Sytuacja coraz bardziej mnie przytłaczała, a Stefan dalej
nie rozumiał o co chodzi. Objął mnie ramieniem czekając aż zacznę coś mówić.
-To prawda. Nie uratuję świata tylko stworzę jedną wielką
katastrofę, a Damon… Dla Damon’a i tak nic nie znaczę. Nic nie potrafię, nawet
podnieść głupiego piórka – patrzyłam w ziemię czując moc słów, które
wypowiedziałam. Ciążyły mi na sercu za mocno. Ściskały tak, że brakowało mi
oddechu.
-Silvia? – spytał, a ja jedynie kiwnęłam głową. Po chwili
oboje usłyszeliśmy otwierane drzwi, ale nie ruszyliśmy się z miejsca. Stefan
przytulał mnie jak prawdziwy przyjaciel. Otworzyły się drzwi do pokoju
chłopaka. Stanęła w nich Elena, a zaraz za nią Damon. Oboje byli zdziwieni, czy
może zawiedzeni, ale gdy zobaczyli moją twarz szybko im przeszło. Elena
podeszła do mnie i mnie przytuliła. Pytała co się stało, ale chciałam zostać
sama. Poprosiłam, by mnie zostawili, a ja weszłam do pokoju. Moja prośba jednak
nie była spełniona. Pięć minut później do pokoju wszedł Damon.
-Jo znaczysz coś dla mnie, nie mów, że nie – i tak nie
chciałam go słuchać. Chciał mnie przytulić ale odepchnęłam go.
-Damon przyjaźń to wszystko co nas może łączyć – chłopak po
moich słowach zesztywniał. Zauważyłam zalążki łez w jego oczach. Wyszedł
trzaskając drzwiami, był wściekły i smutny, to wiedziałam. Postanowiłam, że się
wyprowadzę. Na kilka dni, by poukładać sobie wszystko w głowie. Spakowałam
walizkę, ale nawet nie widziałam gdzie pójdę. Po prostu wyszłam stamtąd. Nie
chciałam oglądać Silvi, nie chciałam pamiętać jej słów. Chciałam po prostu
odpocząć. Szłam piaskową drogą przez las, zapłakana, z walizką.
-Jordan! – usłyszałam krzyk za sobą, nie odwróciłam się, nie
chciałam z nikim rozmawiać. Mimo to osoba, która mnie wołała podbiegła do mnie.
To był Cody, no tak przecież zawsze tu biega, ale nie chciałam go teraz
spotkać.
-Gdzie idziesz? Stało ci się coś? – spytał widząc moją
twarz. Był zmartwiony, od razu zabrał ode mnie walizkę i objął mnie w talii.
-Muszę gdzieś się przenieść na parę dni – mruknęłam smętnie.
Cody pogładził mnie dłonią. Zapewnił mnie, że mogę u niego nocować, zgodziłam
się bo co miałam zrobić? Już chwilę później byłam w niewielkim beżowym domku i
siadałam na brązowej sofie. Cody całą drogę próbował mnie rozśmieszyć i co z
tego, skoro i tak byłam bliska płaczu? Mój telefon zabrzęczał, chyba pierwszy
raz od mojego pierwszego przyjazdu tutaj. Na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie
Eleny. Długo zastanawiałam się czy odebrać, czy nie, jednak nacisnęłam zieloną
słuchawkę.
-Jo gdzie jesteś? – spytała zmartwionym głosem.
-Ja muszę odpocząć, nie dzwońcie proszę – przełknęłam łzy i
rozłączyłam się. Cody patrzył na mnie ze skupieniem, zastanawiał się pewnie jak
do mnie dotrzeć i co mi się stało. Ruszył się z miejsca i przyniósł butelkę
wina i dwa kieliszki.
-Może chociaż to ci pomoże – uśmiechnął się do mnie,
próbowałam odwdzięczyć się tym samym, ale średnio mi wyszło. Jedna lampka,
druga lampka… Za każdą kolejną Cody był coraz bardziej kochany. Podszedł do wieży
i włączył muzykę. Chyba był to Justin Timberlake, na pewno był to Justin. Cody
pociągnął mnie za rękę, chyba nie za bardzo chciało mi się tańczyć. Jednak jego
porwał ten wyraźny beat i romantyczne słowa. Okręcił mną i to sprawiło, że
ruszyłam się do tańca. W efekcie po ostatnim obrocie nasze twarze były oddalone
od siebie o centymetr. Patrzyłam w jego kocie oczy, wiedziałam co chce zrobić.
Chce mnie pocałować, a nie mogłam na to pozwolić. Sprytnie odsunęłam się
trochę, a on wyglądał na zawiedzionego.
-Przepraszam – szepnęłam i przytuliłam go. Bardzo go lubiłam,
naprawdę był przecudowny. Przystojny, miły, uczynny, chłopak ideał, ale nie dla
mnie, ja już zauroczyłam się w kim innym. Pierwszy raz chyba się do tego
przyznałam.
-Cody muszę ci coś powiedzieć – prawie szepnęłam, musiałam
to w końcu z siebie wyrzucić, nie mogłam tego ukrywać. Chłopak spojrzał na mnie
i przysunął krzesło naprzeciw mnie.
-Ja… Ja nie jestem tylko wilkołakiem – zaczęłam bojąc się
jego reakcji.
-Jesteś też wampirem? – widziałam jego zdziwienie,
spojrzałam na podłogę bojąc się mówić dalej.
-Też… Ale jestem jeszcze czarownicą i człowiekiem – w końcu
mi się udało, po krótkiej chwili spojrzałam mu w oczy, nie był zawiedziony, tak
mi się wydawało.
-Cieszę się , że jesteś ze mną szczera – o dziwo uśmiechnął
się, nie wierzyłam, że tak lekko to przyjął. Pogładził mnie delikatnie po
policzku.
-Nie przejmuj się tak – zaśmiał się cicho, a mnie wyrwało się ziewnięcie. Cody złapał mnie za
rękę i poprowadził do pokoju na górze. On spał w sypialni obok. Szybko umyłam
się i przebrałam, chciałam zasnąć jak najszybciej, ale mój umysł średnio mi na
to pozwalał. Gdy tylko zamykałam oczy widziałam Silvie wypowiadającą tamte
słowa. W końcu oddałam się w objęcia Morfeusza. Długo spałam, tak mi się
wydawało. Otworzyłam oczy i rozejrzałam się po pokoju. Na fotelu spał skulony
Cody, podniosłam się i podeszłam do niego.
-Obudź się – pogładziłam go po policzku. Zmarszczył brwi i
powoli otworzył oczy.
-Co tu robisz? – spytałam, przecież było mu niewygodnie.
-Krzyczałaś w nocy, coś ci się śniło, a nie chciałem cię
przytulać, bo nie wiedziałem, czy sobie życzysz – wyprostował się nastawiając
sobie wszystkie kości. Pewnie bolały go mięśnie po nocce w takim małym fotelu.
Był tak kochany, prawdziwy gentelman. Ucałowałam jego policzek. Czułam głód,
ale musiałam poczekać. Postanowiliśmy się przejść po lesie. Powoli szliśmy
wąską piaszczystą ścieżką w milczeniu. Usłyszałam dźwięk łamanej gałązki,
wiedziałam, że ten spacer nie będzie normalny, takie moje szczęście. Zauważyłam
czarnowłosego poruszającego się gdzieś w oddali, schowałam się za chłopakiem,
ale chyba i tak mnie zauważył.
-To on cię wczoraj zranił? – spytał Cody, nie chciałam
odpowiadać, bo nie umiałam go okłamywać. W milczeniu dalej się ukrywałam, ale
on już znał odpowiedź. Podbiegł do Damon’a i złapał go za koszulę.
-Cody daj spokój – złapałam go za ramię, ale on nie chciał
odpuścić.
-Teraz zadajesz się z wilczkiem? Zostaw mnie, bo źle się to
dla ciebie skończy – warknął, był zawiedziony, ale tak musiało być. Próbowałam
ich obu uspokoić, ale to mi się nie udało. Damon uderzył Cody’m o drzewo, ten w
odpowiedzi ugryzł go, cóż widziałam już lepsze zagrywki, ale skoro tak chciał
się bronić. W końcu nie wytrzymałam. Wbiegłam między nich i spojrzałam
Damon’owi w oczy. Był wściekły, nawet chyba na mnie. Odwrócił się i odszedł, a
to do niego niepodobne. Wróciliśmy do domu i z przyzwyczajenia spojrzałam na
telefon, który zostawiłam przed spacerem na stole. 5 połączeń nieodebranych i
SMS-y. Wszystko od Eleny, prosiła bym odebrała i zarzekała się, że to bardzo
ważne. Westchnęłam głośno, postanowiłam podejść do rezydencji, była tam
potrzebna mi krew. Cody podwiózł mnie na swoim motorze. Od wejścia zaczepiła
mnie Elena.
-Ten twój Cody ugryzł Damon’a – chyba nie na mnie była zła,
miałam taką nadzieję.
-Wiesz co oznacza dla wampira ugryzienie wilkołaka? –
spytała, a ja pokiwałam głową na nie. Gdy tłumaczyła mi, a ja zaczęłam otwierać
usta ze zdziwienia.
-Jesteś hybrydą twoja krew powinna mu pomóc – zgodziłam się,
weszłam na górę i bez pukania wkroczyłam do jego pokoju. Kompletnym
zaskoczeniem było dla mnie to, że przerwałam mu pocałunek z Silvią. Ugryzłam
swój nadgarstek by poleciała krew, a Damon’a odciągnęłam od wiedźmy i
przyszpiliłam do ściany. Przytknęłam nadgarstek do jego ust. Byłam wściekła i
smutna, Silvia w końcu dostała czego chciała. Gdy skończył pić uderzyłam go w
twarz.
-Ciesz się, że mam miękkie serce nawet dla takich chamów jak
ty – krzyknęłam i zbiegłam na dół. Podeszłam do lodówki i wzięłam parę
woreczków krwi, wybiegłam z rezydencji. Damon znów mnie zranił, to było chyba
najgorsze co mogłam zobaczyć. Cody zobaczył mój zły humor więc gdy tylko
wróciliśmy do domu zaraz wyszliśmy pobiegać, rozładować złą energię. Dobrze, że
biegłam za nim, nie widział moich łez. W końcu zatrzymaliśmy się przy jakimś
jeziorze. Usiedliśmy na dzikiej plaży, słońce przyjemnie okalało moją twarz.
Zdjęłam buty i weszłam do wody.
-Ciepła – uśmiechnęłam się do chłopaka.
-To się wykąpmy – Cody ściągnął koszulkę, dopiero wtedy
zauważyłam nie za duże, ale za to ładnie wyrzeźbione mięśnie.
-Nie mam stroju – mruknęłam niezadowolona.
-To zdejmij koszulkę i spodenki – no tak łatwo mu było
mówić, fakt, krótkie spodenki mogłabym ściągnąć, ale ta bluzka to stanik
sportowy, który służył mi do biegania. A co mi tam. Co on piersi nie widział? Rozebrałam się do
samych majtek, ale stałam do niego tyłem, od razu wskoczyłam do wody, Cody
ściągnął spodnie i ruszył za mną. Nagle poczułam jak coś łapie mnie za nogę i
ściąga w dół. To był on, popchnęłam go w wodzie i wypłynęłam, by złapać oddech.
-Będziesz mi suszył włosy – zaśmiałam się, on podpłynął do
mnie i przeczesał moje włosy palcami, zarumieniłam się i odwróciłam wzrok.
-W każdym wydaniu wyglądasz pięknie – ukazał rząd białych
zębów, a ja wskoczyłam ponownie do wody.
-Ścigamy się do brzegu? – zaproponował.
-Dobra, ale jak wygram stawiasz dobrą whisky – podeszłam
bliżej do niego.
-Jak ja wygram chcę ładnego buziaka – uśmiechnął się
zadziornie, zgodziłam się, trudno najwyżej przegram. Ruszyliśmy, był troszkę
szybszy ode mnie, ale ja byłam wampirem. Przypłynęłam do drugiego brzegu
szybciej niż on. Widać było, że był smutny przez swoją przegraną.
-Gdybym nie była wampirem byś wygrał, więc… - pocałowałam
go, tak po prostu. Chłopak nie do końca wiedział co ze sobą zrobić, aż
słyszałam jego szybki puls, mocne bicie serca. Krew w jego żyłach wrzała. Objął
moją talię przyciągając mnie bliżej. Pogłębił pocałunek, był tak delikatny i
słodki, że nie byłam w stanie mu odmówić. Położyłam dłonie na jego ramionach,
był silny, a chłopak jeszcze bardziej przyciągnął mnie do siebie. Nie były to
takie fajerwerki jak z Damon’em, ale już pocałunki z czarnowłosym były dla mnie
czymś czego nawet teraz nie chciałam. Po chwili odsunęliśmy się od siebie. Chłopak
był wyraźnie zadowolony, dopiero teraz zauważyłam, że byliśmy złączeni każdym
minimetrem naszego ciała. Zrobiłam krok w tył i spojrzałam mu w oczy.
-Wow – chłopak wydusił z siebie. Jeszcze ciężej oddychał.
Podpłynęliśmy do brzegu. Na początku pomyślałam, żeby Cody się obrócił jak będę
wychodziła, ale zrezygnowałam. Wypłynęłam normalnie, ale jak na prawdziwego
gentelmana przystało, Cody obrócił się by na mnie nie patrzeć. Oboje ubraliśmy
się, Wracaliśmy już spacerkiem trzymając się za ręce. Nie mogłam sobie tego
odmówić. Cody był ułożony, spokojny, pokazywał uczucia we właściwy sposób, w
dodatku był miły i mógł być odskocznią od złego zauroczenia.