środa, 9 października 2013

numer 14

Po chwili udało mi się uwolnić od wampira i spojrzeć do torby w poszukiwaniu czegoś do ubrania. Usłyszałam dzwonek swojego telefonu, ale oczywiście nie zdążyłam do niego dobiec, bo Damon odebrał.
-Mmm… cóż za seksowny, kobiecy głos – padło wprost z jego ust. Wyrwałam mu moją komórkę i spojrzałam na ekran, by dowiedzieć się, kto dzwoni.
-Cześć Brooke – uśmiechnęłam się do siebie dalej szukając ubrania.
-Jestem w Mystic Falls, spotkajmy się w Grillu. Czekam na ciebie za półtora godziny – zakomunikowała mi przyjaciółka. Wzruszyłam ramionami i zgodziłam się na spotkanie. Moje zmagania z ubraniami dobiegły końca. Usiadłam na krześle przy stoliku chcąc dopieścić moją twarz i włosy. Czułam się źle wychodząc bez makijażu, jakbym była wybrakowana. Poczułam dłonie na swoich ramionach.
-Pod prysznicem też wyglądałaś seksownie – wymruczał mi do ucha, a moja twarz momentalnie poczerwieniała.
-Pojadę z tobą do Grilla, napiję się Burbona – niedługo później byłam gotowa do wyjścia. Brooke stała przy stole bilardowym, gdy podeszłam do niej podała mi jeden kij.
-Fajny facet – spojrzała na kogoś siedzącego przy barze, momentalnie się odwróciłam napotykając wzrok Damona. Uniósł jedną brew do góry uśmiechając się zadziornie jak to miał w zwyczaju.
-Znam go dość dobrze – zaśmiałam się lekko nie ciągnąc tematu. Brooke bardzo lubiła rywalizować ze mną o faceta, a przecież nie byliśmy razem. Byłoby to dla niej wyzwanie. Skończyłyśmy grę i usiadłyśmy przy stoliku. Sączyłam powoli Burbona, chyba wampir bardzo mnie przyzwyczaił do tego gatunku alkoholu.
-Co tu robisz? – Zapytałam coraz szybciej pijąc alkohol gdyż poczułam głód.
-Mama zaciągnęła mnie do jakieś ciotki, z którą wcale nie chce mi się siedzieć, więc będziesz skazana na mnie – roześmiała się zarażając mnie śmiechem. Zauważyłam, że nagle oczy Brooke zabłyszczały, no tak Damon idzie. Jak ja mam wybić Brooke z głowy ten chory pomysł, który właśnie się zrodził jak on się tak do niej uśmiecha. Skarciłam go wzrokiem, więc usiadł przy mnie i podał mi alkohol. Chyba zorientował się, że głód zaczyna mną sterować.
-Idziemy – zarządził Damon i podniósł się.
-Jo, jutro o 13 spacer – uśmiechnęłam się jedynie by potwierdzić spotkanie. Wróciliśmy do domu, a ja łapczywie wypiłam woreczek krwi, jeszcze nigdy nie czułam takiego pragnienia i to nie tylko krwi, ale też Damona. Nie rozumiałam tego, co krążyło w mojej głowie.
-Fajna ta twoja koleżanka – wampir uśmiechnął się do mnie, wiedział, że zdenerwuje mnie to. Objęłam delikatnie jego szyję i pocałowałam wampira. Coraz łatwiej przychodziło mi dotykanie Damona. Nie czułam już przy nim skrępowania. Oderwałam się od niego i delikatnie muskałam jego klatkę piersiową.
-Czas spać – mruknęłam i wślizgnęłam się do łazienki. Szybko się ogarnęłam i wskoczyłam do łóżka, co nie spodobało się Damonowi. Mimo to poczułam jak jego silne ramiona obejmują mnie, a po chwili zapadłam w głęboki sen. Wydawało mi się, że minęło pięć minut, od kiedy zasnęłam, otworzyłam powoli oczy i ujrzałam na zegarku godzinę 12:30. Szybko zerwałam się i zaczęłam się ubierać. Damona już nie było przy mnie, to dziwne zawsze wstawaliśmy razem. Narzuciłam na siebie krótkie, dresowe spodenki i jakąś koszulkę i zeszłam na dół.
-Cześć Stefan – uśmiechnęłam się do niego, bardzo go lubiłam. Elena ma ogromne szczęście, że z nim jest. Wyciągnęłam sobie woreczek z krwią i powoli zaczęłam go sączyć.
-Wyglądasz na smutnego – mruknęłam i rzuciłam się na fotel. Pokręcił jedynie głową i uśmiechnął się do mnie. Rozczulał mnie takim swoim zachowaniem. Usłyszałam dzwonek do drzwi, podniosłam się, a po drodze zmierzwiłam włosy Stefana. Brooke przytuliła mnie na przywitanie i ruszyłyśmy w stronę lasu.
-Jesteście z Damonem parą? – wypaliła bez ogródek po dłuższej chwili. Zachichotałam cicho.
-Nie jesteśmy – mruknęłam zgodnie z prawdą. Co prawda wiedziałam, że to pytanie było po to, żeby Brooke mogła zacząć polowanie na Damona. No cóż…
-Cześć Jordan – usłyszałam za plecami.
-Cześć Cody – uśmiechnęłam się, cieszyłam się, że go widzę.
-Dobra ja już lecę, pogadajcie sobie, a my zobaczymy się wieczorem – Brooke szybko zniknęła z pola mojego widzenia.
-Przepraszam za swoje zachowanie – powiedział tak jakby chciał zrzucić ogromny ciężar ze swojej duszy. Ja tylko uśmiechnęłam się i chciałam się do niego przytulić, ale chłopak padł na kolana. Zanim zdążyłam zareagować on leżał na ziemi, a ja poczułam straszny ból karku i straciłam świadomość. Ból… Ogromny ból karku i ramion. Później poczułam smród wilgoci i stęchlizny. Zapach wwiercał się w moją głowę, tak bardzo, że było mi od niego niedobrze. Powoli otworzyłam oczy i spróbowałam się poruszyć, ale krzyknęłam z cierpienia, jakie poczułam. Byłam przywiązana, wisiałam na łańcuchu oplecionym wokół moich złączonych nadgarstków, a nogi były przywiązane do podłogi. Spojrzałam przed siebie.
-Cody – chciałam krzyknąć, by zwrócić jego uwagę. Chłopak otworzył oczy. Jego ramiona były całe zakrwawione jakby rozszarpała je jakaś bestia. Łzy spłynęły z moich oczu. Szarpałam się bardzo długo, chciałam się uwolnić od tych łańcuchów, ale to coraz bardziej bolało.
-Obudziła się królewna – usłyszałam brytyjski akcent.
-Klaus – warknęłam widząc mężczyznę.
-No nawet pamiętasz moje imię, wcale się nie dziwię – zaśmiał się, a we mnie się zagotowało nie mogłam uwierzyć, że ten człowiek tak bardzo się na mnie uwziął.
-Czego ode mnie chcesz? – Wybuchłam, ból wziął nade mną górę. Pamiętałam, że mi groził przed Grillem, ale… Przecież, nic mu nie zrobiłam.
-No wiesz… Zagrażasz mnie i moim hybrydom, więc, no cóż trzeba cię zabić – zaśmiał się i wyjął fiolkę z jakąś dziwną fioletową miksturą.
-Wytłumaczę ci jak to zadziała. Za 20 minut jest pełnia, więc masz 19 minut, by wyłączyć człowieczeństwo, później dam ci do picia tą miksturkę i już nie będziesz wampirem, zgadzasz się od razu, czy mam użyć siły? – Grzecznie zapytał, a tuż przy końcu zdania do pomieszczenia weszła Rebekah. Spojrzałam na niego srogo, nie miałam zamiaru zgadzać się na jego gierki. Prychnęłam głośno wyrażając przy tym swoje zdanie.
-Skoro nie chcesz po dobroci – mruknął, a w tym momencie Rebekah wykonała mocny zamach, dopiero teraz zauważyłam, że ma łańcuch w dłoni. Już myślałam, że uderzy we mnie jednak tak się nie stało. Usłyszałam krzyk Cody’ego, mimo tego, że chłopak był silny z jego oczu popłynęły łzy.
-Dobra zgadzam się! – krzyknęłam szybko, by za wszelką cenę chronić chłopaka.
-Ale musicie go wypuścić – miałam nadzieję, że przystaną na moje warunki, jednak Rebekah tylko rozgryzła swój nadgarstek i podała mu krew, by się wyleczył. To oni byli górą, musiałam się zgodzić. Z drugiej strony, jak wyłączyć człowieczeństwo? Mówiłam do siebie w myślach, by pozbyć się uczuć. W końcu przełączył się pstryczek w mojej głowie, spojrzałam z obojętnością na Klausa, który miał bardzo szczęśliwą minę.
-No widzisz, można tak było od razu – zaśmiał się przygotowując fiolkę.
-Spadaj – mruknęłam beznamiętnie, już po chwili do moich ust dostała się oleista maź. Połknęłam ją od razu, bo Klaus przytrzymał mój podbródek do góry. Straciłam przytomność, zwisałam po prostu bezwładnie na łańcuchach. Gdy się obudziłam Cody’ego nie było, może go gdzieś zabrali? Do pomieszczenia wszedł ktoś.
-Kim jesteś?! Wypuść mnie! – krzyczałam próbując się wyrwać.
-Ah, więc zadziałało, to krok bliżej twojej śmierci kochana – jego słowa oblane były brytyjskim akcentem, skądś kojarzyłam ten głos, ale nie mogłam przypomnieć sobie skąd. Szarpnęłam jeszcze raz za łańcuchy mając cichą nadzieję, że się uda, niestety ból był za duży. Robiło mi się od niego słabo. Dziwny facet wyszedł, nie wiem gdzie, nie obchodziło mnie to. Straciłam nadzieję, że wydostanę się stąd. Zamknęłam oczy i cicho łkałam. Znów ktoś się zbliżał, jak już tu wiszę to mogliby mnie zostawić w spokoju. Wysoki, czarnowłosy mężczyzna wszedł do pomieszczenia.
-Zabiję go – warknął, gdy spojrzał na mnie. Położył dłonie na mojej talii. Zaczęłam się wyrywać i chciałam krzyknąć, ale mężczyzna zakrył mi dłonią usta.
-Próbuję ci pomóc – mruknął mi do ucha i zaczął rozrywać łańcuchy. Złapał mnie szybko w talii bym nie upadła. Kiedy próbował uwolnić moje stopy, ja starałam się opuścić ręce, jednak mimo tak długiego czasu trzymania ich w jednej pozycji było to okropnie bolesne. W końcu uciekliśmy stamtąd, a chłopak zabrał mnie do dużej rezydencji.
-Kim jesteś? – zapytałam, a on jedynie zmarszczył brwi przyglądając mi się. Usiedliśmy na kanapie, po schodach zbiegła Elena, pamiętałam ją, chodziłyśmy razem do szkoły, a później niedane było nam się spotkać. Przytuliła mnie.
-Elena, dawno cię nie widziałam – uśmiechnęłam się do niej.
-Co robiłaś prze z te lata? – zapytałam wywołując zdziwienie, podszedł do nas jeszcze jeden chłopak. Miał wyraźną szczękę, jasne włosy i widoczne przez koszulkę umięśnienie.

-Czy ty mnie pamiętasz? – Czarnowłosy dobrze wiedział, jaka będzie odpowiedź na jego pytanie, nie miałam zielonego pojęcia skąd oni się tu wzięli, dlaczego mnie uratował, ani tak właściwie co ja tu robię.

---------
przepraszam, że tak długo musieliście czekać, to ze względu na przeprowadzkę i naukę. Mam nadzieję, że rozdział się wam spodoba i pamiętajcie czytam=komentuję.

4 komentarze:

  1. Hm... Robi się coraz ciekawiej!

    OdpowiedzUsuń
  2. Mamy wiele wspólnego:) Też się właśnie przeprowadziłam i też mam sporo nauki( studia:() A co do rozdziału to ciekawie, ciekawie:) Bardzo interesujące rozwiązanie z zapomnieniem wampirzego życia, ale Jordan chyba zapomniała trochę więcej, bo cały pobyt w mistic falls... Mimo to jest świetnie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A gdzie studiujesz? :)
      No ja czekam jeszcze aż przeczytasz numer 15 i dodasz coś swojego

      Usuń