wtorek, 11 lutego 2014

Numer 20

-Pomóc ci go szukać? - zapytał gdy wysiadaliśmy z samochodu.
-Nie... Nie wiem czy tam pojadę – mruknęłam, kocham go, ale to był jego wybór, on mnie zostawił, on nie chciał bym go szukała. Weszliśmy do rezydencji, usiadłam zrezygnowana na kanapie.
-Jordan? - Elena usadowiła się obok i patrzyła zmartwiona. Nic nie odpowiedziałam, patrzyłam tępo na kominek przede mną. W głowie kłębiły mi się myśli, tak bardzo za nim tęskniłam, a on, on ani przez chwilę. Wzięłam do ręki szklankę. Wyjechał, gdy mnie nie było. Jest zwykłym tchórzem. Gdy zauważyłam, co trzymam w ręce cisnęłam szkłem w kominek, rozpadło się na miliony kawałeczków. Dopiero teraz dotarły do mnie słowa Eleny, odwróciłam się w jej stronę dając znak, że jej słucham.
-Jordan, ja go zabiję jak go znajdę – powiedziała i chciała mnie przytulić. Ja jednak wstałam i machnęłam ręką na to, nie obchodziło mnie co robił, a raczej nie chciałam by mnie obchodziło.
-Jordan nie możesz sobie tak po prostu odpuścić! - krzyknęła za mną, słyszałam to, ale nie zareagowałam. Westchnęłam głośno zatrzymując się przy drzwiach. Złapałam za klamkę, bałam się tam wejść, tak bardzo się bałam. W końcu się przełamałam, weszłam do pomieszczenia, czułam zapach Damona, tak wyraźny, mocny, wdzierał się do mojej głowy zalewając mnie falą wspomnień. Podeszłam do biurka i przejechałam po nim palcami, od czasu jego wyjazdu utworzyła się delikatna warstwa kurzu. Stałam tak i patrzyłam w ślady palców, aż w końcu ktoś zapukał do pokoju. Nie odpowiedziałam nic, nie wiem czy chciałam z kimś rozmawiać.
-Jordan – Stefan wszedł do pomieszczenia. Podszedł do mnie widząc, że się nie odwracam i wyciągnął dłoń z woreczkiem krwi.
-Powinnaś wypić – dodał po chwili, a gdy się nie ruszałam westchnął głośno. Dotknął mojego ramienia, przeszedł mnie dreszcz, automatycznie się wyprostowałam. Spojrzałam na niego, a z moich oczu popłynęły łzy. Przytulił mnie do siebie.
-Mój brat to idiota Jordan, straszny idiota – pocieszał mnie, a ja się rozkleiłam, jak małe dziecko, które straciło coś co tak bardzo kochało. Poczułam jak ramiona Stefana mocniej zacisnęły się na moim ciele, pozwalając mi poczuć się odrobinę bezpieczniej. Trwałam tak przez chwilę, czułam, że muszę być twarda.
-Na facecie świat się nie kończy, prawda? - spojrzałam na niego, gdy trochę się uspokoiłam, Stefan jednak chyba nie takiej reakcji oczekiwał.
-Jordan wiem, że mój brat to kompletny kretyn, ale chcesz go skreślić? - zapytał ze zmartwieniem w oczach.
-To on skreślił mnie – pokręciłam głową i odwróciłam się spoglądając na torebkę z krwią obok śladów startego kurzu. Wzięłam ją do ręki i powoli zaczęłam pić. Faktycznie potrzebowałam tego. Gdy już skończyłam postanowiłam się przejść. Szłam w bliżej nieokreślonym kierunku, ale gdzie moje nogi mogły mnie powieść w takiej sytuacji? Oczywiście, że na klif. Westchnęłam głośno.
-Mózgu nienawidzisz mnie – warknęłam sama na siebie, ale postanowiłam zostać. Usiadłam na wilgotnej trawie, był chłodny wieczór. Zamknęłam oczy, ale przed nimi pojawiły się wspomnienia. Dotknęłam trawy obok siebie, tu zawsze siedział. Piliśmy Burbona, tu rozkwitł nasz związek, czy to tu musiało mnie przywiać? Wyrwałam pęk trawy i cisnęłam nim w przestrzeń. Zielone, podłużne źdźbła opadały w dół, jak łzy, które popłynęły mi po policzkach.
-Boże, co za frajer! - krzyknęłam w eter, słowa odbijały się echem w mojej głowie. Podniosłam się i uderzyłam w drzewo. Ponacinane kostki szybko się zrosły, wróciłam do rezydencji. Spojrzałam na postać stojącą w salonie. To była Elena, znów pewnie będzie chciała mnie pocieszać.
-Jo... - nie zdążyła dokończyć.
-Nie Elena! Wystarczy! Tego właśnie chciał. Było fajnie, ale skończyło się, trudno. Przeżyję – krzyknęłam w jej stronę. Związek z Damonem był bezsensowny, wieczne problemy, czy to była moja wina? Czy nie zasługiwałam na odrobinę szczęścia?
-Opanuj się, przecież się kochacie! - brunetka złapała mnie za ramiona i potrząsnęła mną.
-Kochał! On mnie kochał, czas przeszły Elena! Od pięciu miesięcy ani przez chwilę nie myślał o tym co mogę poczuć jak przeczytam list. Pieprzony egoista! - wyrwałam się i weszłam z wściekłością na górę. Dobrze, że nie zdążyłam się rozpakować.
-Jutro wracam do babci, rozprawię się z hybrydami i więcej nie będziecie musieli mnie oglądać – warknęłam ze schodów. Weszłam do pokoju Damona, miałam tam jeszcze parę rzeczy, które chciałam zabrać, gdy to zrobiłam zeszłam na dół.
-Jordan zastanów się jeszcze chwilę, proszę – w oczach Eleny zauważyłam łzy, pogładziłam ją po ramieniu.
-Możesz pisać, tam nie mam zasięgu, ale postaram się czasem odpisać – starałam się do niej uśmiechnąć, ale wyszedł mi dziwny grymas na twarzy. Usłyszałyśmy pukanie do drzwi, nikt nie czekał na odpowiedź tylko z impetem wszedł do rezydencji.
-Bonnie? - Elena zdziwiła się widząc przyjaciółkę.
-Dobrze Jordan, że jesteś – mówiła zadyszana, zmarszczyłam brwi, skąd ona wiedziała, że tu jestem.
-Miałam wizję, miałam wizję jak umierasz, sprawdziłam to, Jordan... - mulatka zawahała się przez chwilę.
-No mów w końcu – pospieszyłam ją, świetnie tylko tego mi brakowało.
-Zostało ci jakieś trzy miesiące życia – uniosłam jedną brew w górę.
-Są dzisiejszego dnia jeszcze jakieś ciekawe wiadomości? - zapytałam jakbym nie przejęła się tym co przed chwilą powiedziała Bonnie, w sumie tak było. Wszystko miałam już w głębokim poważaniu, a moje problemy miały się skończyć za jakieś trzy miesiące. Dziewczyny popatrzyły na siebie z lekkim przerażeniem, a ja tylko wzruszyłam nieznacznie ramionami. Wyciągnęłam telefon i wykręciłam numer do Scotta, chciałam, żeby mnie zabrał stąd.
-Cóż mam dziś szczęście za pół godziny przyjedzie Scott, zatrzymał się pod Mystic Falls, żeby się przespać i nie zdążył ruszyć – uśmiechnęłam się do dziewczyn, były zdziwione moim zachowaniem.
-Nie powinnaś szukać Damona? - zapytała mulatka, a ja tylko prychnęłam.
-Nie, zdecydowałam, że skoro nie chce bym go szukała, to uszanuję jego decyzję – Bonnie popatrzyła na mnie ze współczuciem.
-Jordan, dlaczego wyjeżdżasz? - zauważyłam Stefana, musiałam być zbyt zajęta słuchaniem dziewczyn by zauważyć jak schodzi po schodach.
-A co mam tu robić? Czekać jak wierny piesek aż mój pan wróci? Jego strata, że mnie nie chce, Nie mam zamiaru użalać się, chcę spędzić ten czas, który mi został spokojnie – zaczęłam wystawiać walizki za rezydencję. Poczułam jak męska dłoń zabiera mi walizkę z dłoni.
-Jordan proszę cię – Stefan spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem.
-O co mnie prosisz co?! Żebym była tu cały czas snując wspomnienia o nieudanym związku? Wypełniając sobie bólem ostatnie dni mojego życia?! Czy może bym zapomniała o sprawie i zaczęła walczyć z hybrydami? Ah i jeszcze jedna opcja, wyjść za Cody'ego, Tray'a albo Scotta jak sobie życzy moja matka i stworzyć w trzy miesiące rodzinę, jak to nakazuje tradycja?! - krzyczałam mu prosto w twarz.

-Więc o co prosisz?! - krzyknęłam po raz ostatni po czym zauważyłam samochód Scotta.

***
Ludzie, cieszę się, że jeszcze to czytacie, staram się dodawać rozdziały tak często jak studia mi na to pozwalają.

Liczę na wasze komentarze ; )