czwartek, 10 lipca 2014

Numer 24

-Pieprzony kretyn, frajer z idiotycznym akcentem - klęłam idąc w stronę wyjścia, które zastąpił mi wampir, jednym ruchem ręki odsunęłam go i mimo, że słyszałam sprzeciw ruszyłam. Dzięki mocy "krwiopijcy" po paru minutach pukałam już do drzwi Klausa.
-Oh witaj moja droga - gestem dłoni zaprosił mnie do środka.
-Ten uśmieszek zachowaj na później - warknęłam na niego wchodząc.
-Przejdźmy do rzeczy. Nie przyzwyczajaj się do mojej obecności. Biorę Elenę i wychodzimy - oparłam się o sofę w salonie.
-Nie, nie. Ty zostajesz - Klaus parsknął śmiechem. No dobra dosyć tego dobrego. Zacisnęłam pięści i zaczęłam szeptać zaklęcie. Usłyszałam jęk bólu, a jak otworzyłam oczy pierwotny wił się na ziemii.
-Zapytam grzecznie, gdzie jest Elena? - zacisnęłam mocniej pięść by sprawić blondynowi więcej bólu. Po chwili odpuściłam, by mógł odpowiedzieć na moje pytanie.. Przeliczyłam się jednak, mimo, że powtarzałam tą sztuczkę parę razy nie udało mi się go złamać. Zdenerwowana rzuciłam nim o ścianę. Trochę mi to zajęło ale w końcu pękł i powiedział mi gdzie mogę znaleźć Elenę. Wiedziałam, że był wściekły. Dla pewności skręciłam mu kark. Dość szybko odnalazłam przyjaciółkę i razem uciekłyśmy z domu Klausa.
-Co zrobiłaś, że ci się udało? - Damon wyraźnie był w szoku objął mnie w pasie.
-Nie pytaj. Wiem tylko, że teraz będzie wściekły - wtuliłam się w niego. Nie chciałam opowiadać jak potraktowałam Klausa. To co zrobiłam było zdecydowanie w stylu starszego Salvatore.
-Elena przepraszam to moja wina, że Klaus cię porwał - spojrzałam smętnie na przyjaciółkę. To przeze mnie porwał ją pierwotny, to przeze mnie życie moich najbliższych jest zagrożone. Znów to samo, przez ponad dwadzieścia lat ponownie będą w niebezpieczeństwie, bo jestem jakimś cholernym Tantum. Ta myśl zabijała mnie tak bardzo. Elena mi wybaczyła, nawet stwierdziła, że nie mam za co przepraszać, a Klaus to po prostu psychol. No cóż, ma rację. Po krótkiej rozmowie z resztą stwierdziłam, że jeszcze pójdę do Cody'ego. Oczywiście Damon pokazał swoje niezadowolenie, ale powinien się już przyzwyczaić. Wilkołak mieszkał niedaleko mojego mieszkania, tym lepiej dla mnie. Zabrałam sześciopak zimnego piwa i po krótkim spacerze zapukałam do drzwi chłopaka. Przywitał mnie jak zwykle przytuleniem.
-Scott, co ty tu robisz?! - krzyknęłam gdy weszłam do salonu. Podszedł do mnie, a ja tylko lekko go uderzyłam.
-Dlaczego mi nie powiedziałeś, że będziesz?! - udawałam lekko obrażoną, ale po chwili przytuliłam go.
-Dopiero przyjechałem, miałem zamiar dzwonić jutro - uśmiechnął się do mnie. No to teraz sześciopak może nam nie wystarczyć. Jak dobrze, że praca dopiero popołudniu.
-Jesteś w końcu z tym wampirem? - zapytał w końcu Scott. No tak dawno się nie widzieliśmy, nawet nie dzwoniłam do niego.
-Jest na warunkowym - zaśmiałam się i dopiłam swoje piwo.
-Twoja matka cały czas naciska, żebyśmy cię od niego oderwali - mruknął Scott. Ona się nigdy nie nauczy nie wtrącać w nie swoje życie.
-A wy co na to?
-A co mamy jej powiedzieć? Nasi rodzice też nas naciskają. Powiedziałem, że zobaczymy co da się zrobić, ale wiesz przecież, że nie będę cię do niczego zmuszać.
-Nie będziemy - zaraz po Scottcie dodał Cody. Będzie ciężko namówić moją matkę do polubienia wampira, ale to tego wampira kocham i będę się z nim spotykać, czy jej się to podoba czy nie. Lekko podchmielona wróciłam do domu.
-No to ładnie się z Azorem bawiłaś - Damon zaskoczył mnie w sypialni. Podszedł do mnie bliżej.
-Był jeszcze Scott - odpowiedziałam lekko zła, że pojawia się w taki sposób, ale w sumie jakbym go nie znała.
-Ah więc nalot twoich niedoszłych narzeczonych - podszedł jeszcze bliżej, tak, że oparłam się o ścianę.
-Na całe szczęście to ja wygrałem ciebie - mruknął prawie w moje usta po czym pocałował mnie. Uwielbiałam gdy to robił. Objęłam jego szyję oddając pieszczotę. Wampir powoli podniósł mnie i położył na łóżko, a sam usadowił się nade mną. Moje myśli jednak biegły daleko od tego co teraz robiliśmy. Przewróciłam go na łóżko i usiadłam na nim patrząc mu głęboko w oczy. Zmarszczył brwi widząc moją minę.
-Damon, dlaczego nie możemy być normalną parą? - zapytałam bawiąc się kosmykiem jego włosów. Wampir uniósł się powoli na przedramionach, by spojrzeć na mnie.
-Brakuje ci normalnego życia?
-Tak. Chciałabym zwolnić, nie czuć przymusu walki ze złem. Pójść do kina, na spacer. Później może założyć rodzinę. Dlaczego nie mogę? - spojrzałam wzrokiem pełnym smutku na niego. Dotknął mojego policzka siadając do końca.
-Zdajesz sobie sprawę, że ja kocham być wampirem, a one nie zakładają rodzin? - zapytał. Wiedziałam to, dobrze to wiedziałam. Ja jednak miałam tylko dwadzieścia lat, on całe życie. Na dobrą sprawę jakbym w najbliższym czasie urodziła dziecko spokojnie mogłabym je wychować. Dlaczego życie jest takie do dupy. Wiedziałam, że z wampirem się nie uda, w ciążę mogłam zajść z każdą rasą, tylko nie wampirem. Damon nawet przecież nie chce zakładać rodziny.
-Wiem Damon wszystko wiem. Wiem też, że moja matka cholernie nienawidzi mojego ukochanego, wiem, że mam wyznaczonego narzeczonego,wiem, że jestem jakimś pieprzonym Tantum, którym wcale nie chcę być, wiem, że za dwadzieścia lat znów umrę, wiem też, że nie chcę mieć takiego życia - westchnęłam zrezygnowana i podniosłam się z łóżka.
-Proszę zostaw mnie samą, za trzy godziny muszę wstać do pracy, a chciałabym choć trochę pospać - mruknęłam i z piżamą w ręku ruszyłam w stronę łazienki. Gdy wróciłam do pokoju na łóżku zastałam karteczkę.
-Naprawimy wszystko. D. - przeczytałam w myślach. Naprawimy, jasne, ciekawe jak. Oczywistym jest, że nie spałam ani cholernej minuty. Szybko ubrałam się i poszłam "zjeść" moje śniadanie. A Rh+ o poranku nie była moją ulubioną, ale było ją najłatwiej dostać. W pośpiechu sprawdziłam, czy wszystko mam zgodnie z zasadą trzech : portfel, klucze, telefon. Nim jednak zdążyłam założyć buty drzwi szeroko otworzyły się, a w nich stanął czarnowłosy wampir.
-Nie mam czasu teraz, spieszę się do pracy - próbowałam go spławić, lecz średnio mi to wychodziło.
-Pakuj się i jedziemy - powiedział stanowczo.
-Ha ha ha - powiedziałam ironicznie.
-Przepuść mnie, nie mogę się spóźnić - próbowałam go ominąć, lecz nie pozwolił mi na to.
-Masz wolne, teraz pakuj się - spojrzał głęboko w moje oczy. Na parę sekund zatopiłam się w jego błękitnych tęczówkach, na całe szczęście szybko się otrząsnęłam.
-Żadne wolne Damon.
-Jordan! - prawie krzyknął na mnie, spojrzałam ponownie na niego.
-Staram się, cholernie się staram, żebyś była szczęśliwa, staram się być dobry, mimo, że najchętniej oderwałbym głowę conajmniej pięciu osobom, chcę byś była szczęśliwa, więc proszę cię pozwól mi sobie pomóc - mówiąc to trzymał w dłoniach moją twarz bym nie mogła odwrócić wzroku. Westchnęłam głośno.
-Wszystko jest załatwione, wystarczy po prostu, że się spakujesz - mówił już spokojniejszym tonem. Może ma rację, nie chcę go odsuwać, chcę by był przy mnie. Wspięłam się na palcach i musnęłam jego wargi.
-Powiedz mi chociaż gdzie jedziemy, bo nie wiem co ze sobą zabrać - usiadłam przed szafą patrząc na półki. Poczułam, że siada za mną, jego szorstki zarost drażnił moją szyję, a za chwilę ustami musnął moją skórę. Przeszły mnie przyjemne dreszcze.
-W tym wyglądasz kusząco - czułam jak się uśmiecha wyciągając kremową bokserkę z koronką na plecach. Czułam jak się delikatnie rumienię, znaliśmy się już przecież dość długo, a jednak potrafił czasem wywoływać u mnie zakłopotanie. Zaczął mi wybierać ubrania komentując co jakiś czas w czym mu się podobam, szeptał to wprost do mojego ucha, a ja drżałam czując jak jego zarost drażni moją delikatną skórę.
-Ah koniecznie te, cudownie się je ściąga - uśmiechnął się wyciągając z szuflady koronkową bieliznę.
-Damon! - krzyknęłam rumieniąc się przy tym nieco. On jedynie musnął mój policzek i podał mi to co przed chwilą wyjął bym zapakowała do torby. Po krótkim, ale jakże seksownym pakowaniu w stylu Damona Salvatore podniosłam się, ale on szybko pociągnął mnie za rękę i w taki sposób wylądowałam na jego biodrach. Patrzył na mnie z niecierplwością jakby na coś czekał. Dopiero po paru sekundach wpatrywania się na niego pocałowałam jego usta, chyba właśnie na to czekał, gdyż językiem rozchylił moje wargi pogłębiając pieszczotę.

-Pakuj się, obiecuję, że dokończymy to później - wyszeptał będąc tak blisko mnie, że mówiąc muskał moje wargi swoimi. W jego oczach widziałam, że ledwo się powstrzymuje. Z uśmiechem podniosłam się najseksowniej jak tylko umiałam delikatnie ocierając się o niego.

piątek, 6 czerwca 2014

Numer 23

Moje „mieszkanie” było całkiem przytulne, coś jak kawalerka, ale nie w bloku. Państwo Keller też byli bardzo mili. Moje małe M1, moje i tylko moje, byłam w nim sama i to idealne rozwiązanie. Co do pracy w Grillu, radziłam sobie, tak mi się wydaje.


-Jordan mogłabyś zastąpić mnie na barze? Przyjmę dostawę – krzyknął Matt w moją stronę. Zdziwił mnie, bo to ja robiłam wszystko na zapleczu z racji tego, że się uczyłam.
-No dalej, dalej musisz się i tego nauczyć – poganiał mnie, poprawiłam kitkę i wskoczyłam za bar, przy którym był tylko jeden klient, Taylor.
-No w końcu ktoś na kogo można patrzeć – skomentował moją obecność, ja jednak puściłam to mimo uszu.
-Cóż za zdziwienie, że ta słynna Jordan, która poruszyła cały świat nad naturalny pracuje w podrzędnej knajpie gdzieś na końcu świata. Twoje zdrowie – tuż po tych słowach przechylił kieliszek, a przezroczysty płyn wpłynął do jego ust. Gestem dłoni polecił mi bym nalała następny.
-Słynna Jordan?
-Strażnik porządku i ładu w tym wszystkim tak bardzo pokręconym. Powinienem być na ciebie zły, przecież możesz zabić mnie tak szybko, ale jakoś się ciebie nie boję – zaśmiał się drwiąco. Zacisnęłam pięści, ale starałam się być profesjonalna w swojej pracy.
-Powinieneś pantoflu Klausa – Damon usiadł obok i spojrzał na niego z wyższością.
-Wiesz co lubię – zwrócił się do mnie z lekkim uśmiechem, ja bez słowa nalałam mu Burbon. Powinnam liczyć się z tym, że wampir tu przychodzi i będę musiała mu usługiwać. Taylor wypił jeszcze kieliszek na odchodne i odszedł. Został prawie pusty lokal, a przy barze on. Patrzyłam jak przechyla szklankę z alkoholem.
-Masz zamiar traktować mnie jak powietrze? – odezwał się w końcu.
-Nie… Damon po prostu… -zaczęłam się miotać, wzrok wbiłam w jeden punkt na blacie.
-Tak wiem… Zraniłeś mnie, daj mi czas, bla bla bla – prychnął i dopił Burbon do końca i głośno odstawił szklankę.
-Widzę Jordan, że nie ma dziś ruchu. Idź do domu tylko śmieci wynieś – Matt zabrał mi bawełnianą ścierkę z ramienia i zaczął nią wycierać kieliszki.
-Poczekaj na mnie na zewnątrz to porozmawiamy – rzuciłam w stronę Damona, zdziwił się tym co powiedziałam, ale przystał na moją propozycję. Szybko uwinęłam się z obowiązkami i przebrałam się i wyszłam przed lokal. Damon stał oparty o swój samochód, delikatnie się do niego uśmiechnęłam.
-Więc gdzie chcesz porozmawiać? – zapytał podnosząc się z maski.
-Jedźmy na klif – zaproponowałam, po drodze zajechaliśmy do sklepu po alkohol, było już całkiem ciemno, przez co wyraźniej widać było światła miasta. Usiadłam na masce samochodu, Damon zrobił to samo, po czym odkręcił butelkę Burbonu. Wyraźnie czekał aż coś powiem.
-Opowiedz mi dokładnie co się działo jak mnie nie było – zażądałam zabierając butelkę. Poczułam na sobie wzrok czarnowłosego.
-Po prostu, zawarłem układ z Klausem. Da ci spokój jak będę dla niego służył. Jak się jednak dowiedziałem, że… Wiesz z resztą – zabrał mi alkohol nie dokańczając. Może jednak nie powinnam się na niego gniewać. Zrobił to by mnie chronić, by nic mi się nie stało.
-Ile osób zabiłeś przez ten czas? – Na to pytanie nawet nie wiem czy chciałam by odpowiadał, w sumie nie zrobił tego.
-Dlaczego w taki sposób to rozwiązałeś? Dlaczego takie słowa w liście? – to mnie chyba najbardziej nurtowało, dlaczego tak do mnie napisał?
-Miałaś mnie nie szukać – spojrzałam na niego z lekkim smutkiem. Udało mu się to, co chciał zrobić. Oparłam głowę o jego ramię przysuwając się bliżej. Piłam powoli alkohol zabierając Damonowi co jakiś czas butelkę.
-Żałujesz? – zapytałam cicho czując jego dłoń na talii przysuwającą mnie jeszcze bliżej.
-Nie żałuję, ale następnym razem zrobiłbym zupełnie co innego.
-Co dokładnie? – uniosłam głowę by spojrzeć na jego twarz.
-Sam ochroniłbym cię przed Klausem i nigdy byś nie wyjechała – na jego słowa delikatnie się uśmiechnęłam i pogładziłam jego policzek. Szorstki, jednodniowy zarost drapał moją dłoń. Czułam jak dystans zdecydowanie się zmniejsza, a nasze usta stykają się ze sobą. Zadrżałam czując jego dotyk, a pocałunek stał się bardziej namiętny. Po chwili oderwałam się od niego i spojrzałam mu w oczy.
-Wiesz, że to nie znaczy, że ci wybaczyłam? – zmarszczyłam brwi by wyglądać na poważną.
-Wybaczaj mi jak długo chcesz – uśmiechnął się zadziornie i ponownie mnie pocałował. Usiadłam na jego kolanach, a właściwie sam mnie na nie wciągnął.
-Nie, nie. Nie powinieneś mieć tak łatwo – delikatnie się odsunęłam.
-Łatwo? Kobieto czekałem na ten pocałunek pięć miesięcy. Czy ty myślisz, że ja nic do ciebie nie czuję?! – oburzył się. Taka wylewność nie należała do jego licznych zalet. Gładziłam jego ramię i tors, by po chwili chwycić jego koszulę i przyciągnąć do siebie. Nasze usta znów złączyły się w tym razem łapczywym pocałunku.
Tamten wieczór trwał długo. Mimo to nocowałam w swoim domu, nawet nie zaprosiłam Damona do środka. Powinien czuć, że to musi się tym razem dziać powoli. Wiem, że mieliśmy wiele wzlotów i upadków. Mój zanik pamięci, wyjazd. To było naprawdę ciężkie półtora roku. Właśnie sobie uświadomiłam, że znam go już bardzo długo. Wszystko się jakoś ustabilizowało i czułam, że mam normalne życie. No może oprócz tego, że żywię się krwią i jestem jedyną w swoim rodzaju chorą krzyżówką.
Damon wszedł do Grilla i od razu usiadł przy barze obserwując jak poleruję szklanki.
-Witaj Jordan – postawiłam przed nim szklankę z bursztynowym płynem. Wiedziałam, że mnie szanuje, okazywał to przez to, że zwracał się do mnie po imieniu, a nie wymyślonym przezwiskiem. Ja jedynie uśmiechnęłam się w powitaniu i pocałowałam jego policzek. Mimo wszystko zachowywałam dystans, chyba jednak odrobinę się bałam. Dziś miałam jechać pod Mystic Falls na wieczór panieński kuzynki Brooke, Angeli. Damon zaproponował, że mnie tam zawiezie, więc wieczorem stał pod moim domem. Poprawiłam swoją sukienkę i założyłam buty. Gdy wyszłam na zewnątrz spotkałam się z niedowierzającym i zaskoczonym wzrokiem wampira. Podeszłam do niego, a on od razu objął mnie w talii.
-Teraz to cię nigdzie nie zabiorę, zostaniesz ze mną – prawie wymruczał mi do ucha, złączył nasze usta, czułam, że mnie pożąda, bardzo tego chciał. Gdy odsunęliśmy się od siebie roześmiałam się i powoli ścierałam z jego ust ślady mojej szminki.
-Jadę na imprezę – powiedziałam stanowczo na co on westchnął zrezygnowany.
-Wyglądasz nieziemsko – szepnął mi jeszcze do ucha, na co zareagowałam szczerym uśmiechem. Już po paru dziesięciu minutach byliśmy na miejscu.
Wieczór panieński Angeli zaczął się wspaniale, parę drinków dziewczynom od razu uderzyło do głowy, mi oczywiście nie wystarczało. W końcu zaczęły się te rozmowy o facetach.
-Jak z Damonem? – wypaliła w końcu Brooke.
-Bardzo dobrze – w sumie tak było. Coraz lepiej.
-Dziewczyny gdybyście go widziały. Takie ciacho – Brooke rozmarzyła się. Już po chwili każda namawiała mnie bym pokazała jego zdjęcie, a gdy już to zrobiłam zachwycały się nim. To jakiś kabaret, w dodatku nakręcany przez samą Brooke. Może była zazdrosna? Podobał jej się Damon, próbowała kiedyś z nim flirtować, ale wampir ją odrzucił. Napisałam SMS do czarnowłosego z prośbą by po mnie przyjechał, ale dalej słyszałam jak Brooke zachwalała mojego chłopaka. Chwila… Mojego chłopaka? W sumie nie był mój, bo nie mogłam mu do końca przebaczyć.
- Dobra dziewczyny miłej zabawy – podniosłam się i poprawiłam chabrową sukienkę. Angela odprowadzała mnie do drzwi.
-No faktycznie przystojny – szepnęła mi na ucho, gdy zobaczyła opartego o samochód Damona.
-Nie wejdziesz? – Brooke krzyknęła w stronę wampira, ale on zauważył moje wymowne spojrzenie, stanęłam tuż przed nim i czekałam na to co jej odpowie.
-Wybaczcie, mam już na dziś towarzystwo – uśmiechnął się dobrze i pocałował mnie namiętnie, ale krótko. Wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy w stronę mojego domu, gdy stanęliśmy na podjeździe on odprowadzał mnie do drzwi. Tuż przed wejściem usta złączyliśmy w namiętnym pocałunku, złapałam go za koszulę i otworzyłam mieszkanie.
-Wejdziesz? – przygryzłam dolną wargę, a wampir z chęcią wkroczył do mojego mieszkania, po chwili byłam przyszpilona do zimnej ściany, a Damon całował mnie namiętnie. Czułam jak moje serce szaleje na jego punkcie. Dłonią ściskał mój pośladek.
-No dobra, albo dajcie popcorn, albo skończcie ten teatrzyk – usłyszeliśmy męski głos z brytyjskim akcentem. Oderwaliśmy się od siebie, byłam przerażona. Czego on znów ode mnie chce?!
-Chyba nie myślałaś, że dałem sobie spokój z tobą, prawda? – Klaus uniósł jeden kącik ust do góry. Damon zacisnął palce na mojej talii, bym poczuła się bezpieczniej. Tylko trochę pomogło.
-Jesteś pewna, że twoje ocalenie to dobry pomysł? Lepiej byś wyglądała jakbyś była martwa – roześmiał się łapiąc mnie za podbródek. Damon zacisnął zęby i rzucił się na pierwotnego. Był jednak za słaby i role szybko odwróciły się. Wampir po chwili wisiał  przy ścianie tylko dlatego, że Klaus trzymał go za gardło, a drugą dłoń wsuwał w miejsce jego serca.
-Zostaw go! – krzyknęłam zaciskając palce w pięść.
-Zostaw powiedziałam! – zamknęłam oczy wykrzykując te słowa, gdy je otworzyłam zauważyłam Klausa leżącego na ziemi. Bycie wiedźmą ma swoje zalety, wybuchła ze mnie cała energia, którą skrycie chowałam. Moc pełna nienawiści do pierwotnego.
-Spokojnie Jordan, już spokojnie – Damon podszedł do mnie i gładził mnie po ramieniu.
-Pożałujesz tego, obiecuję ci to – warknął pierwotny jak odchodził. No tak zawsze był niepokonany, a teraz ja go w jakimś sensie pokonałam. Wtuliłam się w Damona.
-Zostaniesz ze mną dziś w nocy? – spojrzałam mu w oczy, a on jedynie mnie pocałował.
-Wiem, że nie powinienem się w tej sytuacji cieszyć, ale z przyjemnością zostanę z tobą w nocy – ujął mój policzek i pocałował mnie. Objęłam jego szyję, tylko przy nim czułam się bezpiecznie.


Rano obudziły mnie pierwsze promienie słońca. Otworzyłam oczy i spojrzałam na śpiącego przy mnie Damona. Wyglądał tak niewinnie i spokojnie, uniosłam się i zaczęłam muskać jego klatkę piersiową ustami. Po chwili poczułam jak się przebudza. Spojrzał na mnie z uśmiechem i przewrócił na łóżko a sam usadowił się nade mną. Złączył nasze usta w pocałunku. Tak, to zdecydowanie to był mój ulubiony poranek. Czułam się tak błogo i cudownie ułożyłam głowę na jego klatce piersiowej, a dłonie podłożyłam pod podbródek i po prostu patrzyliśmy na siebie.
-Założyłaś moją koszulę – zauważył wampir.
-Mówiłeś, że mam ją częściej zakładać, a to chyba była dobra okazja – musnęłam palcami jego szyję.
-Idealnie by było jakbyś była bez niej – na jego słowa najpierw się zaśmiałam. Rozbrzmiał dźwięk mojego telefonu.
-Oni to zawsze wiedzą kiedy dzwonić – Damon oburzył się gdy sięgałam po telefon. Roześmiałam się odbierając.
-No cześć Stefan, co się dzieje? – zapytałam wtulając się w czarnowłosego.
-Widziałaś może Elenę? – usłyszałam zdecydowanie zdenerwowany i przestraszony głos Stefana. Zmarszczyłam brwi i podniosłam się do pozycji siedzącej. To nie może być prawda, to znów ten pieprzony blondas. Ustaliłam z Damonem, że wampir pójdzie dowiedzieć się u źródła o co chodzi, a ja zaczekam w rezydencji. Siedzieliśmy ze Stefanem wpatrzeni w kominek. Powoli sączyliśmy bursztynowy płyn ze szklanek. Widziałam po minie, że Stefan bardzo martwi się o dziewczynę, mimo iż nie byli już razem.
-Dlaczego się rozstaliście? - wypaliłam. Brawo Jordan to idealny czas na zadawanie takich pytań. Skrzywiłam się nieco szepcząc "przepraszam".
-Nie przepraszaj. Nie mogliśmy się dogadać już. Nie iskrzyło między nami. Chyba za dużo się wydarzyło przez ostatni czas - po jego słowach podniosłam się ze swojego fotela i przytuliłam młodszego Salvatore. Wampir delikatnie się uśmiechnął. Po chwili z hukiem wszedł Damon. Razem ze Stefanem patrzeliśmy jak czarnowłosy klnąc podchodzi do barku. Jednym haustem wypił cały alkohol, który wlał przed chwilą do szklanki.
-Szybko wróciłeś - tak Jordan, to nie jest twój dzień na myślenie. Znów warknęłam na siebie w myślach.
-Nie da się z nim dogadać. Chce ciebie za Elenę i koniec - warknął. Westchnęłam głośno, a ja podniosłam się.

poniedziałek, 5 maja 2014

Numer 22

Słyszałam głosy, harmonijne, wiele połączonych w jedno, jak chór. Powoli otwierałam oczy, była noc, zauważyłam to widząc gwiazdy na niebie. Rozglądałam się wokół próbując się zorientować, co się dzieje. Po chwili podeszła do mnie babcia.
-Babciu? - Zapytałam słabym głosem, ona przyniosła mi szklankę, wypełniona było czerwoną, ciemną krwią. Po jej gestach można było zrozumieć to, że muszę ją wypić. Gdy to uczyniłam głosy zamilkły. Poczułam, gdy ktoś podnosi mnie za ramiona.
-Czy się udało? - Za mną rozbrzmiał niski, ciepły głos. Wzdrygnęłam się lekko i obróciłam się, dobrze pamiętałam ten głos, Damon stał teraz przede mną patrząc na mnie tymi swoimi błękitnymi oczami.
-Drogie dziecko, nienawidzę tych stworzeń, ale on dba o ciebie – powiedziała Ana, ja jednak zaprzeczająco pokiwałam głową.
-Zostawił mnie babciu, po prostu mnie zostawił – ruszyłam w stronę domu, on wiedział, że zatrzymywanie mnie nie ma sensu. Rzuciłam się na łóżko i po prostu płakałam, to było dla mnie za dużo. W sumie wiele razy to sobie powtarzałam ostatnimi czasy. Usłyszałam kroki i dźwięk naciskanej klamki. Obróciłam się twarzą do ściany i narzuciłam szybko na siebie kołdrę.
-Jordan – głos Damona rozbrzmiał w mojej głowie. Próbowałam się uspokoić, nie mogłam mu pokazać, że działa na mnie.
-Odejdź – mój głos jednak się łamał, poczułam dłoń na swoim ramieniu. Przy nim coraz mniej miałam sił by się opierać.
-Powinnaś dowiedzieć się wszystkiego, co się teraz będzie działo – Damon starał się mówić spokojnie, obróciłam się z wrogim spojrzeniem.
-Wiesz, co się teraz będzie działo? Wyjdziesz stąd i nie będę cię widzieć tak jak przez ostatnie miesiące. Wydaje mi się, że byłeś wtedy szczęśliwszy – spojrzałam na niego z pogardą, coraz trudniej przychodziło mi trzymanie dystansu. Spojrzałam w jego błękitne oczy, były teraz przepełnione smutkiem,. Przecież mu się należało, to, co zrobił, wyjechał.
-Zostawiłeś mnie – ostatnią myśl wypowiedziałam nieświadomie na głos. Szybko odwróciłam wzrok, by nie patrzeć na niego.
-Jordan... Wyjechałem, bo nie chciałem byś cierpiała przeze mnie, lepiej by było dla ciebie jakbyś posłuchała matki, jestem zły – powiedział próbując dotknąć mojego ramienia.
-Skąd ty wiesz, co jest dla mnie dobre, co?! Może lepiej będzie jak sama będę o tym decydować! Byliśmy razem, kazałeś mi tu przyjechać, a ciebie już dwa dni później w Mystic falls nie było! Dwa dni, tyle znaczył dla ciebie nasz związek i moja miłość! - Podniosłam się z nerwów z łóżka, Damon też wstał.
-Kochałem cię i będę cię kochał – patrzył na mnie. Nie zmięknij Jordan, nie zmięknij proszę cię.
-Wcale o mnie nie myślisz! Wiesz jak się czułam jak się dowiedziałam, że wyjechałeś? Wyrzuciłeś mnie ze swojego życia w tak perfidny sposób! - Damon nic nie odpowiedział, podszedł bliżej i pocałował mnie ujmując w swoje dłonie moją twarz. Jego usta, tak dawno nie czułam ich smaku, delikatności. Nie, tak nie może być! Opanuj się kobieto on cię zostawił na tyle miesięcy! Odepchnęłam go, lecz teraz byłam dużo słabsza od niego i tylko delikatnie się odsunął.
-Nigdy nie wyrzuciłem cię ze swojego życia, Jordan dalej cię kocham – słowa Damona były szczere, wiedziałam, że nie chce mnie okłamać, mimo to byłam dalej wściekła.
-Nie? Ile miałeś kobiet jak wyjechałeś? Z iloma się przespałeś? Nie uwierzę ci jak mi powiesz, że z żadną, oboje wiemy, że akurat ty nie dałbyś rady – warknęłam, chyba uderzyłam w czuły punkt. Odsunął się znacznie ode mnie.
-Przekazałem wszystko, co wiem Scottowi, jakbyś chciała Bonnie zaoferowała, że ci pomoże – powiedział smutno na odchodne, po czym wyszedł z pokoju. Osunęłam się na ziemię, a łzy płynęły mi strumieniami po policzkach. Serce i rozum przez całą tą rozmowę tak bardzo walczyły ze sobą. Wiedziałam, że nie mogę sobie odpuścić, zranił mnie, ale tak bardzo chciałam poczuć jego miłość, jego dotyk, pocałunki. Potrząsnęłam głową i spojrzałam w bok na lustro. Ten widok mnie przeraził, nie wyglądałam już jak ja. Okropność, wyglądałam strasznie. Usiadłam na łóżku próbując rozczesać moje potargane włosy i wyszłam się przejść. Gdy tylko złapałam zasięg mój telefon zawibrował. No tak Elena, mogłam się tego spodziewać.
-Halo? - Powiedziałam odbierając telefon.
-Jordan proszę wróć z Damonem do Mystic Falls – Elena mówiła błagalnie.
-Nie, nigdzie z nim nie jadę. Nawet nie wiem gdzie on jest – mruknęłam wkurzona.
-Daj mu szansę, jest jeszcze niedaleko, zatrzymał się w motelu nieopodal, jemu naprawdę zależy na tym byś wybaczyła mu.
-Jakby mnie nie zostawiał nie musiałabym niczego mu wybaczać – mruknęłam patrząc jak liście na drzewach poruszają się od wiatru, a pomiędzy nimi prześwituje słońce, tak ciepłe, radosne. Taki był właśnie Damon. Zimny, ciemny i przerażający jak cień, ale gdy wzruszyło się nim, gdy odsunęło się ciemność, ukazywało się światło, ciepło i dobro, jakie miał w swoim sercu.
-Jordan pojedź z nim musisz wiedzieć parę rzeczy, musisz żyć dziewczyno, nie możesz nas tak zostawiać – westchnęłam głośno.
-Niech czeka przed wjazdem do miasta, będę tam za dwie godziny – odwróciłam się w kierunku domu babci, gdy rozłączałam się usłyszałam tylko „dziękuję” z głośnika telefonu. Może nie powinnam ulegać, wybrałam numer do Scotta i powiedziałam mu, że wyjeżdżam, gdy się pakowałam właśnie on zapukał do drzwi mojego pokoju.
-Wiedziałem, że mu wybaczysz – nie mówił tego z żalem, po prostu oznajmiał.
-Nie wybaczyłam mu, jadę by spotkać się z Eleną – wzruszyłam ramionami pakując ostatnie bluzki do walizki.
-Odprowadzić cię, chociaż? - Zapytał siadając na moim łóżku, w sumie już nie moim, przecież wyjeżdżam.
-Nie, dziękuję poradzę sobie sama – widziałam, że było mu przykro, że wyjeżdżam. Przytuliłam go mocno.
-Jesteś najlepszym przyjacielem – uśmiechnęłam się do niego i pocałowałam w policzek. Niedługo później poszedł, a ja musiałam pożegnać się z babcią.
-Może nie zachował się dobrze wyjeżdżając, ale rozumiem jego tok myślenia, twoja matka jest, jaka jest i obie dobrze o tym wiemy. Wnusiu on jednak uratował ci życie, swoimi sposobami, ale to zrobił. Fajny z niego chłoptaś, powinnaś z nim porozmawiać, kochanie – zdziwiłam się na słowa babci, ale może miała rację, mimo tych złych rzeczy zrobił dla mnie dużo. Wyściskałam babcię i ruszyłam piaszczystą ścieżką w stronę wyjazdu z miasta. Po kilkunastu minutach zauważyłam samochód Damona. Cabrio stało z otwartymi drzwiami, wampir musiał zauważyć mnie w lusterku, bo wstał i oparł się na tyle samochodu, by patrzeć jak idę. Wziął ode mnie walizkę i włożył ją do bagażnika, a ja usiadłam na fotelu pasażera, wiedziałam, że jest to długa droga i będziemy zatrzymywać się w hotelach, co najmniej raz, możliwe, że dwa. Wiatr porywał moje włosy, a promienie słońca delikatnie muskały moją twarz. Mijały minuty, może i nawet godziny, żadne z nas się nie odzywało.
-Jakbyś chciała wiedzieć, to nie spałem z żadną – mruknął, chyba ciążyło mu to, bo słychać było wyraźną ulgę w jego głosie.
-Nie musisz mi wierzyć – przez jego ciemne okulary nie widziałam tych błękitnych oczu, nie wiedziałam, co teraz czuje.
-Damon... Wierzę ci – po moich słowach samochód zaczął zatrzymywać się, zjechaliśmy na jakiś parking. Gdy ściągnął okulary i spojrzał na mnie widziałam promyczek szczęścia w jego oczach. Cieszył się, że mu wierze, tak mało a dało mu szczęście, może on naprawdę mnie kocha?
-Przepraszam cię, że tak postąpiłem, jestem dupkiem, a przez to straciłem kogoś, kto trzymał moje człowieczeństwo na wierzchu – obrócił się w moją stronę, czułam, że chyba przesadzałam.
-Zjemy coś? Jestem strasznie głodna – rzuciłam szybko, nie chciałam wymięknąć. Wyszłam z wozu. Już chwilę później byliśmy z powrotem w drodze. Było już ciemno i robiło się coraz chłodniej, zajechaliśmy, więc do najbliższego hotelu, weszłam do swojego pokoju i postanowiłam wziąć prysznic, gdy wyszłam z łazienki ujrzałam Damona, no tak mogłam się tego spodziewać, zawsze tak robił.
-Powiesz mi, kiedy znudzi ci się przychodzenie, gdy jestem pod prysznicem? - Zignorowałam jego obecność, ale mocniej przepasałam ręcznik.
-Wolałbym być pod prysznicem z tobą – prawie nie usłyszałam tego, co powiedział, ale udawałam, że nie interesuje mnie to, kucnęłam przed walizką i wyszukałam rzeczy.
-Jordan – podniosłam się i obróciłam na zawołanie, okazało się jednak, że jednak, że Damon był bliżej niż się spodziewałam. Pocałował mnie, znów z zaskoczenia. Byłam zdezorientowana, ale nie odepchnęłam go, sam po chwili odsunął się, gdy nie odwzajemniłam pieszczoty.
-Więc już nigdy mi nie wybaczysz? - Zapytał trochę błagalnym tonem.
-Musisz dać mi czas Damon, bardzo mnie zraniłeś – odwróciłam wzrok, nigdy nie mogłam oprzeć się jego wzrokowi. Wampir złapał mnie za podbródek, nie miałam wyboru musiałam spojrzeć w jego oczy, delikatnie się zarumieniłam.
-Jestem cierpliwy, ale mam nadzieję, że nie będzie to wieczność – wyszeptał, a ja uśmiechnęłam się, pogładziłam go po szorstkim od zarostu policzku. Wiedziałam, że pragnie tego dotyku, więź między nami zacieśniła się na nowo. Staliśmy tak blisko, wspięłam się na palcach i musnęłam jego wargi swoimi, serce wygrało na sekundę, jednak to było tylko muśnięcie, odsunęłam się i spojrzałam mu w oczy. Gdy objął mnie w talii poczułam dreszcz przeszywający moje ciało. Wpił się w moje usta łapczywie, ale nie nachalnie, wiedziałam, że gdy dam znak on przestanie, ale czy chciałam tego? Powoli oddawałam pocałunki, jego usta. Jego miękkie wargi i te namiętne pieszczoty, które mi dawał. Gdy odsunęliśmy od siebie wargi oparliśmy o siebie swoje czoła. Widziałam, że się uśmiecha. Gładziłam jego policzek.
-Nie myśl, że to wszystko ujdzie ci płazem – zagroziłam w żartach.
-Mogę pokutować – mówił rozmarzonym tonem. Telefon zawibrował w jego kieszeni.
-Czego? - Odebrał wkurzony, że ktoś psuje mu taki moment.
-Dlaczego? No dobrze, braciszku, dla ciebie wszystko – mówił ironicznym tonem, gdy skończył spojrzałam na niego pytająco.
-Jedziemy dalej – poinformował mnie, resztę podróży myślałam jak głupio zrobiłam. Byłam wściekła i nie, dlatego, że Damon naciskał na mnie tylko, dlatego że się dałam podejść jak mały szczeniak, wystarczyło mnie trochę podrapać za uszkiem i już. Jaka ja jestem głupia.
- Mogę zatrzymać się u was dopóki nie znajdę mieszkania? – Zapytałam, gdy dojeżdżaliśmy do Mystic Falls. Wampir zdecydowanie nie był zachwycony tym pytaniem, bo zacisnął palce na kierownicy.
-Myślałem, że zostaniesz na dłużej – ja jednak przecząco pokiwałam głową. Może jeszcze miałabym z nim w jednym łóżku spać? Nie ma opcji. Otworzyłam drzwi do rezydencji, od razu zostałam przywitana przez wszystkich, nawet Silvia uśmiechnęła się jak mnie zobaczyła. Po krótkiej chwili usiadłam na kanapie.
-Jordan, wiesz, że jesteś Tantum. Istniejesz tylko ty jedna, jako zebranie wszystkich raz wilkołaka, człowieka, wampira i czarownicy. Wiesz też, że miałaś osiem tysięcy dni na wykonanie swojego zadania, czyli odprawienie rytuału, w którym zginą wszystkie hybrydy. Jednak nie wykonałaś go i miałaś umrzeć, co udało się przerwać. Teraz wygląda na to, że obojętnie, którą rasę wybierzesz i tak ponownie staniesz się Tantum i ponownie będziesz miała osiem tysięcy dni. Chcesz wiedzieć jak się odprawia ten rytuał? – Bonie zaczęła chwilę po tym jak przyszła, ja na jej pytanie pokiwałam przecząco głową, nie chciało mi się ani tego słuchać, ani o tym myśleć. Cóż, więc muszę wypić jakąkolwiek krew, poprosiłam Elenę o woreczek krwi i wypiłam ją szybko, teraz przynajmniej będę miała spokój. Teraz miałam prawdziwe pytanie do samej siebie, wszystkie pokoje zajęte. Od mojego wyjazdu Silvia zajmowała puste pomieszczenie. Została mi, więc tylko piwnica i kanapa w salonie. Westchnęłam głośno, chyba nawet za głośno, bo poczułam na sobie wzrok wszystkich zebranych. Wzięłam jedną ze swoich toreb i zaczęłam nieść ją w stronę piwnicy.
-Co ty robisz? – Damon stanął przede mną.
-Idę zanieść rzeczy, tam gdzie będę nocować? – Spojrzałam na niego jak na idiotę. Patrzył na mnie dość długo, ale zrezygnował uderzył w ścianę i odszedł bez słowa. Gdy już wszystko miałam opanowane wyszłam, ruszyłam w stronę Grilla.
-Jordan – Matt uśmiechnął się radośnie i podał mi szklaneczkę Burbona.
-Na koszt firmy – zaśmialiśmy się oboje.
-A tak a propos firmy, nie macie może wolnego etatu?
-Chcesz tu pracować? No akurat jest, od wczoraj nie pracuje tu jeden barman, zadzwonię do szefa, że już nikogo nie musi szukać i pewnie masz tą pracę – po jego słowach uradowana klasnęłam w dłonie.
-Jakbyś mi jeszcze powiedział, czy znasz kogoś, kto wynajmuje mieszkanie.

-Może to nie mieszkanie, tylko malutki domek zrobiony z garażu, ale wiem, że państwo Keller chcą go wynająć – podał mi numer na karteczce, czy on wie wszystko? Ucałowałam jego policzek i dopiłam szklaneczkę alkoholu. Teraz zdecydowanie miałam dobry humor. Uwolnię się od Damona, może jeszcze uda mi się oderwać od tych wszystkich paranormalnych rzeczy.

*****
Ludzie wiem, że jestem beznadziejna w dodawaniu postów regularnie, ale proszę was, jeżeli wchodzicie i czytacie te wypociny wypowiedzcie się. Komentarze dają motywacje do działania.

czwartek, 24 kwietnia 2014

Numer 21

Stefan już nic nie powiedział, a ja nawet nie pożegnałam się z nimi, wrzuciłam torby do bagażnika i usiadłam na miejscu pasażera. Gdy ruszyliśmy Scott nie omieszkał zapytać się co się stało.
-Damon zostawił mi jedynie list, że odchodzi – prychnęłam i patrzyłam za okno jak wyjeżdżaliśmy z Mystic Falls. Było już całkiem ciemno. Więc nie do końca było na co patrzeć.
-Drań – warknął Scott, wszyscy chyba bardziej się przejmują niż ja.
-Zabiję go jak spotkam – uderzył w kierownice, a ja dotknęłam jego dłoni, by się uspokoił.
-Daj spokój Scott, on nie jest tego wart, nie jest wart niczego, nie jest wart mnie – mówiłam coraz ciszej. Chyba nie do końca miałam to wszystko gdzieś. Chciałabym go zobaczyć i po prostu dać mu w twarz. Droga mijała, a ja żegnałam się z życiem pełnym wampirów, generalnie żegnałam się z życiem. Nie miałam zamiaru mówić Scottowi ile czasu mi zostało, nie miałam zamiaru nikomu tego mówić. Gdy dojechaliśmy moja babcia była bardzo zdziwiona.
-Kochanie, co tu robisz?- zapytała Ana widząc jak Scott wyładowuje walizki z auta.
-Tamten goguś cię zranił? - ona wiedziała chyba wszystko, oprócz jednego i nie zamierzałam jej mówić. Powiedziałam jej w skrócie, że wyjechał, nie była zadowolona, ja też nie. Wracając marzyłam tylko o tym by wtulić się w niego. Wiele dni mijało zanim uporałam się z myślami o Damonie. Pewnego ranka wyszłam by zapolować, tu nie miałam innego pożywienia, tylko zwierzęcą krew. Gdy odeszłam daleko od domu poczułam wibracje telefonu. Nosiłam go ze sobą cały czas ze zwykłego przyzwyczajenia.
-Tak? - wiedziałam kto dzwoni, to była Elena.
-Cześć Jordan co u ciebie? - zapytała, jakby miało to ją teraz interesować.
-Nic szczególnego – odpowiedziałam jej zdawkowo. Pytała czy chcę wrócić, czy ich odwiedzę, na każde pytanie odpowiadałam, że nie. Nie chciałam patrzeć na miejsca gdzie chodziłam z tym gnojkiem. Radzili sobie beze mnie tyle czasu, to i teraz sobie poradzą. Po dość długiej ciszy Elena pożegnała się i zakończyłyśmy rozmowę. Po chwili poczułam lekkie zawroty głowy. Oparłam się o drzewo starając się ignorować złe samopoczucie, gdy przeszło zaczęłam się zastanawiać kiedy ostatnio czułam się źle jako wampir.
-Może to przez głód – pomyślałam i zaczęłam polowanie. Wracając do domu spotkałam Scotta, najwyraźniej przyjechał mnie odwiedzić.
-Jordan nie odzywasz się – mruknął wilkołak z wyrzutem.
-Wiesz jak to jest, jesteś bratem Cody'ego, a ja chcę mieć jak najmniejszy związek z osobami z Mystic Falls – wsunęłam rękę pod jego ramię. Tak było lepiej, cały czas w głowie mi wirowało.
-Co się dzieje Jordan? - zapytał brunet gdy oparłam głowę o jego ramię. Wzruszyłam jedynie ramionami ukrywając przed nim całą prawdę.
-Cody martwi się o ciebie, nie on jeden. Coś się z tobą dzieje, a ja podejrzewam, że nie chodzi tylko o tego dupka – stanął i spojrzał na mnie, na ułamek sekundy puścił mnie, szczęście, że moje złe samopoczucie minęło. Spojrzałam w jego oczy, wiedziałam, że muszę kryć tą tajemnice, lepiej będzie jak odejdę nagle, nie będą się martwić.
-Scott, jesteś moim przyjacielem, wiedz, że o nic nie chodzi, jestem po prostu zawiedziona postawą Damona, jeszcze nie do końca mogę uwierzyć w to co zrobił – skłamałam szybko, choć po chwili zastanawiałam się, czy to właściwie było kłamstwo? Nie wiedziałam dalej dlaczego wampir tak postąpił, ale starałam się o tym nie myśleć. Z dnia na dzień czułam się słabsza, coraz trudniej było mi to ukrywać. Czy to przez to, że za miesiąc umrę? Powoli starałam się polować, coraz gorzej mi to wychodziło, byłam wolniejsza i mniej uważna.
-Cholerny telefon – zaklęłam w myślach słysząc dźwięk urządzenia. Czemu zawsze jak poluję? Jest mi wystarczająco ciężko.
-Słucham? - powiedziałam słabym głosem do słuchawki.
-Jordan, czy ty komukolwiek powiedziałaś o tym co się dzieje? Czy ty coś z tym robisz? - Elena prawie krzyczała przez telefon. Oparłam się o pień drzewa.
-Przestań to moja decyzja – mruknęłam, nie miałam siły z nią rozmawiać, nie miałam siły z nikim rozmawiać.
-Trzeba coś z tym zrobić, nie możesz umrzeć! - ostatnie wykrzyczane słowa słyszałam bardzo słabo, gdyż telefon wysunął mi się z dłoni. Sama osunęłam się po pniu mrużąc oczy.
-Halo? Jordan! - słyszałam krzyki w moim aparacie. Nie miałam siły odpowiedzieć, nie chciałam. Teraz brakuje mi tu tylko Scotta, żeby zobaczył mnie w takim stanie. Po chwili już trochę otrząsnęłam się i powoli wracałam do domu, głodna i zmęczona. Na ganku zauważyłam Scotta lekko poruszającego się na huśtawce, był wściekły widziałam to.
-Nie powiedziałaś mi – mruknął smętny.
-O czym? - spytałam, miałam nadzieję, że nikt do niego nie zadzwonił.
-Ktoś do ciebie przyjechał – spojrzał w bok, a ja zauważyłam stojącego tam Damona. O nie, tak nie może być, uciekłam tu by nie myśleć o nim. To urojenia w mojej głowie. Do oczu napłynęły mi łzy, gdy przypominałam sobie treść listu. Kręciłam głową, gdy widziałam, że podchodzi do mnie.
-Odejdź – warknęłam cofając się, by utrzymać dystans.
-Jo... - chciał wypowiedzieć moje imię, ale nie dałam mu dokończyć.
-Nie! Chcę byś zniknął mi z oczu! - krzyknęłam i znów poczułam, że moje siły mnie opuszczają. Zamknęłam oczy, tylko na sekundę, na chwilę, a gdy obudziłam się zauważyłam, że jestem w swoim pokoju. Poczułam zapach krwi, moje oczy automatycznie zrobiły się czerwone, dorwałam się do worka łapczywie pijąc zawartość. Gdy skończyłam podniosłam wzrok, by zobaczyć od kogo otrzymałam woreczek skrzywiłam się.
-Natychmiast stąd wyjdź! - wrzasnęłam na niego, czując, że wściekłość we mnie narasta. Próbowałam się podnieść, ale byłam zbyt słaba.
-Jordan daj mi coś powiedzieć – trzymał mnie za ramię bym nie wstawała, ja tylko kiwałam głową na nie.
-Musisz żyć Jordan, nie możesz się tak zachowywać, wiem jak to zrobić – spojrzałam na niego wściekła.
-Problem jest jeden, ja nie chcę żyć, mam tego dosyć – warknęłam na niego on tylko świdrował mnie wzrokiem. Zacisnął zęby.
-Twój narzeczony będzie niepocieszony – warknął, czułam jak jest coraz bardziej wkurzony.
-Wyjdź stąd! Od kiedy interesuje cię moje życie? Jak dzwoniłam dwa miesiące temu to nie raczyłeś odebrać – wyrwałam ramię spod jego dłoni.
-Byłem więźniem Klausa. Byłem tam, żeby nic ci nie zrobił! Elena zadzwoniła, że umierasz! - teraz już krzyczał, łzy napłynęły mi do oczu.
-Nikt cię o to nie prosił – warknęłam i obróciłam się tyłem do niego.

-Kocham cię Jordan i nie pozwolę byś zginęła – słyszałam, ,że wstaje, myślałam , że chce wyjść, pomyliłam się. Poczułam gorzki smak w ustach i znów ciemność.

wtorek, 11 lutego 2014

Numer 20

-Pomóc ci go szukać? - zapytał gdy wysiadaliśmy z samochodu.
-Nie... Nie wiem czy tam pojadę – mruknęłam, kocham go, ale to był jego wybór, on mnie zostawił, on nie chciał bym go szukała. Weszliśmy do rezydencji, usiadłam zrezygnowana na kanapie.
-Jordan? - Elena usadowiła się obok i patrzyła zmartwiona. Nic nie odpowiedziałam, patrzyłam tępo na kominek przede mną. W głowie kłębiły mi się myśli, tak bardzo za nim tęskniłam, a on, on ani przez chwilę. Wzięłam do ręki szklankę. Wyjechał, gdy mnie nie było. Jest zwykłym tchórzem. Gdy zauważyłam, co trzymam w ręce cisnęłam szkłem w kominek, rozpadło się na miliony kawałeczków. Dopiero teraz dotarły do mnie słowa Eleny, odwróciłam się w jej stronę dając znak, że jej słucham.
-Jordan, ja go zabiję jak go znajdę – powiedziała i chciała mnie przytulić. Ja jednak wstałam i machnęłam ręką na to, nie obchodziło mnie co robił, a raczej nie chciałam by mnie obchodziło.
-Jordan nie możesz sobie tak po prostu odpuścić! - krzyknęła za mną, słyszałam to, ale nie zareagowałam. Westchnęłam głośno zatrzymując się przy drzwiach. Złapałam za klamkę, bałam się tam wejść, tak bardzo się bałam. W końcu się przełamałam, weszłam do pomieszczenia, czułam zapach Damona, tak wyraźny, mocny, wdzierał się do mojej głowy zalewając mnie falą wspomnień. Podeszłam do biurka i przejechałam po nim palcami, od czasu jego wyjazdu utworzyła się delikatna warstwa kurzu. Stałam tak i patrzyłam w ślady palców, aż w końcu ktoś zapukał do pokoju. Nie odpowiedziałam nic, nie wiem czy chciałam z kimś rozmawiać.
-Jordan – Stefan wszedł do pomieszczenia. Podszedł do mnie widząc, że się nie odwracam i wyciągnął dłoń z woreczkiem krwi.
-Powinnaś wypić – dodał po chwili, a gdy się nie ruszałam westchnął głośno. Dotknął mojego ramienia, przeszedł mnie dreszcz, automatycznie się wyprostowałam. Spojrzałam na niego, a z moich oczu popłynęły łzy. Przytulił mnie do siebie.
-Mój brat to idiota Jordan, straszny idiota – pocieszał mnie, a ja się rozkleiłam, jak małe dziecko, które straciło coś co tak bardzo kochało. Poczułam jak ramiona Stefana mocniej zacisnęły się na moim ciele, pozwalając mi poczuć się odrobinę bezpieczniej. Trwałam tak przez chwilę, czułam, że muszę być twarda.
-Na facecie świat się nie kończy, prawda? - spojrzałam na niego, gdy trochę się uspokoiłam, Stefan jednak chyba nie takiej reakcji oczekiwał.
-Jordan wiem, że mój brat to kompletny kretyn, ale chcesz go skreślić? - zapytał ze zmartwieniem w oczach.
-To on skreślił mnie – pokręciłam głową i odwróciłam się spoglądając na torebkę z krwią obok śladów startego kurzu. Wzięłam ją do ręki i powoli zaczęłam pić. Faktycznie potrzebowałam tego. Gdy już skończyłam postanowiłam się przejść. Szłam w bliżej nieokreślonym kierunku, ale gdzie moje nogi mogły mnie powieść w takiej sytuacji? Oczywiście, że na klif. Westchnęłam głośno.
-Mózgu nienawidzisz mnie – warknęłam sama na siebie, ale postanowiłam zostać. Usiadłam na wilgotnej trawie, był chłodny wieczór. Zamknęłam oczy, ale przed nimi pojawiły się wspomnienia. Dotknęłam trawy obok siebie, tu zawsze siedział. Piliśmy Burbona, tu rozkwitł nasz związek, czy to tu musiało mnie przywiać? Wyrwałam pęk trawy i cisnęłam nim w przestrzeń. Zielone, podłużne źdźbła opadały w dół, jak łzy, które popłynęły mi po policzkach.
-Boże, co za frajer! - krzyknęłam w eter, słowa odbijały się echem w mojej głowie. Podniosłam się i uderzyłam w drzewo. Ponacinane kostki szybko się zrosły, wróciłam do rezydencji. Spojrzałam na postać stojącą w salonie. To była Elena, znów pewnie będzie chciała mnie pocieszać.
-Jo... - nie zdążyła dokończyć.
-Nie Elena! Wystarczy! Tego właśnie chciał. Było fajnie, ale skończyło się, trudno. Przeżyję – krzyknęłam w jej stronę. Związek z Damonem był bezsensowny, wieczne problemy, czy to była moja wina? Czy nie zasługiwałam na odrobinę szczęścia?
-Opanuj się, przecież się kochacie! - brunetka złapała mnie za ramiona i potrząsnęła mną.
-Kochał! On mnie kochał, czas przeszły Elena! Od pięciu miesięcy ani przez chwilę nie myślał o tym co mogę poczuć jak przeczytam list. Pieprzony egoista! - wyrwałam się i weszłam z wściekłością na górę. Dobrze, że nie zdążyłam się rozpakować.
-Jutro wracam do babci, rozprawię się z hybrydami i więcej nie będziecie musieli mnie oglądać – warknęłam ze schodów. Weszłam do pokoju Damona, miałam tam jeszcze parę rzeczy, które chciałam zabrać, gdy to zrobiłam zeszłam na dół.
-Jordan zastanów się jeszcze chwilę, proszę – w oczach Eleny zauważyłam łzy, pogładziłam ją po ramieniu.
-Możesz pisać, tam nie mam zasięgu, ale postaram się czasem odpisać – starałam się do niej uśmiechnąć, ale wyszedł mi dziwny grymas na twarzy. Usłyszałyśmy pukanie do drzwi, nikt nie czekał na odpowiedź tylko z impetem wszedł do rezydencji.
-Bonnie? - Elena zdziwiła się widząc przyjaciółkę.
-Dobrze Jordan, że jesteś – mówiła zadyszana, zmarszczyłam brwi, skąd ona wiedziała, że tu jestem.
-Miałam wizję, miałam wizję jak umierasz, sprawdziłam to, Jordan... - mulatka zawahała się przez chwilę.
-No mów w końcu – pospieszyłam ją, świetnie tylko tego mi brakowało.
-Zostało ci jakieś trzy miesiące życia – uniosłam jedną brew w górę.
-Są dzisiejszego dnia jeszcze jakieś ciekawe wiadomości? - zapytałam jakbym nie przejęła się tym co przed chwilą powiedziała Bonnie, w sumie tak było. Wszystko miałam już w głębokim poważaniu, a moje problemy miały się skończyć za jakieś trzy miesiące. Dziewczyny popatrzyły na siebie z lekkim przerażeniem, a ja tylko wzruszyłam nieznacznie ramionami. Wyciągnęłam telefon i wykręciłam numer do Scotta, chciałam, żeby mnie zabrał stąd.
-Cóż mam dziś szczęście za pół godziny przyjedzie Scott, zatrzymał się pod Mystic Falls, żeby się przespać i nie zdążył ruszyć – uśmiechnęłam się do dziewczyn, były zdziwione moim zachowaniem.
-Nie powinnaś szukać Damona? - zapytała mulatka, a ja tylko prychnęłam.
-Nie, zdecydowałam, że skoro nie chce bym go szukała, to uszanuję jego decyzję – Bonnie popatrzyła na mnie ze współczuciem.
-Jordan, dlaczego wyjeżdżasz? - zauważyłam Stefana, musiałam być zbyt zajęta słuchaniem dziewczyn by zauważyć jak schodzi po schodach.
-A co mam tu robić? Czekać jak wierny piesek aż mój pan wróci? Jego strata, że mnie nie chce, Nie mam zamiaru użalać się, chcę spędzić ten czas, który mi został spokojnie – zaczęłam wystawiać walizki za rezydencję. Poczułam jak męska dłoń zabiera mi walizkę z dłoni.
-Jordan proszę cię – Stefan spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem.
-O co mnie prosisz co?! Żebym była tu cały czas snując wspomnienia o nieudanym związku? Wypełniając sobie bólem ostatnie dni mojego życia?! Czy może bym zapomniała o sprawie i zaczęła walczyć z hybrydami? Ah i jeszcze jedna opcja, wyjść za Cody'ego, Tray'a albo Scotta jak sobie życzy moja matka i stworzyć w trzy miesiące rodzinę, jak to nakazuje tradycja?! - krzyczałam mu prosto w twarz.

-Więc o co prosisz?! - krzyknęłam po raz ostatni po czym zauważyłam samochód Scotta.

***
Ludzie, cieszę się, że jeszcze to czytacie, staram się dodawać rozdziały tak często jak studia mi na to pozwalają.

Liczę na wasze komentarze ; )

niedziela, 26 stycznia 2014

Numer 19

-Jutro muszę być w LA, mama zawiezie mnie do babci, bo nikt inny nie wie gdzie mieszka – mruknęłam patrząc ze smutkiem na Damona.
-Nie będzie mnie co najmniej trzy miesiące – usiadłam obok niego. Już tak mało brakowało do naszego rozstania. Nie był zadowolony z mojego wyjazdu, ale bardzo dobrze to ukrywał. Musnęłam jego policzek i wstałam z sofy. Postanowiliśmy do mojego wyjazdu zostać w domku letniskowym, chcieliśmy się nacieszyć sobą. Chłopak patrzył na mnie smętnym wzrokiem gdy pakowałam ostatnie rzeczy. Tego dnia nie okazywał mi żadnej czułości, nie rozumiałam tego do końca, miałam nadzieję, że pożegnamy się normalnie. Wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy do LA. Wampir nic do mnie nie mówi, dotknęłam jego dłoni na skrzyni biegów, ale nie zareagował.
-Damon kocham cię – próbowałam każdego sposobu by się choćby odezwał, nic nie pomagało. Na moje słowa nawet się nie uśmiechnął, nic! Prowadził dalej jakby tylko to potrafił robić. Dotarliśmy do LA, a Damon parkował przy krawężniku mojego domu. Wyciągnął moje torby i chciał mi je wnieść do domu, ale przecież nie mógł do niego wejść. Postawił je więc przy drzwiach. Moja mama stanęła przy drzwiach i spojrzała na wampira ostro.
-Nawet nie myśl, że wejdziesz do tego domu – warknęła.
-Mamo! Daj mi się z nim tylko pożegnać! - zeszliśmy z ganku i stanęliśmy przy samochodzie.
-Przecież nie wyjeżdżam na zawsze – mruknęłam i chciałam go pogłaskać po policzku. Damon stał z miną niczym zbity pies. Uniosłam się na palcach i złożyłam delikatny pocałunek na jego ustach.
-Do zobaczenia – ostatni raz musnęłam jego dłoń.
-Pa – odpowiedział patrząc jak odchodzę. Ruszyłam w stronę domu, z którego i tak zaraz miałam wychodzić. Dopiero po pięciu minutach usłyszałam odpalanie silnika Damona. Pojedyncza łza spłynęła mi po policzku. Parę godzin później byłam już u babci. Weszłam do drewnianego domku w środku lasu.
-Babciu Ano! - zawołałam zamykając drzwi.
-Oh, moja wnusia – ucałowała moje policzki, ja jednak całą podróż płakałam, więc miałam bardzo opuchnięte oczy.
-Oj moja kochana, pewnie myślisz o tym wampirze, nie przejmuj się twoja mama przedstawiła mi braci Ashe, Scott to bardzo przystojny chłopak, ładnie byście razem wyglądali – nie mogłam tego słuchać, ale po paru dniach babcia zaczęła przekonywać się do mojej miłości. Czas mijał bardzo powoli, pewnego dnia babcia przyszła do mnie.
-Ashe'yowie wydają dziś przyjęcie, powinnaś pójść – powiedziała siadając na łóżku. Westchnęłam cicho i zgodziłam się z nią, powinnam to zrobić, choć nie chciałam. Późnym popołudniem zaczęłam się szykować, sukienkę dostałam od babci, była przepiękna. Nie szła ze mną. Gdy weszłam do środka czułam się niepewnie, byłam tam sama. Ludzie w grupkach rozmawiali, śmiali się i pili.
-Jordan z dnia na dzień piękniejsza – Scott stanął przede mną. Uśmiechnęłam się do niego i podziękowałam za komplement. Poczęstował mnie lampką wina, miało przyjemny słodki smak i zapach.
-Jak ci się teraz żyje u swojej babci? - zapytał cały czas patrząc mi w oczy, trochę mnie to onieśmielało.
-Eh... Nawet nie mam jak skontaktować się z Damonem – mruknęłam, dlaczego po prostu nie odpowiedziałam „dobrze” i nie byłoby problemu.
-Jesteś pewna, że to z nim chcesz spędzić resztę życia? - podszedł do mnie bliżej. Scott był tak wysoki, że musiałam patrzeć w górę na niego.
-Tak jestem – odpowiedziałam stanowczo, ale miło.
-Dobrze więc, zatańczymy? - zapytał podając mi dłoń. Uśmiechnęłam się, był naprawdę uroczy. Ruszyliśmy na środek sali. Jedną dłonią ujął moją dłoń, a drugą położył mi na talii. Delikatnie oparłam palce o jego ramię. Starałam się trzymać dystans, ale gdy prowadził sprawił, że wykonałam obrót, a gdy mieliśmy powrócić do poprzedniej pozycji przyciągnął mnie do siebie. Przylgnął do mnie całym ciałem i spojrzał w moje oczy.
-Scott proszę nie przesadzaj – szukałam wyjścia z tej sytuacji, liczył się tylko Damon i nie obchodziły mnie związki z innymi facetami. Odsunęłam się od niego.
-Przepraszam nie chcę się płoszyć – powiedział pochylając się do mojego ucha. Wyciągnął z kieszeni karteczkę i coś na niej nabazgrał.
-To mój numer telefonu i adres, więc jakbyś miała jakiś problem, albo po prostu chciała porozmawiać – podał mi karteczkę, uśmiechnęłam się i pogładziłam po ramieniu. Był naprawdę miły, ale mógł tylko liczyć na koleżeństwo. Czas w tym miejscu leciał mi bardzo powoli. Jednak wiele się od mojej babci nauczyłam. Była bardzo dobrą czarownicą, a ja od niej szybko się uczyłam. Pewnego wieczoru usiadłam na ganku. Było ciemno, więc jedyne co widziałam to pole rozświetlone od żarówki. Babcia Ana wyszła z domku.
-Przeziębisz się – okryła mnie kocem i usiadła na wiklinowym bujanym fotelu, nie miałam serca mówić jej, że wampiry nie chorują na takie choroby. Siedziałam tak patrząc się w przestrzeń.
-Tęsknisz za nim dziecinko? - zapytała babcia, była bardzo pomocną osobą, jej doświadczenie życiowe pomagało wielu osobom. Kiwnęłam tylko głową na tak.
-Kochasz go, tak? - znów w odpowiedzi otrzymała tylko moje kiwnięcie głową.
-Wiesz... Twoja matka się myli. Są pewne tradycje, ale nie można sztywno trzymać się czegoś, co wymyślono wiele lat temu. Najważniejsze jest to byś ty była szczęśliwa. Widzę, że mocno siedzi w twoim sercu, bo myślisz o nim nawet po pięciu miesiącach siedzenia tutaj. Wracaj do Mystic Falls, wystarczająco już umiesz. Nie będę fatygowała twojej matki, żeby cię odwoziła, poproś Scotta. - nie wierzyłam w jej słowa, od razu mocno ją przytuliłam, potrzebowałam takich słów. Faktycznie minęło już bardzo dużo czasu, tak wiele pozmieniało się w mojej osobowości. Czy on dalej mnie kocha?
Scott pomagał mi zmieścić walizki do samochodu.
-Dziękuję babciu – mocno uściskałam ją, byłam jej bardzo wdzięczna za całą pomoc i wiedzę, którą mi dała. Jechałam, tak już byłam coraz bliżej dotyku Damona.
-Odwiedzisz mnie kiedyś? - zapytał na krótką chwilę odrywając wzrok od jezdni.
-Oczywiście, że tak – uśmiechnęłam się po czym znów wróciłam do swoich przemyśleń, do wspomnień jego śmiechu, wzroku. Tak bardzo za nim tęskniłam. Zmrużyłam oczy, zasnęłam niedługo później usłyszałam wołanie i delikatne poszturchiwanie w ramię.
-Dojeżdżamy do Mystic Falls musisz mi powiedzieć jak dojechać do ich domu – uśmiechnęłam się, tak mógł budzić mnie zawsze. Prowadziłam go i jednocześnie poprawiałam fryzurę i makijaż. Chciałam wyglądać jak najlepiej. Dojechaliśmy pod rezydencję, pożegnałam się ze Scottem i obiecałam, że zadzwonię do niego. Uradowana weszłam do rezydencji, zapomniałam nawet zapukać. Zauważyłam Elenę siedzącą na sofie. Odwróciła się w moją stronę i od razu rzuciła się na mnie.
-Wróciłaś jak dobrze! - krzyknęła przytulając się do mnie. Za nią też bardzo tęskniłam. Ze schodów zszedł Stefan, z którym też serdecznie się przywitałam. Gdy usiedliśmy spojrzałam na nich.
-Gdzie jest Damon? - zapytałam, a oni nagle posmutnieli.
-Co się stało?! - zadałam kolejne pytanie, teraz byłam zdenerwowana.
-Chodź ze mną – Elena poprowadziła mnie do pokoju Damona. Podała mi kopertę i usiadła na łóżku każąc mi usiąść obok.
-Co to jest? - zapytałam i powoli otworzyłam kopertę.
-Jordan. Musisz mi wybaczyć, musiałem to zrobić. Nie jestem dobrym partnerem dla ciebie. Twoja matka miała rację, nie przynoszę szczęścia. Powinnaś jej posłuchać – czytałam w myślach, do moich oczu napłynęły mi łzy.
-Nawet Cody jest lepszy ode mnie. Będzie cię pilnował, tymczasem musimy się pożegnać. Kochałem cię, wiedz o tym, zawsze będziesz w głębi mojego serca. Nie zmienię jednak swojej natury. Wczoraj zabiłem dwójkę ludzi, nic nikomu nie zrobili, chciałem się po prostu pożywić. Nie szukaj mnie, to pożegnanie. Było nam dobrze, ale to już koniec. Żegnaj Jordan – przez ostatnie przeczytane zdanie całkiem się rozkleiłam. Łzy płynęły mi po policzkach kapiąc na list i rozmazując tusz. Elena jedynie przytuliła mnie i gładziła po głowie.
-Wyjechał dwa dni po twoim wyjeździe – mruknęła. Więc nawet na mnie nie czekał? Po prostu chciał to zrobić! Musiał wiedzieć o tym już wcześniej. Faktycznie jak się żegnaliśmy był jakiś dziwny, zamiast „do zobaczenia” powiedział „pa”. Bał się powiedzieć mi to w oczy. Nienawidzę tego, nie chcę by tak było. Bardzo długo zajęło mi ogarnięcie się. Poprosiłam Elenę by zostawiła mnie samą w pokoju Damona. Miałam nadzieję, że znajdę coś pomocnego. Musiałam go poszukać, usłyszeć to w twarz. Spojrzałam na biurko, było puste, nic, zero wiadomości gdzie mógłby teraz przebywać. Wyciągnęłam telefon, nie używałam go tyle czasu, nie mogłam. Włączyłam go licząc, że zostawił mi jakąś wiadomość. Nic, zero połączeń, czy głupiego SMS-a. Wykręciłam numer, ale po paru sygnałach rozłączył mnie, nawet nie chce ze mną porozmawiać. Zeszłam na dół i spojrzałam na Stefana siedzącego na kanapie. Jego wzrok pytał mnie czy coś znalazłam.

-Nic nie ma – mruknęłam niezadowolona siadając obok niego.


***
Ludzie jak czytacie, proszę komentujcie, to mi daje większe chęci do pisania i regularnego dodawania postów :)
Pozdrawiam wszystkich czytających!

niedziela, 12 stycznia 2014

numer 18

-Muszę cię gdzieś zabrać na dwa dni, nie mogę ci powiedzieć gdzie, ale musisz ze mną jechać, naprawdę musisz - mówił dość przekonująco, widać było, że już myśli nad tym co powiedzieć jak się nie zgodzę. Zmrużyłam oczy.
-Jak bardzo ważne to jest? - zapytałam, tylko to mogło mnie przekonać do wyjazdu. Na moje nieszczęście kiwnął głową na tak. Weszłam z chłopakiem do domku i wskazałam mu kuchnię by tam na mnie poczekał, ale gdy odwróciłam się chcąc iść w stronę pokoju drogę zastąpił mi Damon.
-Gdzie ją zabierasz? - był bardzo oschły, więc delikatnie pogładziłam go po ramieniu.
-Damon wrócę pojutrze spokojnie - chciałam sprawić by nie był zły, patrzył groźnie na wilkołaka.
-Damon - upomniałam go by zwrócił na mnie uwagę, gdy jego wzrok padł na mnie był zupełnie inny, ciepły i czuły. Delikatnie uśmiechnęłam się do niego i delikatnie pocałowałam.
-Nie zabijecie się jak będę się szykować? - zapytałam, ale to była tylko moja nadzieja, bo wiedziałam jacy są i najchętniej pozabijaliby się wzajemnie. Postarałam się wyrobić jak najszybciej i po krótkim pożegnaniu z Damonem byłam w samochodzie Cody'ego.
-Powiedz mi lepiej o co chodzi? - liczyłam, że powie mi cokolwiek, ale niestety nie było szans, nie mogłam od niego wyciągnąć nawet gdzie jedziemy, czy ile będziemy jechać, był wyraźnie zdenerwowany przez cały czas. Obserwowałam co się dzieje na zewnątrz, przez wydarzenia sprzed ostatnich miesięcy zaczęłam bardziej szanować przyrodę i to co mnie otacza. To był jesienny dzień, w oddali widziałam poszarzałe budynki, a wokół nas siąpił deszcz, dobrze, że nie jechaliśmy cabrio Damona. Po dłuższej chwili zatrzymaliśmy się na leśnej drodze, mokra ziemia zapadała się pod wpływem mojego ciężaru, po paru dobrych minutach marszu w milczeniu dotarliśmy na miejsce. Leśna polana z gromadą osób, wszyscy podzieleni w niewielkie grupki.
-Cody! - ktoś męskim głosem zawołał wilkołaka. Wtedy podeszliśmy do dwóch chłopaków. Obaj byli dość wysocy, jeden mniej więcej wzrostu Cody'ego, a drugi wyższy o 10 centymetrów. Obaj mieli tak samo zielone, kocie oczy jak wilkołak, który mnie przywiózł.
-No mówiłeś, że jest piękna, ale to już chyba lekka przesada – niższy uśmiechnął się do mnie i ucałował moją dłoń. Delikatnie się zarumieniłam. Okazało się, że byli to bracia Cody'ego. Niższy Tray i wyższy Scott, widać mieli bardzo przystojne geny, bo żaden z nich nie odstawał urodą. Po krótkiej rozmowie odeszliśmy od nich.
-Po co mnie tu zabrałeś? - zapytałam z lekką pretensją w głosie. Nic nie odpowiedział, pokazał tylko palcem na punkt gdzieś za mną.
-Mama?! - wykrzyczałam w myślach gdy się obróciłam. Moja matka stała i patrzyła na mnie. Podeszłam do niej szybkim tempem.
-Córeczko – zaczęła, ale nie dałam jej czasu na dłuższe czułości, od razu kazałam jej powiedzieć, o co tu chodzi.
-Widzisz... Pewnego razu wiedźma przepowiedziała nam twoje przybycie. Nie wiem czy, przyglądałaś się znamieniu tuż nad twoimi nerkami, jest w kształcie okręgu. Twoim przeznaczeniem jest uratowanie czystości rasy. Musisz uratować świat od mieszańców, a poza tym jako moja córka masz obowiązek wyjść za jednego z klanu Ashe'yów. - powiedziała spokojnym głosem.
-Ja już mam mężczyznę – byłam lekko zdenerwowana tą wiadomością, chłodny wiatr powiał w naszą stronę, co jeszcze bardziej podkreśliło dramaturgię sytuacji.
-Kochanie, wybacz, ale to twoje przeznaczenie, z nim nie można dyskutować. Poza tym dowiedziałam się, że zadajesz się z nieodpowiednim... ekhm facetem. Jest wampirem, prawda? - nawet od niej zaczęłam czuć nerwowość, a przecież moja matka była wyjątkowo spokojną osobą. Cody podszedł w naszą stronę, gdy wysłałam mu mordercze spojrzenie.
-Przecież znasz już Cody'ego, chłopcze może zaprosisz ją na wasz bal, jak się lepiej poznacie, to na pewno się pokochacie – uśmiechnęła się w jego stronę, nic nie powiedziałam, ruszyłam szybkim tempem w stronę zaparkowanego samochodu, chciało mi się płakać, dlaczego niby tak średniowieczne przesądy miały zepsuć mi życie. Dopiero co z Damonem zaczęliśmy być szczęśliwi, a już miało by się to skończyć?!
-Jordan! - usłyszałam za sobą wołanie Cody'ego, po chwili mnie dogonił.
-Poczekaj! - złapał mnie za ramię i obrócił w swoją stronę.
-Nie wiedziałem o tym! Przysięgam, pewnie, że chciałbym byś ze mną była, ale nie w taki sposób, przyjdź na bal, możesz przyjść z Damonem, nie pozwolę byś była nieszczęśliwa – powiedział szybko trochę zadyszanym tonem. Pokiwałam głową, musiałam się trochę oswoić z nową sytuacją. Zamknęłam oczy, by przestać o tym myśleć, niestety wiedziałam, że moja matka mówi poważnie. Była kobietą, która musi postawić na swoim, więc nie będzie to proste zadanie by przekonać ją do Damona.
-Jo, proszę nie smuć się. Nikt nie będzie zmuszał cię do małżeństwa – mruknął Cody, wiedziałam jednak, że chciałby tego. Nienawidził wampirów, a zwłaszcza Damona. Ich walka nigdy się nie zakończy, a ja chciałabym rozwiązać moje problemy. Nic nie odpowiedziałam, na co chłopak głośno westchnął.
-Mam nadzieję, że przyjdziesz z Damonem – prowadząc otworzył schowek tuż przede mną i wyciągnął kopertę.
-Już dawno chciałem ci to dać, ale... Wiesz jak było – westchnął gdy otwierałam kopertę, było w niej zaproszenie na bal, starałam się lekko uśmiechnąć, ale wyszedł mi dość dziwny grymas. Droga niemiłosiernie mi się dłużyła. Chciałam być już w ramionach Damona. W końcu udało się, na horyzoncie zobaczyłam jezioro, przy którym stał domek. Nie byłam w stanie miło pożegnać się z nim, nie po tym co słyszałam.
-Postaramy się przyjść – machnęłam zaproszenie i ruszyłam do domku. Panował w nim półmrok, zaczęłam szukać Damona. Znalazłam go w salonie, siedział w salonie z zeszytem na kolanach, coś robił, ale schował notatnik zanim zdążyłam podejść.
-Nie miałaś wrócić jutro? - zapytał uśmiechnięty, że mnie widzi. Usiadłam zrezygnowana obok niego. Widział, że nie jestem w humorze, więc wstał i poszedł po coś do kuchni, wrócił błyskawicznie, nalał mi wina do kieliszka i podał, po czym objął mnie w pasie.
-Powiedz co ci zrobił, chcę wiedzieć za co go zamorduję – warknął lekko. Upiłam łyk wina próbując się odprężyć.
-To nie jego wina... Moja mama przekazała mi, co powinnam zrobić... A raczej kazała mi wyjść za mąż za Cody'ego, albo któregoś z jego braci – mruknęłam, wampir był wyraźnie niezadowolony, co mu się dziwić. To wcale nie była dobra wiadomość. Wstał i podszedł do okna, patrzył się przed siebie, w ciemność.
-To którego wybierasz? - zapytał nie odwracając się w moją stronę.
-Nie mam zamiaru wybierać nikogo prócz ciebie – podeszłam do niego i dotknęłam delikatnie jego nagie ramie. Patrzyłam na jego twarz, ale bardzo szybko ją odwrócił.
-Dobrze wiesz, że to twoja matka. Nie chcesz chyba tracić rodziny? - gdy to powiedział opuściłam głowę, do oczu napłynęły mi łzy, dużo łez. Miałam ochotę po prostu rzucić się na łóżko i płakać jak dziecko.
-Musi zrozumieć, że cię kocham, Damonie – głos delikatnie mi się łamał, ale dalej trzymałam postawę twardziela.
-To tak samo jakby ona ci powiedziała, że musisz zrozumieć swoją tradycję – mruknął, a ja tylko podeszłam i pocałowałam go, przelałam całe uczucie w ten jeden mały gest. Łzy spływały mi po policzkach.
-Proszę pójdź ze mną na ten bal, przekonamy ją – wtuliłam się w jego ramiona.
-Jaki bal? - zapytał, no jasne, nic mu nie mówiłam, bo nie było kiedy.
-Jordan spóźnimy się! - Damon krzyknął przez drzwi hotelowej łazienki. Oboje byliśmy bardzo zestresowani dzisiejszym wieczorem. Gdy wyszłam z łazienki wampir spojrzał na mnie i natychmiast podszedł do mnie. Połączył nas namiętny pocałunek, oparł mnie o ścianę, a dłoń położył na mojej talii. Fakt, dziś się bardzo postarałam o swój wygląd. Błękitna sukienka miała górę bez ramiączek, dość obcisłą, co podkreślało moje kształty, dół był prosty lekki i zwiewny. Strój dopełniały szpilki koloru ciemnego beżu i makijaż. Damon całował mnie z coraz większym pożądaniem, odsunęłam się i spojrzałam na niego poważnie.
-Musimy już jechać – mruknęłam, nie chciałam tego kończyć, nie chciałam myśleć o tym co się może stać. Delikatnie kciukiem starłam szminkę z ust wampira, a sama poprawiłam szybko makijaż. Niedługo później byliśmy na miejscu. Gdy wchodziliśmy do wielkiej sali widziałam Cody'ego jak patrzy na mnie. Szłam pod rękę z Damonem, starając się wyglądać pewnie. Wilkołak podszedł do mnie by się przywitać.
-Pięknie wyglądasz Jordan, witaj Damon – Cody starał się być miły nawet dla wampira, a to nie było do niego podobne. Uśmiechnęłam się delikatnie dziękując za komplement. Po krótkiej rozmowie Damon poprosił mnie do tańca. Nasze ciała poruszały się subtelnie w rytm muzyki. Było cudownie, przez chwilę mogłam zapomnieć o wszystkich problemach. Niestety nie trwało to długo, zauważyłam jak moja matka patrzy się na mnie. Westchnęłam i złapałam wampira za rękę i ruszyłam w jej stronę.
-Cześć mamo. To jest Damon, mój mężczyzna – siliłam się na uśmiech, choć strasznie się bałam.
-Ten wampir? Witam – nie podała mu nawet ręki tylko spojrzała z pogardą. Mocniej zacisnęłam palce na dłoni chłopaka.
-Dobrze wiesz, że tego nie zmienisz, kocham go – chciałam ją przekonać, wiedziałam, że to będzie trudna bitwa.
-Przejdzie ci, jakoś wcześniej nie mogłaś wytrwać długo w związku, mam nadzieję, że będzie tak i tym razem. Może Cody cię zatrzyma przy sobie. To taki przystojny i mądry chłopak – nie wierzyłam, że tak mówiła przy nim. Chciałam coś już powiedzieć, ale Damon mnie uprzedził.
-Dlaczego nie chce pani pozwolić, by Jordan była szczęśliwa? - zapytał.
-Bo nie będzie z Tobą szczęśliwa – odpowiedziała oschle.
-Mamo! - krzyknęłam na nią jednak ta tylko pokiwała głową.
-Najlepiej dla ciebie będzie jak pojedziesz do babci swojej, powinnaś uczyć się od niej magii, by sobie poradzić z hybrydami – znów chciałam odpowiedzieć coś Audrey, ale wampir mnie wyprzedził.
-Pojedzie, dopilnuje tego. Też bym nie chciał by coś jej się stało – spojrzałam na niego zszokowana, myślałam, że chce bym była przy nim, widać myliłam się. Odwróciłam się i ruszyłam do wyjścia. Damon jednak zatrzymał mnie.

-Kocham cię, tak będzie najlepiej – gładził mnie po policzku, ja jednak nie mogłam tego słuchać. Byłam na niego zła jeszcze parę ładnych godzin, później jednak zastanawiałam się, co powinnam robić. Niestety, wszyscy chcieli bym jechała.