niedziela, 26 stycznia 2014

Numer 19

-Jutro muszę być w LA, mama zawiezie mnie do babci, bo nikt inny nie wie gdzie mieszka – mruknęłam patrząc ze smutkiem na Damona.
-Nie będzie mnie co najmniej trzy miesiące – usiadłam obok niego. Już tak mało brakowało do naszego rozstania. Nie był zadowolony z mojego wyjazdu, ale bardzo dobrze to ukrywał. Musnęłam jego policzek i wstałam z sofy. Postanowiliśmy do mojego wyjazdu zostać w domku letniskowym, chcieliśmy się nacieszyć sobą. Chłopak patrzył na mnie smętnym wzrokiem gdy pakowałam ostatnie rzeczy. Tego dnia nie okazywał mi żadnej czułości, nie rozumiałam tego do końca, miałam nadzieję, że pożegnamy się normalnie. Wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy do LA. Wampir nic do mnie nie mówi, dotknęłam jego dłoni na skrzyni biegów, ale nie zareagował.
-Damon kocham cię – próbowałam każdego sposobu by się choćby odezwał, nic nie pomagało. Na moje słowa nawet się nie uśmiechnął, nic! Prowadził dalej jakby tylko to potrafił robić. Dotarliśmy do LA, a Damon parkował przy krawężniku mojego domu. Wyciągnął moje torby i chciał mi je wnieść do domu, ale przecież nie mógł do niego wejść. Postawił je więc przy drzwiach. Moja mama stanęła przy drzwiach i spojrzała na wampira ostro.
-Nawet nie myśl, że wejdziesz do tego domu – warknęła.
-Mamo! Daj mi się z nim tylko pożegnać! - zeszliśmy z ganku i stanęliśmy przy samochodzie.
-Przecież nie wyjeżdżam na zawsze – mruknęłam i chciałam go pogłaskać po policzku. Damon stał z miną niczym zbity pies. Uniosłam się na palcach i złożyłam delikatny pocałunek na jego ustach.
-Do zobaczenia – ostatni raz musnęłam jego dłoń.
-Pa – odpowiedział patrząc jak odchodzę. Ruszyłam w stronę domu, z którego i tak zaraz miałam wychodzić. Dopiero po pięciu minutach usłyszałam odpalanie silnika Damona. Pojedyncza łza spłynęła mi po policzku. Parę godzin później byłam już u babci. Weszłam do drewnianego domku w środku lasu.
-Babciu Ano! - zawołałam zamykając drzwi.
-Oh, moja wnusia – ucałowała moje policzki, ja jednak całą podróż płakałam, więc miałam bardzo opuchnięte oczy.
-Oj moja kochana, pewnie myślisz o tym wampirze, nie przejmuj się twoja mama przedstawiła mi braci Ashe, Scott to bardzo przystojny chłopak, ładnie byście razem wyglądali – nie mogłam tego słuchać, ale po paru dniach babcia zaczęła przekonywać się do mojej miłości. Czas mijał bardzo powoli, pewnego dnia babcia przyszła do mnie.
-Ashe'yowie wydają dziś przyjęcie, powinnaś pójść – powiedziała siadając na łóżku. Westchnęłam cicho i zgodziłam się z nią, powinnam to zrobić, choć nie chciałam. Późnym popołudniem zaczęłam się szykować, sukienkę dostałam od babci, była przepiękna. Nie szła ze mną. Gdy weszłam do środka czułam się niepewnie, byłam tam sama. Ludzie w grupkach rozmawiali, śmiali się i pili.
-Jordan z dnia na dzień piękniejsza – Scott stanął przede mną. Uśmiechnęłam się do niego i podziękowałam za komplement. Poczęstował mnie lampką wina, miało przyjemny słodki smak i zapach.
-Jak ci się teraz żyje u swojej babci? - zapytał cały czas patrząc mi w oczy, trochę mnie to onieśmielało.
-Eh... Nawet nie mam jak skontaktować się z Damonem – mruknęłam, dlaczego po prostu nie odpowiedziałam „dobrze” i nie byłoby problemu.
-Jesteś pewna, że to z nim chcesz spędzić resztę życia? - podszedł do mnie bliżej. Scott był tak wysoki, że musiałam patrzeć w górę na niego.
-Tak jestem – odpowiedziałam stanowczo, ale miło.
-Dobrze więc, zatańczymy? - zapytał podając mi dłoń. Uśmiechnęłam się, był naprawdę uroczy. Ruszyliśmy na środek sali. Jedną dłonią ujął moją dłoń, a drugą położył mi na talii. Delikatnie oparłam palce o jego ramię. Starałam się trzymać dystans, ale gdy prowadził sprawił, że wykonałam obrót, a gdy mieliśmy powrócić do poprzedniej pozycji przyciągnął mnie do siebie. Przylgnął do mnie całym ciałem i spojrzał w moje oczy.
-Scott proszę nie przesadzaj – szukałam wyjścia z tej sytuacji, liczył się tylko Damon i nie obchodziły mnie związki z innymi facetami. Odsunęłam się od niego.
-Przepraszam nie chcę się płoszyć – powiedział pochylając się do mojego ucha. Wyciągnął z kieszeni karteczkę i coś na niej nabazgrał.
-To mój numer telefonu i adres, więc jakbyś miała jakiś problem, albo po prostu chciała porozmawiać – podał mi karteczkę, uśmiechnęłam się i pogładziłam po ramieniu. Był naprawdę miły, ale mógł tylko liczyć na koleżeństwo. Czas w tym miejscu leciał mi bardzo powoli. Jednak wiele się od mojej babci nauczyłam. Była bardzo dobrą czarownicą, a ja od niej szybko się uczyłam. Pewnego wieczoru usiadłam na ganku. Było ciemno, więc jedyne co widziałam to pole rozświetlone od żarówki. Babcia Ana wyszła z domku.
-Przeziębisz się – okryła mnie kocem i usiadła na wiklinowym bujanym fotelu, nie miałam serca mówić jej, że wampiry nie chorują na takie choroby. Siedziałam tak patrząc się w przestrzeń.
-Tęsknisz za nim dziecinko? - zapytała babcia, była bardzo pomocną osobą, jej doświadczenie życiowe pomagało wielu osobom. Kiwnęłam tylko głową na tak.
-Kochasz go, tak? - znów w odpowiedzi otrzymała tylko moje kiwnięcie głową.
-Wiesz... Twoja matka się myli. Są pewne tradycje, ale nie można sztywno trzymać się czegoś, co wymyślono wiele lat temu. Najważniejsze jest to byś ty była szczęśliwa. Widzę, że mocno siedzi w twoim sercu, bo myślisz o nim nawet po pięciu miesiącach siedzenia tutaj. Wracaj do Mystic Falls, wystarczająco już umiesz. Nie będę fatygowała twojej matki, żeby cię odwoziła, poproś Scotta. - nie wierzyłam w jej słowa, od razu mocno ją przytuliłam, potrzebowałam takich słów. Faktycznie minęło już bardzo dużo czasu, tak wiele pozmieniało się w mojej osobowości. Czy on dalej mnie kocha?
Scott pomagał mi zmieścić walizki do samochodu.
-Dziękuję babciu – mocno uściskałam ją, byłam jej bardzo wdzięczna za całą pomoc i wiedzę, którą mi dała. Jechałam, tak już byłam coraz bliżej dotyku Damona.
-Odwiedzisz mnie kiedyś? - zapytał na krótką chwilę odrywając wzrok od jezdni.
-Oczywiście, że tak – uśmiechnęłam się po czym znów wróciłam do swoich przemyśleń, do wspomnień jego śmiechu, wzroku. Tak bardzo za nim tęskniłam. Zmrużyłam oczy, zasnęłam niedługo później usłyszałam wołanie i delikatne poszturchiwanie w ramię.
-Dojeżdżamy do Mystic Falls musisz mi powiedzieć jak dojechać do ich domu – uśmiechnęłam się, tak mógł budzić mnie zawsze. Prowadziłam go i jednocześnie poprawiałam fryzurę i makijaż. Chciałam wyglądać jak najlepiej. Dojechaliśmy pod rezydencję, pożegnałam się ze Scottem i obiecałam, że zadzwonię do niego. Uradowana weszłam do rezydencji, zapomniałam nawet zapukać. Zauważyłam Elenę siedzącą na sofie. Odwróciła się w moją stronę i od razu rzuciła się na mnie.
-Wróciłaś jak dobrze! - krzyknęła przytulając się do mnie. Za nią też bardzo tęskniłam. Ze schodów zszedł Stefan, z którym też serdecznie się przywitałam. Gdy usiedliśmy spojrzałam na nich.
-Gdzie jest Damon? - zapytałam, a oni nagle posmutnieli.
-Co się stało?! - zadałam kolejne pytanie, teraz byłam zdenerwowana.
-Chodź ze mną – Elena poprowadziła mnie do pokoju Damona. Podała mi kopertę i usiadła na łóżku każąc mi usiąść obok.
-Co to jest? - zapytałam i powoli otworzyłam kopertę.
-Jordan. Musisz mi wybaczyć, musiałem to zrobić. Nie jestem dobrym partnerem dla ciebie. Twoja matka miała rację, nie przynoszę szczęścia. Powinnaś jej posłuchać – czytałam w myślach, do moich oczu napłynęły mi łzy.
-Nawet Cody jest lepszy ode mnie. Będzie cię pilnował, tymczasem musimy się pożegnać. Kochałem cię, wiedz o tym, zawsze będziesz w głębi mojego serca. Nie zmienię jednak swojej natury. Wczoraj zabiłem dwójkę ludzi, nic nikomu nie zrobili, chciałem się po prostu pożywić. Nie szukaj mnie, to pożegnanie. Było nam dobrze, ale to już koniec. Żegnaj Jordan – przez ostatnie przeczytane zdanie całkiem się rozkleiłam. Łzy płynęły mi po policzkach kapiąc na list i rozmazując tusz. Elena jedynie przytuliła mnie i gładziła po głowie.
-Wyjechał dwa dni po twoim wyjeździe – mruknęła. Więc nawet na mnie nie czekał? Po prostu chciał to zrobić! Musiał wiedzieć o tym już wcześniej. Faktycznie jak się żegnaliśmy był jakiś dziwny, zamiast „do zobaczenia” powiedział „pa”. Bał się powiedzieć mi to w oczy. Nienawidzę tego, nie chcę by tak było. Bardzo długo zajęło mi ogarnięcie się. Poprosiłam Elenę by zostawiła mnie samą w pokoju Damona. Miałam nadzieję, że znajdę coś pomocnego. Musiałam go poszukać, usłyszeć to w twarz. Spojrzałam na biurko, było puste, nic, zero wiadomości gdzie mógłby teraz przebywać. Wyciągnęłam telefon, nie używałam go tyle czasu, nie mogłam. Włączyłam go licząc, że zostawił mi jakąś wiadomość. Nic, zero połączeń, czy głupiego SMS-a. Wykręciłam numer, ale po paru sygnałach rozłączył mnie, nawet nie chce ze mną porozmawiać. Zeszłam na dół i spojrzałam na Stefana siedzącego na kanapie. Jego wzrok pytał mnie czy coś znalazłam.

-Nic nie ma – mruknęłam niezadowolona siadając obok niego.


***
Ludzie jak czytacie, proszę komentujcie, to mi daje większe chęci do pisania i regularnego dodawania postów :)
Pozdrawiam wszystkich czytających!

niedziela, 12 stycznia 2014

numer 18

-Muszę cię gdzieś zabrać na dwa dni, nie mogę ci powiedzieć gdzie, ale musisz ze mną jechać, naprawdę musisz - mówił dość przekonująco, widać było, że już myśli nad tym co powiedzieć jak się nie zgodzę. Zmrużyłam oczy.
-Jak bardzo ważne to jest? - zapytałam, tylko to mogło mnie przekonać do wyjazdu. Na moje nieszczęście kiwnął głową na tak. Weszłam z chłopakiem do domku i wskazałam mu kuchnię by tam na mnie poczekał, ale gdy odwróciłam się chcąc iść w stronę pokoju drogę zastąpił mi Damon.
-Gdzie ją zabierasz? - był bardzo oschły, więc delikatnie pogładziłam go po ramieniu.
-Damon wrócę pojutrze spokojnie - chciałam sprawić by nie był zły, patrzył groźnie na wilkołaka.
-Damon - upomniałam go by zwrócił na mnie uwagę, gdy jego wzrok padł na mnie był zupełnie inny, ciepły i czuły. Delikatnie uśmiechnęłam się do niego i delikatnie pocałowałam.
-Nie zabijecie się jak będę się szykować? - zapytałam, ale to była tylko moja nadzieja, bo wiedziałam jacy są i najchętniej pozabijaliby się wzajemnie. Postarałam się wyrobić jak najszybciej i po krótkim pożegnaniu z Damonem byłam w samochodzie Cody'ego.
-Powiedz mi lepiej o co chodzi? - liczyłam, że powie mi cokolwiek, ale niestety nie było szans, nie mogłam od niego wyciągnąć nawet gdzie jedziemy, czy ile będziemy jechać, był wyraźnie zdenerwowany przez cały czas. Obserwowałam co się dzieje na zewnątrz, przez wydarzenia sprzed ostatnich miesięcy zaczęłam bardziej szanować przyrodę i to co mnie otacza. To był jesienny dzień, w oddali widziałam poszarzałe budynki, a wokół nas siąpił deszcz, dobrze, że nie jechaliśmy cabrio Damona. Po dłuższej chwili zatrzymaliśmy się na leśnej drodze, mokra ziemia zapadała się pod wpływem mojego ciężaru, po paru dobrych minutach marszu w milczeniu dotarliśmy na miejsce. Leśna polana z gromadą osób, wszyscy podzieleni w niewielkie grupki.
-Cody! - ktoś męskim głosem zawołał wilkołaka. Wtedy podeszliśmy do dwóch chłopaków. Obaj byli dość wysocy, jeden mniej więcej wzrostu Cody'ego, a drugi wyższy o 10 centymetrów. Obaj mieli tak samo zielone, kocie oczy jak wilkołak, który mnie przywiózł.
-No mówiłeś, że jest piękna, ale to już chyba lekka przesada – niższy uśmiechnął się do mnie i ucałował moją dłoń. Delikatnie się zarumieniłam. Okazało się, że byli to bracia Cody'ego. Niższy Tray i wyższy Scott, widać mieli bardzo przystojne geny, bo żaden z nich nie odstawał urodą. Po krótkiej rozmowie odeszliśmy od nich.
-Po co mnie tu zabrałeś? - zapytałam z lekką pretensją w głosie. Nic nie odpowiedział, pokazał tylko palcem na punkt gdzieś za mną.
-Mama?! - wykrzyczałam w myślach gdy się obróciłam. Moja matka stała i patrzyła na mnie. Podeszłam do niej szybkim tempem.
-Córeczko – zaczęła, ale nie dałam jej czasu na dłuższe czułości, od razu kazałam jej powiedzieć, o co tu chodzi.
-Widzisz... Pewnego razu wiedźma przepowiedziała nam twoje przybycie. Nie wiem czy, przyglądałaś się znamieniu tuż nad twoimi nerkami, jest w kształcie okręgu. Twoim przeznaczeniem jest uratowanie czystości rasy. Musisz uratować świat od mieszańców, a poza tym jako moja córka masz obowiązek wyjść za jednego z klanu Ashe'yów. - powiedziała spokojnym głosem.
-Ja już mam mężczyznę – byłam lekko zdenerwowana tą wiadomością, chłodny wiatr powiał w naszą stronę, co jeszcze bardziej podkreśliło dramaturgię sytuacji.
-Kochanie, wybacz, ale to twoje przeznaczenie, z nim nie można dyskutować. Poza tym dowiedziałam się, że zadajesz się z nieodpowiednim... ekhm facetem. Jest wampirem, prawda? - nawet od niej zaczęłam czuć nerwowość, a przecież moja matka była wyjątkowo spokojną osobą. Cody podszedł w naszą stronę, gdy wysłałam mu mordercze spojrzenie.
-Przecież znasz już Cody'ego, chłopcze może zaprosisz ją na wasz bal, jak się lepiej poznacie, to na pewno się pokochacie – uśmiechnęła się w jego stronę, nic nie powiedziałam, ruszyłam szybkim tempem w stronę zaparkowanego samochodu, chciało mi się płakać, dlaczego niby tak średniowieczne przesądy miały zepsuć mi życie. Dopiero co z Damonem zaczęliśmy być szczęśliwi, a już miało by się to skończyć?!
-Jordan! - usłyszałam za sobą wołanie Cody'ego, po chwili mnie dogonił.
-Poczekaj! - złapał mnie za ramię i obrócił w swoją stronę.
-Nie wiedziałem o tym! Przysięgam, pewnie, że chciałbym byś ze mną była, ale nie w taki sposób, przyjdź na bal, możesz przyjść z Damonem, nie pozwolę byś była nieszczęśliwa – powiedział szybko trochę zadyszanym tonem. Pokiwałam głową, musiałam się trochę oswoić z nową sytuacją. Zamknęłam oczy, by przestać o tym myśleć, niestety wiedziałam, że moja matka mówi poważnie. Była kobietą, która musi postawić na swoim, więc nie będzie to proste zadanie by przekonać ją do Damona.
-Jo, proszę nie smuć się. Nikt nie będzie zmuszał cię do małżeństwa – mruknął Cody, wiedziałam jednak, że chciałby tego. Nienawidził wampirów, a zwłaszcza Damona. Ich walka nigdy się nie zakończy, a ja chciałabym rozwiązać moje problemy. Nic nie odpowiedziałam, na co chłopak głośno westchnął.
-Mam nadzieję, że przyjdziesz z Damonem – prowadząc otworzył schowek tuż przede mną i wyciągnął kopertę.
-Już dawno chciałem ci to dać, ale... Wiesz jak było – westchnął gdy otwierałam kopertę, było w niej zaproszenie na bal, starałam się lekko uśmiechnąć, ale wyszedł mi dość dziwny grymas. Droga niemiłosiernie mi się dłużyła. Chciałam być już w ramionach Damona. W końcu udało się, na horyzoncie zobaczyłam jezioro, przy którym stał domek. Nie byłam w stanie miło pożegnać się z nim, nie po tym co słyszałam.
-Postaramy się przyjść – machnęłam zaproszenie i ruszyłam do domku. Panował w nim półmrok, zaczęłam szukać Damona. Znalazłam go w salonie, siedział w salonie z zeszytem na kolanach, coś robił, ale schował notatnik zanim zdążyłam podejść.
-Nie miałaś wrócić jutro? - zapytał uśmiechnięty, że mnie widzi. Usiadłam zrezygnowana obok niego. Widział, że nie jestem w humorze, więc wstał i poszedł po coś do kuchni, wrócił błyskawicznie, nalał mi wina do kieliszka i podał, po czym objął mnie w pasie.
-Powiedz co ci zrobił, chcę wiedzieć za co go zamorduję – warknął lekko. Upiłam łyk wina próbując się odprężyć.
-To nie jego wina... Moja mama przekazała mi, co powinnam zrobić... A raczej kazała mi wyjść za mąż za Cody'ego, albo któregoś z jego braci – mruknęłam, wampir był wyraźnie niezadowolony, co mu się dziwić. To wcale nie była dobra wiadomość. Wstał i podszedł do okna, patrzył się przed siebie, w ciemność.
-To którego wybierasz? - zapytał nie odwracając się w moją stronę.
-Nie mam zamiaru wybierać nikogo prócz ciebie – podeszłam do niego i dotknęłam delikatnie jego nagie ramie. Patrzyłam na jego twarz, ale bardzo szybko ją odwrócił.
-Dobrze wiesz, że to twoja matka. Nie chcesz chyba tracić rodziny? - gdy to powiedział opuściłam głowę, do oczu napłynęły mi łzy, dużo łez. Miałam ochotę po prostu rzucić się na łóżko i płakać jak dziecko.
-Musi zrozumieć, że cię kocham, Damonie – głos delikatnie mi się łamał, ale dalej trzymałam postawę twardziela.
-To tak samo jakby ona ci powiedziała, że musisz zrozumieć swoją tradycję – mruknął, a ja tylko podeszłam i pocałowałam go, przelałam całe uczucie w ten jeden mały gest. Łzy spływały mi po policzkach.
-Proszę pójdź ze mną na ten bal, przekonamy ją – wtuliłam się w jego ramiona.
-Jaki bal? - zapytał, no jasne, nic mu nie mówiłam, bo nie było kiedy.
-Jordan spóźnimy się! - Damon krzyknął przez drzwi hotelowej łazienki. Oboje byliśmy bardzo zestresowani dzisiejszym wieczorem. Gdy wyszłam z łazienki wampir spojrzał na mnie i natychmiast podszedł do mnie. Połączył nas namiętny pocałunek, oparł mnie o ścianę, a dłoń położył na mojej talii. Fakt, dziś się bardzo postarałam o swój wygląd. Błękitna sukienka miała górę bez ramiączek, dość obcisłą, co podkreślało moje kształty, dół był prosty lekki i zwiewny. Strój dopełniały szpilki koloru ciemnego beżu i makijaż. Damon całował mnie z coraz większym pożądaniem, odsunęłam się i spojrzałam na niego poważnie.
-Musimy już jechać – mruknęłam, nie chciałam tego kończyć, nie chciałam myśleć o tym co się może stać. Delikatnie kciukiem starłam szminkę z ust wampira, a sama poprawiłam szybko makijaż. Niedługo później byliśmy na miejscu. Gdy wchodziliśmy do wielkiej sali widziałam Cody'ego jak patrzy na mnie. Szłam pod rękę z Damonem, starając się wyglądać pewnie. Wilkołak podszedł do mnie by się przywitać.
-Pięknie wyglądasz Jordan, witaj Damon – Cody starał się być miły nawet dla wampira, a to nie było do niego podobne. Uśmiechnęłam się delikatnie dziękując za komplement. Po krótkiej rozmowie Damon poprosił mnie do tańca. Nasze ciała poruszały się subtelnie w rytm muzyki. Było cudownie, przez chwilę mogłam zapomnieć o wszystkich problemach. Niestety nie trwało to długo, zauważyłam jak moja matka patrzy się na mnie. Westchnęłam i złapałam wampira za rękę i ruszyłam w jej stronę.
-Cześć mamo. To jest Damon, mój mężczyzna – siliłam się na uśmiech, choć strasznie się bałam.
-Ten wampir? Witam – nie podała mu nawet ręki tylko spojrzała z pogardą. Mocniej zacisnęłam palce na dłoni chłopaka.
-Dobrze wiesz, że tego nie zmienisz, kocham go – chciałam ją przekonać, wiedziałam, że to będzie trudna bitwa.
-Przejdzie ci, jakoś wcześniej nie mogłaś wytrwać długo w związku, mam nadzieję, że będzie tak i tym razem. Może Cody cię zatrzyma przy sobie. To taki przystojny i mądry chłopak – nie wierzyłam, że tak mówiła przy nim. Chciałam coś już powiedzieć, ale Damon mnie uprzedził.
-Dlaczego nie chce pani pozwolić, by Jordan była szczęśliwa? - zapytał.
-Bo nie będzie z Tobą szczęśliwa – odpowiedziała oschle.
-Mamo! - krzyknęłam na nią jednak ta tylko pokiwała głową.
-Najlepiej dla ciebie będzie jak pojedziesz do babci swojej, powinnaś uczyć się od niej magii, by sobie poradzić z hybrydami – znów chciałam odpowiedzieć coś Audrey, ale wampir mnie wyprzedził.
-Pojedzie, dopilnuje tego. Też bym nie chciał by coś jej się stało – spojrzałam na niego zszokowana, myślałam, że chce bym była przy nim, widać myliłam się. Odwróciłam się i ruszyłam do wyjścia. Damon jednak zatrzymał mnie.

-Kocham cię, tak będzie najlepiej – gładził mnie po policzku, ja jednak nie mogłam tego słuchać. Byłam na niego zła jeszcze parę ładnych godzin, później jednak zastanawiałam się, co powinnam robić. Niestety, wszyscy chcieli bym jechała.

czwartek, 9 stycznia 2014

numer 17

-Jordan - Damon wybudził mnie z rozmyśleń, dopiero teraz uświadomiłam sobie, że tępo patrzę przez okno od jakiejś godziny. Westchnęłam głośno i odwróciłam się w jego stronę. Stefan i Elena pojechali do Caroline, pomóc jej w czymś, a Silvia do rodziny na dwa dni. Zostaliśmy więc sami w ogromnej rezydencji. Usiadłam na sofie i patrzyłam z delikatnym uśmiechem jak Damon nalewa sobie Burbonu do szklanki. Odwrócił się i spojrzał na mnie, gdy poklepałam miejsce obok siebie posłusznie usiadł. Delikatnie pogładziłam go po policzku, już nie czułam lęku przed dotykaniem go, zniknęła mi ta bariera, można powiedzieć, że teraz mi się bardzo podoba, o ile to jest dobre określenie dla kogoś, kogo kiedyś podobno kochałam. Damon patrzył uważnie na każdy mój ruch jakby napawał się nim.
-Co się dzieje? - zapytał w końcu ostrożnie, jakby bał się, że przestanę, nie miałam jednak takiego zamiaru. Przysunęłam się bliżej i delikatnie go pocałowałam, poczułam dłoń na swojej talii, niesamowite, że gdy byliśmy bardzo blisko siebie, czułam jakbym wariowała, wirowało mi w głowie, mimo to nie potrafiłam poczuć czegoś głębszego do niego. Damon pogłębił pocałunek dając mi zupełnie nowe doznania, cieszył się, czułam to, jednak w końcu ten sen musiał się skończyć. Gdy odsunęłam usta od niego okazało się, że siedzę na jego kolanach, trochę mnie to rozbawiło, bo musiałam tak bardzo przestać się przejmować tym co się dzieje wokół mnie, że nawet tego nie zauważyłam.
-Już dawno powinnam to zrobić - uśmiechnęłam się do niego. Jednak uśmiech z twarzy znikł mi, gdy przypomniałam sobie, że miałam mu powiedzieć coś bardzo ważnego.
-Damon, muszę zmienić się w wampira - powiedziałam z lekkim zawahaniem w głosie. Nie do końca chciałam to robić. Wolałabym wrócić do czasów bestroskiego dzieciństwa, moim jedynym zmartwieniem wtedy było, czy na gwiazdkę dostanę nową Barbie. Położył dłonie na mojej talii delikatnie ją gładząc, był taki czuły, wiedziałam, że nie pozwoli, żeby stała mi się krzywda.
-Będę mogła skorzystać z twojej krwi? - gdy zadałam pytanie ujrzałam zmieszanie wampira.
-Więc to ja będę musiał cię zabić? - Damon był bezwzględny, wiedziałam o tym, ale pierwszy raz widziałam, żeby zawahał się w takiej sprawie. Nie do końca chciał mi to robić, ale tylko tak mogłam zmienić się. Kiwnęłam głową odpowiadając mu na pytanie. Damon dotknął mojego policzka i pocałował mnie znów, wplotłam palce w jego kruczoczarne włosy oddając się całkowicie przyjemności, nie wierzyłam, że to robię, że tak łatwo mu się oddaję, przecież jeszcze parę tygodni temu z chęcią bym go zabiła za to co mówił. Położyłam dłonie na jego klatce piersiowej tuż przy ramionach pogłębiając pocałunek. Przez dziesiątki lat jak żył musiał nieźle trenować, bo każda dziewczyna chciała by przeżyć choć przez chwilę takie coś.
-Jordan! - usłyszałam wołanie tuż po tym jak ktoś otworzył drzwi. Oderwałam się szybko od Damona i zeszłam z jego kolan. Cody, bo to on wszedł do rezydencji był wyraźnie wkurzony całą sytuacją. Zacisnął pięści i zmarszczył brwi na mój widok.
-No tak, zawsze tak będzie - warknął podchodząc do mnie.
-Cody przestań się denerwować, bo to nie ma sensu - położyłam mu rękę na ramieniu, a raczej chciałam, bo się ode mnie odsunął. Damon podszedł do mnie i bojowo spojrzał na wilkołaka.
-Chciałem ci tylko powiedzieć, że Kim ma już dla ciebie eliksir - mruknął po czym odpowiedział Damonowi na jego wrogi wzrok. Obrócił się i wyszedł, spojrzałam na wampira, a on jedynie objął mnie.
-Więc jutro będzie ten dzień - westchnęłam trochę zaniepokojona. Bałam się tego. Do końca dnia długo nad tym wszystkim myślałam. W nocy wszystko mnie przytłoczyło, nie wiedziałam, co zmieni się w moim życiu. Czy znów stracę pamięć? Co będę myślała, co czuła? Pamiętam, że Elena mówiła, że wampiry czują bardziej niż ludzie. Nie zorientowałam się nawet kiedy wstało słońce, podniosłam się z łóżka mimo, że nie przespałam ani sekundy. Zeszłam na dół kompletnie zmęczona, na sofie ujrzałam Damona.
-Nie śpisz? - zapytałam idąc w stronę kuchni, on podniósł się i podążył za mną. Spojrzałam do lodówki poszukując czegoś do jedzenia.
-Ehh... mój ostatni normalny posiłek - westchnęłam i poczułam, że wampir odciąga mnie od zimnego urządzenia. Posadził mnie na krześle.
-Więc ja ci coś zrobię - wyciągnął z lodówki parę rzeczy i zabrał się za gotowanie. Już po chwili przede mną stało pięknie pachnące i wyglądające śniadanie, a obok kawa. Uśmiechnęłam się do Damona szczerze i zaczęłam powoli jeść mój ostatni posiłek. Już za parę godzin spotkam się z Codym na klifie i pożegnam moje człowieczeństwo. Godziny dłużyły mi się niemiłosiernie. Nadszedł czas wyjścia, poprosiłam Elenę i Stefana by nie szli z nami, z każdym krokiem czułam się jakbym szła na szubienicę, myśli coraz bardziej kotłowały mi się w głowie. Wzrokiem dosięgałam już klif, widziałam Cody'ego, który czeka na mnie smętnym wzrokiem i kobietę, podejżewam, że była to Kim. Nieświadomie zwolniłam i wtedy poczułam dłoń Damona, która splata się z moją. Poczułam się odrobinę lepiej, ale dalej panicznie się bałam, z tego co wiem, to przynajmniej podczas wcześniejszej przemiany nie musiałam o tym myślec, po prostu stało się, a teraz robię to z pełną świadomością. Świadomością, że zginę już drugi raz w swoim życiu. Doszliśmy na miejsce spotkania, słowa, która wypowiadała wiedźma nie do końca dochodziły do mnie. Kim tłumaczyła co powinniśmy robić i w jakim momencie. Już po chwili czułam słodką krew Damona w ustach. Miała lekko metaliczny posmak, ale wiedziałam, że tylko to będzie mnie niedługo trzymać przy życiu. Łzy mimowolnie płynęły mi po policzkach gdy wampir podał mi eliksir i łapał za nóż. Zawahał się, wiedziałam to, widziałam to, Zadrżała mu ręka w tej najważniejszej chwili. Straciłam przytomność, miałam nadzieję, że zdążył, że nie było za późno, eliksir działał tylko przez krótki czas. Powoli otworzyłam oczy, było kompletnie ciemno, nie wiedziałam co dzieje się wokół mnie.
-Ocknęłaś się - usłyszałam Damona z wyraźną ulgą w głosie.
-Musisz teraz się pożywić, pamiętaj, że musi być to cała krew - pokazał mi człowieka przywiązanego do drzewa obok, był nieprzytomny. Znów strumieniem poleciały mi po policzkach łzy.
-Spokojnie, zabił swoje dzieci, należy mu się śmierć - uspokoił mnie, zatopiłam kły w jego tętnicy, krew była taka smaczna. Napawałam się jej smakiem przez dłuższy czas. Gdy w końcu oderwałam się od suchego już ciała odchyliłam głowę do tylu czując w niej straszne zawroty. Damon złapał mnie i wziął na ręce.
-Kim mówi, że teraz powinnaś się przespać - nie pamiętam drogi do łóżka, usnęłam w ramionach Damona. Rano obudziły mnie rażące promienie słońca, które świeciły wprost na moją twarz. Gdy się obróciłam ujrzałam Damona, bardzo się ucieszyłam na jego widok, delikatnie go pocałowałam. Teraz pamiętałam wszystko, to co się działo przed utratą pamięci i po. W moim sercu gdzieś na dnie schowane były uczucia do tego faceta, a teraz zostały uwolnione. Czułam w sobie tyle miłości i nie mogłam się od niej powstrzymać. Wampir otworzył oczy uśmiechając się do mnie, cieszyła go tak miła pobudka.
-Damon, kocham cię - wydobyło się z moich ust, to było coś co naprawdę czułam, moje serce to zawsze wiedziało, tylko umysł niekiedy nie nadążął za nim. Damon po chwili znalazł się nade mną opierając się dłońmi po prawej i lewej stronie mojej głowy. Patrzył jakby nie wierzył w to co mu przed chwilą powiedziała. Położyłam dłonie na jego szorstkich od zarostu policzkach i uśmiechnęłam delikatnie.
-Teraz pamiętam wszystko - pocałowałam go ponownie tym razem dużo namiętniej. Czułam jego dłoń na mojej talii, która muskała moją skórę przez kołdrę. Przewróciłam się z nim tak, że teraz ja siedziałam na nim. Miałam na tyle siły, że teraz i ja w tej kwestii miałam coś do powiedzenia. Pociągnął mnie za rękę bym pochyliła się nad nim. Znów zatraciliśmy się w pocałunku, a dłonie Damona powędrowały znów na talię, ale tym razem ominęły przeszkodę zwaną koszulką.
-Damon nie jesteśmy sami - mruknęłam, choć tym razem nie mialam chęci kończyć tego wszystkiego.
-Jesteś pewna? - zapytał z zadziornym uśmiechem, zawsze uwodził mnie tą miną. Zeszłam z niego i poczekałam aż wstanie. Dopiero teraz zorientowałam się, że to nie był żaden pokój z rezydencji.
-Gdzie jesteśmy? - spojrzałam przez okno, dobrze, że nie zdejmowałam pierścienia z lapis lazuli.
-To domek letni Eleny i Jeremy'ego - Damon wstał z łóżka uśmiechnęłam się widząc jego cialo. Położyłam dłonie na jego nagim torsie czując pod palcami jak jego mięśnie napinają się pod wpływem mojego dotyku. Uniosłam się na palcach by dosięgnąć jego ust. Wiedziałam, że to jest ten moment, idealny wręcz by zrobić to, na co wcześniej brakowało mi odwagi. Targały mną dziwne uczucia, jakby tylko Damon był tym, czego pragnęłam. Czułam jak jego palce wędrowały po moim ciele tuż po tym jak rzucił mnie na łóżko. Szumiało mi w głowie, cały czas chciałam tylko jeszcze i jeszcze. Próbowałam nadążyć za jego pocałunkami i dotykiem. Szybszy oddech coraz bardziej mi towarzyszył, a dreszcze przebiegały po moim ciele. Nie mogłam opanowac moich odruchów przy najmniejszej pieszczocie. Prawie straciłam świadomość, gdy w moich uszach rozbrzmiał krzyk rozkoszy. Opadłam na pościel opanowując swój oddech. Damon położył się obok mnie, widziałam, że jest szczęśliwy, uśmiechał się cały czas wodząc palcami po moim brzuchu. Wzięłam głęboki wdech mrużąc oczy, nie chciałam ani na minutę zapomnieć tego wydarzenia przed chwilą.
-Już wiem, dlaczego tak bardzo tego chciałeś - mruknęłam po chwili, a w odpowiedzi usłyszałam ciepły śmiech chłopaka. Czułam się w pełni spełniona i szczęśliwa. Nie chciałam więcej ruszać się z tego łóżka, wolałam trwać w tym idealnym momencie przez wieki. Dotknęłam jego klatki piersiowej i poczułam, że ja na niego działam tak samo jak on na mnie, a właśnie na to liczyłam, bo on mając takie doświadczenie wcale nie musiał być zadowolony. Chyba za dużo myślę na ten temat. Powinnam cieszyć się chwilą.
-Tak właściwie to dlaczego tu jesteśmy? - zapytałam przypominając sobie miejsce, w którym się znajduję.
-Tu jesteś bezpieczna, bo Klaus nie może tu wejść. Poza tym jesteśmy sami, a to jest duży plus tego miejsca - Damon uśmiechnął się do mnie, chciałam go pocałować, ale pokój wypełnił dźwięk telefonu.
-Nie odbieraj - chłopak namawiał mnie przez chwilę przytrzymując ręce i całując.
-To może być coś ważnego - nie dałam za wygraną i odebrałam telefon. Po krótkiej rozmowie odłożyłam urządzenie i podniosłam się z łóżka.
-Elena i Stefan będą za godzinę - odłożyłam urządzenie na półkę i znalazłam szybko coś do narzucenia na siebie. Nałożyłam bieliznę i koszulkę, która później okazała się być koszulką Damona.
-Musisz częściej je nosić - rozmarzył się wampir patrząc na mnie, pochyliłam się nad nim i pocałowałam. Te chwile były fantastyczne, jedne z najlepszych w moim życiu. Miałam kogoś, kogo kochałam i ta osoba kochała mnie. Damon opiekował się mną nawet jak straciłam pamięć i nie byłam dla niego do końca miła. Mimo, że zawsze miał na twarzy maskę twardziela, był delikatny i wrażliwy. Nasz przyjemny i leniwy poranek przerwało nam pukanie do drzwi.
-To nie Elena, mieli być za godzinę - wsunęłam na siebie spodnie i poszłam otworzyć.
-Cody co tu robisz? - lubiłam tego chłopaka, ale zdecydowanie wybierał sobie najgorsze momenty.
-Chciałem sprawdzić jak się czujesz - wyszłam z nim na taras i usiedliśmy na jednej z drewnianych ławeczek.
-Nie musiałeś jechać tak daleko, mogłeś zadzwonić - mruknęłam, tak na prawdę wcale nie chciałam, żeby tu był, wolałam wrócić do łóżka i po prostu trwać przy Damonie.
-Nie mogłem - odpowiedział szybko, był lekko zmieszany, coś chciał mi powiedzieć, ale nie mógł się na to zdobyć.