czwartek, 14 listopada 2013

numer 16

-Musisz stać się na nowo wampirem – te słowa ciężko przechodziły mu przez gardło. Spojrzałam pytająco dając mu do zrozumienia, że musi mi wyjaśnić całą sytuację. Ściągnęłam kurtkę z ramion i położyłam ją sobie na kolanach delikatnie ściskając na niej palce.
-Rozmawiałem z wiedźmą, która zna się na tym. To ona przygotowała Klausowi eliksir, który cię przemienił, ale jakaś nieudolna hybryda Klausa zabiła siostrę wiedźmy, więc chce się na nim zemścić. Pomoże nam, przygotuje eliksir, ale musisz go wziąć w dość określonych warunkach. Słońce musi być w pełni, a ty musisz… - zrobił krótką pauzę, bo widać było, że jest załamany.
-Musisz wypić krew wampira, później ten sam wampir tuż po wypiciu krwi powinien podać ci eliksir i podciąć ci gardło – mruknął i wziął głęboki wdech. Powoli wypuszczał powietrze kupując sobie tym czas na zastanowienie się.
-Następnie wypijesz krew człowieka… Do ostatniej kropli, aż zginie – ostatnie słowa wypowiedział niemal bezgłośnie. Znów być wampirem? Nie pamiętam tego czasu, nie chcę go.
-Mnie jest dobrze tak jak teraz – wzruszyłam ramionami. To żaden wybór dla mnie, poza tym za każdą pełnią zmieniałabym się w wilka.
-Ale będziesz śmiertelna, nie pokonasz Klausa – Damon musiał się wtrącić.
-Pozwolisz, że ja będę sterować swoim życiem?! Może nie chcę co miesiąc zmieniać się w wilka, który atakuje wszystko co się rusza?! Może nie chcę narażać siebie znów, tylko po to, żebyś ty był zadowolony! Nie wiesz jak to jest uczyć się magii mimo, że nic ci nie wychodzi, a musisz to zrobić! Nic nie rozumiesz, bo jesteś wampirem, który ma uczucia wszystkich gdzieś i liczysz się dla siebie tylko ty! – patrzyłam na niego z nienawiścią w oczach, mimo, że przed chwilą przecież go przytulałam. Podniosłam i mocno uderzyłam w niego kurtką oddając mu ją przy okazji.
-Wolisz zginąć bez walki?! Ty po prostu jesteś głupia!
-Głupia to byłam jeszcze niedawno jak cię całowałam – powiedziałam spokojnie, ale po chwili uświadomiłam sobie, że lekko przesadziłam. Postanowiłam się jednak nie przejmować. Po moich słowach Damon nic nie powiedział, był zraniony wiedziałam to, odwrócił się i wyszedł trzaskając drzwiami. Patrzyłam beznamiętnie jak wychodzi. Obróciłam się w stronę wszystkich, którzy siedzieli przy stole. Byli zdziwieni moją reakcją. W sumie Elena wiedziała, że kiedyś tak postępowałam, ale była przekonana, że nie postąpię tak w stosunku do Damona. Widać myliła się. Weszłam po schodach do góry słysząc jedynie jak Elena biegnie za czarnowłosym. Po chwili do pokoju wszedł Stefan, no tak teraz czas na mówienie mi jak źle postąpiłam.
-Może faktycznie lepiej wyjedź – mruknął jedynie, było to dla mnie ogromnym zdziwieniem.
-Ranisz mojego brata. Może nie jest idealny, ale jednak to mój brat. On cały czas chce ci pomóc. Nie możesz udawać,  że on nic do ciebie nie czuje, bo tak nie jest. Łączyło was coś zanim straciłaś pamięć, on dalej to czuje, a ty zapomniałaś – przez cały czas patrzył na mnie jakby karcił psa, bo zjadł pracę domową. Nie potrafiłam się wytłumaczyć, nawet nie chciałam tego.
-Daj mi tylko ostatni raz porozmawiać z Damonem – może miał racje, ja nie pamiętałam co nas kiedyś łączyło i czułam jakbym dopiero co go poznała, a on już wcześniej znał mnie. Zadzwoniłam do Eleny i dowiedziałam się, że są w Grillu. Gdy tylko tam dotarłam zobaczyłam Damona, siedział sam przy barze i najwyraźniej był już lekko pijany. Usiadłam obok i spojrzałam na niego ze zmartwieniem.
-Przepraszam, nie chciałam tego powiedzieć - mruknęłam niepewnie, a on podsunął mi szklankę z trunkiem.
-Chciałaś, oboje dobrze o tym wiemy - Damon nawet na mnie nie spojrzał, barman podał mu kolejną porcję Burbona, którą wypił od razu. Zrobiło mi się głupio, ja na prawdę go zraniłam.
-Damon... Ty nie rozumiesz jak to jest nie pamiętać. Jak to jest zaangażować się w sprawę, o której nie masz najmniejszego pojęcia. Jak jest poczuć coś, gdy nawet nie pamiętasz tej osoby. Wszyscy czegoś ode mnie wymagają, a ja nawet nie wiem jak to spełnić, nie potrafię sobie przypomnieć. Nie czuję się zagrożona, nie czuję sie jakbym była w niebezpieczeństwie - westchnęłam głośno mając wrażenie, że nikt i tak nie zrozumie tego co czuję. Z żalem wypiłam zawartość szklanki.
-Pojedźmy do domu, wystarczy ci wrażeń na dziś - podniósł się i zawiózł mnie do rezydencji. Przy wejściu przywitał mnie kociak. Mała, czarna kuleczka podbiegła do mnie i zaczeła się łasić. Wzięłam ją na ręce i delikatnie gładziłam miękkie futerko, po czym do pomieszczenia wbiegła kobieta.
-Midnight, tu jesteś - uśmiechnęła się wyciągając ręce po kociaka.
-Wiedziałem, że ten sierściuch jest tu zbędny - mruknął jedynie Damon na co skarciłam go wzrokiem. Podałam futrzaną kuleczkę dziewczynie, a gdy nasze dłonie się spotkały zobaczyłam obrazy przed sobą. Czułam ogromny ból, jakby rozrywało mi serce, a łzy same spływały mi po policzkach, gdy ujrzałam Damona namiętnie całującego właścicielkę kota. Wiedziałam, wiedziałam, to, że zrobił coś niewłaściwego. Po chwili obraz się rozmył, a ja ujrzałam kolejną scenkę, płakałam i wiedziałam, że jest to płacz przez Damona. Odzyskałam świadomość, mimo tego dalej czułam ból w sercu. Otarłam łzy, które stały się realne przez cierpienie, którego doświadczyłam. Spojrzałam na Damona, był wyraźnie skołowany całą sytuacją, nie za bardzo wiedział co się dzieje.
-Jesteś zwykłym dupkiem - powiedziałam przez łzy i wróciłam do pokoju. Zaczęłam pakować swoje rzeczy, po tym co zobaczyłam nikt nie miał prawa mnie tu zatrzymywać. Do pokoju przyszła Elena.
-Jutro jadę rano i proszę, niech nikt mnie nie zatrzymuje. Widziałam jego namiętne pocałunki z tą dziewczyną - mruknęłam sucho nawet nie patrząc się w jej stronę. Usiadła na łóżku nie wiedząc jak ma zacząć.
-Damon wtedy myślał, że całował ciebie - powiedziała niepewnie próbując zwrócić moją uwagę. Prychnęłam głośno.
-Nie Elena! Przestań go usprawiedliwiać! Ja teraz nic do niego nie czuję, nie znam go! Nie chcę angażować się w coś, co wpakuje mnie w bagno! Mam namyśli i Damona i ten cały świat wampirów! Nie chcę taka być, dajcie mi żyć normalnie i decydować za siebie - warknęłam zabierając swoje torby w ręce. Gdy tylko próbowałam wyjść drzwi się otworzyły. Czarnowłosy nic nie powiedział, tylko delikatnie objął moje policzki i pocałował. Był bardzo namiętny, a ja przeżyłam kolejną wizję. Przed moimi oczami ukazywały mi się serie uśmiechów i pocałunków, jak mnie chronił przed złem w każdym momencie, jak przy mnie był. Ukazało mi się też jak Silvia zmanipulowała go by myślał, że ona to ja. Poczułam radość w sercu i to uczucie gdy... Gdy jesteś w kimś zakochana. Damon odsunął się ode mnie, poczułam na sobie jego wzrok, gdy nie mogłam dojść do siebie po tym co zobaczyłam. Wpuściłam powietrze do płuc i dotknęłam jego ramienia.
-Ja naprawdę byłam w tobie zakochana - spojrzałam na niego, a w odpowiedzi ujrzałam tylko uśmiech. On się naprawdę cieszył, że coś sobie przypomniałam. Dopiero teraz zrozumiałam jakie to było dla niego ważne, bym poczuła to co on już czuł. Co prawda rozpoznałam tylko scenę, nie poczułam do niego od razu głębokiego uczucia, tylko swego rodzaju delikatne przywiązanie. Dlaczego dopiero dziś zaczęło mi się wszystko przypominać? Odsunęłam delikatnie Damona by usiąść na łóżku.
-Co sobie przypomniałaś? - spytała Elena siadając tuż przy mnie. Delikatnie gładziła moje ramię.
-To były tylko sceny, ale wiem, że byłeś dla mnie dobry Damon, to Silvia podstępnie chciała cię zdobyć. Ale to nic nie zmienia, to, że widziałam te sceny nie sprawiło, że żywię cię teraz jakimś uczuciem. Musisz to zrozumieć, że te uśmiechy i pocałunki nie zadziałały jak eliksir miłosny. Przepraszam, ja nie mogę na siłę się w tobie zakochiwać, to powinno samo przyjść - mruknęłam i spojrzałam na moje torby.
-Jutro wyjeżdżam - podsumowałam patrząc w podłogę.
-Zabiję go - warknął Damon i wyszedł z pokoju. Kogo zabije? No i dlaczego? Poszłam za nim i na podwórzu udało mi się złapać go za ramię.
-Damon daj temu spokój - mruknęłam cicho, a on spojrzał na mnie z miną zbitego psa.
-Nie, Jordan on ci wykasował pamięć, wszystko co czułaś przepadło! - krzyknął w moją stronę.
-Dlaczego tak cię to obchodzi?! Możesz mieć następną! - odpowiedziałam mu równie głośnym tonem. Po co robił z tego taką aferę? Mógł poczekać trochę i by mu przeszło. To nie może być nic poważnego.
-Bo cię kocham! - wykrzyczał mi prosto w twarz, byłam zdziwiona i on to chyba zauważył. Stałam bezruchu nie odzywając się słowem, ale wpatrywałam się na niego przez dłuższą chwilę. Kochać, to takie mocne słowo, mimo tego akurat Damon powinien sobie zdawać sprawę jak silne jest to uczucie. Nie wiedziałam co odpowiedzieć, przecież nie mogłam mu powiedzieć "ja ciebie też" po czym żylibyśmy sobie długo i szczęśliwie w pałacu jak z bajek Disneya, bo tak nie było. Wszystkie uczucia związane z nim były skasowane, jakby ich nigdy nie było. Damon nie czekał zbyt długo na moją odpowiedź, chciał wsiąść do auta i policzyć się z Klausem. Wiedziałam, że jest na przegranej pozycji, hybryda jest przecież nieśmiertelna, Damon nie zdoła go zabić.
-Dobrze, spróbuję jeszcze - westchnęłam głośno, nic innego nie mogłam mu zaproponować, a to wydawało mi się na ten moment odpowiednie. Spojrzał na mnie i wysiadł z samochodu.
-Czy ty napewno tego chcesz? - zapytał, a ja tylko skinęłam głową, tak mi się wydaje, że tego chcę. Powinnam dać mu szansę, szczególnie po tym co mi powiedział.
-Przejdźmy się - zaproponowałam, a Damon zgodził się na moją propozycję. Szliśmy wąską ścieżką w lesie w milczeniu. Postanowiłam to przerwać.
-Jak się poznaliśmy? - zapytałam, w sumie fajnie by było wiedzieć.
-Szukałaś u nas Eleny - powiedział tak jakby chciał coś jeszcze dodać, ale przemilczał wszystko. Mijały dni, ja od nowa poznawałam Stefana i Damona, Elenę jakby też, bo zmieniła się od czasu, kiedy ją pamiętałam. Zaczęłam czuć się przy nich swobodnie, a nawet bezpiecznie. Z Silvią uczyła mnie magii, a dzieki temu, że, jak powiedziała, nie mam już mętliku w głowie, nauka zaklęć przychodzi mi zdecydowanie szybciej. Damon cały czas starał się wywołać we mnie jakieś emocje związane z nim, może nawet trochę mu to wychodziło? Był uroczy, choć on sam twierdzi, że jest niebezpiecznym drapieżnikiem. Jeszcze nigdy nie zrobił mi krzywdy, za co bardzo go cenię. Wiele razy zastanawiałam się, czy chciałabym pamiętać, do teraz nie jestem pewna, ale wiem już, że muszę pomóc światu pozbyć się hybryd. Czuję jednak okropny wstręt do karmienia się krwią. Pamiętam, jak parę dni temu byłam na spacerze z Damonem, w pewnym momencie potknęłam się i upadłam tak niefortunnie, że zraniłam się w nogę. jego twarz była przerażająca, nigdy coś takiego nawet mi się nie śniło, wyrosły mu kły i widziałam, że ledwo się opanowuje, mimo to zaniósł mnie do domu, a tam opatrzył. Może jednak wampiry to nie tylko zło? Może jednak powinnam zamienić się? Ode mnie zależy życie wielu osób.

piątek, 11 października 2013

numer 15

-Byłam u Cody’ego, a reszty nie pamiętam – spojrzałam na nich, naprawdę nie pamiętałam gdzie byłam przez ten czas. Łzy znów napłynęły mi do oczu i spojrzałam na Elene, która mnie objęła. Jasnowłosy westchnął i powoli zaczął mi tłumaczyć, w jakiej sytuacji się znajduję. To był szok, jakie wampiry, o co chodzi z tym wszystkim? Nie wiedziałam jak się w tym wszystkim połapać, więc wyszłam na spacer. Tuż za mną wyszedł czarnowłosy, jak się okazało później miał na imię Damon.
-Jordan – chłopak mnie zatrzymał i spojrzał na mnie niepewnie.
-Jesteś jeszcze wampirem? – zapytał. Ja wampirem?! Niewykonalne, absurdalne.
-Oszalałeś, nigdy nie byłam wampirem, brzydzę się krwią – odwróciłam się i poszłam w stronę lasku. Co on sobie wyobraża, ten cały wampiryzm wypalił mu zwoje. Prychnęłam sama do siebie. Nagle stanął przede mną.
-Zostaw mnie, jesteś pomylony – warknęłam na niego, a ten złapał moje ramie dość mocno i spojrzał na mnie wrogo.
-Przestałaś być wampirem, czy przestałaś myśleć?! Dopiero z trudem udało mi się uratować cię z tamtej piwnicy, a teraz narażasz się jakbyś nie umiała użyć mózgu – krzyknął na mnie. Moja dłoń z dość dużą siłą uderzyła twarz chłopaka. Nie będę słuchać takich bzdur.
-Nikt ci nie kazał mnie ratować! – odwróciłam się na pięcie i szłam dalej. Co prawda Damon miał trochę racji, ale miałam go gdzieś.
-Co za frajer – mruknęłam do siebie i usiadłam pod drzewem. Musiałam sobie wszystko przemyśleć, czy ja tu powinnam być? W każdej mojej myśli pojawiało się zwątpienie i niepewność. Chciałam w jakiś sposób uciec od tego. W końcu mnie olśniło, musiałam spotkać się z Codym, ale nie wiem jak stąd dojść do miasteczka. Wróciłam do rezydencji by zapytać Eleny. Obiecała, że zawiezie mnie mimo wyraźnego protestu Damona. Co on ma do gadania, nie jestem jego własnością. W końcu dotarłam do mieszkania wilkołaka, ale nikt nie otwierał. Szarpałam za klamkę, ale to było na nic. Elena zaproponowała, żebyśmy sprawdzili tylne wejście, było otwarte, ale ona nie mogła bez zaproszenia wejść do środka. Postanowiłam więc sama poszukać Cody’ego. Ruszyłam do środka oglądając każdy pokój, wołałam, ale nie usłyszałam odpowiedzi, dopiero w sypialni zobaczyłam go w łóżku, całego zakrwawionego i nieprzytomnego.
-Cody! Cody! – zaczęłam nim potrząsać, ale to było na nic. Co ja mam teraz zrobić? Elena nie wejdzie do mieszkania, bo Cody nie jest w stanie jej zaprosić, a ja go tu nie uratuję. Uniosłam jego ramie i założyłam sobie przez kark, musiałam go znieść na dół, musiałam dać radę, tu chodziło o jego życie. Niestety już po paru krokach padłam na kolana. Podniosłam się, próbowałam, ale sama byłam wyczerpana, dopiero co wydostałam się z tej przeklętej piwnicy. Długo zastanawiałam się jak pokonać schody mimo to udało mi się to prawie bezboleśnie. W końcu po jeszcze dwóch upadkach wydostałam Cody’ego z domu, do samochodu zaniosła go już Elena, była wampirem, więc miała siłę. Oparłam się o maskę próbując złapać oddech. Byłam coraz bardziej zmęczona, wyczerpana. Wsiadłam do samochodu i zamknęłam oczy, otworzyłam je dopiero pod rezydencją. Gdy tylko przekroczyłam drzwi oparłam się o Stefana, który stał tuż przy nich, pomógł dojść mi do fotela, a Elena położyła Cody’ego na kanapie.
-Co ten Azor robi u mnie w domu? – warknął Damon, gdy zszedł na dół i zobaczył chłopaka.
-Zamknij się! Zamknij się w końcu! Jesteś nie do zniesienia! On umiera, a ty myślisz tylko o tym, że jest wilkołakiem! Dobrze, że jesteś wampirem, nie muszę się z tobą w żaden sposób utożsamiać – ze złości wstałam i wykrzyczałam mu wszystko w twarz. Damon niewiele myśląc rozgryzł nadgarstek i podał mu swoją krew.
-Proszę teraz nie umiera – powiedział z wyrzutem patrząc mi prosto w oczy.
-Zadowolona? – zapytał unosząc brwi, był bardzo blisko mnie, chyba za blisko. Uniosłam głowę do góry by spojrzeć na niego.
-Tak – ciężko było ominąć go z gracją, ale udało mi się to. Podeszłam do Cody’ego, który powoli się budził. Uśmiechnęłam się szeroko widząc jak otwierają się jego oczy. Pogładziłam delikatnie jego szorstki od zarostu policzek.
-Gdzie jestem? – spytał bardzo cicho, zaczęłam mu powoli tłumaczyć co on tu robi w połowie moich opowiadań usiadł na sofie, na której wcześniej leżał i pocałował mnie, delikatnie, nie namiętnie. Zwyczajny buziak. Odsunęłam się trochę zdziwiona, a za sobą usłyszałam jedynie prychnięcie. Któżby inny jak nie Damon.
-Znów coś ci się nie podoba? – warknęłam na niego i stanęłam tuż obok. Jak ten wampir mnie denerwował, dlaczego tak się zachowywał?
-Nawet nie pamiętasz kogo ostatnio tak całowałaś – uśmiechnął się ironicznie, cały przepełniony był sarkazmem. Zachowywał się jakby coś nas wcześniej łączyło, ale gdzie ja z takim człowiekiem, to śmieszne.
-Oświeć mnie – stanęłam pewnie przed nim, on tylko zmarszczył brwi i do dwóch szklanek nalał Burbona.
-Zdrowie – stuknął swoją szklankę o tę stojącą jeszcze na stoliku i puścił oczko odchodząc. Potrząsnęłam głową z niedowierzania i usiadłam z powrotem na sofę. Elena podeszła do mnie i poprosiła, abyśmy wyszły na zewnątrz. Usiadłyśmy na ławeczce za domem i spojrzałam na nią czekając aż zacznie.
-Nie wiesz jednej rzeczy. Zapomniałaś o czymś jeszcze – zaczęła i wzięła głęboki oddech po czym skierowała wzrok na mnie.
-Przed tym wszystkim byliście z Damonem bardzo związani. Zachowywaliście się jak zakochani – wyrzuciła z siebie, a ja wybuchłam śmiechem. To niemożliwe, ja z nim? Fakt przystojny był, ale chyba nie zakochałabym się w takim… Elena jednak patrzyła na mnie z pełną powagą, więc jednak to musiała być prawda. Podniosłam się i weszłam do rezydencji, powinnam porozmawiać o tym z wampirem, choć wcale nie miałam na to ochoty. Jednak gdy tylko weszłam na górę i otworzyłam drzwi od pokoju Damona zauważyłam, że nie jest sam.
-Brooke, co tu robisz? – zapytałam wchodząc do pokoju.
-Przyszłam do Damona – uśmiechnęła się szeroko i usiadła mu na kolanach, a wampir wyraźnie był z tego powodu zadowolony.
-Tak, czyli jednak to nie było możliwe, że byłam w tobie zadurzona, wiedziałam, że jednak czasem używam mózgu – mruknęłam i zamknęłam drzwi, zdążyłam jedynie ujrzeć przez moment wzrok zdziwionego wampira. Było mi w pewien sposób przykro, że Brooke była u niego, ale postanowiłam tego nie roztrząsać. Cody postanowił wrócić na noc do domu, tuż po tym jak obmył się trochę z krwi. Ja z kolei spałam w pokoju Eleny, nie wiedziałam, czy u nocowała u niego Brooke, ale dlaczego miałoby mnie to obchodzić? Rano obudziłam się cała obolała, poczułam, że to czas wrócić do LA. Stefan mówił, że moje walizki są w pokoju Damona, więc poprosiłam go by je stamtąd zabrał.
-Wyjeżdżasz? – czarnowłosy postawił przede mną walizkę i spojrzał na mnie z wyrzutem.
-Spokojnie wyślę ci pocztówkę – mruknęłam, a on niespodziewanie mnie pocałował. Nie wiedziałam co zrobić, ale dziwnym trafem był to przyjemny pocałunek, na pewno przyjemniejszy od tego, którym zaskoczył mnie Cody. Odsunął się ode mnie, ale i tak był bardzo blisko, patrzyliśmy sobie przez jakiś czas w oczy, ale w końcu udało mi się otrząsnąć.
-Brooke ci nie wystarcza? – wypaliłam bez zastanowienia, a to wyraźnie wywołało w nim wściekłość.
-Nie będę się przed tobą tłumaczył, skoro i tak nic nie rozumiesz – widziałam jak zaciska pięści. Odwrócił się i wyszedł z domu. Postanowiłam się przejść, poukładać sobie wszystkie myśli. Było dość zimno, a ja wyszłam lekko ubrana. Zauważyłam kogoś siedzącego przy jakiś urwisku, rozpoznałam Damona. Postanowiłam nie zbliżać się, oparłam się o drzewo i patrzyłam co robi jednocześnie obejmując swoje ramiona, by odrobinę się ogrzać. Czy to możliwe, że z nim byłam? W jakimś stopniu był słodki. Po paru minutach stania stwierdziłam, że podejdę do niego. Usiadłam obok cały czas obejmując się ramionami. Damon podał mi butelkę Burbona, no cóż nigdy nie piłam z rana, ale w takich okolicznościach nie odmówię. Upiłam od razu dwa łyki, by choć trochę mnie rozgrzał. Patrzyłam w dal nic nie mówiąc.
-Masz zamiar umawiać się z Brooke? – zapytałam niepewnie, nie wiedziałam, czy powinnam, w końcu straciłam pamięć, a Elena mówiła, że byliśmy tak jakby parą.
-Brooke to fajna dziewczyna, ale za bardzo napalona. Może i bym sobie skorzystał, ale… - nie dokończył zdania, a wolałam nie dopytywać, bo wiedziałam, że i tak mi nie powie. Podałam mu butelkę wypełnioną trunkiem. Może powinnam obrazić go, że mówi tak o mojej przyjaciółce, ale wiedziałam, że ma racje. Usłyszałam dźwięk mojego telefonu.
-Hej Stefan, co się dzieje? – powiedziałam tuż po naciśnięciu zielonej słuchawki.
-Przyszedł Cody i mówi, że coś ważnego chce od ciebie – po tych słowach niechętnie podniosłam się opierając na ramieniu Damona.

-Dobrze przyjdę niedługo – rozłączyłam się i spojrzałam na czarnowłosego. Miałam nadzieję, że zrozumie aluzję, że wcale nie chcę iść sama przez las. Dalej unosiła się delikatna poranna mgła. Chłopak podniósł się i zarzucił na mnie swoją skórzaną kurtkę, teraz odkrywał mój charakter tak jakby na nowo. Spojrzałam na niego z uśmiechem, ale on nie wykazywał jakiś szczególnych uczuć, coś ukrywał w sobie, a może przed sobą? Złapałam go pod ramię, a właściwie przytuliłam się do jego ręki, z racji tego, że było mi dalej potwornie zimno. Po krótkim czasie dotarliśmy do rezydencji, gdzie czekał na mnie Cody. Usiedliśmy przy stole, chłopak długo milczał jakby próbował przemyśleć w jaki sposób przekazać mi informacje.
_____

Na specjalne życzenie Sylwi <3

środa, 9 października 2013

numer 14

Po chwili udało mi się uwolnić od wampira i spojrzeć do torby w poszukiwaniu czegoś do ubrania. Usłyszałam dzwonek swojego telefonu, ale oczywiście nie zdążyłam do niego dobiec, bo Damon odebrał.
-Mmm… cóż za seksowny, kobiecy głos – padło wprost z jego ust. Wyrwałam mu moją komórkę i spojrzałam na ekran, by dowiedzieć się, kto dzwoni.
-Cześć Brooke – uśmiechnęłam się do siebie dalej szukając ubrania.
-Jestem w Mystic Falls, spotkajmy się w Grillu. Czekam na ciebie za półtora godziny – zakomunikowała mi przyjaciółka. Wzruszyłam ramionami i zgodziłam się na spotkanie. Moje zmagania z ubraniami dobiegły końca. Usiadłam na krześle przy stoliku chcąc dopieścić moją twarz i włosy. Czułam się źle wychodząc bez makijażu, jakbym była wybrakowana. Poczułam dłonie na swoich ramionach.
-Pod prysznicem też wyglądałaś seksownie – wymruczał mi do ucha, a moja twarz momentalnie poczerwieniała.
-Pojadę z tobą do Grilla, napiję się Burbona – niedługo później byłam gotowa do wyjścia. Brooke stała przy stole bilardowym, gdy podeszłam do niej podała mi jeden kij.
-Fajny facet – spojrzała na kogoś siedzącego przy barze, momentalnie się odwróciłam napotykając wzrok Damona. Uniósł jedną brew do góry uśmiechając się zadziornie jak to miał w zwyczaju.
-Znam go dość dobrze – zaśmiałam się lekko nie ciągnąc tematu. Brooke bardzo lubiła rywalizować ze mną o faceta, a przecież nie byliśmy razem. Byłoby to dla niej wyzwanie. Skończyłyśmy grę i usiadłyśmy przy stoliku. Sączyłam powoli Burbona, chyba wampir bardzo mnie przyzwyczaił do tego gatunku alkoholu.
-Co tu robisz? – Zapytałam coraz szybciej pijąc alkohol gdyż poczułam głód.
-Mama zaciągnęła mnie do jakieś ciotki, z którą wcale nie chce mi się siedzieć, więc będziesz skazana na mnie – roześmiała się zarażając mnie śmiechem. Zauważyłam, że nagle oczy Brooke zabłyszczały, no tak Damon idzie. Jak ja mam wybić Brooke z głowy ten chory pomysł, który właśnie się zrodził jak on się tak do niej uśmiecha. Skarciłam go wzrokiem, więc usiadł przy mnie i podał mi alkohol. Chyba zorientował się, że głód zaczyna mną sterować.
-Idziemy – zarządził Damon i podniósł się.
-Jo, jutro o 13 spacer – uśmiechnęłam się jedynie by potwierdzić spotkanie. Wróciliśmy do domu, a ja łapczywie wypiłam woreczek krwi, jeszcze nigdy nie czułam takiego pragnienia i to nie tylko krwi, ale też Damona. Nie rozumiałam tego, co krążyło w mojej głowie.
-Fajna ta twoja koleżanka – wampir uśmiechnął się do mnie, wiedział, że zdenerwuje mnie to. Objęłam delikatnie jego szyję i pocałowałam wampira. Coraz łatwiej przychodziło mi dotykanie Damona. Nie czułam już przy nim skrępowania. Oderwałam się od niego i delikatnie muskałam jego klatkę piersiową.
-Czas spać – mruknęłam i wślizgnęłam się do łazienki. Szybko się ogarnęłam i wskoczyłam do łóżka, co nie spodobało się Damonowi. Mimo to poczułam jak jego silne ramiona obejmują mnie, a po chwili zapadłam w głęboki sen. Wydawało mi się, że minęło pięć minut, od kiedy zasnęłam, otworzyłam powoli oczy i ujrzałam na zegarku godzinę 12:30. Szybko zerwałam się i zaczęłam się ubierać. Damona już nie było przy mnie, to dziwne zawsze wstawaliśmy razem. Narzuciłam na siebie krótkie, dresowe spodenki i jakąś koszulkę i zeszłam na dół.
-Cześć Stefan – uśmiechnęłam się do niego, bardzo go lubiłam. Elena ma ogromne szczęście, że z nim jest. Wyciągnęłam sobie woreczek z krwią i powoli zaczęłam go sączyć.
-Wyglądasz na smutnego – mruknęłam i rzuciłam się na fotel. Pokręcił jedynie głową i uśmiechnął się do mnie. Rozczulał mnie takim swoim zachowaniem. Usłyszałam dzwonek do drzwi, podniosłam się, a po drodze zmierzwiłam włosy Stefana. Brooke przytuliła mnie na przywitanie i ruszyłyśmy w stronę lasu.
-Jesteście z Damonem parą? – wypaliła bez ogródek po dłuższej chwili. Zachichotałam cicho.
-Nie jesteśmy – mruknęłam zgodnie z prawdą. Co prawda wiedziałam, że to pytanie było po to, żeby Brooke mogła zacząć polowanie na Damona. No cóż…
-Cześć Jordan – usłyszałam za plecami.
-Cześć Cody – uśmiechnęłam się, cieszyłam się, że go widzę.
-Dobra ja już lecę, pogadajcie sobie, a my zobaczymy się wieczorem – Brooke szybko zniknęła z pola mojego widzenia.
-Przepraszam za swoje zachowanie – powiedział tak jakby chciał zrzucić ogromny ciężar ze swojej duszy. Ja tylko uśmiechnęłam się i chciałam się do niego przytulić, ale chłopak padł na kolana. Zanim zdążyłam zareagować on leżał na ziemi, a ja poczułam straszny ból karku i straciłam świadomość. Ból… Ogromny ból karku i ramion. Później poczułam smród wilgoci i stęchlizny. Zapach wwiercał się w moją głowę, tak bardzo, że było mi od niego niedobrze. Powoli otworzyłam oczy i spróbowałam się poruszyć, ale krzyknęłam z cierpienia, jakie poczułam. Byłam przywiązana, wisiałam na łańcuchu oplecionym wokół moich złączonych nadgarstków, a nogi były przywiązane do podłogi. Spojrzałam przed siebie.
-Cody – chciałam krzyknąć, by zwrócić jego uwagę. Chłopak otworzył oczy. Jego ramiona były całe zakrwawione jakby rozszarpała je jakaś bestia. Łzy spłynęły z moich oczu. Szarpałam się bardzo długo, chciałam się uwolnić od tych łańcuchów, ale to coraz bardziej bolało.
-Obudziła się królewna – usłyszałam brytyjski akcent.
-Klaus – warknęłam widząc mężczyznę.
-No nawet pamiętasz moje imię, wcale się nie dziwię – zaśmiał się, a we mnie się zagotowało nie mogłam uwierzyć, że ten człowiek tak bardzo się na mnie uwziął.
-Czego ode mnie chcesz? – Wybuchłam, ból wziął nade mną górę. Pamiętałam, że mi groził przed Grillem, ale… Przecież, nic mu nie zrobiłam.
-No wiesz… Zagrażasz mnie i moim hybrydom, więc, no cóż trzeba cię zabić – zaśmiał się i wyjął fiolkę z jakąś dziwną fioletową miksturą.
-Wytłumaczę ci jak to zadziała. Za 20 minut jest pełnia, więc masz 19 minut, by wyłączyć człowieczeństwo, później dam ci do picia tą miksturkę i już nie będziesz wampirem, zgadzasz się od razu, czy mam użyć siły? – Grzecznie zapytał, a tuż przy końcu zdania do pomieszczenia weszła Rebekah. Spojrzałam na niego srogo, nie miałam zamiaru zgadzać się na jego gierki. Prychnęłam głośno wyrażając przy tym swoje zdanie.
-Skoro nie chcesz po dobroci – mruknął, a w tym momencie Rebekah wykonała mocny zamach, dopiero teraz zauważyłam, że ma łańcuch w dłoni. Już myślałam, że uderzy we mnie jednak tak się nie stało. Usłyszałam krzyk Cody’ego, mimo tego, że chłopak był silny z jego oczu popłynęły łzy.
-Dobra zgadzam się! – krzyknęłam szybko, by za wszelką cenę chronić chłopaka.
-Ale musicie go wypuścić – miałam nadzieję, że przystaną na moje warunki, jednak Rebekah tylko rozgryzła swój nadgarstek i podała mu krew, by się wyleczył. To oni byli górą, musiałam się zgodzić. Z drugiej strony, jak wyłączyć człowieczeństwo? Mówiłam do siebie w myślach, by pozbyć się uczuć. W końcu przełączył się pstryczek w mojej głowie, spojrzałam z obojętnością na Klausa, który miał bardzo szczęśliwą minę.
-No widzisz, można tak było od razu – zaśmiał się przygotowując fiolkę.
-Spadaj – mruknęłam beznamiętnie, już po chwili do moich ust dostała się oleista maź. Połknęłam ją od razu, bo Klaus przytrzymał mój podbródek do góry. Straciłam przytomność, zwisałam po prostu bezwładnie na łańcuchach. Gdy się obudziłam Cody’ego nie było, może go gdzieś zabrali? Do pomieszczenia wszedł ktoś.
-Kim jesteś?! Wypuść mnie! – krzyczałam próbując się wyrwać.
-Ah, więc zadziałało, to krok bliżej twojej śmierci kochana – jego słowa oblane były brytyjskim akcentem, skądś kojarzyłam ten głos, ale nie mogłam przypomnieć sobie skąd. Szarpnęłam jeszcze raz za łańcuchy mając cichą nadzieję, że się uda, niestety ból był za duży. Robiło mi się od niego słabo. Dziwny facet wyszedł, nie wiem gdzie, nie obchodziło mnie to. Straciłam nadzieję, że wydostanę się stąd. Zamknęłam oczy i cicho łkałam. Znów ktoś się zbliżał, jak już tu wiszę to mogliby mnie zostawić w spokoju. Wysoki, czarnowłosy mężczyzna wszedł do pomieszczenia.
-Zabiję go – warknął, gdy spojrzał na mnie. Położył dłonie na mojej talii. Zaczęłam się wyrywać i chciałam krzyknąć, ale mężczyzna zakrył mi dłonią usta.
-Próbuję ci pomóc – mruknął mi do ucha i zaczął rozrywać łańcuchy. Złapał mnie szybko w talii bym nie upadła. Kiedy próbował uwolnić moje stopy, ja starałam się opuścić ręce, jednak mimo tak długiego czasu trzymania ich w jednej pozycji było to okropnie bolesne. W końcu uciekliśmy stamtąd, a chłopak zabrał mnie do dużej rezydencji.
-Kim jesteś? – zapytałam, a on jedynie zmarszczył brwi przyglądając mi się. Usiedliśmy na kanapie, po schodach zbiegła Elena, pamiętałam ją, chodziłyśmy razem do szkoły, a później niedane było nam się spotkać. Przytuliła mnie.
-Elena, dawno cię nie widziałam – uśmiechnęłam się do niej.
-Co robiłaś prze z te lata? – zapytałam wywołując zdziwienie, podszedł do nas jeszcze jeden chłopak. Miał wyraźną szczękę, jasne włosy i widoczne przez koszulkę umięśnienie.

-Czy ty mnie pamiętasz? – Czarnowłosy dobrze wiedział, jaka będzie odpowiedź na jego pytanie, nie miałam zielonego pojęcia skąd oni się tu wzięli, dlaczego mnie uratował, ani tak właściwie co ja tu robię.

---------
przepraszam, że tak długo musieliście czekać, to ze względu na przeprowadzkę i naukę. Mam nadzieję, że rozdział się wam spodoba i pamiętajcie czytam=komentuję.

poniedziałek, 16 września 2013

numer 13

-Ja… Nie wiem – mruknęłam zgodnie z prawdą, ale zaczęłam odchodzić od tematu.
-Nie będę miała możliwości jak zginie przez ten kołek – dopowiedziałam, a Cody jakby zerwał się i podszedł do regału za kanapą.
-Bardzo nie chcę go ratować, ale liczę, że ty będziesz przy nim uśmiechnięta. To jest odtrutka na to czym nasączyłem kołek. Robię to pierwszy i ostatni raz i nie myśl, że ze względu na ciebie będę go ratować. Wolałbym patrzeć jak umiera – podał mi buteleczkę z jasnoniebieskim płynem. Uśmiechnęłam się do niego.
-Bardzo ci dziękuję – chciałam już odejść , ale poczułam rękę Cody’ego i mocne szarpnięcie. Jego usta na moich, jego dłonie na talii. Trzymał mnie mocno, bym nie uciekła, a raczej bym wróciła. Jednak to dalej nie było to. Moje serce delikatnie się poruszyło, ale to nie było apogeum szczęścia. Odsunęłam się delikatnie od niego.
-Przepraszam, ale to naprawdę nie wyjdzie – szepnęłam, gdy odchodziłam widziałam jego zawiedzioną minę. Biegłam szybko do rezydencji, mimo tego, że było całkiem ciemno. Tak się bałam biec przez las, ale to był jedyny skrót. Zdyszana wbiegłam po schodach do góry i klękając przed Damonem wyjęłam buteleczkę. Nie zważałam kompletnie na to co się dzieje wokół, liczył się tylko on jeden. Szybkim ruchem otworzyłam coś co było w szklanym pojemniczku i wlałam czarnowłosemu prosto do gardła. Już po chwili jego oddech stał się głębszy, a ja odetchnęłam z ulgą.
-Dał ci to tak bez żadnego ale? – spytała Elena patrząc na mnie. Ja tylko kiwnęłam głową, byłam bardzo zmęczona.
-Jordan – usłyszałam cichy szept chłopaka, mocno go przytuliłam, ale musiałam spojrzeć na plecy, czy rana się goi. Byłam bardzo zdziwiona jak po całym zajściu nic nie zostało, najmniejszy ślad. To prawie jak jakiś cud. Już myślałam, że jest po wszystkim. Spojrzałam jeszcze raz na chłopaka z ulgą w oczach.
-Patrzysz na mnie jakbym miał wyprosić Elenę i Stefana, jak chcą mogą popatrzeć – zaśmiał się, no tak jest zdrowy. To jest lepsze niż diagnoza lekarza. Uśmiechnęłam się do niego i podniosłam z łóżka.
-Idę podziękować Cody’emu. Tylko się umyję i przebiorę – mina Damona mówiła, że nie jest zachwycony, ale musiałam to zrobić. Mógł przecież nie dawać mi tego lekarstwa. Po błyskawicznym prysznicu wyszłam z łazienki.
-Musisz iść do tego idioty? – wampir stanął przede mną ze złą miną.
-Dzięki niemu żyjesz.
-Ale to on mi wbił to gówno w plecy! – krzyknął, a jego oczy zrobiły się czerwone, był wściekły bardziej niż kiedykolwiek.
-To moja wina! Mogłam nie dawać mu nadziei, nawet nie powiedziałam mu o tobie, po prostu muszę mu podziękować, zrozum to – pocałowałam go i ruszyłam schodami w dół. Na moje szczęście Elena jechała załatwić parę spraw do miasta, więc podwiozła mnie pod sam dom wilkołaka. Było wcześnie rano, słońce zakryte było chmurami. Zapukałam w sosnowe drzwi mając nadzieję, że chłopak nie śpi. Otworzył drzwi, był pijany,  a w dłoni trzymał butelkę wódki. Wpuścił mnie nie mówiąc nic.
-Cody dziękuję – szepnęłam i przytuliłam go.
-Jordan – chłopak spojrzał głęboko w moje oczy. Nie, nie przestań w końcu, przecież coś wcześniej ustalaliśmy.
-Kocham cię – mruknął lekko pijacko i chciał mnie pocałować.
-Cody! – krzyknęłam i delikatnie odepchnęłam go od siebie.
-Nie odpuszczę sobie nigdy Jordan. Za dużo dla mnie znaczysz – pijacka gadka chłopaka doprowadzała mnie do szaleństwa. Bynajmniej nie tego pozytywnego. Rozmowa z nim nie miała najmniejszego sensu. Próbowałam go minąć, dobrze, ze akurat teraz odpuścił. Wzięłam szybko swoje rzeczy, wyszłam z jego domu i ruszyłam w stronę rezydencji. Zaczęło potwornie padać. Nie zamierzałam w taką pogodę iść na pieszo. Pobiegłam w stronę Grilla. Cała zmoknięta usiadłam przy jednym ze stolików, już po chwili podszedł do mnie Matt.
-Złapał cię? – zaśmiał się podając mi ciepłą herbatę.
-Matt czy ty dalej kochasz Elenę? – spytałam trochę bezczelnie, ale ja musiałam wiedzieć.
-Tak, ale jak siostrę – uśmiechnął się do mnie i usiadł na skraju kanapy.
-A kochałeś ją, gdy zaczęła być ze Stefanem? – spojrzałam na niego niepewnie. Nie wiedziałam, czy są to odpowiednie pytania. Matt zmieszał się trochę.
-Tak, byłem wściekły jak odeszła, ale to miało być jej szczęście. Nie przejmuj się Codym, przejdzie mu – poklepał mnie po ramieniu. Skąd on o nim wie? Skąd wie o naszej znajomości.
-Żalił mi się wczoraj, często tu przychodzi, nie martw się, on się po prostu zauroczył, ale powinno mu przejść – uśmiechnął się do mnie i podniósł się. Musiał wrócić do pracy, więc dopiłam ciepły napój, który podał mi Matt. Może ma rację i mu przejdzie, Cody mimo wszystko mi pomógł i nie chciałam kończyć znajomości z nim. Napisałam SMS do Damona z prośbą by po mnie przyjechał do Grilla. Cały czas lało, a w dodatku zbierało się na burzę. To nie byłby dobry plan, gdybym wracała na pieszo. Był po mnie już po piętnastu minutach. Usiadł naprzeciw mnie.
-Dziękuję, że przyjechałeś – uśmiechnęłam się szczerze i przesiadłam się obok niego. Zmókł mimo, że szedł tylko z samochodu do Grilla. Przeczesał ręką zmoczone włosy i spojrzał na mnie.
-I  co u zakochanego wilczka? – zapytał ironicznie.
-Pijany – mruknęłam w odpowiedzi, lepiej mu nie opowiadać wszystkiego, bo się na niego rzuci.
-Chodźmy do domu – poprosiłam łapiąc go za rękę. Wyszliśmy z lokalu, a tuż przed nim stał Klaus. Z deszczu pod rynnę.
-O witam. Mam nadzieję, że szykujesz się na twój bliski koniec – blondyn roześmiał mi się w twarz.
-Nawet jej nie dotkniesz – warknął Damon stając przede mną.
-O nie ja się nie zajmuję takimi, którzy są tak prości do zniszczenia. Żadne wyzwanie dla mnie – zaśmiał się i wszedł do Grilla, widziałam, że czarnowłosy chce ruszyć za nim, więc złapałam go za ręce.
-Damon nie, może taki jest już mój los – spojrzałam na niego z lekkim smutkiem w oczach. Wsiedliśmy do samochodu, widziałam, że on nie chce, by takie było moje przeznaczenie. Weszliśmy do pokoju chłopaka. Oboje cali przemoczeni przez deszcz. Czarna koszula Damona oblepiła cały jego tors uwidoczniając każdy mięsień. Wyglądał tak seksownie, że nie mogłam się opanować. Pochyliłam się w jego stronę i delikatnie pocałowałam.
-Chodźmy pod prysznic – mruknęłam do niego. Widziałam jego uśmiech, chętnie poszedł za mną do łazienki. Zaczęłam delikatnie rozpinać jego koszulę, gdy on całował moje usta. To mu się podobało, było czymś na co czekał. Chyba jeszcze nie był świadom, że nie mam zamiaru teraz się z nim kochać, chciałam się tylko umyć. Niedługo później oboje pozbyliśmy się ubrań, a Damon zaczął mnie dotykać w trochę inny sposób niż powinien.
-To tylko kąpiel – mruknęłam mimo przyjemności jaka mną targała. On nie miał zamiaru rezygnować, a ja miałam coraz mniej chęci, by go zastopować. Weszliśmy pod prysznic. Jego usta cały czas atakowały moje wargi, przez co serce waliło mi jak szalone. Kropelki wody delikatnie spływały po jego twarzy uwidaczniając jego mocne rysy, a włosy opadały mu na czoło. Był cudowny, nie za bardzo nachalny, a w dodatku delikatny. Dotknęłam jego silnych ramion, by znów posmakować tych miękkich ust.
- Hej kochanie! – usłyszeliśmy oboje, spojrzałam wrogo na wampira. I ja i on wiedzieliśmy, kto to był. Wyszedł spod prysznica i owinął się w pasie ręcznikiem.
-Co tu robisz? – spytał dość ostro. Chyba się zdenerwował, że ktoś mu przerywa. Ale dlaczego ona powiedziała do niego kochanie? Owinęłam się ręcznikiem i też wyszłam z łazienki.
-Przyszłam do… O no tego to się nie spodziewałam – w połowie zdania spojrzała na mnie. Nie była zadowolona, a wręcz przeciwnie. Myślałam, że zabije mnie wzrokiem. Podeszłam do Damona i pozwoliłam się objąć. W głowie cały czas chodziło mi pytanie, dlaczego tak do niego powiedziała?
-Myślałam, że skoro nie jesteś z Eleną, to wrócimy do siebie – patrzyła na niego i podeszła bliżej. Palce chłopaka delikatnie napięły się. Silvia była rozżalona, widać było, że brakuje jej miłości. Nie była taka zimna jaką próbowała udawać. Zrobiło mi się przykro, że nie potrafi sobie ułożyć swoich spraw.
-Więc lepiej tak nie myśl następnym razem – warknął odsuwając się od niej. Jednak jestem dla niego kimś ważnym, cieszyłam się z tego bardzo. Mimo wszystko byłam odrobinę zazdrosna o Silvię, w końcu potrafiła nieźle namieszać w życiu. Kompletnie nie wiedziałam co zrobić. Dziewczyna zabrała swoją walizkę i poszła do pokoju Eleny, za nią poczłapała się czarna kuleczka Midnight. Spojrzałam na Damona, który puścił uścisk na mojej talii i usiadł na łóżku.
-Chyba się nie denerwujesz teraz, prawda? – spytałam i usiadłam mu na kolanach. Zmierzył mnie wzrokiem i uśmiechnął gdy uświadomił sobie, że jestem w samym ręczniku.
-Damon czy ty jej kiedykolwiek powiedziałeś, że ją kochasz? – spytałam poważnie patrząc w jego oczy.
-Oj… mogło mi się coś takiego wymsknąć – mruknął żartobliwie, jak to zwykle robił, gdy czuł się zakłopotany.
-Damon! Wymsknąć?! – byłam na niego zła, takie słowa nie powinny się od tak wymykać. Ona mogła pomyśleć, że naprawdę ją kocha, a to chyba, mam nadzieję, że nie była to prawda.
-Przestań, kiedyś myślałem, że jestem w niej zakochany, nie powiedziałem tego od tak sobie – oboje byliśmy coraz bardziej zdenerwowani. W takim razie ja też jestem, że od tak sobie myślał, że mu się podobam, czy co?
-Co do mnie czujesz? – zapytałam by rozwiać moje wątpliwości, przynajmniej wiedziałam kiedy wampir kłamie.
-Zaczynają się damskie pytania. Nie może być jak dziesięć minut temu? Wrócimy pod prysznic, zdejmiesz ten ręcznik, ja cię pocałuje – uniósł jedną brew do góry sprawiając, że wygląda jak mały nieogarnięty kociak.
-Nie Damon, nie może tak być – chciałam zaprotestować, ale wampir położył mnie na łóżko i zaczął całować. On jest niemożliwy, chyba nigdy sobie nie odpuści. Roześmiałam się z zaistniałej sytuacji.

sobota, 31 sierpnia 2013

numer 12

-Widzę, że już sobie znalazłaś pocieszenie – warknął Cody i odciągnął Damona ode mnie.
-Mnie tak nie całowałaś, byłaś przy mnie bo jego nie było wtedy?! Dlatego chcesz zostać wampirem tak?! – krzyknął patrząc na mnie ze łzami w oczach, patrzyłam i nie wiedziałam do końca co powinnam powiedzieć.
-Cody naprawdę cię lubię, ale nie jako przyszłego partnera – spojrzałam na niego trochę jakbym się wstydziła, albo bała. Damon nie dał mi ani chwili na przemyślenia. Złapał wilka za szyję i boleśnie pchnął nim o drzewo.
-Proszę przestań – podeszłam do nich i złapałam wampira za nadgarstek, nie starałam się go odciągnąć, liczyłam, że sam zrozumie o co mi chodzi. Odpuścił, ale odszedł wściekły do samochodu, widziałam, że nadal boli go rana w plecach. Spojrzałam na Cody’ego.
-Przepraszam, nie chciałam, żeby tak wyszło – chciałam położyć rękę na jego ramieniu, ale on tylko prychnął i odszedł odtrącając moją rękę.  Chwilę stałam i patrzyłam jak idzie. Wiedziałam, że bardzo go zraniłam, a przecież nie taki cel miałam. Chciałam przecież przez chwilę zapomnieć o Damonie, ale nie udało się. Podeszłam do samochodu, by zobaczyć ranę chłopaka. Widziałam, że cały czas sączy się z niej krew.
-Czemu się nie wyleczyła? – spytałam i zaczęłam rozpinać mu koszulę.
-Hej poczekaj pójdziemy do sypialni, chociaż na masce samochodu też nie będzie źle – zażartował i objął mnie w talii. Skarciłam go wzrokiem i zaczęłam zsuwać mu koszulę z ramion. Rana wyglądała strasznie, nie mógł być to zwykły drewniany kołek.
-Musiał być z werbeną i jego śliną. Był przygotowany specjalnie dla mnie, czemu ja mu jeszcze nie skręciłem karku? – warknął, nie mógł spojrzeć na ranę, ale może to i lepiej, bo wyglądała strasznie. Chciałam zrobić mu opatrunek, ale było to w takim miejscu, że nie miałam szans.
-Chodź do domu, ja poprowadzę, a ty postaraj nie zabrudzić sobie tapicerki – wsiadłam po stronie kierowcy mimo tego, że Damon bardzo dobrze ukazywał swoje niezadowolenie. Dawno nie jeździłam mam nadzieję, że nic nie zepsuję, bo chyba by mnie zabił. Mimo moich obaw dojechaliśmy pod rezydencję.
-Co się stało? – spytała Elena widząc stan chłopaka. Wyglądał coraz gorzej, bardzo zbladł, a zimny pot spływał mu po twarzy. Stefan wziął jego rękę i przełożył sobie przez kark prowadząc Damona na łóżko. Gdy już dotarł do niego i usiadł spojrzał na mnie.
-Stefan, Elena, wyjdźcie – praktycznie rozkazał im. Co on kombinuje? Trzeba pomyśleć co zrobić z raną.
-Jordan… Czy mogę napić się twojej krwi? – spytał mnie, byłam w sumie trochę zszokowana, ale wiedziałam, że ma racje. Zawsze mu pomagała, więc dlaczego tym razem miałaby nie pomóc? Nic nie odpowiedziałam tylko zabrałam włosy z szyi i przechyliłam lekko głowę. Gdy wbił we mnie swoje kły nie mogłam się opanować. Wydobył się ze mnie stłumiony i delikatny jęk, Damon najwidoczniej usłyszał to, bo czułam jak się uśmiecha. Gdy już wypił trochę krwi zaczął całować moją szyję, delikatnie muskał moją talię palcami.
-Damon przestań – mruknęłam, choć wcale nie chciałam, by to zrobił. Położył mnie na łóżku i zaczął całować dekolt. Nie mogłam mu na to pozwolić, my nawet nie byliśmy parą, chyba. Nie, to nie czas i nie miejsce.
-Damon stop – powiedziałam tym razem wystarczająco dosadnie, bo podniósł się i spojrzał na mnie.
-Przecież tego chcesz – w sumie miał rację, ale miałam swoje zasady, których nie chciałam łamać. Seks z niedawno poznanym facetem, który po prostu mnie pociąga raczej nie był wskazany dla mojej moralności.
-Damon, to byłby mój pierwszy raz – wyznałam w końcu, prawie przez to spaliłam się ze wstydu, a przecież tak nie powinno być, to była moja duma, coś, czego nikt mi jeszcze nie zabrał. Zostawione dla tego jedynego i wyjątkowego. To takie staroświeckie, wiem, ale zawsze marzyłam o tym idealnym, tym, który zamąci mi w głowie. Fakt, Damon był taki, ale niech da mi trochę czasu. Dla niego to nie problem, przespał się chyba z całą kulą ziemską. W sumie nie do końca mi to pasowało, ale przecież nie cofnę 150 lat jego zabawy. To co chciał zrobić, ja… Ja byłam zupełnie nowa w tych sprawach, to że się zabawiałam facetami, to nie znak, że wskakiwałam im do łóżka. Hamowało mnie trochę to, że mogę okazać się beznadziejna, przecież on ma porównanie, ja nie. Patrzyłam na niego niepewnie, ale nic mi nie odpowiedział, ucałował mnie delikatnie i po chwili poszliśmy spać. Już dwie godziny później przebudziłam się, bo Damon strasznie się kręcił. Dopiero jak wstałam to zauważyłam, że to było raczej wicie się z bólu. Po jego czole spływały krople zimnego potu, a on sam nie mógł wydobyć z siebie żadnego słowa. O nic nie pytałam tylko rozgryzłam nadgarstek i podałam mu trochę swojej krwi.
-Rana – wycedził przez zęby, niewiele pomogło to co przed chwilą zrobiłam. Przekręciłam go na brzuch i krzyknęłam z przerażenia. Z rany cały czas sączyła się krew zmieszana z ropą. Tkanka wokół niej była czarna, jakby martwicza, a połowa pleców czerwona od stanu zapalnego. Pobiegłam szybko do pokoju Stefana i zawołałam ich.
-Moja krew pomaga mu już tylko odrobinę – spojrzałam ze zmartwieniem na bezwładnego chłopaka. Z minuty na minutę wyglądało to coraz gorzej. Po moich policzkach mimowolnie spływały łzy, nie mogłam tego opanować.
-Jedź do Cody’ego i dowiedz się co to było za gówno – Stefan ukląkł przy bracie, a Elena pobiegła po woreczki z krwią, tylko to mogło na chwilę pomóc mu w cierpieniu. Byłam wściekła, tak bardzo, że w parę minut dotarłam pod dom wilkołaka. Otworzył mi trochę zmieszany, ale gdy zauważył moją minę wpuścił mnie do środka.
-Co to było?! Czym oblałeś kołek?! – krzyknęłam na niego, gdy on spokojnie siadał na kanapie.
-Więc dlatego przychodzisz? Myślałem, że znów cię zranił, jak zwykle – mruknął beznamiętnie, miałam ochotę mu przyłożyć, ale usiadłam obok niego i spojrzałam mu głęboko w oczy.
-Dziś to ty mnie zraniłeś – moje słowa mocno zabolały chłopaka, automatycznie łzy pojawiły się w jego oczach, wiedziałam, że to jedna z ostatnich rzeczy, które chciał.
-Przepraszam – wyszeptał odwracając ode mnie wzrok. Złapałam go za podbródek i obróciłam w moją stronę, tak by spojrzał na mnie.
-Cody, wiem, że schrzaniłam naszą znajomość, nie chciałam tego. Jesteś fantastycznym facetem, idealnym dla mnie, tylko brakuje nam jednej rzeczy. Nie ma tej obezwładniającej chemii, która zwala z nóg, która prawie wyrywa serce z piersi. Uwierz mi, że bardzo się starałam, ale nie potrafię. Wiem, że to oklepane i pewnie obrazi cię to, ale bardzo chciałabym byśmy byli przyjaciółmi, nie chciałabym, abyś odchodził z mojego życia – po tym jak skończyłam delikatnie ucałowałam jego usta w ramach jakby pożegnania tej relacji. Widziałam jego niezadowoloną minę, ale to jedyne co mogłam mu zaproponować.

-Kochasz go, prawda? – wysyczał gładząc mój policzek, rozmowa o nim przychodziła mu bardzo ciężko, ale musi się z tym pogodzić.

wtorek, 27 sierpnia 2013

numer 11

Wampir pomógł mi usiąść na sofie.
-Jak to? – spytałam niedowierzając w poprzednie słowa wiedźmy.
-Elena stwierdziła, że lepiej jej będzie z Damonem więc tak zrobiła, co tu dużo tłumaczyć? Trzy dni tam siedziałaś, więc dużo się pozmieniało – Stefan wyglądał jakby zaraz miał stracić nad sobą panowanie, widać było, że jego serce nie było gotowe na rozstanie z Eleną, ale chwila. Ile ja tam byłam?! Trzy dni?! Usłyszałam cichy śmiech Eleny obróciłam głowę w stronę drzwi, które otworzyły się. No tak Stefan miał rację, moja przyjaciółka i jej nowy chłopak, a mój obiekt fatalnego zauroczenia, trzymali się za ręce. Uśmiech z twarzy brązowookiej zszedł dopiero gdy zobaczyła mnie. Brudną, ze zmierzwionymi włosami, wycieńczoną.
-Co ci się stało? – Damon podszedł do mnie i zmarszczył brwi.
-Musiałam poukładać sobie pewne sprawy, ale teraz wiem, że nie było o czym myśleć – mruknęłam rozżalona. Podniosłam się i ruszyłam w stronę drzwi.
-Stefan dziękuję za pomoc – starałam się uśmiechnąć do niego, ale to było dla mnie za dużo.
-Poczekaj odwiozę cię – szybko podniósł się z fotela i zabierając ze sobą jedynie woreczek krwi, który notabene oddał po chwili mnie. Nie pożegnałam się z nikim, nie czułam takiej potrzeby. Wsiadłam do samochodu Stefana pijąc krew jak oranżadę przez słomkę. Bardzo chciało mi się płakać i miałam nadzieję zostać gdzieś sama. Stefan ruszył, ale gdy tylko z horyzontu zniknęła nam rezydencja zatrzymał się na poboczu.
-Jordan nie ma co za nim płakać – spojrzał na mnie i ujrzał samotne łzy płynące po moich policzkach.
-Stefan, ja… Ja myślałam, że dobrze robię, ale… Jak sobie wszystko przemyślałam uświadomiłam sobie, że się w nim strasznie zauroczyłam. Co chwilę łapię się jak myślę o nim, to przez niego nie mogę się skupić na niczym. Czuję się beznadziejna… Po co ja to wszystko robię, skoro uważam, że i ja powinnam zginąć – nie patrzyłam na niego, nie chciałam, rozpłakałabym się jeszcze bardziej. W końcu i on cierpiał przez stratę Eleny, a ja mu gadam o swoich problemach. Co ze mnie za egoistyczna świnia. Stefan pogładził moje ramię.
-Jordan będzie dobrze. Nie wiem dlaczego stało się tak jak stało. Myślałem, że z Damonem będziecie tworzyć parę mimo tych wybryków Silvi, ale to chyba ja najbardziej tu zawiniłem, bo nie zachowywałem się normalnie ostatnio – mruknął prawie do siebie. Delikatnie starałam się do niego uśmiechnąć.
-Nie przejmuj się Stefan. Jesteś naprawdę fantastycznym facetem Elena w końcu to zrozumie – ruszyliśmy dalej, nie chciałam, by Stefan jeszcze bardziej posmutniał. Weszłam do domu Cody’ego, który wyraźnie ucieszył się na mój widok.
-Strasznie się o ciebie martwiłem – przytulił mnie mocno i spojrzał mi w oczy.
-Czemu jesteś taka brudna? Zrobię ci kąpiel – dlaczego on jest aż tak przesadnie miły? Może powinnam zacząć go doceniać? Umyłam się i ubrałam w czyste ubranie, Cody na dole oglądał telewizję. Położyłam się więc na sofie i położyłam głowę na jego kolanach. Patrzyłam na ekran, ale nawet nie wiem co mogło lecieć. Słowa, które wypowiadali aktorzy wlatywały i wylatywały mi z uszu. Byłam zmęczona, pełna skotłowanych myśli. Chciałam wiedzieć, co powinnam czuć, co powinnam robić. Losy świata ważyły się, a ja nie byłam pewna swoich umiejętności. W sumie byłam pewna, nic nie potrafiłam. Przesunięcie głazu przez trzy dni to żaden wyczyn. Jestem beznadziejnym bohaterem. Widząc to, że milion myśli zakrząta mi głowę, Cody położył dłoń na mojej talii i delikatnie zaczął ją gładzić. To nie był ten sam dotyk, co Damona. Brakowało dreszczu, szybszego bicia serca, tego, że pragnęłam więcej i więcej. Chciałam poczuć to jak muska moją szyję, delikatną chropowatość jego policzków, zobaczyć jak błękitne oczy przeszywają moją duszę. Gdy Czarnowłosy dotykał mojej skóry z trudem powstrzymywałam podniecenie, które we mnie wywoływał, a Cody… Niby fajny facet, zawsze pomocny, dbał o mnie, jednak on sam nie wywoływał we mnie takich emocji jak Damon.
-Wiesz już jaką rasą będziesz chciała zostać? – spytał, chyba nie wiedział jak zacząć rozmowę.
-Ja? Chyba człowiekiem… Albo wampirem – to ostatnie dodałam po dłuższej chwili. Przekręciłam głowę, by spojrzeć na reakcję Cody’ego. Nie była ona taka jakiej oczekiwałam.
-Chcesz być tym krwiopijcą? Mordercą? – mruknął niezadowolony. To chyba jakiś żart?! Jak on mógł tak powiedzieć?
-Chciałam cię uświadomić, że ja już jestem tym mordercą – warknęłam i podniosłam się z sofy.
-A jutro przyjdę po rzeczy – dodałam wychodząc za drzwi, nie chciałam go słuchać, przelał czarę goryczy, a ja nie miałam zamiaru na niego patrzeć. Ja mordercą?! Chyba geny wilka źle na niego działają. Ruszyłam przed siebie, świetnie będę musiała wrócić do rezydencji, bo gdzie mam się podziać przez całą noc? Zrezygnowana ruszyłam w stronę klifu. Po drodze odpaliłam papierosa, to już chyba nawyk, bo wcale nie pomagały odkąd zostałam… Krwiopijcą(?). Szłam patrząc na zachodzące słońce. Już powoli dochodziłam do klifu, ale zauważyłam Damona. No świetnie tego mi teraz jeszcze brakowało. Powoli zaczęłam się cofać mając nadzieję, że mnie nie usłyszał.
-Cześć Jordan – powiedział nawet nie obracając się w moją stronę. No tak teraz to się nie wymigam.
-Cześć – mruknęłam i ruszyłam w jego stronę. Usiadłam obok, a on podał mi butelkę Burbona. Piłam nie odzywając się słowem.
-Czemu siedzisz sam? – spytałam po chwili milczenia. On zabrał jedynie butelkę ode mnie i napił się.
-Elena znów jest ze Stefanem – powiedział patrząc się w dal. W sumie ani razu nie spojrzeliśmy na siebie.
-Przykro mi – wcale mi nie było przykro, cieszyłam się. Choć w sumie to szczęście Damona powinno wywoływać takie emocje we mnie. Znów zachowuję się jak egoistka.
-Mnie nie jest przykro. Przekonałem się, że już jej wcale nie kocham – stwierdził patrząc na mnie. Nie kocha? To dziwne, byłam przekonana, że on dalej czuje coś do niej.  Uśmiechnęłam się lekko.
-A ja nie mam gdzie nocować – mruknęłam niezadowolona i wyciągnęłam kolejnego papierosa.
-Przecież mieszkasz u Azora z tego co pamiętam  - roześmiałam się słysząc takie określenie. Damon wyraźnie go nie lubił.
-Powiedział mi, że jestem krwiopijcą i mordercą, to wyszłam – wzruszyłam ramionami, a on podniósł się wściekły. Szybko stanęłam przed nim i złapałam go za ręce w okolicy łokci.
-Nikt nie będzie tak do ciebie mówił – warknął patrząc na mnie. Jego oczy ukazywały złość.
-Przestań Damon, przecież nic się nie stało, po prostu teraz muszę wrócić do LA – chyba dopiero sobie uświadomiłam, że  nie powinnam tu nawet być. Wyminęłam go i oparłam się o maskę samochodu. Długo nie obracał się do mnie, ale w końcu to zrobił.
-Naprawdę chcesz tam wrócić? – spytał podchodząc do mnie tak blisko, że musiałam lekko usiąść na masce.

-Wiesz przecież, że nie chcę. Wolałabym zostać tutaj… Z tobą – ostatnie słowa wyszeptałam mając nadzieję, że nie usłyszał. Powinnam się czasem ugryźć w język. On uśmiechnął się, no tak jednak usłyszał. Lekko zarumieniłam się i spojrzałam w bok. Damon położył dłonie na masce przybliżając się do mnie, chciałam odwrócić głowę by na niego spojrzeć, lecz zanim to zrobiłam czarnowłosy pocałował mnie. Znów ten dreszcz, za każdym razem gdy czułam, że jesteśmy blisko. Moje serce zaczęło wariować. Oddawałam pieszczotę równie namiętnie jak ją dostawałam, a palce wplotłam w czarne włosy wampira. Tak, to było nie do porównania z tym co czułam przy Cody’m. Damon pochylił się jeszcze bardziej kładąc mnie na masce. Dobrze, że była chłodna, bo moja krew już wrzała w żyłach. To było jakbym wstąpiła do raju, takiego tylko dla mnie i Damona, bo mam nadzieję, że czuje to samo co ja gdy mnie całuje. Oderwaliśmy się od siebie, ale on nic nie powiedział. Usłyszałam syk bólu, który wydobywał się z jego ust. Sięgnął do tyłu i wyciągnął coś z pleców. Dopiero później zauważyłam co, zakrwawiony kołek.

środa, 14 sierpnia 2013

numer 10

Padłam na łóżko błagając o chwilę wytchnienia. Przydałoby się trochę mniej dramatów i romansów. Czy mój mózg może pojąć, że Cody jest dla mnie odpowiedni? Opiekuńczy, miły, a w dodatku przystojny? Nie to co Damon, który cały czas jest zakochany w Elenie. Ciężko mi było zasnąć. Spojrzałam na pierścionek na lewej dłoni, Lapis lazuli błyszczał na moim palcu przypominając mi, że jestem wampirem. Westchnęłam głęboko, a wypuszczając powietrze mruknęłam „Damon draniu”.  Zasnęłam dość szybko, śniła mi się Elena błagająca o to bym wróciła. Obudziłam się zapłakana. Wzięłam szybki prysznic i wyszłam w samym ręczniku, by poszukać ubrań. Damon siedział na łóżku, no tak mogłam się tego spodziewać.
-Mógłbyś zapukać chociaż – warknęłam na niego i otworzyłam mu drzwi by wyszedł.
-Przeciąg robisz, przeziębisz się, lepiej się ubierz – uśmiechnął się patrząc na mnie. Zapragnęłam coś sprawdzić. Usiadłam seksownie na łóżku, oparłam się na łóżku  dłońmi i przybliżyłam się do niego. Najwyraźniej bardzo mu się to spodobało, bo oparł dłoń o moją talię.
-Elena pisała, że nie układa jej się ze Stefanem, nie chcesz do niej wrócić? – spytałam patrząc na jego reakcję. Jego mina wcale się nie zmieniła.
-Stefcio i Elena doskonale dadzą sobie radę – przybliżył się do mnie. Boże, muszę się opanować, serce wali mi  jak oszalałe. Nie mogłam się ruszyć z miejsca. Patrzyłam na jego błękitne oczy. Przekręcił się tak, że byłam na dole.
-Damon –udało mi się wyszeptać zaciskając palce na jego nagim torsie.
-Sama przecież tego przed chwilą chciałaś, nie? Lubisz mnie sprawdzać? W życiu byś nie zrobiła czegoś takiego bez powodu. Za pół godziny wyjazd, pakuj się – Damon warknął na mnie, od początku wiedział co się dzieje, więc nie mogłam uwierzyć w żadne słowo, które wypowiedział. Spojrzał na mnie ze złością. Podniósł się z łóżka i trzasnął drzwiami, znów go zawiodłam, czemu ja to cały czas robię? Szybko się ubrałam i spakowałam wszystko. Stanęłam przy drzwiach kierowcy, by wampir nie miał jak mnie minąć. Stanął przede mną i chwilę się na mnie popatrzył, a potem po prostu wziął mnie na ramię i przestawił. Byłam zażenowana całą sytuacją, wsiadłam na miejsce pasażera i czekałam aż dojedziemy. Po pewnym czasie wjechaliśmy do gęstego lasu, teraz musieliśmy już iść na pieszo.
-To tu – zakomunikował Damon i pokazał na chatkę. Musiałam wejść tam sama, a tak bardzo się bałam. Weszłam, w środku było ciemno. Miałam złe przeczucia, byłam prawie pewna, że nie dam sobie rady, a przeze mnie stanie się coś strasznego.
-Witaj Jordan – usłyszałam damski głos z ciemnego kąta. Bałam się jej, nie wiem dlaczego.
-Nie będę owijać w bawełnę. Powiem ci co musisz zrobić, ale najpierw musisz mi udowodnić jaką jesteś czarownicą – no to świetnie, nie potrafię podnieść piórka, a co dopiero pokazać czy jestem dobrą czarownicą. Kobieta dała mi 10 minut na zastanowienie się, czy to jest odpowiedni moment. Wróciłam do Damona i odpaliłam papierosa.
-Nie dam rady – szepnęłam zaciskając pięść na spodniach. Damon spojrzał na mnie i nic nie powiedział.
-Wróćmy do Mystic Falls chcę by Silvia mnie jeszcze uczyła – poprosiłam i wróciłam do domku by przekazać wiadomość kobiecie, której nawet nie widziałam na oczy. Byłam załamana tym, że nie jestem w stanie uratować niczego, ani nikogo, tym bardziej siebie. Nie chciałam patrzeć na Damona, paliłam papierosa za papierosem, tylko to  było mnie w stanie odprężyć. Chciałam jak najszybciej wrócić do domu i zacząć na nowo uczyć się magii. Problem w tym, że emocjonalnie byłam jeszcze bardziej rozbita niż ostatnio. Podróż szybko mi minęła, Damon dalej się do mnie nie odzywał, więc po prostu poszłam spać. Obudziłam się gdy wysadzał mnie pod domem Cody’ego. Nie wiem dlaczego tam, nie chciałam już pytać.
-Przyjdę jutro do was – zakomunikowałam, ale nie dostałam żadnej odpowiedzi. Wilkołak ucieszył się, że jestem już w domu, szczególnie, że byłam tam z Damonem.
-Czego się dowiedziałaś? – spytał przynosząc mi woreczek z krwią.
-Że muszę jeszcze poćwiczyć zanim wrócę i czegoś się dowiem – odpowiedziałam i oparłam głowę o jego ramię. Czy naprawdę Damon jest taki okropny? Przecież czuję dreszcze jak na niego patrzę, jak mnie dotyka.
-Ja… Wrócę za parę dni. Muszę się podszkolić – mruknęłam do Cody’ego i szybko wyszłam z domu. Zadzwoniłam do Stefana, mieliśmy się spotkać na klifie, dobrze, że on też wiedział gdzie to jest.
-Co się dzieje? – zapytał gdy stanęłam tuż przed nim. Wzięłam go za rękę i ruszyliśmy do pewnej jaskini, tuż przy wyjściu stał ogromny głaz.
-Muszę się odizolować, nauczyć magii sama. Przesuń ten głaz, wyjdę dopiero wtedy, gdy się nauczę – poprosiłam, ale on chyba nie podzielał mojego entuzjazmu. W końcu mogłam tam zginąć, bez krwi, bez innych niezbędnych rzeczy. W ciemności, sama, beznadziejna, bez jakichkolwiek umiejętności. To nie mogło skończyć się dobrze.
-Oszalałaś, nie nauczysz się magii w 15 minut, nie możesz tak ryzykować – Mimo jego wątpliwości udało mi się go namówić. Już po chwili siedziałam sama, w totalnych ciemnościach. Stefan obiecał, że nie powie nikomu gdzie jestem i że się ze mną widział. Mam nadzieję, że dotrzyma obietnicy. Zabrałam się do pracy, próbowałam przesunąć kamień siłą woli, tak jak było z piórkiem. Mijały minuty, godziny, a kamień nie przesunął się nawet o minimetr. Wiedziałam, że nikt mnie stąd nie uwolni, sama musiałam stawić czoła wyzwaniu. Kim ja tak naprawdę powinnam zostać? Człowiekiem, wiedźmą, wilkołakiem, czy wampirem? Dlaczego muszę wybierać? Może powinnam zginąć jak inne hybrydy? Nikt by za mną nie tęsknił i tak. Byłam coraz bardziej sfrustrowana całą sytuacją. Nie mogłam sobie poukładać nawet życia, zrozumieć tego co naprawdę czuję. Dlaczego Damon wywołuje u mnie takie emocje?! Wściekłość sięgnęła granic, skupiłam się jeszcze bardziej na tym co robię i nagle usłyszałam szuranie kamienia. Tak! W końcu mi się udało! Niestety kamień ruszył się tylko o parę centymetrów, co nie pozwalało mi wyjść. Moje następne próby zdecydowanie nie należały do udanych. Czułam się coraz bardziej senna, mój umysł przestał normalnie reagować, a w dodatku z wysiłku czułam się coraz bardziej głodna. Maksymalne skupienie Jordan! Jak nie teraz to już nigdy stąd nie wyjdziesz. Zamknęłam oczy i udało się. Kamień odsunął się całkowicie, sukces.
-Głaz 0, Jordan 1! – krzyknęłam do siebie. Wybiegłam z jaskini, nie byłam pewna ile czasu zajęło mi to głupie przesuwanie kamienia. Biegłam przez las, liście kruszyły się pod moimi stopami, chciałam jak najszybciej powiedzieć Stefanowi, co zrobiłam. Dotarłam do rezydencji i wbiegłam bez pukania.
-Stefan! – krzyknęłam w poszukiwaniu wampira. Byłam bardzo zmęczona, wręcz skonana. Chciałam odpocząć jak najszybciej. W końcu młodszy brat zszedł na dół i spojrzał na mnie z wielką ulgą w oczach.
-Udało mi się ! – uśmiechnęłam się do niego i podeszłam by się przytulić, on zrobił to samo, ale mój stan ledwo pozwalał mi się trzymać na nogach. Stefan objął mnie w talii bym nie upadła na ziemię.
-No widzę zmiany się porobiły. Damon z Eleną, Stefan z Jordan – usłyszałam chichot Silvii. Kto z Eleną? Spojrzałam na Stefana, nie miał zadowolonej miny, więc musiała to być prawda. 

sobota, 20 lipca 2013

numer 9

Razem z Cody’m wróciliśmy do domu. Zachowywaliśmy się jak normalni… ludzie? Wydawało mi się, że to było to czego potrzebuję. Już parę dni mieszkałam u niego, uczyłam się magii, a chłopak opowiadał mi o nadnaturalnych stworzeniach. Jak jakaś ułomna dalej nie byłam w stanie podnieść tego głupiego piórka. Mimo sielankowej atmosfery zauważyłam pewien problem. Kończyły mi się woreczki z krwią, więc albo zacznę polować, albo muszę pójść do rezydencji. Sięgnęłam po telefon, by zadzwonić do Eleny, która w efekcie pojawiła się na ekranie mojego telefonu. Cóż za zbieg okoliczności, że dzwoni właśnie teraz.
-Cześć Jo, dawno się nie widziałyśmy, co się z tobą dzieje? – usłyszałam zmartwiony głos w słuchawce. Wydawało mi się, że zdaje sobie sprawę dlaczego się wyprowadziłam.
-Jakbyś nie wiedziała. Spotkajmy się w Grillu dziś to pogadamy – Cody spojrzał na mnie, ale chyba domyślił się, że rozmawiam z Eleną.
-Właściwie, to chciałabym, żebyś przyszła do nas. Chyba już wiemy jak sprawić, byś przeżyła, a jednocześnie uwolniła świat od hybryd – przyjaciółka wprawiła mnie w osłupienie, jak miałabym to zrobić? Swoją drogą z chęcią pozbyłabym się tego całego Klausa. Cody postanowił, że pójdzie ze mną, ostatnie wizyty w rezydencji przecież nie były zbyt szczęśliwe. Wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy lasem na spotkanie. Nie pukałam, po prostu weszłam do środka. Na kanapie siedzieli wszyscy oprócz Damona. Dopiero później zauważyłam go wychodzącego z kuchni ze szklaną pełną czerwonej krwi. Nie przywitałam się z nim, tylko usiadłam na wolnej kanapie z Cody’m, który objął mnie przysuwając bliżej. Czarnowłosy spojrzał na niego pogardliwie, chyba to nie będzie miła wizyta. Atmosfery to już siekierą nie dało się pociąć.
-Jest zaklęcie, które pozwoli ci wybrać, którą rasą będziesz, dzięki czemu będziesz mogła spełnić swoje proroctwo, a jednocześnie nie zginąć, bo wtedy już nie będziesz hybrydą – Elena uśmiechnęła się do mnie i podała mi szklankę z Burbonem.
-Co musimy zrobić? – Cody dosłownie wyrwał mi te słowa z ust.
-Ty psinko najlepiej idź do domu – warknął Damon, mimo tego jego wyraz twarzy nie wyrażał żadnych uczuć. Wilkołak chciał już coś powiedzieć, ale powstrzymałam go.
-Razem z Eleną przeczytamy dokładniej księgi, a ty i Damon musicie jechać do Pennsville, w okolicznych lasach jest wiedźma, która będzie potrafiła wykonać to zaklęcie, podobno – ostatnie słowa Stefan wypowiadał dość niepewnie. Oczywiście Silvia prychnęła głośno dając do zrozumienia, ze ona też dałaby radę, prawda była jednak inna.
-Ja pojadę z Jordan do Pennsville – wtrącił Cody. Zaczynały mnie poważnie denerwować ich potyczki.
-Powiedziałem ci idź stąd i nie wtrącaj się w sprawy dorosłych – Damon podniósł się i odłożył pustą szklankę.
-Chyba dawno żaden wilkołak cię nie zaatakował – Cody również wstał i podszedł bliżej do wampira. Zaczynało się robić coraz gorzej.
-Nie zdążysz mrugnąć nim skręcę ci kark – Damon był już wściekły, trzeba to było zakończyć, bo się pozabijają.
-Dosyć – krzyknęłam, a obaj odwrócili się w moją stronę.
-Cody jedziemy do domu, ja się spakuję, a ty Damon bądź po mnie za godzinę – rozkazałam i ruszyłam w stronę drzwi.
-Dziękuję – rzuciłam z uśmiechem w stronę Eleny i Stefana. Już niedługo później byłam w domu wilkołaka.
-Jak możesz jechać z tym chamem – mruknął niezadowolony robiąc sobie kanapki.
-Ten cham może mi pomóc, Cody, nie rozumiem czym się martwisz – kończyłam pakować swoje rzeczy. Zarzuciłam małą podróżną torbę na ramię. Chciałam jeszcze wyjść przed dom, by zapalić. Usiadłam na torbie i odpaliłam papierosa, już nie smakował tak jak kiedyś, ale co ja na to poradzę. Już po chwili przede mną zatrzymał się granatowy kabriolet. Czarnowłosy z ciemnymi okularami na oczach odwrócił głowę w moją stronę z zadziornym uśmiechem.
-Seksownie wyglądasz z tym papierosem – wysiadł z samochodu.
-Do kogo innego kieruj takie słowa – warknęłam i podniosłam się z bagażu. Zgrabnie ominęłam Damona siadając na przednim siedzeniu pasażera. Ruszyliśmy do Pennsville. To będzie męczące, bardzo. Po godzinie całkowitej ciszy postanowiłam włączyć radio. Ustawiłam je dość głośno, akurat leciała piosenka, przy której tańczyłam z Codym. Lekko uśmiechnęłam się sama do siebie przypominając sobie ten moment. Jego oczy, jego uśmiech, było cudownie, ale nie dostawałam przy nim dreszczy jak przy Damonie. To jednak nic nie znaczyło, nie miałam zamiaru cierpieć przez faceta, nie było takiej opcji.
-Więc już do końca życia nie będziesz się do mnie odzywać? To dla wampira trochę długo – nie wiem czy Damon chciał mnie rozbawić czy po prostu zagadać. Spojrzałam na niego zabójczym wzrokiem. Bardzo ciężko mi było złościć się na niego, ale nie mogłam mu pobłażać. Po około godzinie jazdy zatrzymał się przy leśnej uliczce. Ściągnął ciemne okulary, a palcami przetarł powieki.
-Musimy iść w głąb do jednego domu – mruknął jakiś zrezygnowany. Wysiadłam z wozu i ruszyłam za czarnowłosym. Szliśmy niecałe 15 minut, przed naszymi oczami ukazała się leśna chatka, cała z drewna. Damon otworzył drzwi  bez pukania, a mnie kazał czekać. Oparłam się o jedno z drzew i chciałam spojrzeć w niebo, lecz gęsty dąb mi na to nie pozwalał. Patrzyłam więc na zniszczone drewniane drzwi, w które wszedł Damon, nie byłam jednak w stanie ani nic zobaczyć, ani podsłuchać. Westchnęłam głośno i czekałam. Minęło 20 minut, dopiero wtedy usłyszałam skrzypienie zawiasów. Szybko odwróciłam się w stronę czarnej postaci, która wychodziła.
-Dłużej już nie można było?! – warknęłam na Damona i ruszyliśmy w stronę samochodu. Nawet nie byliśmy blisko, a chłopak zatrzymał mnie ręką. Zachowywał się jakby coś usłyszał.  Później już wszystko działo się bardzo szybko. Nawet nie wiem kiedy Damon przytrzasnął mnie do drzewa przytulając mocno. Chciałam na niego krzyczeć, ale ujrzałam postać za nim, ta osoba trzymała w ręku pistolet. Spojrzałam na chłopaka, a w jego oczach widziałam cierpienie.
-O nie – mruknęłam, wiedząc już co jest na rzeczy. Ten ktoś, kto strzelał uciekł, a Damon powoli osuwał się na ziemię.
-Nie, nie! – krzyknęłam, byłam spanikowana. Chciałam go przytrzymać, więc położyłam dłoń na jego plecach, na co on odpowiedział krzykiem. Bolało go, cierpiał… A ja nie wiedziałam jak mu pomóc. Spojrzałam na dłoń, którą wcześniej sprawiłam chłopakowi tyle bólu, była cała zakrwawiona. Szybko ściągnęłam z niego koszulkę, dobrze, że nie miał swojego obcisłego T-shirtu, który zdarza mu się nosić, bo w życiu by mi się nie udało tego zdjąć. Na umięśnionych plecach czarnowłosego ujrzałam głębokie rany, a w nich tkwiło coś drewnianego.
-To pociski z drewna, wyjmij je błagam – wiedziałam, że gdyby miał siłę wykrzyczałby to zdanie. Pięć dziur w jego plecach, jak miałam wyciągnąć to coś?! Z lekkim obrzydzeniem i zamkniętymi oczami włożyłam palce w ranę próbując wyciągnąć kulę, nie wiem czemu, ale mnie parzyła. Syknęłam z bólu, wiedząc, że jest niczym w porównaniu z tym Damona. Przy trzecim pocisku zauważyłam, że robią mi się rany na opuszkach palców. Zignorowałam to, chciałam pomóc czarnowłosemu, jak najlepiej jak najszybciej. Gdy wyciągnęłam tą ostatnią usłyszałam ciężkie westchnienie chłopaka.
-Dziękuję – mruknął do mnie, był jeszcze bardzo słaby, stracił dużo krwi i ta werbena, którą nasączone były pociski.
-Napij się mojej krwi – Zabrałam włosy z szyi i odsłoniłam ją by chłopak mógł się spokojnie wgryźć w moją tętnicę. Widać było, że ma wątpliwości, jednak zdecydował rozsądnie, mieliśmy jeszcze wiele kilometrów przed sobą. Jego kły przebiły moją skórę, mój oddech przyspieszył czując ciepłe wargi Damona. Tak dawno nie czułam ich miękkości. Delikatny, dosłownie minimalny zarost chłopaka drażnił moją wrażliwą na niego szyję. Zmrużyłam oczy, czując ogromną przyjemność, dreszcze przechodziły po moim ciele, nie podejrzewałam, że jak ktoś będzie pił moją krew, to będzie takie przyjemne, ale to mogła być zasługa osoby. Chłopak po chwili odsunął się ode mnie, a ja próbowałam się opanować. Przecież on wyrządził mi tyle krzywdy, powinnam być na niego wściekła, a nie czuć dreszcze przy najmniejszym dotyku. Otworzyłam oczy powoli się uspokajając, ale natrafiłam na wzrok wampira, moje serce na nowo zaczęło szaleć, a ja w myślach klęłam na siebie. Chciał mnie pocałować, ale ja szybko wstałam. Nerwowo podniosłam jego koszulę i otrzepałam się z liści.
-Mamy jeszcze daleką drogę przed sobą – boże ja głupia. Zamknęłam oczy próbując wymazać sobie z pamięci to wszystko. Bolało mnie to wszystko jak on ze mną postępował, ale bardziej bolało to, że ja lgnęłam do niego tak bardzo. Ruszyliśmy w stronę Pennsville. Znów nie odzywaliśmy się do siebie słowem, musnęłam palcami miejsce, w które Damon mnie ugryzł. Nie było po tym ani śladu, ale dalej czułam jego usta, jego zarost, jego całego. Zaczynało się ściemniać, widziałam, że chłopak był już zmęczony.
-Zatrzymajmy się w jakimś motelu – stwierdziłam widząc nerwowo zaciśnięte palce na kierownicy.
-Prześpij się tu, im szybciej dojedziemy tym szybciej będziesz mogła pływać nago ze swoim wilczkiem – skąd on o tym wiedział do cholery?! Przecież nawet Elenie tego nie mówiłam.
-Co ty wygadujesz? – zmarszczyłam brwi szukając odpowiedzi w jego twarzy.
-Nie wiem czy wiesz, że jezioro jest w lesie, niedaleko klifu? – nagle poczułam mocne szarpnięcie. Damon skręcił w stronę jakiś świateł. Motel, jednak się zatrzymał.
-Damon… - nie wiedziałam co powiedzieć. Czułam wielkiego gula w gardle, przez którego nie wydostały by się żadne moje słowa. Czarnowłosy wysiadł z samochodu, szybko ruszyłam za nim w stronę recepcji.
-Dwie jedynki – powiedział stanowczo do szczupłej kobiety siedzącej w okienku. Więc nawet pokoju nie weźmie ze mną, a przecież jeszcze przed chwilą chciał mnie pocałować. Co tu się dzieje? On ma większe wahania nastroju niż ja… Chociaż? Wniosłam bagaże do swojego pokoju i usiadłam na łóżku. On widział mnie wtedy z Codym. Jak mogłam nie pomyśleć, że ktoś może mnie widzieć? Musiałam się napić, koniecznie, wyszłam do recepcji, a raczej chciałam tam iść bo zauważyłam Damona niosącego dwie butelki Burbona.
-Napijemy się tak jak kiedyś? – spytałam zagradzając mu drogę.
-Już nie będzie tak jak kiedyś – mruknął, ale mimo to dał mi do ręki butelkę. Miałam cichą nadzieję, że to zaproszenie więc poszłam za nim. Otworzył swój pokój i zaprosił mnie ręką do środka.
-Damon ja… - chciałam się wytłumaczyć. Nie wiem po co i dlaczego, on mi się nie tłumaczył ze swoich wyskoków.
-Nic nie mów, ja chcę się po prostu napić – usiadł na łóżku, a naprzeciw niego na podłodze. Otworzyłam butelkę Burbona.
-Za te gorsze chwile w życiu – wzniosłam toast i stuknęłam o jego butelkę. Upiłam łyk, a nawet kilka, gdy oderwałam się od alkoholu rozłożyłam się wygodniej wspierając się na łokciach.
-Damon, czy ty wierzysz w miłość? – zapytałam po dobrych paru łykach Burbona.
-Miłość to dziwka – mruknął opierając przedramiona na kolanach. Nic nie odpowiedziałam, bo nie było na co. Wydawało mi się, że kocha Elenę, przecież się nie pomyliłam. Dopiłam alkohol prawie do końca.
-Idę spać do siebie – mruknęłam próbując się podnieść. Czułam, że trochę kręci mi się w głowie. Wyciągnęłam z kieszeni paczkę papierosów i wysunęłam jednego.
-Dobranoc – mruknęłam praktycznie do siebie i wyszłam z jego pokoju. Cóż mogłam się spodziewać, że nawet nie odpowie. Na zewnątrz odpaliłam papierosa. Wejście do pokoi było na świeżym powietrzu, więc mogłam sobie na to pozwolić. Oparłam się o lekko spróchniałą, drewnianą barierkę i patrzyłam w światła odjeżdżających samochodów. Spokojnie zaciągnęłam się trującym dymem. Nie wiem, czy była to wina alkoholu, czy naprawdę czułam coś do Damona, ale chciałam wrócić do niego i tam już zostać. Tymczasem od kiedy powiedział mi, że widział mnie i Cody’ego jest na mnie wściekły. Usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Odwróciłam się i zobaczyłam Damona, oparłam się plecami o barierkę. Na biodrach miał tylko przepasany ręcznik, a z włosów figlarnie kapała mu jeszcze woda na umięśnioną klatkę piersiową.
-Zostawiłaś telefon, dzwonił wilczek, to powiedziałem mu, że jesteś zajęta mną – próbował się uśmiechnąć, ale średnio mu wychodziło. Dziwnym trafem nawet się nie wkurzyłam. Podeszłam do niego nie mogąc nacieszyć się jego widokiem. Po drodze wyrzuciłam papierosa. Czułam zapach jego ciała, tak bardzo chciałam się do niego teraz przytulić. Wzięłam telefon w ręce i uśmiechnęłam się.
-Dziękuję – powiedziałam patrząc się na chłopaka.
-Idź się tłumaczyć teraz swojemu chłoptasiowi. Dobranoc – Damon tak po prostu odwrócił się i wszedł do pokoju zatrzaskując mi drzwi przed nosem. Prychnęłam głośno tak by usłyszał. Spojrzałam na telefon i odczytałam SMSy. „Baw się dobrze” przeczytałam tego od Cody’ego. No tak, jakbym coś takiego usłyszała jak on też bym tak ironicznie podchodziła. Natrafiłam na SMS od Eleny. Żaliła się w nim, że coś jest nie tak ze Stefanem i chyba już nie chce z nim być. Takie problemy nie były na moją głowę teraz. Zadzwoniłam natomiast do Cody’ego by wyjaśnić sytuację.

-Już nie jesteś zajęta Damonem? – usłyszałam wkurzony głos w słuchawce. Długo nie zajęło mi tłumaczenie się. Pod koniec rozmowy poprosiłam go, aby zajął się Eleną. Coś musiało być naprawdę nie tak.

niedziela, 30 czerwca 2013

numer 8

Sytuacja coraz bardziej mnie przytłaczała, a Stefan dalej nie rozumiał o co chodzi. Objął mnie ramieniem czekając aż zacznę coś mówić.
-To prawda. Nie uratuję świata tylko stworzę jedną wielką katastrofę, a Damon… Dla Damon’a i tak nic nie znaczę. Nic nie potrafię, nawet podnieść głupiego piórka – patrzyłam w ziemię czując moc słów, które wypowiedziałam. Ciążyły mi na sercu za mocno. Ściskały tak, że brakowało mi oddechu.
-Silvia? – spytał, a ja jedynie kiwnęłam głową. Po chwili oboje usłyszeliśmy otwierane drzwi, ale nie ruszyliśmy się z miejsca. Stefan przytulał mnie jak prawdziwy przyjaciel. Otworzyły się drzwi do pokoju chłopaka. Stanęła w nich Elena, a zaraz za nią Damon. Oboje byli zdziwieni, czy może zawiedzeni, ale gdy zobaczyli moją twarz szybko im przeszło. Elena podeszła do mnie i mnie przytuliła. Pytała co się stało, ale chciałam zostać sama. Poprosiłam, by mnie zostawili, a ja weszłam do pokoju. Moja prośba jednak nie była spełniona. Pięć minut później do pokoju wszedł Damon.
-Jo znaczysz coś dla mnie, nie mów, że nie – i tak nie chciałam go słuchać. Chciał mnie przytulić ale odepchnęłam go.
-Damon przyjaźń to wszystko co nas może łączyć – chłopak po moich słowach zesztywniał. Zauważyłam zalążki łez w jego oczach. Wyszedł trzaskając drzwiami, był wściekły i smutny, to wiedziałam. Postanowiłam, że się wyprowadzę. Na kilka dni, by poukładać sobie wszystko w głowie. Spakowałam walizkę, ale nawet nie widziałam gdzie pójdę. Po prostu wyszłam stamtąd. Nie chciałam oglądać Silvi, nie chciałam pamiętać jej słów. Chciałam po prostu odpocząć. Szłam piaskową drogą przez las, zapłakana, z walizką.
-Jordan! – usłyszałam krzyk za sobą, nie odwróciłam się, nie chciałam z nikim rozmawiać. Mimo to osoba, która mnie wołała podbiegła do mnie. To był Cody, no tak przecież zawsze tu biega, ale nie chciałam go teraz spotkać.
-Gdzie idziesz? Stało ci się coś? – spytał widząc moją twarz. Był zmartwiony, od razu zabrał ode mnie walizkę i objął mnie w talii.
-Muszę gdzieś się przenieść na parę dni – mruknęłam smętnie. Cody pogładził mnie dłonią. Zapewnił mnie, że mogę u niego nocować, zgodziłam się bo co miałam zrobić? Już chwilę później byłam w niewielkim beżowym domku i siadałam na brązowej sofie. Cody całą drogę próbował mnie rozśmieszyć i co z tego, skoro i tak byłam bliska płaczu? Mój telefon zabrzęczał, chyba pierwszy raz od mojego pierwszego przyjazdu tutaj. Na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie Eleny. Długo zastanawiałam się czy odebrać, czy nie, jednak nacisnęłam zieloną słuchawkę.
-Jo gdzie jesteś? – spytała zmartwionym głosem.
-Ja muszę odpocząć, nie dzwońcie proszę – przełknęłam łzy i rozłączyłam się. Cody patrzył na mnie ze skupieniem, zastanawiał się pewnie jak do mnie dotrzeć i co mi się stało. Ruszył się z miejsca i przyniósł butelkę wina i dwa kieliszki.
-Może chociaż to ci pomoże – uśmiechnął się do mnie, próbowałam odwdzięczyć się tym samym, ale średnio mi wyszło. Jedna lampka, druga lampka… Za każdą kolejną Cody był coraz bardziej kochany. Podszedł do wieży i włączył muzykę. Chyba był to Justin Timberlake, na pewno był to Justin. Cody pociągnął mnie za rękę, chyba nie za bardzo chciało mi się tańczyć. Jednak jego porwał ten wyraźny beat i romantyczne słowa. Okręcił mną i to sprawiło, że ruszyłam się do tańca. W efekcie po ostatnim obrocie nasze twarze były oddalone od siebie o centymetr. Patrzyłam w jego kocie oczy, wiedziałam co chce zrobić. Chce mnie pocałować, a nie mogłam na to pozwolić. Sprytnie odsunęłam się trochę, a on wyglądał na zawiedzionego.
-Przepraszam – szepnęłam i przytuliłam go. Bardzo go lubiłam, naprawdę był przecudowny. Przystojny, miły, uczynny, chłopak ideał, ale nie dla mnie, ja już zauroczyłam się w kim innym. Pierwszy raz chyba się do tego przyznałam.
-Cody muszę ci coś powiedzieć – prawie szepnęłam, musiałam to w końcu z siebie wyrzucić, nie mogłam tego ukrywać. Chłopak spojrzał na mnie i przysunął krzesło naprzeciw mnie.
-Ja… Ja nie jestem tylko wilkołakiem – zaczęłam bojąc się jego reakcji.
-Jesteś też wampirem? – widziałam jego zdziwienie, spojrzałam na podłogę bojąc się mówić dalej.
-Też… Ale jestem jeszcze czarownicą i człowiekiem – w końcu mi się udało, po krótkiej chwili spojrzałam mu w oczy, nie był zawiedziony, tak mi się wydawało.
-Cieszę się , że jesteś ze mną szczera – o dziwo uśmiechnął się, nie wierzyłam, że tak lekko to przyjął. Pogładził mnie delikatnie po policzku.
-Nie przejmuj się tak – zaśmiał się cicho, a mnie  wyrwało się ziewnięcie. Cody złapał mnie za rękę i poprowadził do pokoju na górze. On spał w sypialni obok. Szybko umyłam się i przebrałam, chciałam zasnąć jak najszybciej, ale mój umysł średnio mi na to pozwalał. Gdy tylko zamykałam oczy widziałam Silvie wypowiadającą tamte słowa. W końcu oddałam się w objęcia Morfeusza. Długo spałam, tak mi się wydawało. Otworzyłam oczy i rozejrzałam się po pokoju. Na fotelu spał skulony Cody, podniosłam się i podeszłam do niego.
-Obudź się – pogładziłam go po policzku. Zmarszczył brwi i powoli otworzył oczy.
-Co tu robisz? – spytałam, przecież było mu niewygodnie.
-Krzyczałaś w nocy, coś ci się śniło, a nie chciałem cię przytulać, bo nie wiedziałem, czy sobie życzysz – wyprostował się nastawiając sobie wszystkie kości. Pewnie bolały go mięśnie po nocce w takim małym fotelu. Był tak kochany, prawdziwy gentelman. Ucałowałam jego policzek. Czułam głód, ale musiałam poczekać. Postanowiliśmy się przejść po lesie. Powoli szliśmy wąską piaszczystą ścieżką w milczeniu. Usłyszałam dźwięk łamanej gałązki, wiedziałam, że ten spacer nie będzie normalny, takie moje szczęście. Zauważyłam czarnowłosego poruszającego się gdzieś w oddali, schowałam się za chłopakiem, ale chyba i tak mnie zauważył.
-To on cię wczoraj zranił? – spytał Cody, nie chciałam odpowiadać, bo nie umiałam go okłamywać. W milczeniu dalej się ukrywałam, ale on już znał odpowiedź. Podbiegł do Damon’a i złapał go za koszulę.
-Cody daj spokój – złapałam go za ramię, ale on nie chciał odpuścić.
-Teraz zadajesz się z wilczkiem? Zostaw mnie, bo źle się to dla ciebie skończy – warknął, był zawiedziony, ale tak musiało być. Próbowałam ich obu uspokoić, ale to mi się nie udało. Damon uderzył Cody’m o drzewo, ten w odpowiedzi ugryzł go, cóż widziałam już lepsze zagrywki, ale skoro tak chciał się bronić. W końcu nie wytrzymałam. Wbiegłam między nich i spojrzałam Damon’owi w oczy. Był wściekły, nawet chyba na mnie. Odwrócił się i odszedł, a to do niego niepodobne. Wróciliśmy do domu i z przyzwyczajenia spojrzałam na telefon, który zostawiłam przed spacerem na stole. 5 połączeń nieodebranych i SMS-y. Wszystko od Eleny, prosiła bym odebrała i zarzekała się, że to bardzo ważne. Westchnęłam głośno, postanowiłam podejść do rezydencji, była tam potrzebna mi krew. Cody podwiózł mnie na swoim motorze. Od wejścia zaczepiła mnie Elena.
-Ten twój Cody ugryzł Damon’a – chyba nie na mnie była zła, miałam taką nadzieję.
-Wiesz co oznacza dla wampira ugryzienie wilkołaka? – spytała, a ja pokiwałam głową na nie. Gdy tłumaczyła mi, a ja zaczęłam otwierać usta ze zdziwienia.
-Jesteś hybrydą twoja krew powinna mu pomóc – zgodziłam się, weszłam na górę i bez pukania wkroczyłam do jego pokoju. Kompletnym zaskoczeniem było dla mnie to, że przerwałam mu pocałunek z Silvią. Ugryzłam swój nadgarstek by poleciała krew, a Damon’a odciągnęłam od wiedźmy i przyszpiliłam do ściany. Przytknęłam nadgarstek do jego ust. Byłam wściekła i smutna, Silvia w końcu dostała czego chciała. Gdy skończył pić uderzyłam go w twarz.
-Ciesz się, że mam miękkie serce nawet dla takich chamów jak ty – krzyknęłam i zbiegłam na dół. Podeszłam do lodówki i wzięłam parę woreczków krwi, wybiegłam z rezydencji. Damon znów mnie zranił, to było chyba najgorsze co mogłam zobaczyć. Cody zobaczył mój zły humor więc gdy tylko wróciliśmy do domu zaraz wyszliśmy pobiegać, rozładować złą energię. Dobrze, że biegłam za nim, nie widział moich łez. W końcu zatrzymaliśmy się przy jakimś jeziorze. Usiedliśmy na dzikiej plaży, słońce przyjemnie okalało moją twarz. Zdjęłam buty i weszłam do wody.
-Ciepła – uśmiechnęłam się do chłopaka.
-To się wykąpmy – Cody ściągnął koszulkę, dopiero wtedy zauważyłam nie za duże, ale za to ładnie wyrzeźbione mięśnie.
-Nie mam stroju – mruknęłam niezadowolona.
-To zdejmij koszulkę i spodenki – no tak łatwo mu było mówić, fakt, krótkie spodenki mogłabym ściągnąć, ale ta bluzka to stanik sportowy, który służył mi do biegania. A co mi tam.  Co on piersi nie widział? Rozebrałam się do samych majtek, ale stałam do niego tyłem, od razu wskoczyłam do wody, Cody ściągnął spodnie i ruszył za mną. Nagle poczułam jak coś łapie mnie za nogę i ściąga w dół. To był on, popchnęłam go w wodzie i wypłynęłam, by złapać oddech.
-Będziesz mi suszył włosy – zaśmiałam się, on podpłynął do mnie i przeczesał moje włosy palcami, zarumieniłam się i odwróciłam wzrok.
-W każdym wydaniu wyglądasz pięknie – ukazał rząd białych zębów, a ja wskoczyłam ponownie do wody.
-Ścigamy się do brzegu? – zaproponował.
-Dobra, ale jak wygram stawiasz dobrą whisky – podeszłam bliżej do niego.
-Jak ja wygram chcę ładnego buziaka – uśmiechnął się zadziornie, zgodziłam się, trudno najwyżej przegram. Ruszyliśmy, był troszkę szybszy ode mnie, ale ja byłam wampirem. Przypłynęłam do drugiego brzegu szybciej niż on. Widać było, że był smutny przez swoją przegraną.
-Gdybym nie była wampirem byś wygrał, więc… - pocałowałam go, tak po prostu. Chłopak nie do końca wiedział co ze sobą zrobić, aż słyszałam jego szybki puls, mocne bicie serca. Krew w jego żyłach wrzała. Objął moją talię przyciągając mnie bliżej. Pogłębił pocałunek, był tak delikatny i słodki, że nie byłam w stanie mu odmówić. Położyłam dłonie na jego ramionach, był silny, a chłopak jeszcze bardziej przyciągnął mnie do siebie. Nie były to takie fajerwerki jak z Damon’em, ale już pocałunki z czarnowłosym były dla mnie czymś czego nawet teraz nie chciałam. Po chwili odsunęliśmy się od siebie. Chłopak był wyraźnie zadowolony, dopiero teraz zauważyłam, że byliśmy złączeni każdym minimetrem naszego ciała. Zrobiłam krok w tył i spojrzałam mu w oczy.

-Wow – chłopak wydusił z siebie. Jeszcze ciężej oddychał. Podpłynęliśmy do brzegu. Na początku pomyślałam, żeby Cody się obrócił jak będę wychodziła, ale zrezygnowałam. Wypłynęłam normalnie, ale jak na prawdziwego gentelmana przystało, Cody obrócił się by na mnie nie patrzeć. Oboje ubraliśmy się, Wracaliśmy już spacerkiem trzymając się za ręce. Nie mogłam sobie tego odmówić. Cody był ułożony, spokojny, pokazywał uczucia we właściwy sposób, w dodatku był miły i mógł być odskocznią od złego zauroczenia.