-Widzę, że już sobie znalazłaś pocieszenie – warknął Cody i
odciągnął Damona ode mnie.
-Mnie tak nie całowałaś, byłaś przy mnie bo jego nie było
wtedy?! Dlatego chcesz zostać wampirem tak?! – krzyknął patrząc na mnie ze
łzami w oczach, patrzyłam i nie wiedziałam do końca co powinnam powiedzieć.
-Cody naprawdę cię lubię, ale nie jako przyszłego partnera –
spojrzałam na niego trochę jakbym się wstydziła, albo bała. Damon nie dał mi
ani chwili na przemyślenia. Złapał wilka za szyję i boleśnie pchnął nim o
drzewo.
-Proszę przestań – podeszłam do nich i złapałam wampira za
nadgarstek, nie starałam się go odciągnąć, liczyłam, że sam zrozumie o co mi
chodzi. Odpuścił, ale odszedł wściekły do samochodu, widziałam, że nadal boli
go rana w plecach. Spojrzałam na Cody’ego.
-Przepraszam, nie chciałam, żeby tak wyszło – chciałam
położyć rękę na jego ramieniu, ale on tylko prychnął i odszedł odtrącając moją
rękę. Chwilę stałam i patrzyłam jak
idzie. Wiedziałam, że bardzo go zraniłam, a przecież nie taki cel miałam.
Chciałam przecież przez chwilę zapomnieć o Damonie, ale nie udało się.
Podeszłam do samochodu, by zobaczyć ranę chłopaka. Widziałam, że cały czas
sączy się z niej krew.
-Czemu się nie wyleczyła? – spytałam i zaczęłam rozpinać mu
koszulę.
-Hej poczekaj pójdziemy do sypialni, chociaż na masce
samochodu też nie będzie źle – zażartował i objął mnie w talii. Skarciłam go
wzrokiem i zaczęłam zsuwać mu koszulę z ramion. Rana wyglądała strasznie, nie
mógł być to zwykły drewniany kołek.
-Musiał być z werbeną i jego śliną. Był przygotowany
specjalnie dla mnie, czemu ja mu jeszcze nie skręciłem karku? – warknął, nie
mógł spojrzeć na ranę, ale może to i lepiej, bo wyglądała strasznie. Chciałam
zrobić mu opatrunek, ale było to w takim miejscu, że nie miałam szans.
-Chodź do domu, ja poprowadzę, a ty postaraj nie zabrudzić
sobie tapicerki – wsiadłam po stronie kierowcy mimo tego, że Damon bardzo
dobrze ukazywał swoje niezadowolenie. Dawno nie jeździłam mam nadzieję, że nic
nie zepsuję, bo chyba by mnie zabił. Mimo moich obaw dojechaliśmy pod
rezydencję.
-Co się stało? – spytała Elena widząc stan chłopaka.
Wyglądał coraz gorzej, bardzo zbladł, a zimny pot spływał mu po twarzy. Stefan
wziął jego rękę i przełożył sobie przez kark prowadząc Damona na łóżko. Gdy już
dotarł do niego i usiadł spojrzał na mnie.
-Stefan, Elena, wyjdźcie – praktycznie rozkazał im. Co on
kombinuje? Trzeba pomyśleć co zrobić z raną.
-Jordan… Czy mogę napić się twojej krwi? – spytał mnie, byłam
w sumie trochę zszokowana, ale wiedziałam, że ma racje. Zawsze mu pomagała,
więc dlaczego tym razem miałaby nie pomóc? Nic nie odpowiedziałam tylko
zabrałam włosy z szyi i przechyliłam lekko głowę. Gdy wbił we mnie swoje kły
nie mogłam się opanować. Wydobył się ze mnie stłumiony i delikatny jęk, Damon
najwidoczniej usłyszał to, bo czułam jak się uśmiecha. Gdy już wypił trochę
krwi zaczął całować moją szyję, delikatnie muskał moją talię palcami.
-Damon przestań – mruknęłam, choć wcale nie chciałam, by to
zrobił. Położył mnie na łóżku i zaczął całować dekolt. Nie mogłam mu na to
pozwolić, my nawet nie byliśmy parą, chyba. Nie, to nie czas i nie miejsce.
-Damon stop – powiedziałam tym razem wystarczająco dosadnie,
bo podniósł się i spojrzał na mnie.
-Przecież tego chcesz – w sumie miał rację, ale miałam swoje
zasady, których nie chciałam łamać. Seks z niedawno poznanym facetem, który po
prostu mnie pociąga raczej nie był wskazany dla mojej moralności.
-Damon, to byłby mój pierwszy raz – wyznałam w końcu, prawie
przez to spaliłam się ze wstydu, a przecież tak nie powinno być, to była moja
duma, coś, czego nikt mi jeszcze nie zabrał. Zostawione dla tego jedynego i
wyjątkowego. To takie staroświeckie, wiem, ale zawsze marzyłam o tym idealnym,
tym, który zamąci mi w głowie. Fakt, Damon był taki, ale niech da mi trochę
czasu. Dla niego to nie problem, przespał się chyba z całą kulą ziemską. W
sumie nie do końca mi to pasowało, ale przecież nie cofnę 150 lat jego zabawy.
To co chciał zrobić, ja… Ja byłam zupełnie nowa w tych sprawach, to że się
zabawiałam facetami, to nie znak, że wskakiwałam im do łóżka. Hamowało mnie
trochę to, że mogę okazać się beznadziejna, przecież on ma porównanie, ja nie.
Patrzyłam na niego niepewnie, ale nic mi nie odpowiedział, ucałował mnie delikatnie
i po chwili poszliśmy spać. Już dwie godziny później przebudziłam się, bo Damon
strasznie się kręcił. Dopiero jak wstałam to zauważyłam, że to było raczej
wicie się z bólu. Po jego czole spływały krople zimnego potu, a on sam nie mógł
wydobyć z siebie żadnego słowa. O nic nie pytałam tylko rozgryzłam nadgarstek i
podałam mu trochę swojej krwi.
-Rana – wycedził przez zęby, niewiele pomogło to co przed
chwilą zrobiłam. Przekręciłam go na brzuch i krzyknęłam z przerażenia. Z rany
cały czas sączyła się krew zmieszana z ropą. Tkanka wokół niej była czarna,
jakby martwicza, a połowa pleców czerwona od stanu zapalnego. Pobiegłam szybko
do pokoju Stefana i zawołałam ich.
-Moja krew pomaga mu już tylko odrobinę – spojrzałam ze
zmartwieniem na bezwładnego chłopaka. Z minuty na minutę wyglądało to coraz
gorzej. Po moich policzkach mimowolnie spływały łzy, nie mogłam tego opanować.
-Jedź do Cody’ego i dowiedz się co to było za gówno – Stefan
ukląkł przy bracie, a Elena pobiegła po woreczki z krwią, tylko to mogło na
chwilę pomóc mu w cierpieniu. Byłam wściekła, tak bardzo, że w parę minut
dotarłam pod dom wilkołaka. Otworzył mi trochę zmieszany, ale gdy zauważył moją
minę wpuścił mnie do środka.
-Co to było?! Czym oblałeś kołek?! – krzyknęłam na niego,
gdy on spokojnie siadał na kanapie.
-Więc dlatego przychodzisz? Myślałem, że znów cię zranił,
jak zwykle – mruknął beznamiętnie, miałam ochotę mu przyłożyć, ale usiadłam
obok niego i spojrzałam mu głęboko w oczy.
-Dziś to ty mnie zraniłeś – moje słowa mocno zabolały
chłopaka, automatycznie łzy pojawiły się w jego oczach, wiedziałam, że to jedna
z ostatnich rzeczy, które chciał.
-Przepraszam – wyszeptał odwracając ode mnie wzrok. Złapałam
go za podbródek i obróciłam w moją stronę, tak by spojrzał na mnie.
-Cody, wiem, że schrzaniłam naszą znajomość, nie chciałam
tego. Jesteś fantastycznym facetem, idealnym dla mnie, tylko brakuje nam jednej
rzeczy. Nie ma tej obezwładniającej chemii, która zwala z nóg, która prawie
wyrywa serce z piersi. Uwierz mi, że bardzo się starałam, ale nie potrafię.
Wiem, że to oklepane i pewnie obrazi cię to, ale bardzo chciałabym byśmy byli
przyjaciółmi, nie chciałabym, abyś odchodził z mojego życia – po tym jak
skończyłam delikatnie ucałowałam jego usta w ramach jakby pożegnania tej relacji.
Widziałam jego niezadowoloną minę, ale to jedyne co mogłam mu zaproponować.
-Kochasz go, prawda? – wysyczał gładząc mój policzek,
rozmowa o nim przychodziła mu bardzo ciężko, ale musi się z tym pogodzić.
Od tego rozdziału zaczęłam lubić Cody'ego. Za to coraz mniej lubię główną bohaterkę- jest niezdecydowana, fałszywa... Mam nadzieję, że to jej się szybko zmieni, a swoją drogą nie znam opowiadania, w którym główny bohater jest negatywną postacią;)
OdpowiedzUsuńA no i oczywiście zapraszam do siebie: lewitujaca.blogspot.com ;)
UsuńCzekam na Twoje komentarze...
Twój blog został nominowany do The Versatile Blogger więcej informacji tutaj:http://bestlifeofall.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńO kurczę, ale się pozmieniało. Było kolorowo, zrobiło się tajemniczo;) Pozytywnie... U mnie nowy rozdział;)
OdpowiedzUsuń