-Pomóc ci go szukać? - zapytał gdy
wysiadaliśmy z samochodu.
-Nie... Nie wiem czy tam pojadę –
mruknęłam, kocham go, ale to był jego wybór, on mnie zostawił,
on nie chciał bym go szukała. Weszliśmy do rezydencji, usiadłam
zrezygnowana na kanapie.
-Jordan? - Elena usadowiła się obok i
patrzyła zmartwiona. Nic nie odpowiedziałam, patrzyłam tępo na
kominek przede mną. W głowie kłębiły mi się myśli, tak bardzo
za nim tęskniłam, a on, on ani przez chwilę. Wzięłam do ręki
szklankę. Wyjechał, gdy mnie nie było. Jest zwykłym tchórzem.
Gdy zauważyłam, co trzymam w ręce cisnęłam szkłem w kominek,
rozpadło się na miliony kawałeczków. Dopiero teraz dotarły do
mnie słowa Eleny, odwróciłam się w jej stronę dając znak, że
jej słucham.
-Jordan, ja go zabiję jak go znajdę –
powiedziała i chciała mnie przytulić. Ja jednak wstałam i
machnęłam ręką na to, nie obchodziło mnie co robił, a raczej
nie chciałam by mnie obchodziło.
-Jordan nie możesz sobie tak po prostu
odpuścić! - krzyknęła za mną, słyszałam to, ale nie
zareagowałam. Westchnęłam głośno zatrzymując się przy
drzwiach. Złapałam za klamkę, bałam się tam wejść, tak bardzo
się bałam. W końcu się przełamałam, weszłam do pomieszczenia,
czułam zapach Damona, tak wyraźny, mocny, wdzierał się do mojej
głowy zalewając mnie falą wspomnień. Podeszłam do biurka i
przejechałam po nim palcami, od czasu jego wyjazdu utworzyła się
delikatna warstwa kurzu. Stałam tak i patrzyłam w ślady palców,
aż w końcu ktoś zapukał do pokoju. Nie odpowiedziałam nic, nie
wiem czy chciałam z kimś rozmawiać.
-Jordan – Stefan wszedł do
pomieszczenia. Podszedł do mnie widząc, że się nie odwracam i
wyciągnął dłoń z woreczkiem krwi.
-Powinnaś wypić – dodał po chwili,
a gdy się nie ruszałam westchnął głośno. Dotknął mojego
ramienia, przeszedł mnie dreszcz, automatycznie się wyprostowałam.
Spojrzałam na niego, a z moich oczu popłynęły łzy. Przytulił
mnie do siebie.
-Mój brat to idiota Jordan, straszny
idiota – pocieszał mnie, a ja się rozkleiłam, jak małe dziecko,
które straciło coś co tak bardzo kochało. Poczułam jak ramiona
Stefana mocniej zacisnęły się na moim ciele, pozwalając mi poczuć
się odrobinę bezpieczniej. Trwałam tak przez chwilę, czułam, że
muszę być twarda.
-Na facecie świat się nie kończy,
prawda? - spojrzałam na niego, gdy trochę się uspokoiłam, Stefan
jednak chyba nie takiej reakcji oczekiwał.
-Jordan wiem, że mój brat to
kompletny kretyn, ale chcesz go skreślić? - zapytał ze
zmartwieniem w oczach.
-To on skreślił mnie – pokręciłam
głową i odwróciłam się spoglądając na torebkę z krwią obok
śladów startego kurzu. Wzięłam ją do ręki i powoli zaczęłam
pić. Faktycznie potrzebowałam tego. Gdy już skończyłam
postanowiłam się przejść. Szłam w bliżej nieokreślonym
kierunku, ale gdzie moje nogi mogły mnie powieść w takiej
sytuacji? Oczywiście, że na klif. Westchnęłam głośno.
-Mózgu nienawidzisz mnie – warknęłam
sama na siebie, ale postanowiłam zostać. Usiadłam na wilgotnej
trawie, był chłodny wieczór. Zamknęłam oczy, ale przed nimi
pojawiły się wspomnienia. Dotknęłam trawy obok siebie, tu zawsze
siedział. Piliśmy Burbona, tu rozkwitł nasz związek, czy to tu
musiało mnie przywiać? Wyrwałam pęk trawy i cisnęłam nim w
przestrzeń. Zielone, podłużne źdźbła opadały w dół, jak łzy,
które popłynęły mi po policzkach.
-Boże, co za frajer! - krzyknęłam w
eter, słowa odbijały się echem w mojej głowie. Podniosłam się i
uderzyłam w drzewo. Ponacinane kostki szybko się zrosły, wróciłam
do rezydencji. Spojrzałam na postać stojącą w salonie. To była
Elena, znów pewnie będzie chciała mnie pocieszać.
-Jo... - nie zdążyła dokończyć.
-Nie Elena! Wystarczy! Tego właśnie
chciał. Było fajnie, ale skończyło się, trudno. Przeżyję –
krzyknęłam w jej stronę. Związek z Damonem był bezsensowny,
wieczne problemy, czy to była moja wina? Czy nie zasługiwałam na
odrobinę szczęścia?
-Opanuj się, przecież się kochacie!
- brunetka złapała mnie za ramiona i potrząsnęła mną.
-Kochał! On mnie kochał, czas
przeszły Elena! Od pięciu miesięcy ani przez chwilę nie myślał
o tym co mogę poczuć jak przeczytam list. Pieprzony egoista! -
wyrwałam się i weszłam z wściekłością na górę. Dobrze, że
nie zdążyłam się rozpakować.
-Jutro wracam do babci, rozprawię się
z hybrydami i więcej nie będziecie musieli mnie oglądać –
warknęłam ze schodów. Weszłam do pokoju Damona, miałam tam
jeszcze parę rzeczy, które chciałam zabrać, gdy to zrobiłam
zeszłam na dół.
-Jordan zastanów się jeszcze chwilę,
proszę – w oczach Eleny zauważyłam łzy, pogładziłam ją po
ramieniu.
-Możesz pisać, tam nie mam zasięgu,
ale postaram się czasem odpisać – starałam się do niej
uśmiechnąć, ale wyszedł mi dziwny grymas na twarzy. Usłyszałyśmy
pukanie do drzwi, nikt nie czekał na odpowiedź tylko z impetem
wszedł do rezydencji.
-Bonnie? - Elena zdziwiła się widząc
przyjaciółkę.
-Dobrze Jordan, że jesteś – mówiła
zadyszana, zmarszczyłam brwi, skąd ona wiedziała, że tu jestem.
-Miałam wizję, miałam wizję jak
umierasz, sprawdziłam to, Jordan... - mulatka zawahała się przez
chwilę.
-No mów w końcu – pospieszyłam ją,
świetnie tylko tego mi brakowało.
-Zostało ci jakieś trzy miesiące
życia – uniosłam jedną brew w górę.
-Są dzisiejszego dnia jeszcze jakieś
ciekawe wiadomości? - zapytałam jakbym nie przejęła się tym co
przed chwilą powiedziała Bonnie, w sumie tak było. Wszystko miałam
już w głębokim poważaniu, a moje problemy miały się skończyć
za jakieś trzy miesiące. Dziewczyny popatrzyły na siebie z lekkim
przerażeniem, a ja tylko wzruszyłam nieznacznie ramionami.
Wyciągnęłam telefon i wykręciłam numer do Scotta, chciałam,
żeby mnie zabrał stąd.
-Cóż mam dziś szczęście za pół
godziny przyjedzie Scott, zatrzymał się pod Mystic Falls, żeby się
przespać i nie zdążył ruszyć – uśmiechnęłam się do
dziewczyn, były zdziwione moim zachowaniem.
-Nie powinnaś szukać Damona? -
zapytała mulatka, a ja tylko prychnęłam.
-Nie, zdecydowałam, że skoro nie chce
bym go szukała, to uszanuję jego decyzję – Bonnie popatrzyła na
mnie ze współczuciem.
-Jordan, dlaczego wyjeżdżasz? -
zauważyłam Stefana, musiałam być zbyt zajęta słuchaniem
dziewczyn by zauważyć jak schodzi po schodach.
-A co mam tu robić? Czekać jak wierny
piesek aż mój pan wróci? Jego strata, że mnie nie chce, Nie mam
zamiaru użalać się, chcę spędzić ten czas, który mi został
spokojnie – zaczęłam wystawiać walizki za rezydencję. Poczułam
jak męska dłoń zabiera mi walizkę z dłoni.
-Jordan proszę cię – Stefan
spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem.
-O co mnie prosisz co?! Żebym była tu
cały czas snując wspomnienia o nieudanym związku? Wypełniając
sobie bólem ostatnie dni mojego życia?! Czy może bym zapomniała o
sprawie i zaczęła walczyć z hybrydami? Ah i jeszcze jedna opcja,
wyjść za Cody'ego, Tray'a albo Scotta jak sobie życzy moja matka i
stworzyć w trzy miesiące rodzinę, jak to nakazuje tradycja?! -
krzyczałam mu prosto w twarz.
-Więc o co prosisz?! - krzyknęłam po
raz ostatni po czym zauważyłam samochód Scotta.
***
Ludzie, cieszę się, że jeszcze to czytacie, staram się dodawać rozdziały tak często jak studia mi na to pozwalają.
Liczę na wasze komentarze ; )
Liczę na wasze komentarze ; )