-Pieprzony
kretyn, frajer z idiotycznym akcentem - klęłam idąc w stronę
wyjścia, które zastąpił mi wampir, jednym ruchem ręki odsunęłam
go i mimo, że słyszałam sprzeciw ruszyłam. Dzięki mocy
"krwiopijcy" po paru minutach pukałam już do drzwi
Klausa.
-Oh
witaj moja droga - gestem dłoni zaprosił mnie do środka.
-Ten
uśmieszek zachowaj na później - warknęłam na niego wchodząc.
-Przejdźmy
do rzeczy. Nie przyzwyczajaj się do mojej obecności. Biorę Elenę
i wychodzimy - oparłam się o sofę w salonie.
-Nie,
nie. Ty zostajesz - Klaus parsknął śmiechem. No dobra dosyć tego
dobrego. Zacisnęłam pięści i zaczęłam szeptać zaklęcie.
Usłyszałam jęk bólu, a jak otworzyłam oczy pierwotny wił się
na ziemii.
-Zapytam
grzecznie, gdzie jest Elena? - zacisnęłam mocniej pięść by
sprawić blondynowi więcej bólu. Po chwili odpuściłam, by mógł
odpowiedzieć na moje pytanie.. Przeliczyłam się jednak, mimo, że
powtarzałam tą sztuczkę parę razy nie udało mi się go złamać.
Zdenerwowana rzuciłam nim o ścianę. Trochę mi to zajęło ale w
końcu pękł i powiedział mi gdzie mogę znaleźć Elenę.
Wiedziałam, że był wściekły. Dla pewności skręciłam mu kark.
Dość szybko odnalazłam przyjaciółkę i razem uciekłyśmy z domu
Klausa.
-Co
zrobiłaś, że ci się udało? - Damon wyraźnie był w szoku objął
mnie w pasie.
-Nie
pytaj. Wiem tylko, że teraz będzie wściekły - wtuliłam się w
niego. Nie chciałam opowiadać jak potraktowałam Klausa. To co
zrobiłam było zdecydowanie w stylu starszego Salvatore.
-Elena
przepraszam to moja wina, że Klaus cię porwał - spojrzałam
smętnie na przyjaciółkę. To przeze mnie porwał ją pierwotny, to
przeze mnie życie moich najbliższych jest zagrożone. Znów to
samo, przez ponad dwadzieścia lat ponownie będą w
niebezpieczeństwie, bo jestem jakimś cholernym Tantum. Ta myśl
zabijała mnie tak bardzo. Elena mi wybaczyła, nawet stwierdziła,
że nie mam za co przepraszać, a Klaus to po prostu psychol. No cóż,
ma rację. Po krótkiej rozmowie z resztą stwierdziłam, że jeszcze
pójdę do Cody'ego. Oczywiście Damon pokazał swoje niezadowolenie,
ale powinien się już przyzwyczaić. Wilkołak mieszkał niedaleko
mojego mieszkania, tym lepiej dla mnie. Zabrałam sześciopak zimnego
piwa i po krótkim spacerze zapukałam do drzwi chłopaka. Przywitał
mnie jak zwykle przytuleniem.
-Scott,
co ty tu robisz?! - krzyknęłam gdy weszłam do salonu. Podszedł do
mnie, a ja tylko lekko go uderzyłam.
-Dlaczego
mi nie powiedziałeś, że będziesz?! - udawałam lekko obrażoną,
ale po chwili przytuliłam go.
-Dopiero
przyjechałem, miałem zamiar dzwonić jutro - uśmiechnął się do
mnie. No to teraz sześciopak może nam nie wystarczyć. Jak dobrze,
że praca dopiero popołudniu.
-Jesteś
w końcu z tym wampirem? - zapytał w końcu Scott. No tak dawno się
nie widzieliśmy, nawet nie dzwoniłam do niego.
-Jest
na warunkowym - zaśmiałam się i dopiłam swoje piwo.
-Twoja
matka cały czas naciska, żebyśmy cię od niego oderwali - mruknął
Scott. Ona się nigdy nie nauczy nie wtrącać w nie swoje życie.
-A
wy co na to?
-A
co mamy jej powiedzieć? Nasi rodzice też nas naciskają.
Powiedziałem, że zobaczymy co da się zrobić, ale wiesz przecież,
że nie będę cię do niczego zmuszać.
-Nie
będziemy - zaraz po Scottcie dodał Cody. Będzie ciężko namówić
moją matkę do polubienia wampira, ale to tego wampira kocham i będę
się z nim spotykać, czy jej się to podoba czy nie. Lekko
podchmielona wróciłam do domu.
-No
to ładnie się z Azorem bawiłaś - Damon zaskoczył mnie w
sypialni. Podszedł do mnie bliżej.
-Był
jeszcze Scott - odpowiedziałam lekko zła, że pojawia się w taki
sposób, ale w sumie jakbym go nie znała.
-Ah
więc nalot twoich niedoszłych narzeczonych - podszedł jeszcze
bliżej, tak, że oparłam się o ścianę.
-Na
całe szczęście to ja wygrałem ciebie - mruknął prawie w moje
usta po czym pocałował mnie. Uwielbiałam gdy to robił. Objęłam
jego szyję oddając pieszczotę. Wampir powoli podniósł mnie i
położył na łóżko, a sam usadowił się nade mną. Moje myśli
jednak biegły daleko od tego co teraz robiliśmy. Przewróciłam go
na łóżko i usiadłam na nim patrząc mu głęboko w oczy.
Zmarszczył brwi widząc moją minę.
-Damon,
dlaczego nie możemy być normalną parą? - zapytałam bawiąc się
kosmykiem jego włosów. Wampir uniósł się powoli na
przedramionach, by spojrzeć na mnie.
-Brakuje
ci normalnego życia?
-Tak.
Chciałabym zwolnić, nie czuć przymusu walki ze złem. Pójść do
kina, na spacer. Później może założyć rodzinę. Dlaczego nie
mogę? - spojrzałam wzrokiem pełnym smutku na niego. Dotknął
mojego policzka siadając do końca.
-Zdajesz
sobie sprawę, że ja kocham być wampirem, a one nie zakładają
rodzin? - zapytał. Wiedziałam to, dobrze to wiedziałam. Ja jednak
miałam tylko dwadzieścia lat, on całe życie. Na dobrą sprawę
jakbym w najbliższym czasie urodziła dziecko spokojnie mogłabym je
wychować. Dlaczego życie jest takie do dupy. Wiedziałam, że z
wampirem się nie uda, w ciążę mogłam zajść z każdą rasą,
tylko nie wampirem. Damon nawet przecież nie chce zakładać
rodziny.
-Wiem
Damon wszystko wiem. Wiem też, że moja matka cholernie nienawidzi
mojego ukochanego, wiem, że mam wyznaczonego narzeczonego,wiem, że
jestem jakimś pieprzonym Tantum, którym wcale nie chcę być, wiem,
że za dwadzieścia lat znów umrę, wiem też, że nie chcę mieć
takiego życia - westchnęłam zrezygnowana i podniosłam się z
łóżka.
-Proszę
zostaw mnie samą, za trzy godziny muszę wstać do pracy, a
chciałabym choć trochę pospać - mruknęłam i z piżamą w ręku
ruszyłam w stronę łazienki. Gdy wróciłam do pokoju na łóżku
zastałam karteczkę.
-Naprawimy
wszystko. D. - przeczytałam w myślach. Naprawimy, jasne, ciekawe
jak. Oczywistym jest, że nie spałam ani cholernej minuty. Szybko
ubrałam się i poszłam "zjeść" moje śniadanie. A Rh+ o
poranku nie była moją ulubioną, ale było ją najłatwiej dostać.
W pośpiechu sprawdziłam, czy wszystko mam zgodnie z zasadą trzech
: portfel, klucze, telefon. Nim jednak zdążyłam założyć buty
drzwi szeroko otworzyły się, a w nich stanął czarnowłosy wampir.
-Nie
mam czasu teraz, spieszę się do pracy - próbowałam go spławić,
lecz średnio mi to wychodziło.
-Pakuj
się i jedziemy - powiedział stanowczo.
-Ha
ha ha - powiedziałam ironicznie.
-Przepuść
mnie, nie mogę się spóźnić - próbowałam go ominąć, lecz nie
pozwolił mi na to.
-Masz
wolne, teraz pakuj się - spojrzał głęboko w moje oczy. Na parę
sekund zatopiłam się w jego błękitnych tęczówkach, na całe
szczęście szybko się otrząsnęłam.
-Żadne
wolne Damon.
-Jordan!
- prawie krzyknął na mnie, spojrzałam ponownie na niego.
-Staram
się, cholernie się staram, żebyś była szczęśliwa, staram się
być dobry, mimo, że najchętniej oderwałbym głowę conajmniej
pięciu osobom, chcę byś była szczęśliwa, więc proszę cię
pozwól mi sobie pomóc - mówiąc to trzymał w dłoniach moją
twarz bym nie mogła odwrócić wzroku. Westchnęłam głośno.
-Wszystko
jest załatwione, wystarczy po prostu, że się spakujesz - mówił
już spokojniejszym tonem. Może ma rację, nie chcę go odsuwać,
chcę by był przy mnie. Wspięłam się na palcach i musnęłam jego
wargi.
-Powiedz
mi chociaż gdzie jedziemy, bo nie wiem co ze sobą zabrać -
usiadłam przed szafą patrząc na półki. Poczułam, że siada za
mną, jego szorstki zarost drażnił moją szyję, a za chwilę
ustami musnął moją skórę. Przeszły mnie przyjemne dreszcze.
-W
tym wyglądasz kusząco - czułam jak się uśmiecha wyciągając
kremową bokserkę z koronką na plecach. Czułam jak się delikatnie
rumienię, znaliśmy się już przecież dość długo, a jednak
potrafił czasem wywoływać u mnie zakłopotanie. Zaczął mi
wybierać ubrania komentując co jakiś czas w czym mu się podobam,
szeptał to wprost do mojego ucha, a ja drżałam czując jak jego
zarost drażni moją delikatną skórę.
-Ah
koniecznie te, cudownie się je ściąga - uśmiechnął się
wyciągając z szuflady koronkową bieliznę.
-Damon!
- krzyknęłam rumieniąc się przy tym nieco. On jedynie musnął
mój policzek i podał mi to co przed chwilą wyjął bym zapakowała
do torby. Po krótkim, ale jakże seksownym pakowaniu w stylu Damona
Salvatore podniosłam się, ale on szybko pociągnął mnie za rękę
i w taki sposób wylądowałam na jego biodrach. Patrzył na mnie z
niecierplwością jakby na coś czekał. Dopiero po paru sekundach
wpatrywania się na niego pocałowałam jego usta, chyba właśnie na
to czekał, gdyż językiem rozchylił moje wargi pogłębiając
pieszczotę.
-Pakuj
się, obiecuję, że dokończymy to później - wyszeptał będąc
tak blisko mnie, że mówiąc muskał moje wargi swoimi. W jego
oczach widziałam, że ledwo się powstrzymuje. Z uśmiechem
podniosłam się najseksowniej jak tylko umiałam delikatnie
ocierając się o niego.