niedziela, 12 stycznia 2014

numer 18

-Muszę cię gdzieś zabrać na dwa dni, nie mogę ci powiedzieć gdzie, ale musisz ze mną jechać, naprawdę musisz - mówił dość przekonująco, widać było, że już myśli nad tym co powiedzieć jak się nie zgodzę. Zmrużyłam oczy.
-Jak bardzo ważne to jest? - zapytałam, tylko to mogło mnie przekonać do wyjazdu. Na moje nieszczęście kiwnął głową na tak. Weszłam z chłopakiem do domku i wskazałam mu kuchnię by tam na mnie poczekał, ale gdy odwróciłam się chcąc iść w stronę pokoju drogę zastąpił mi Damon.
-Gdzie ją zabierasz? - był bardzo oschły, więc delikatnie pogładziłam go po ramieniu.
-Damon wrócę pojutrze spokojnie - chciałam sprawić by nie był zły, patrzył groźnie na wilkołaka.
-Damon - upomniałam go by zwrócił na mnie uwagę, gdy jego wzrok padł na mnie był zupełnie inny, ciepły i czuły. Delikatnie uśmiechnęłam się do niego i delikatnie pocałowałam.
-Nie zabijecie się jak będę się szykować? - zapytałam, ale to była tylko moja nadzieja, bo wiedziałam jacy są i najchętniej pozabijaliby się wzajemnie. Postarałam się wyrobić jak najszybciej i po krótkim pożegnaniu z Damonem byłam w samochodzie Cody'ego.
-Powiedz mi lepiej o co chodzi? - liczyłam, że powie mi cokolwiek, ale niestety nie było szans, nie mogłam od niego wyciągnąć nawet gdzie jedziemy, czy ile będziemy jechać, był wyraźnie zdenerwowany przez cały czas. Obserwowałam co się dzieje na zewnątrz, przez wydarzenia sprzed ostatnich miesięcy zaczęłam bardziej szanować przyrodę i to co mnie otacza. To był jesienny dzień, w oddali widziałam poszarzałe budynki, a wokół nas siąpił deszcz, dobrze, że nie jechaliśmy cabrio Damona. Po dłuższej chwili zatrzymaliśmy się na leśnej drodze, mokra ziemia zapadała się pod wpływem mojego ciężaru, po paru dobrych minutach marszu w milczeniu dotarliśmy na miejsce. Leśna polana z gromadą osób, wszyscy podzieleni w niewielkie grupki.
-Cody! - ktoś męskim głosem zawołał wilkołaka. Wtedy podeszliśmy do dwóch chłopaków. Obaj byli dość wysocy, jeden mniej więcej wzrostu Cody'ego, a drugi wyższy o 10 centymetrów. Obaj mieli tak samo zielone, kocie oczy jak wilkołak, który mnie przywiózł.
-No mówiłeś, że jest piękna, ale to już chyba lekka przesada – niższy uśmiechnął się do mnie i ucałował moją dłoń. Delikatnie się zarumieniłam. Okazało się, że byli to bracia Cody'ego. Niższy Tray i wyższy Scott, widać mieli bardzo przystojne geny, bo żaden z nich nie odstawał urodą. Po krótkiej rozmowie odeszliśmy od nich.
-Po co mnie tu zabrałeś? - zapytałam z lekką pretensją w głosie. Nic nie odpowiedział, pokazał tylko palcem na punkt gdzieś za mną.
-Mama?! - wykrzyczałam w myślach gdy się obróciłam. Moja matka stała i patrzyła na mnie. Podeszłam do niej szybkim tempem.
-Córeczko – zaczęła, ale nie dałam jej czasu na dłuższe czułości, od razu kazałam jej powiedzieć, o co tu chodzi.
-Widzisz... Pewnego razu wiedźma przepowiedziała nam twoje przybycie. Nie wiem czy, przyglądałaś się znamieniu tuż nad twoimi nerkami, jest w kształcie okręgu. Twoim przeznaczeniem jest uratowanie czystości rasy. Musisz uratować świat od mieszańców, a poza tym jako moja córka masz obowiązek wyjść za jednego z klanu Ashe'yów. - powiedziała spokojnym głosem.
-Ja już mam mężczyznę – byłam lekko zdenerwowana tą wiadomością, chłodny wiatr powiał w naszą stronę, co jeszcze bardziej podkreśliło dramaturgię sytuacji.
-Kochanie, wybacz, ale to twoje przeznaczenie, z nim nie można dyskutować. Poza tym dowiedziałam się, że zadajesz się z nieodpowiednim... ekhm facetem. Jest wampirem, prawda? - nawet od niej zaczęłam czuć nerwowość, a przecież moja matka była wyjątkowo spokojną osobą. Cody podszedł w naszą stronę, gdy wysłałam mu mordercze spojrzenie.
-Przecież znasz już Cody'ego, chłopcze może zaprosisz ją na wasz bal, jak się lepiej poznacie, to na pewno się pokochacie – uśmiechnęła się w jego stronę, nic nie powiedziałam, ruszyłam szybkim tempem w stronę zaparkowanego samochodu, chciało mi się płakać, dlaczego niby tak średniowieczne przesądy miały zepsuć mi życie. Dopiero co z Damonem zaczęliśmy być szczęśliwi, a już miało by się to skończyć?!
-Jordan! - usłyszałam za sobą wołanie Cody'ego, po chwili mnie dogonił.
-Poczekaj! - złapał mnie za ramię i obrócił w swoją stronę.
-Nie wiedziałem o tym! Przysięgam, pewnie, że chciałbym byś ze mną była, ale nie w taki sposób, przyjdź na bal, możesz przyjść z Damonem, nie pozwolę byś była nieszczęśliwa – powiedział szybko trochę zadyszanym tonem. Pokiwałam głową, musiałam się trochę oswoić z nową sytuacją. Zamknęłam oczy, by przestać o tym myśleć, niestety wiedziałam, że moja matka mówi poważnie. Była kobietą, która musi postawić na swoim, więc nie będzie to proste zadanie by przekonać ją do Damona.
-Jo, proszę nie smuć się. Nikt nie będzie zmuszał cię do małżeństwa – mruknął Cody, wiedziałam jednak, że chciałby tego. Nienawidził wampirów, a zwłaszcza Damona. Ich walka nigdy się nie zakończy, a ja chciałabym rozwiązać moje problemy. Nic nie odpowiedziałam, na co chłopak głośno westchnął.
-Mam nadzieję, że przyjdziesz z Damonem – prowadząc otworzył schowek tuż przede mną i wyciągnął kopertę.
-Już dawno chciałem ci to dać, ale... Wiesz jak było – westchnął gdy otwierałam kopertę, było w niej zaproszenie na bal, starałam się lekko uśmiechnąć, ale wyszedł mi dość dziwny grymas. Droga niemiłosiernie mi się dłużyła. Chciałam być już w ramionach Damona. W końcu udało się, na horyzoncie zobaczyłam jezioro, przy którym stał domek. Nie byłam w stanie miło pożegnać się z nim, nie po tym co słyszałam.
-Postaramy się przyjść – machnęłam zaproszenie i ruszyłam do domku. Panował w nim półmrok, zaczęłam szukać Damona. Znalazłam go w salonie, siedział w salonie z zeszytem na kolanach, coś robił, ale schował notatnik zanim zdążyłam podejść.
-Nie miałaś wrócić jutro? - zapytał uśmiechnięty, że mnie widzi. Usiadłam zrezygnowana obok niego. Widział, że nie jestem w humorze, więc wstał i poszedł po coś do kuchni, wrócił błyskawicznie, nalał mi wina do kieliszka i podał, po czym objął mnie w pasie.
-Powiedz co ci zrobił, chcę wiedzieć za co go zamorduję – warknął lekko. Upiłam łyk wina próbując się odprężyć.
-To nie jego wina... Moja mama przekazała mi, co powinnam zrobić... A raczej kazała mi wyjść za mąż za Cody'ego, albo któregoś z jego braci – mruknęłam, wampir był wyraźnie niezadowolony, co mu się dziwić. To wcale nie była dobra wiadomość. Wstał i podszedł do okna, patrzył się przed siebie, w ciemność.
-To którego wybierasz? - zapytał nie odwracając się w moją stronę.
-Nie mam zamiaru wybierać nikogo prócz ciebie – podeszłam do niego i dotknęłam delikatnie jego nagie ramie. Patrzyłam na jego twarz, ale bardzo szybko ją odwrócił.
-Dobrze wiesz, że to twoja matka. Nie chcesz chyba tracić rodziny? - gdy to powiedział opuściłam głowę, do oczu napłynęły mi łzy, dużo łez. Miałam ochotę po prostu rzucić się na łóżko i płakać jak dziecko.
-Musi zrozumieć, że cię kocham, Damonie – głos delikatnie mi się łamał, ale dalej trzymałam postawę twardziela.
-To tak samo jakby ona ci powiedziała, że musisz zrozumieć swoją tradycję – mruknął, a ja tylko podeszłam i pocałowałam go, przelałam całe uczucie w ten jeden mały gest. Łzy spływały mi po policzkach.
-Proszę pójdź ze mną na ten bal, przekonamy ją – wtuliłam się w jego ramiona.
-Jaki bal? - zapytał, no jasne, nic mu nie mówiłam, bo nie było kiedy.
-Jordan spóźnimy się! - Damon krzyknął przez drzwi hotelowej łazienki. Oboje byliśmy bardzo zestresowani dzisiejszym wieczorem. Gdy wyszłam z łazienki wampir spojrzał na mnie i natychmiast podszedł do mnie. Połączył nas namiętny pocałunek, oparł mnie o ścianę, a dłoń położył na mojej talii. Fakt, dziś się bardzo postarałam o swój wygląd. Błękitna sukienka miała górę bez ramiączek, dość obcisłą, co podkreślało moje kształty, dół był prosty lekki i zwiewny. Strój dopełniały szpilki koloru ciemnego beżu i makijaż. Damon całował mnie z coraz większym pożądaniem, odsunęłam się i spojrzałam na niego poważnie.
-Musimy już jechać – mruknęłam, nie chciałam tego kończyć, nie chciałam myśleć o tym co się może stać. Delikatnie kciukiem starłam szminkę z ust wampira, a sama poprawiłam szybko makijaż. Niedługo później byliśmy na miejscu. Gdy wchodziliśmy do wielkiej sali widziałam Cody'ego jak patrzy na mnie. Szłam pod rękę z Damonem, starając się wyglądać pewnie. Wilkołak podszedł do mnie by się przywitać.
-Pięknie wyglądasz Jordan, witaj Damon – Cody starał się być miły nawet dla wampira, a to nie było do niego podobne. Uśmiechnęłam się delikatnie dziękując za komplement. Po krótkiej rozmowie Damon poprosił mnie do tańca. Nasze ciała poruszały się subtelnie w rytm muzyki. Było cudownie, przez chwilę mogłam zapomnieć o wszystkich problemach. Niestety nie trwało to długo, zauważyłam jak moja matka patrzy się na mnie. Westchnęłam i złapałam wampira za rękę i ruszyłam w jej stronę.
-Cześć mamo. To jest Damon, mój mężczyzna – siliłam się na uśmiech, choć strasznie się bałam.
-Ten wampir? Witam – nie podała mu nawet ręki tylko spojrzała z pogardą. Mocniej zacisnęłam palce na dłoni chłopaka.
-Dobrze wiesz, że tego nie zmienisz, kocham go – chciałam ją przekonać, wiedziałam, że to będzie trudna bitwa.
-Przejdzie ci, jakoś wcześniej nie mogłaś wytrwać długo w związku, mam nadzieję, że będzie tak i tym razem. Może Cody cię zatrzyma przy sobie. To taki przystojny i mądry chłopak – nie wierzyłam, że tak mówiła przy nim. Chciałam coś już powiedzieć, ale Damon mnie uprzedził.
-Dlaczego nie chce pani pozwolić, by Jordan była szczęśliwa? - zapytał.
-Bo nie będzie z Tobą szczęśliwa – odpowiedziała oschle.
-Mamo! - krzyknęłam na nią jednak ta tylko pokiwała głową.
-Najlepiej dla ciebie będzie jak pojedziesz do babci swojej, powinnaś uczyć się od niej magii, by sobie poradzić z hybrydami – znów chciałam odpowiedzieć coś Audrey, ale wampir mnie wyprzedził.
-Pojedzie, dopilnuje tego. Też bym nie chciał by coś jej się stało – spojrzałam na niego zszokowana, myślałam, że chce bym była przy nim, widać myliłam się. Odwróciłam się i ruszyłam do wyjścia. Damon jednak zatrzymał mnie.

-Kocham cię, tak będzie najlepiej – gładził mnie po policzku, ja jednak nie mogłam tego słuchać. Byłam na niego zła jeszcze parę ładnych godzin, później jednak zastanawiałam się, co powinnam robić. Niestety, wszyscy chcieli bym jechała.

7 komentarzy:

  1. Fajne, aczkolwiek jest trochę błędów interpunkcyjnych ;)
    Zapraszam do nas:
    knockingonheavensdoor-fanfiction.blogspot.com
    Mrs. Brownstone

    OdpowiedzUsuń
  2. No ładnie - układa jej się z Damonem. Spoko, ale czemu nagle jej mama trzyma sztamę z wilkołakami, a jej babcia ma ją uczyć magii. ? I ją nawet to nie zaskoczyło. Dziwne, dziwne, ale mam nadzieje, że w kolejnej części będzie wszystko wyjaśnione. ; D

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej tu autorka pamiętnika Damona ( http://vampire-diares-in-damon-eyes.blogspot.com/), odpowiadając na twoje pytanie w komentarzu, tak mam zamiar pisać dalej ale chwilowo nie mam na to czasu :) kiedy zjadę chwilę przeczytam też twoje opowiadanie :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Opowiadania trochę dziwne, ale wciągające. Osobiście nie przepadam za tego typu opowiadaniami, ale to mi się spodobało.
    Zapraszam do siebie. Jeśli Ci się spodoba to zapraszam do obserwacji. Na pewno się odwdzięczę.
    http://w--ciszy.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Opowiadanie bardzo wciągające, ogólnie nie przepadam za opkami, typu wampiry, wilkołaki, wielka miłość, ale postanowiłam, że dam szansę właśnie temu i nie zawiodłam się :D
    Nie wiem czemu, ale Traya wyobraziłam sobie przystojniej xdd
    Będę zaglądać tu częściej - obiecuję :D
    Highway-to-darkness.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. To jest świetne, a ta matka jest wredna. Powinna chcieć szczęścia córki ponad wszystko, a nie kierować się przepowiednią. Pisz dalej. Czekam na nn.

    http://blessed-with-girl.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Miałam poczekać z czytaniem, ale nie wytrzymałam, przecież nauka może poczekać:) Są jakieś priorytety;)
    Rozdział bardzo ciekawy, Damon momentami cudowny, momentami zbyt kochany:) Wolę go jako drania:) Ciekawe rozwiązanie z tym ślubem, chociaż nie bardzo rozumiem dlaczego... Masz sporo błędów, pewnie się śpieszyłaś, Powtórzenia(znalazłam go w salonie, siedział w salonie; ciągłe mnie), dziwna kolejność wyrazów w zdaniu( pojedziesz do babci swojej), No i wreszcie nie wiem jak geny mogą być przystojne, ale przynajmniej czytanie tego fragmentu było zabawne, z drugiej strony to nie jakiś 3- osobowy narrator, tylko sama Jordan, więc może popełniać błędy:)
    Czekam na kolejne posty, a i zapewniam, że u mnie rozdział pojawi się niedługo, może tak za tydzień:)

    OdpowiedzUsuń