Po chwili udało mi się uwolnić od wampira
i spojrzeć do torby w poszukiwaniu czegoś do ubrania. Usłyszałam dzwonek
swojego telefonu, ale oczywiście nie zdążyłam do niego dobiec, bo Damon
odebrał.
-Mmm… cóż za seksowny, kobiecy głos –
padło wprost z jego ust. Wyrwałam mu moją komórkę i spojrzałam na ekran, by
dowiedzieć się, kto dzwoni.
-Cześć Brooke – uśmiechnęłam się do siebie
dalej szukając ubrania.
-Jestem w Mystic Falls, spotkajmy się w
Grillu. Czekam na ciebie za półtora godziny – zakomunikowała mi przyjaciółka.
Wzruszyłam ramionami i zgodziłam się na spotkanie. Moje zmagania z ubraniami
dobiegły końca. Usiadłam na krześle przy stoliku chcąc dopieścić moją twarz i
włosy. Czułam się źle wychodząc bez makijażu, jakbym była wybrakowana. Poczułam
dłonie na swoich ramionach.
-Pod prysznicem też wyglądałaś seksownie –
wymruczał mi do ucha, a moja twarz momentalnie poczerwieniała.
-Pojadę z tobą do Grilla, napiję się
Burbona – niedługo później byłam gotowa do wyjścia. Brooke stała przy stole
bilardowym, gdy podeszłam do niej podała mi jeden kij.
-Fajny facet – spojrzała na kogoś
siedzącego przy barze, momentalnie się odwróciłam napotykając wzrok Damona.
Uniósł jedną brew do góry uśmiechając się zadziornie jak to miał w zwyczaju.
-Znam go dość dobrze – zaśmiałam się lekko
nie ciągnąc tematu. Brooke bardzo lubiła rywalizować ze mną o faceta, a
przecież nie byliśmy razem. Byłoby to dla niej wyzwanie. Skończyłyśmy grę i
usiadłyśmy przy stoliku. Sączyłam powoli Burbona, chyba wampir bardzo mnie
przyzwyczaił do tego gatunku alkoholu.
-Co tu robisz? – Zapytałam coraz szybciej
pijąc alkohol gdyż poczułam głód.
-Mama zaciągnęła mnie do jakieś ciotki, z
którą wcale nie chce mi się siedzieć, więc będziesz skazana na mnie –
roześmiała się zarażając mnie śmiechem. Zauważyłam, że nagle oczy Brooke
zabłyszczały, no tak Damon idzie. Jak ja mam wybić Brooke z głowy ten chory
pomysł, który właśnie się zrodził jak on się tak do niej uśmiecha. Skarciłam go
wzrokiem, więc usiadł przy mnie i podał mi alkohol. Chyba zorientował się, że głód
zaczyna mną sterować.
-Idziemy – zarządził Damon i podniósł się.
-Jo, jutro o 13 spacer – uśmiechnęłam się
jedynie by potwierdzić spotkanie. Wróciliśmy do domu, a ja łapczywie wypiłam
woreczek krwi, jeszcze nigdy nie czułam takiego pragnienia i to nie tylko krwi,
ale też Damona. Nie rozumiałam tego, co krążyło w mojej głowie.
-Fajna ta twoja koleżanka – wampir
uśmiechnął się do mnie, wiedział, że zdenerwuje mnie to. Objęłam delikatnie
jego szyję i pocałowałam wampira. Coraz łatwiej przychodziło mi dotykanie
Damona. Nie czułam już przy nim skrępowania. Oderwałam się od niego i
delikatnie muskałam jego klatkę piersiową.
-Czas spać – mruknęłam i wślizgnęłam się
do łazienki. Szybko się ogarnęłam i wskoczyłam do łóżka, co nie spodobało się
Damonowi. Mimo to poczułam jak jego silne ramiona obejmują mnie, a po chwili
zapadłam w głęboki sen. Wydawało mi się, że minęło pięć minut, od kiedy
zasnęłam, otworzyłam powoli oczy i ujrzałam na zegarku godzinę 12:30. Szybko
zerwałam się i zaczęłam się ubierać. Damona już nie było przy mnie, to dziwne
zawsze wstawaliśmy razem. Narzuciłam na siebie krótkie, dresowe spodenki i
jakąś koszulkę i zeszłam na dół.
-Cześć Stefan – uśmiechnęłam się do niego,
bardzo go lubiłam. Elena ma ogromne szczęście, że z nim jest. Wyciągnęłam sobie
woreczek z krwią i powoli zaczęłam go sączyć.
-Wyglądasz na smutnego – mruknęłam i
rzuciłam się na fotel. Pokręcił jedynie głową i uśmiechnął się do mnie.
Rozczulał mnie takim swoim zachowaniem. Usłyszałam dzwonek do drzwi, podniosłam
się, a po drodze zmierzwiłam włosy Stefana. Brooke przytuliła mnie na
przywitanie i ruszyłyśmy w stronę lasu.
-Jesteście z Damonem parą? – wypaliła bez
ogródek po dłuższej chwili. Zachichotałam cicho.
-Nie jesteśmy – mruknęłam zgodnie z
prawdą. Co prawda wiedziałam, że to pytanie było po to, żeby Brooke mogła
zacząć polowanie na Damona. No cóż…
-Cześć Jordan – usłyszałam za plecami.
-Cześć Cody – uśmiechnęłam się, cieszyłam
się, że go widzę.
-Dobra ja już lecę, pogadajcie sobie, a my
zobaczymy się wieczorem – Brooke szybko zniknęła z pola mojego widzenia.
-Przepraszam za swoje zachowanie –
powiedział tak jakby chciał zrzucić ogromny ciężar ze swojej duszy. Ja tylko
uśmiechnęłam się i chciałam się do niego przytulić, ale chłopak padł na kolana.
Zanim zdążyłam zareagować on leżał na ziemi, a ja poczułam straszny ból karku i
straciłam świadomość. Ból… Ogromny ból karku i ramion. Później poczułam smród
wilgoci i stęchlizny. Zapach wwiercał się w moją głowę, tak bardzo, że było mi
od niego niedobrze. Powoli otworzyłam oczy i spróbowałam się poruszyć, ale
krzyknęłam z cierpienia, jakie poczułam. Byłam przywiązana, wisiałam na
łańcuchu oplecionym wokół moich złączonych nadgarstków, a nogi były przywiązane
do podłogi. Spojrzałam przed siebie.
-Cody – chciałam krzyknąć, by zwrócić jego
uwagę. Chłopak otworzył oczy. Jego ramiona były całe zakrwawione jakby
rozszarpała je jakaś bestia. Łzy spłynęły z moich oczu. Szarpałam się bardzo
długo, chciałam się uwolnić od tych łańcuchów, ale to coraz bardziej bolało.
-Obudziła się królewna – usłyszałam
brytyjski akcent.
-Klaus – warknęłam widząc mężczyznę.
-No nawet pamiętasz moje imię, wcale się
nie dziwię – zaśmiał się, a we mnie się zagotowało nie mogłam uwierzyć, że ten
człowiek tak bardzo się na mnie uwziął.
-Czego ode mnie chcesz? – Wybuchłam, ból
wziął nade mną górę. Pamiętałam, że mi groził przed Grillem, ale… Przecież, nic
mu nie zrobiłam.
-No wiesz… Zagrażasz mnie i moim hybrydom,
więc, no cóż trzeba cię zabić – zaśmiał się i wyjął fiolkę z jakąś dziwną
fioletową miksturą.
-Wytłumaczę ci jak to zadziała. Za 20
minut jest pełnia, więc masz 19 minut, by wyłączyć człowieczeństwo, później dam
ci do picia tą miksturkę i już nie będziesz wampirem, zgadzasz się od razu, czy
mam użyć siły? – Grzecznie zapytał, a tuż przy końcu zdania do pomieszczenia
weszła Rebekah. Spojrzałam na niego srogo, nie miałam zamiaru zgadzać się na
jego gierki. Prychnęłam głośno wyrażając przy tym swoje zdanie.
-Skoro nie chcesz po dobroci – mruknął, a
w tym momencie Rebekah wykonała mocny zamach, dopiero teraz zauważyłam, że ma
łańcuch w dłoni. Już myślałam, że uderzy we mnie jednak tak się nie stało.
Usłyszałam krzyk Cody’ego, mimo tego, że chłopak był silny z jego oczu
popłynęły łzy.
-Dobra zgadzam się! – krzyknęłam szybko,
by za wszelką cenę chronić chłopaka.
-Ale musicie go wypuścić – miałam
nadzieję, że przystaną na moje warunki, jednak Rebekah tylko rozgryzła swój
nadgarstek i podała mu krew, by się wyleczył. To oni byli górą, musiałam się
zgodzić. Z drugiej strony, jak wyłączyć człowieczeństwo? Mówiłam do siebie w
myślach, by pozbyć się uczuć. W końcu przełączył się pstryczek w mojej głowie,
spojrzałam z obojętnością na Klausa, który miał bardzo szczęśliwą minę.
-No widzisz, można tak było od razu –
zaśmiał się przygotowując fiolkę.
-Spadaj – mruknęłam beznamiętnie, już po
chwili do moich ust dostała się oleista maź. Połknęłam ją od razu, bo Klaus
przytrzymał mój podbródek do góry. Straciłam przytomność, zwisałam po prostu
bezwładnie na łańcuchach. Gdy się obudziłam Cody’ego nie było, może go gdzieś
zabrali? Do pomieszczenia wszedł ktoś.
-Kim jesteś?! Wypuść mnie! – krzyczałam
próbując się wyrwać.
-Ah, więc zadziałało, to krok bliżej
twojej śmierci kochana – jego słowa oblane były brytyjskim akcentem, skądś
kojarzyłam ten głos, ale nie mogłam przypomnieć sobie skąd. Szarpnęłam jeszcze
raz za łańcuchy mając cichą nadzieję, że się uda, niestety ból był za duży.
Robiło mi się od niego słabo. Dziwny facet wyszedł, nie wiem gdzie, nie
obchodziło mnie to. Straciłam nadzieję, że wydostanę się stąd. Zamknęłam oczy i
cicho łkałam. Znów ktoś się zbliżał, jak już tu wiszę to mogliby mnie zostawić
w spokoju. Wysoki, czarnowłosy mężczyzna wszedł do pomieszczenia.
-Zabiję go – warknął, gdy spojrzał na
mnie. Położył dłonie na mojej talii. Zaczęłam się wyrywać i chciałam krzyknąć,
ale mężczyzna zakrył mi dłonią usta.
-Próbuję ci pomóc – mruknął mi do ucha i
zaczął rozrywać łańcuchy. Złapał mnie szybko w talii bym nie upadła. Kiedy
próbował uwolnić moje stopy, ja starałam się opuścić ręce, jednak mimo tak
długiego czasu trzymania ich w jednej pozycji było to okropnie bolesne. W końcu
uciekliśmy stamtąd, a chłopak zabrał mnie do dużej rezydencji.
-Kim jesteś? – zapytałam, a on jedynie
zmarszczył brwi przyglądając mi się. Usiedliśmy na kanapie, po schodach zbiegła
Elena, pamiętałam ją, chodziłyśmy razem do szkoły, a później niedane było nam
się spotkać. Przytuliła mnie.
-Elena, dawno cię nie widziałam –
uśmiechnęłam się do niej.
-Co robiłaś prze z te lata? – zapytałam
wywołując zdziwienie, podszedł do nas jeszcze jeden chłopak. Miał wyraźną
szczękę, jasne włosy i widoczne przez koszulkę umięśnienie.
-Czy ty mnie pamiętasz? – Czarnowłosy
dobrze wiedział, jaka będzie odpowiedź na jego pytanie, nie miałam zielonego
pojęcia skąd oni się tu wzięli, dlaczego mnie uratował, ani tak właściwie co ja
tu robię.
---------
przepraszam, że tak długo musieliście czekać, to ze względu na przeprowadzkę i naukę. Mam nadzieję, że rozdział się wam spodoba i pamiętajcie czytam=komentuję.
Hm... Robi się coraz ciekawiej!
OdpowiedzUsuńMamy wiele wspólnego:) Też się właśnie przeprowadziłam i też mam sporo nauki( studia:() A co do rozdziału to ciekawie, ciekawie:) Bardzo interesujące rozwiązanie z zapomnieniem wampirzego życia, ale Jordan chyba zapomniała trochę więcej, bo cały pobyt w mistic falls... Mimo to jest świetnie:)
OdpowiedzUsuńA gdzie studiujesz? :)
UsuńNo ja czekam jeszcze aż przeczytasz numer 15 i dodasz coś swojego
W Olsztynie... :)
Usuń