemu zawsze jak poluję? Jest mi wystarczająco ciężko.
-Słucham? - powiedziałam słabym głosem do słuchawki.
-Jordan, czy ty komukolwiek powiedziałaś o tym co się dzieje? Czy ty coś z tym robisz? - Elena prawie krzyczała przez telefon. Oparłam się o pień drzewa.
-Przestań to moja decyzja – mruknęłam, nie miałam siły z nią rozmawiać, nie miałam siły z nikim rozmawiać.
-Trzeba coś z tym zrobić, nie możesz umrzeć! - ostatnie wykrzyczane słowa słyszałam bardzo słabo, gdyż telefon wysunął mi się z dłoni. Sama osunęłam się po pniu mrużąc oczy.
-Halo? Jordan! - słyszałam krzyki w moim aparacie. Nie miałam siły odpowiedzieć, nie chciałam. Teraz brakuje mi tu tylko Scotta, żeby zobaczył mnie w takim stanie. Po chwili już trochę otrząsnęłam się i powoli wracałam do domu, głodna i zmęczona. Na ganku zauważyłam Scotta lekko poruszającego się na huśtawce, był wściekły widziałam to.
-Nie powiedziałaś mi – mruknął smętny.
-O czym? - spytałam, miałam nadzieję, że nikt do niego nie zadzwonił.
-Ktoś do ciebie przyjechał – spojrzał w bok, a ja zauważyłam stojącego tam Damona. O nie, tak nie może być, uciekłam tu by nie myśleć o nim. To urojenia w mojej głowie. Do oczu napłynęły mi łzy, gdy przypominałam sobie treść listu. Kręciłam głową, gdy widziałam, że podchodzi do mnie.
-Odejdź – warknęłam cofając się, by utrzymać dystans.
-Jo... - chciał wypowiedzieć moje imię, ale nie dałam mu dokończyć.
-Nie! Chcę byś zniknął mi z oczu! - krzyknęłam i znów poczułam, że moje siły mnie opuszczają. Zamknęłam oczy, tylko na sekundę, na chwilę, a gdy obudziłam się zauważyłam, że jestem w swoim pokoju. Poczułam zapach krwi, moje oczy automatycznie zrobiły się czerwone, dorwałam się do worka łapczywie pijąc zawartość. Gdy skończyłam podniosłam wzrok, by zobaczyć od kogo otrzymałam woreczek skrzywiłam się.
-Natychmiast stąd wyjdź! - wrzasnęłam na niego, czując, że wściekłość we mnie narasta. Próbowałam się podnieść, ale byłam zbyt słaba.
-Jordan daj mi coś powiedzieć – trzymał mnie za ramię bym nie wstawała, ja tylko kiwałam głową na nie.
-Musisz żyć Jordan, nie możesz się tak zachowywać, wiem jak to zrobić – spojrzałam na niego wściekła.
-Problem jest jeden, ja nie chcę żyć, mam tego dosyć – warknęłam na niego on tylko świdrował mnie wzrokiem. Zacisnął zęby.
-Twój narzeczony będzie niepocieszony – warknął, czułam jak jest coraz bardziej wkurzony.
-Wyjdź stąd! Od kiedy interesuje cię moje życie? Jak dzwoniłam dwa miesiące temu to nie raczyłeś odebrać – wyrwałam ramię spod jego dłoni.
-Byłem więźniem Klausa. Byłem tam, żeby nic ci nie zrobił! Elena zadzwoniła, że umierasz! - teraz już krzyczał, łzy napłynęły mi do oczu.
-Nikt cię o to nie prosił – warknęłam i obróciłam się tyłem do niego.

-Kocham cię Jordan i nie pozwolę byś zginęła – słyszałam, ,że wstaje, myślałam , że chce wyjść, pomyliłam się. Poczułam gorzki smak w ustach i znów ciemność.