sobota, 20 lipca 2013

numer 9

Razem z Cody’m wróciliśmy do domu. Zachowywaliśmy się jak normalni… ludzie? Wydawało mi się, że to było to czego potrzebuję. Już parę dni mieszkałam u niego, uczyłam się magii, a chłopak opowiadał mi o nadnaturalnych stworzeniach. Jak jakaś ułomna dalej nie byłam w stanie podnieść tego głupiego piórka. Mimo sielankowej atmosfery zauważyłam pewien problem. Kończyły mi się woreczki z krwią, więc albo zacznę polować, albo muszę pójść do rezydencji. Sięgnęłam po telefon, by zadzwonić do Eleny, która w efekcie pojawiła się na ekranie mojego telefonu. Cóż za zbieg okoliczności, że dzwoni właśnie teraz.
-Cześć Jo, dawno się nie widziałyśmy, co się z tobą dzieje? – usłyszałam zmartwiony głos w słuchawce. Wydawało mi się, że zdaje sobie sprawę dlaczego się wyprowadziłam.
-Jakbyś nie wiedziała. Spotkajmy się w Grillu dziś to pogadamy – Cody spojrzał na mnie, ale chyba domyślił się, że rozmawiam z Eleną.
-Właściwie, to chciałabym, żebyś przyszła do nas. Chyba już wiemy jak sprawić, byś przeżyła, a jednocześnie uwolniła świat od hybryd – przyjaciółka wprawiła mnie w osłupienie, jak miałabym to zrobić? Swoją drogą z chęcią pozbyłabym się tego całego Klausa. Cody postanowił, że pójdzie ze mną, ostatnie wizyty w rezydencji przecież nie były zbyt szczęśliwe. Wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy lasem na spotkanie. Nie pukałam, po prostu weszłam do środka. Na kanapie siedzieli wszyscy oprócz Damona. Dopiero później zauważyłam go wychodzącego z kuchni ze szklaną pełną czerwonej krwi. Nie przywitałam się z nim, tylko usiadłam na wolnej kanapie z Cody’m, który objął mnie przysuwając bliżej. Czarnowłosy spojrzał na niego pogardliwie, chyba to nie będzie miła wizyta. Atmosfery to już siekierą nie dało się pociąć.
-Jest zaklęcie, które pozwoli ci wybrać, którą rasą będziesz, dzięki czemu będziesz mogła spełnić swoje proroctwo, a jednocześnie nie zginąć, bo wtedy już nie będziesz hybrydą – Elena uśmiechnęła się do mnie i podała mi szklankę z Burbonem.
-Co musimy zrobić? – Cody dosłownie wyrwał mi te słowa z ust.
-Ty psinko najlepiej idź do domu – warknął Damon, mimo tego jego wyraz twarzy nie wyrażał żadnych uczuć. Wilkołak chciał już coś powiedzieć, ale powstrzymałam go.
-Razem z Eleną przeczytamy dokładniej księgi, a ty i Damon musicie jechać do Pennsville, w okolicznych lasach jest wiedźma, która będzie potrafiła wykonać to zaklęcie, podobno – ostatnie słowa Stefan wypowiadał dość niepewnie. Oczywiście Silvia prychnęła głośno dając do zrozumienia, ze ona też dałaby radę, prawda była jednak inna.
-Ja pojadę z Jordan do Pennsville – wtrącił Cody. Zaczynały mnie poważnie denerwować ich potyczki.
-Powiedziałem ci idź stąd i nie wtrącaj się w sprawy dorosłych – Damon podniósł się i odłożył pustą szklankę.
-Chyba dawno żaden wilkołak cię nie zaatakował – Cody również wstał i podszedł bliżej do wampira. Zaczynało się robić coraz gorzej.
-Nie zdążysz mrugnąć nim skręcę ci kark – Damon był już wściekły, trzeba to było zakończyć, bo się pozabijają.
-Dosyć – krzyknęłam, a obaj odwrócili się w moją stronę.
-Cody jedziemy do domu, ja się spakuję, a ty Damon bądź po mnie za godzinę – rozkazałam i ruszyłam w stronę drzwi.
-Dziękuję – rzuciłam z uśmiechem w stronę Eleny i Stefana. Już niedługo później byłam w domu wilkołaka.
-Jak możesz jechać z tym chamem – mruknął niezadowolony robiąc sobie kanapki.
-Ten cham może mi pomóc, Cody, nie rozumiem czym się martwisz – kończyłam pakować swoje rzeczy. Zarzuciłam małą podróżną torbę na ramię. Chciałam jeszcze wyjść przed dom, by zapalić. Usiadłam na torbie i odpaliłam papierosa, już nie smakował tak jak kiedyś, ale co ja na to poradzę. Już po chwili przede mną zatrzymał się granatowy kabriolet. Czarnowłosy z ciemnymi okularami na oczach odwrócił głowę w moją stronę z zadziornym uśmiechem.
-Seksownie wyglądasz z tym papierosem – wysiadł z samochodu.
-Do kogo innego kieruj takie słowa – warknęłam i podniosłam się z bagażu. Zgrabnie ominęłam Damona siadając na przednim siedzeniu pasażera. Ruszyliśmy do Pennsville. To będzie męczące, bardzo. Po godzinie całkowitej ciszy postanowiłam włączyć radio. Ustawiłam je dość głośno, akurat leciała piosenka, przy której tańczyłam z Codym. Lekko uśmiechnęłam się sama do siebie przypominając sobie ten moment. Jego oczy, jego uśmiech, było cudownie, ale nie dostawałam przy nim dreszczy jak przy Damonie. To jednak nic nie znaczyło, nie miałam zamiaru cierpieć przez faceta, nie było takiej opcji.
-Więc już do końca życia nie będziesz się do mnie odzywać? To dla wampira trochę długo – nie wiem czy Damon chciał mnie rozbawić czy po prostu zagadać. Spojrzałam na niego zabójczym wzrokiem. Bardzo ciężko mi było złościć się na niego, ale nie mogłam mu pobłażać. Po około godzinie jazdy zatrzymał się przy leśnej uliczce. Ściągnął ciemne okulary, a palcami przetarł powieki.
-Musimy iść w głąb do jednego domu – mruknął jakiś zrezygnowany. Wysiadłam z wozu i ruszyłam za czarnowłosym. Szliśmy niecałe 15 minut, przed naszymi oczami ukazała się leśna chatka, cała z drewna. Damon otworzył drzwi  bez pukania, a mnie kazał czekać. Oparłam się o jedno z drzew i chciałam spojrzeć w niebo, lecz gęsty dąb mi na to nie pozwalał. Patrzyłam więc na zniszczone drewniane drzwi, w które wszedł Damon, nie byłam jednak w stanie ani nic zobaczyć, ani podsłuchać. Westchnęłam głośno i czekałam. Minęło 20 minut, dopiero wtedy usłyszałam skrzypienie zawiasów. Szybko odwróciłam się w stronę czarnej postaci, która wychodziła.
-Dłużej już nie można było?! – warknęłam na Damona i ruszyliśmy w stronę samochodu. Nawet nie byliśmy blisko, a chłopak zatrzymał mnie ręką. Zachowywał się jakby coś usłyszał.  Później już wszystko działo się bardzo szybko. Nawet nie wiem kiedy Damon przytrzasnął mnie do drzewa przytulając mocno. Chciałam na niego krzyczeć, ale ujrzałam postać za nim, ta osoba trzymała w ręku pistolet. Spojrzałam na chłopaka, a w jego oczach widziałam cierpienie.
-O nie – mruknęłam, wiedząc już co jest na rzeczy. Ten ktoś, kto strzelał uciekł, a Damon powoli osuwał się na ziemię.
-Nie, nie! – krzyknęłam, byłam spanikowana. Chciałam go przytrzymać, więc położyłam dłoń na jego plecach, na co on odpowiedział krzykiem. Bolało go, cierpiał… A ja nie wiedziałam jak mu pomóc. Spojrzałam na dłoń, którą wcześniej sprawiłam chłopakowi tyle bólu, była cała zakrwawiona. Szybko ściągnęłam z niego koszulkę, dobrze, że nie miał swojego obcisłego T-shirtu, który zdarza mu się nosić, bo w życiu by mi się nie udało tego zdjąć. Na umięśnionych plecach czarnowłosego ujrzałam głębokie rany, a w nich tkwiło coś drewnianego.
-To pociski z drewna, wyjmij je błagam – wiedziałam, że gdyby miał siłę wykrzyczałby to zdanie. Pięć dziur w jego plecach, jak miałam wyciągnąć to coś?! Z lekkim obrzydzeniem i zamkniętymi oczami włożyłam palce w ranę próbując wyciągnąć kulę, nie wiem czemu, ale mnie parzyła. Syknęłam z bólu, wiedząc, że jest niczym w porównaniu z tym Damona. Przy trzecim pocisku zauważyłam, że robią mi się rany na opuszkach palców. Zignorowałam to, chciałam pomóc czarnowłosemu, jak najlepiej jak najszybciej. Gdy wyciągnęłam tą ostatnią usłyszałam ciężkie westchnienie chłopaka.
-Dziękuję – mruknął do mnie, był jeszcze bardzo słaby, stracił dużo krwi i ta werbena, którą nasączone były pociski.
-Napij się mojej krwi – Zabrałam włosy z szyi i odsłoniłam ją by chłopak mógł się spokojnie wgryźć w moją tętnicę. Widać było, że ma wątpliwości, jednak zdecydował rozsądnie, mieliśmy jeszcze wiele kilometrów przed sobą. Jego kły przebiły moją skórę, mój oddech przyspieszył czując ciepłe wargi Damona. Tak dawno nie czułam ich miękkości. Delikatny, dosłownie minimalny zarost chłopaka drażnił moją wrażliwą na niego szyję. Zmrużyłam oczy, czując ogromną przyjemność, dreszcze przechodziły po moim ciele, nie podejrzewałam, że jak ktoś będzie pił moją krew, to będzie takie przyjemne, ale to mogła być zasługa osoby. Chłopak po chwili odsunął się ode mnie, a ja próbowałam się opanować. Przecież on wyrządził mi tyle krzywdy, powinnam być na niego wściekła, a nie czuć dreszcze przy najmniejszym dotyku. Otworzyłam oczy powoli się uspokajając, ale natrafiłam na wzrok wampira, moje serce na nowo zaczęło szaleć, a ja w myślach klęłam na siebie. Chciał mnie pocałować, ale ja szybko wstałam. Nerwowo podniosłam jego koszulę i otrzepałam się z liści.
-Mamy jeszcze daleką drogę przed sobą – boże ja głupia. Zamknęłam oczy próbując wymazać sobie z pamięci to wszystko. Bolało mnie to wszystko jak on ze mną postępował, ale bardziej bolało to, że ja lgnęłam do niego tak bardzo. Ruszyliśmy w stronę Pennsville. Znów nie odzywaliśmy się do siebie słowem, musnęłam palcami miejsce, w które Damon mnie ugryzł. Nie było po tym ani śladu, ale dalej czułam jego usta, jego zarost, jego całego. Zaczynało się ściemniać, widziałam, że chłopak był już zmęczony.
-Zatrzymajmy się w jakimś motelu – stwierdziłam widząc nerwowo zaciśnięte palce na kierownicy.
-Prześpij się tu, im szybciej dojedziemy tym szybciej będziesz mogła pływać nago ze swoim wilczkiem – skąd on o tym wiedział do cholery?! Przecież nawet Elenie tego nie mówiłam.
-Co ty wygadujesz? – zmarszczyłam brwi szukając odpowiedzi w jego twarzy.
-Nie wiem czy wiesz, że jezioro jest w lesie, niedaleko klifu? – nagle poczułam mocne szarpnięcie. Damon skręcił w stronę jakiś świateł. Motel, jednak się zatrzymał.
-Damon… - nie wiedziałam co powiedzieć. Czułam wielkiego gula w gardle, przez którego nie wydostały by się żadne moje słowa. Czarnowłosy wysiadł z samochodu, szybko ruszyłam za nim w stronę recepcji.
-Dwie jedynki – powiedział stanowczo do szczupłej kobiety siedzącej w okienku. Więc nawet pokoju nie weźmie ze mną, a przecież jeszcze przed chwilą chciał mnie pocałować. Co tu się dzieje? On ma większe wahania nastroju niż ja… Chociaż? Wniosłam bagaże do swojego pokoju i usiadłam na łóżku. On widział mnie wtedy z Codym. Jak mogłam nie pomyśleć, że ktoś może mnie widzieć? Musiałam się napić, koniecznie, wyszłam do recepcji, a raczej chciałam tam iść bo zauważyłam Damona niosącego dwie butelki Burbona.
-Napijemy się tak jak kiedyś? – spytałam zagradzając mu drogę.
-Już nie będzie tak jak kiedyś – mruknął, ale mimo to dał mi do ręki butelkę. Miałam cichą nadzieję, że to zaproszenie więc poszłam za nim. Otworzył swój pokój i zaprosił mnie ręką do środka.
-Damon ja… - chciałam się wytłumaczyć. Nie wiem po co i dlaczego, on mi się nie tłumaczył ze swoich wyskoków.
-Nic nie mów, ja chcę się po prostu napić – usiadł na łóżku, a naprzeciw niego na podłodze. Otworzyłam butelkę Burbona.
-Za te gorsze chwile w życiu – wzniosłam toast i stuknęłam o jego butelkę. Upiłam łyk, a nawet kilka, gdy oderwałam się od alkoholu rozłożyłam się wygodniej wspierając się na łokciach.
-Damon, czy ty wierzysz w miłość? – zapytałam po dobrych paru łykach Burbona.
-Miłość to dziwka – mruknął opierając przedramiona na kolanach. Nic nie odpowiedziałam, bo nie było na co. Wydawało mi się, że kocha Elenę, przecież się nie pomyliłam. Dopiłam alkohol prawie do końca.
-Idę spać do siebie – mruknęłam próbując się podnieść. Czułam, że trochę kręci mi się w głowie. Wyciągnęłam z kieszeni paczkę papierosów i wysunęłam jednego.
-Dobranoc – mruknęłam praktycznie do siebie i wyszłam z jego pokoju. Cóż mogłam się spodziewać, że nawet nie odpowie. Na zewnątrz odpaliłam papierosa. Wejście do pokoi było na świeżym powietrzu, więc mogłam sobie na to pozwolić. Oparłam się o lekko spróchniałą, drewnianą barierkę i patrzyłam w światła odjeżdżających samochodów. Spokojnie zaciągnęłam się trującym dymem. Nie wiem, czy była to wina alkoholu, czy naprawdę czułam coś do Damona, ale chciałam wrócić do niego i tam już zostać. Tymczasem od kiedy powiedział mi, że widział mnie i Cody’ego jest na mnie wściekły. Usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Odwróciłam się i zobaczyłam Damona, oparłam się plecami o barierkę. Na biodrach miał tylko przepasany ręcznik, a z włosów figlarnie kapała mu jeszcze woda na umięśnioną klatkę piersiową.
-Zostawiłaś telefon, dzwonił wilczek, to powiedziałem mu, że jesteś zajęta mną – próbował się uśmiechnąć, ale średnio mu wychodziło. Dziwnym trafem nawet się nie wkurzyłam. Podeszłam do niego nie mogąc nacieszyć się jego widokiem. Po drodze wyrzuciłam papierosa. Czułam zapach jego ciała, tak bardzo chciałam się do niego teraz przytulić. Wzięłam telefon w ręce i uśmiechnęłam się.
-Dziękuję – powiedziałam patrząc się na chłopaka.
-Idź się tłumaczyć teraz swojemu chłoptasiowi. Dobranoc – Damon tak po prostu odwrócił się i wszedł do pokoju zatrzaskując mi drzwi przed nosem. Prychnęłam głośno tak by usłyszał. Spojrzałam na telefon i odczytałam SMSy. „Baw się dobrze” przeczytałam tego od Cody’ego. No tak, jakbym coś takiego usłyszała jak on też bym tak ironicznie podchodziła. Natrafiłam na SMS od Eleny. Żaliła się w nim, że coś jest nie tak ze Stefanem i chyba już nie chce z nim być. Takie problemy nie były na moją głowę teraz. Zadzwoniłam natomiast do Cody’ego by wyjaśnić sytuację.

-Już nie jesteś zajęta Damonem? – usłyszałam wkurzony głos w słuchawce. Długo nie zajęło mi tłumaczenie się. Pod koniec rozmowy poprosiłam go, aby zajął się Eleną. Coś musiało być naprawdę nie tak.