niedziela, 30 czerwca 2013

numer 8

Sytuacja coraz bardziej mnie przytłaczała, a Stefan dalej nie rozumiał o co chodzi. Objął mnie ramieniem czekając aż zacznę coś mówić.
-To prawda. Nie uratuję świata tylko stworzę jedną wielką katastrofę, a Damon… Dla Damon’a i tak nic nie znaczę. Nic nie potrafię, nawet podnieść głupiego piórka – patrzyłam w ziemię czując moc słów, które wypowiedziałam. Ciążyły mi na sercu za mocno. Ściskały tak, że brakowało mi oddechu.
-Silvia? – spytał, a ja jedynie kiwnęłam głową. Po chwili oboje usłyszeliśmy otwierane drzwi, ale nie ruszyliśmy się z miejsca. Stefan przytulał mnie jak prawdziwy przyjaciel. Otworzyły się drzwi do pokoju chłopaka. Stanęła w nich Elena, a zaraz za nią Damon. Oboje byli zdziwieni, czy może zawiedzeni, ale gdy zobaczyli moją twarz szybko im przeszło. Elena podeszła do mnie i mnie przytuliła. Pytała co się stało, ale chciałam zostać sama. Poprosiłam, by mnie zostawili, a ja weszłam do pokoju. Moja prośba jednak nie była spełniona. Pięć minut później do pokoju wszedł Damon.
-Jo znaczysz coś dla mnie, nie mów, że nie – i tak nie chciałam go słuchać. Chciał mnie przytulić ale odepchnęłam go.
-Damon przyjaźń to wszystko co nas może łączyć – chłopak po moich słowach zesztywniał. Zauważyłam zalążki łez w jego oczach. Wyszedł trzaskając drzwiami, był wściekły i smutny, to wiedziałam. Postanowiłam, że się wyprowadzę. Na kilka dni, by poukładać sobie wszystko w głowie. Spakowałam walizkę, ale nawet nie widziałam gdzie pójdę. Po prostu wyszłam stamtąd. Nie chciałam oglądać Silvi, nie chciałam pamiętać jej słów. Chciałam po prostu odpocząć. Szłam piaskową drogą przez las, zapłakana, z walizką.
-Jordan! – usłyszałam krzyk za sobą, nie odwróciłam się, nie chciałam z nikim rozmawiać. Mimo to osoba, która mnie wołała podbiegła do mnie. To był Cody, no tak przecież zawsze tu biega, ale nie chciałam go teraz spotkać.
-Gdzie idziesz? Stało ci się coś? – spytał widząc moją twarz. Był zmartwiony, od razu zabrał ode mnie walizkę i objął mnie w talii.
-Muszę gdzieś się przenieść na parę dni – mruknęłam smętnie. Cody pogładził mnie dłonią. Zapewnił mnie, że mogę u niego nocować, zgodziłam się bo co miałam zrobić? Już chwilę później byłam w niewielkim beżowym domku i siadałam na brązowej sofie. Cody całą drogę próbował mnie rozśmieszyć i co z tego, skoro i tak byłam bliska płaczu? Mój telefon zabrzęczał, chyba pierwszy raz od mojego pierwszego przyjazdu tutaj. Na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie Eleny. Długo zastanawiałam się czy odebrać, czy nie, jednak nacisnęłam zieloną słuchawkę.
-Jo gdzie jesteś? – spytała zmartwionym głosem.
-Ja muszę odpocząć, nie dzwońcie proszę – przełknęłam łzy i rozłączyłam się. Cody patrzył na mnie ze skupieniem, zastanawiał się pewnie jak do mnie dotrzeć i co mi się stało. Ruszył się z miejsca i przyniósł butelkę wina i dwa kieliszki.
-Może chociaż to ci pomoże – uśmiechnął się do mnie, próbowałam odwdzięczyć się tym samym, ale średnio mi wyszło. Jedna lampka, druga lampka… Za każdą kolejną Cody był coraz bardziej kochany. Podszedł do wieży i włączył muzykę. Chyba był to Justin Timberlake, na pewno był to Justin. Cody pociągnął mnie za rękę, chyba nie za bardzo chciało mi się tańczyć. Jednak jego porwał ten wyraźny beat i romantyczne słowa. Okręcił mną i to sprawiło, że ruszyłam się do tańca. W efekcie po ostatnim obrocie nasze twarze były oddalone od siebie o centymetr. Patrzyłam w jego kocie oczy, wiedziałam co chce zrobić. Chce mnie pocałować, a nie mogłam na to pozwolić. Sprytnie odsunęłam się trochę, a on wyglądał na zawiedzionego.
-Przepraszam – szepnęłam i przytuliłam go. Bardzo go lubiłam, naprawdę był przecudowny. Przystojny, miły, uczynny, chłopak ideał, ale nie dla mnie, ja już zauroczyłam się w kim innym. Pierwszy raz chyba się do tego przyznałam.
-Cody muszę ci coś powiedzieć – prawie szepnęłam, musiałam to w końcu z siebie wyrzucić, nie mogłam tego ukrywać. Chłopak spojrzał na mnie i przysunął krzesło naprzeciw mnie.
-Ja… Ja nie jestem tylko wilkołakiem – zaczęłam bojąc się jego reakcji.
-Jesteś też wampirem? – widziałam jego zdziwienie, spojrzałam na podłogę bojąc się mówić dalej.
-Też… Ale jestem jeszcze czarownicą i człowiekiem – w końcu mi się udało, po krótkiej chwili spojrzałam mu w oczy, nie był zawiedziony, tak mi się wydawało.
-Cieszę się , że jesteś ze mną szczera – o dziwo uśmiechnął się, nie wierzyłam, że tak lekko to przyjął. Pogładził mnie delikatnie po policzku.
-Nie przejmuj się tak – zaśmiał się cicho, a mnie  wyrwało się ziewnięcie. Cody złapał mnie za rękę i poprowadził do pokoju na górze. On spał w sypialni obok. Szybko umyłam się i przebrałam, chciałam zasnąć jak najszybciej, ale mój umysł średnio mi na to pozwalał. Gdy tylko zamykałam oczy widziałam Silvie wypowiadającą tamte słowa. W końcu oddałam się w objęcia Morfeusza. Długo spałam, tak mi się wydawało. Otworzyłam oczy i rozejrzałam się po pokoju. Na fotelu spał skulony Cody, podniosłam się i podeszłam do niego.
-Obudź się – pogładziłam go po policzku. Zmarszczył brwi i powoli otworzył oczy.
-Co tu robisz? – spytałam, przecież było mu niewygodnie.
-Krzyczałaś w nocy, coś ci się śniło, a nie chciałem cię przytulać, bo nie wiedziałem, czy sobie życzysz – wyprostował się nastawiając sobie wszystkie kości. Pewnie bolały go mięśnie po nocce w takim małym fotelu. Był tak kochany, prawdziwy gentelman. Ucałowałam jego policzek. Czułam głód, ale musiałam poczekać. Postanowiliśmy się przejść po lesie. Powoli szliśmy wąską piaszczystą ścieżką w milczeniu. Usłyszałam dźwięk łamanej gałązki, wiedziałam, że ten spacer nie będzie normalny, takie moje szczęście. Zauważyłam czarnowłosego poruszającego się gdzieś w oddali, schowałam się za chłopakiem, ale chyba i tak mnie zauważył.
-To on cię wczoraj zranił? – spytał Cody, nie chciałam odpowiadać, bo nie umiałam go okłamywać. W milczeniu dalej się ukrywałam, ale on już znał odpowiedź. Podbiegł do Damon’a i złapał go za koszulę.
-Cody daj spokój – złapałam go za ramię, ale on nie chciał odpuścić.
-Teraz zadajesz się z wilczkiem? Zostaw mnie, bo źle się to dla ciebie skończy – warknął, był zawiedziony, ale tak musiało być. Próbowałam ich obu uspokoić, ale to mi się nie udało. Damon uderzył Cody’m o drzewo, ten w odpowiedzi ugryzł go, cóż widziałam już lepsze zagrywki, ale skoro tak chciał się bronić. W końcu nie wytrzymałam. Wbiegłam między nich i spojrzałam Damon’owi w oczy. Był wściekły, nawet chyba na mnie. Odwrócił się i odszedł, a to do niego niepodobne. Wróciliśmy do domu i z przyzwyczajenia spojrzałam na telefon, który zostawiłam przed spacerem na stole. 5 połączeń nieodebranych i SMS-y. Wszystko od Eleny, prosiła bym odebrała i zarzekała się, że to bardzo ważne. Westchnęłam głośno, postanowiłam podejść do rezydencji, była tam potrzebna mi krew. Cody podwiózł mnie na swoim motorze. Od wejścia zaczepiła mnie Elena.
-Ten twój Cody ugryzł Damon’a – chyba nie na mnie była zła, miałam taką nadzieję.
-Wiesz co oznacza dla wampira ugryzienie wilkołaka? – spytała, a ja pokiwałam głową na nie. Gdy tłumaczyła mi, a ja zaczęłam otwierać usta ze zdziwienia.
-Jesteś hybrydą twoja krew powinna mu pomóc – zgodziłam się, weszłam na górę i bez pukania wkroczyłam do jego pokoju. Kompletnym zaskoczeniem było dla mnie to, że przerwałam mu pocałunek z Silvią. Ugryzłam swój nadgarstek by poleciała krew, a Damon’a odciągnęłam od wiedźmy i przyszpiliłam do ściany. Przytknęłam nadgarstek do jego ust. Byłam wściekła i smutna, Silvia w końcu dostała czego chciała. Gdy skończył pić uderzyłam go w twarz.
-Ciesz się, że mam miękkie serce nawet dla takich chamów jak ty – krzyknęłam i zbiegłam na dół. Podeszłam do lodówki i wzięłam parę woreczków krwi, wybiegłam z rezydencji. Damon znów mnie zranił, to było chyba najgorsze co mogłam zobaczyć. Cody zobaczył mój zły humor więc gdy tylko wróciliśmy do domu zaraz wyszliśmy pobiegać, rozładować złą energię. Dobrze, że biegłam za nim, nie widział moich łez. W końcu zatrzymaliśmy się przy jakimś jeziorze. Usiedliśmy na dzikiej plaży, słońce przyjemnie okalało moją twarz. Zdjęłam buty i weszłam do wody.
-Ciepła – uśmiechnęłam się do chłopaka.
-To się wykąpmy – Cody ściągnął koszulkę, dopiero wtedy zauważyłam nie za duże, ale za to ładnie wyrzeźbione mięśnie.
-Nie mam stroju – mruknęłam niezadowolona.
-To zdejmij koszulkę i spodenki – no tak łatwo mu było mówić, fakt, krótkie spodenki mogłabym ściągnąć, ale ta bluzka to stanik sportowy, który służył mi do biegania. A co mi tam.  Co on piersi nie widział? Rozebrałam się do samych majtek, ale stałam do niego tyłem, od razu wskoczyłam do wody, Cody ściągnął spodnie i ruszył za mną. Nagle poczułam jak coś łapie mnie za nogę i ściąga w dół. To był on, popchnęłam go w wodzie i wypłynęłam, by złapać oddech.
-Będziesz mi suszył włosy – zaśmiałam się, on podpłynął do mnie i przeczesał moje włosy palcami, zarumieniłam się i odwróciłam wzrok.
-W każdym wydaniu wyglądasz pięknie – ukazał rząd białych zębów, a ja wskoczyłam ponownie do wody.
-Ścigamy się do brzegu? – zaproponował.
-Dobra, ale jak wygram stawiasz dobrą whisky – podeszłam bliżej do niego.
-Jak ja wygram chcę ładnego buziaka – uśmiechnął się zadziornie, zgodziłam się, trudno najwyżej przegram. Ruszyliśmy, był troszkę szybszy ode mnie, ale ja byłam wampirem. Przypłynęłam do drugiego brzegu szybciej niż on. Widać było, że był smutny przez swoją przegraną.
-Gdybym nie była wampirem byś wygrał, więc… - pocałowałam go, tak po prostu. Chłopak nie do końca wiedział co ze sobą zrobić, aż słyszałam jego szybki puls, mocne bicie serca. Krew w jego żyłach wrzała. Objął moją talię przyciągając mnie bliżej. Pogłębił pocałunek, był tak delikatny i słodki, że nie byłam w stanie mu odmówić. Położyłam dłonie na jego ramionach, był silny, a chłopak jeszcze bardziej przyciągnął mnie do siebie. Nie były to takie fajerwerki jak z Damon’em, ale już pocałunki z czarnowłosym były dla mnie czymś czego nawet teraz nie chciałam. Po chwili odsunęliśmy się od siebie. Chłopak był wyraźnie zadowolony, dopiero teraz zauważyłam, że byliśmy złączeni każdym minimetrem naszego ciała. Zrobiłam krok w tył i spojrzałam mu w oczy.

-Wow – chłopak wydusił z siebie. Jeszcze ciężej oddychał. Podpłynęliśmy do brzegu. Na początku pomyślałam, żeby Cody się obrócił jak będę wychodziła, ale zrezygnowałam. Wypłynęłam normalnie, ale jak na prawdziwego gentelmana przystało, Cody obrócił się by na mnie nie patrzeć. Oboje ubraliśmy się, Wracaliśmy już spacerkiem trzymając się za ręce. Nie mogłam sobie tego odmówić. Cody był ułożony, spokojny, pokazywał uczucia we właściwy sposób, w dodatku był miły i mógł być odskocznią od złego zauroczenia. 

sobota, 22 czerwca 2013

numer 7

Położyłam się na łóżku z głośnym westchnięciem.
-Przecież nie mam o to do ciebie pretensji. Chciałam się upewnić – spojrzałam na sufit, ale po chwili zasłoniła mi go głowa Damon’a. Po prostu patrzył. Patrzył przeszywając mnie wzrokiem. Cała zesztywniałam. Te jego błękitne oczy, był taki przystojny i taki nieodpowiedni. Płomień, który chcesz dotknąć, ale parzy gdy to zrobisz. Musnęłam palcami jego policzek czując delikatną skórę. Czekałam aż znów będę na dole. Czy znajomość z Damon’em zawsze będzie pasmem strachu? Chciałam wiedzieć o czym teraz myśli, czego chce, o czym marzy? On po prostu mnie znów pocałował. Tak, tego pragnęłam, pocałunku od czarnowłosego. Zaczął muskać moją talię, a powietrze robiło się coraz gorętsze. Czas zastopować to wszystko. Delikatnie odsunęłam chłopaka od siebie.
-Przepraszam, ale to dla mnie coś za bardzo ważnego – było mi głupio. Przecież jeszcze przed chwilą myślał, że już to ze mną robił w nocy. Poza tym powiedział mi, że jest dalej zakochany w mojej przyjaciółce, ale to przecież wiedziałam. Damon za to nie wyglądał na zadziwionego, raczej ucieszył się. Położył się obok mnie i razem ze mną patrzył w sufit. Usłyszałam jak ktoś otwiera drzwi.
-Dobra, koniec tej miłości. Do nauki – Silvia oznajmiła mi nawet nie wchodząc do pokoju. Na rękach miała coś kudłatego. Jejku jak ja jej nie lubię, ale cóż poradzić. Musi mnie nauczyć, do tego zostałam stworzona. Podniosłam się i spojrzałam w lustro. Trzeba się przebrać i zmyć makijaż.
-Idź już muszę się przebrać – uśmiechnęłam się do niego, ale on tylko oparł się na łokciach. Pokiwałam głową ze śmiechu i zabrałam rzeczy do łazienki.
-Ejj! – usłyszałam zamykając drzwi. Szybko się przebrałam i umyłam twarz. Związałam włosy w kitkę i zeszłam na dół razem z Damon’em.
-Co to za futro? – spytał niezadowolony widząc czekoladowego, bardzo puchatego kotka.
-To nie futro tylko Midnight – poprawiła go Silvia głaszcząc małą kuleczkę.
-Chyba nie będzie tu mieszkał.
-A dlaczego nie? – wtrąciłam się. Co jak co, ale w tej sprawie się z nią zgadzałam. Podeszłam do kota i zaczęłam drapać go za uszkiem. Był śliczny. Patrzył na mnie tymi swoimi brązowymi, ogromnymi oczami spod tej swojej czekoladowej sierści.
-Żeby ci Stefcio go nie zjadł – prychnął, a gdy obrócił się ujrzał swojego brata. Elena dalej patrzyła na Damon’a wzrokiem mordercy, to chyba bardzo go raniło, ale co ja na to mogłam. Stefan bardziej do niej pasował i była przy nim bezpieczna.
-Idziemy do piwnicy – oznajmiła mi ruszając w stronę schodów. Zeszłyśmy w dół. Tylko my nikt inny. Trochę się bałam. Usiadłyśmy na jakiś starych krzesłach przy starym stoliku, a na środku leżało piórko.
-Musisz je podnieść? – Silvia rozsiadła się wygodnie. Tylko tyle? Mam podnieść piórko? Chwila, ale mam to zrobić umysłem?! Przecież to niewykonalne. Próbowałam się skupić, ale nie mogłam. Miałam tyle myśli w głowie. Damon, Elena, Cody… Kotłowały się moje wspomnienia.
-Uspokój umysł. Skup się na czymś, co może dać ci siłę. Znajdź jedną rzecz, w której ulokujesz myśli – spojrzałam na nią. Pierwsze co mi przyszło na myśl to Demon. To takie trywialne i infantylne. Zachowuję się jak nastolatka. Westchnęłam, a piórko uniosło się przez powietrze wydobywające się z moich ust. Zawisło w powietrzu, na parę sekund, ale zawisło.
-Będzie ciężko skoro tylko tyle udało ci się zrobić – Silvia zaczęła masować swoje skronie. Długo ze mną ćwiczyła. Mijały sekundy, minuty, godziny, a mi nic do głowy nie wchodziło. Mój największy sukces to wtedy gdy praktycznie zdmuchnęłam piórko. Widziałam, że dziewczyna traci cierpliwość. W końcu przerwała, nie wytrzymała. Odłożyłyśmy naukę na następny dzień. Wychodząc widziałam pytający wzrok Eleny i Stefana. Nic nie powiedziałam, byłam na siebie wściekła. Chciałam wyjść i poćwiczyć i trochę pobiegać. Tylko tak mogłam rozładować nerwy. Zaczęłam biegać po lesie, na początku lekki trucht. Zagłębiając się coraz głębiej w las, poruszałam się coraz szybciej. Nagle zauważyłam, że ktoś biegnie za mną. Odwróciłam się i przystanęłam.
-Cody, hej – uśmiechnęłam się cała zasapana. Chyba nie taką mnie ostatnio widział.
-Widzę, że ty też biegasz po tych ścieżkach – on również odwzajemnił uśmiech i przystanął naprzeciw mnie.
-Musisz uważać tu jest bardzo niebezpiecznie – Cody zaczął spacerować razem ze mną. Spojrzałam na niego pytająco.
-Kręci się tu dużo dziwnych osób i zwierząt, ale ty chyba nie musisz się ich bać.
-Dlaczego niby?
-Jesteś taka jak ja. Jesteś wilkołakiem – stanęłam jak wryta nie mogąc uwierzyć w jego słowa.
-Słucham?! – byłam zupełnie zszokowana.
-Skąd takie informacje? – spytałam opierając się o drzewo.
-Ja to czuję. Też jestem wilkołakiem – Cody szokował mnie coraz bardziej. Dobrze, że mogłam się podtrzymać, bo inaczej bym upadła z wrażenia. Chłopak podszedł do mnie.
-Ty jeszcze się nie przemieniłaś – stwierdził patrząc mi w oczy. Zauważyłam teraz w nim lekką nutkę dziwactwa. Co znaczy, że się nie przemieniłam? Usiedliśmy na polanie nieopodal. Opowiadał, o tym co trzeba zrobić, żeby zamienić się w wilka i jak się przechodzi pełnie księżyca. To było przerażające, okropne. Jak myślałam, że to ze mną tak będzie w przyszłości przechodziły mnie ciarki. Spojrzałam w górę, robiło się ciemno. Podniosłam się, by ruszyć do domu. Cody zaproponował, że mnie odprowadzi.
-Mieszkasz u tych wampirów? Nie przeszkadzają ci? – spytał, gdy na horyzoncie ukazała się posiadłość. Zaśmiałam się jedynie. Ja miałabym się bać Stefana i Eleny?
-Musisz uważać na siebie – ostrzegł mnie łapiąc moją dłoń. Trochę znieruchomiałam, ale szybko się otrząsnęłam. Pożegnałam go buziakiem w policzek i weszłam do rezydencji.
-Widać spodobał ci się ten chłoptaś – Damon prychnął pogardliwie. Na co ja pokręciłam głową. Usiadłam na oparciu krzesła, na którym siedział.
-Daj jej spokój, chce to niech sobie z wilczkiem biega, lepiej dla mnie – Silvia dalej głaskała czekoladową kuleczkę. Nagle Midnight wyrwała się i przybiegła do mnie. Na początku przymilała się, ale gdy wyciągnęłam do niej rękę zaczęła prychać. Wiedźma oczywiście nie mogła skończyć bez komentarza, że nawet on mnie nie lubi, ale puściłam to sobie mimo uszu. Musiałam wziąć prysznic, teraz, koniecznie, natychmiast. Po długim i relaksującym pobycie w łazience przebrałam się w piżamę i chciałam już wskoczyć do łóżka, ale do pokoju wszedł Damon. Złapał mnie w talii i zmarszczył brwi patrząc w moje oczy.
-No dobra, to ty – zaśmiał się i pocałował dość krótko. Ja również nie mogłam powstrzymać się od śmiechu. Przynajmniej teraz zaczął sprawdzać.
-Uważaj na wilczka. Ty też jesteś wampirem, nie wiadomo jak na niego zareaguje twoje ciało, gdy cię ugryzie – głaskał moje ramię.
-I nie chodzi o to, że jesteś zazdrosny? – spytałam śmiejąc się, on sprzedał mi tylko swój zabójczy uśmiech. Coraz bardziej Damon wirował w mojej głowie. Czułam się przy nim coraz bezpieczniej i nie wiem czy to mogło mi wyjść na dobre. Ciekawa jestem czy wie o moim przeznaczeniu.
-Damon czytałeś księgę od Bonnie? – zapytałam mając nadzieję, że nie będę musiała mu jej opowiadać. Mimo wszystko kiwnął głową na nie.
-Moim przeznaczeniem jest uratowanie wszystkich ras… Ale żeby to zrobić muszę zginąć – ostatnie zdanie prawie wyszeptałam. Ominęłam Damon’a, by nie patrzeć mu w oczy. Usiadłam na łóżku. Zawsze na myśl o mojej rychłej śmierci chciało mi się płakać. Czarnowłosy podszedł i objął mnie ramieniem.
-Będzie dobrze, wymyślę coś, zobaczysz – zapewnił mnie i położył do łóżka. Delikatnie okrył mnie kołdrą i odszedł. Zostawił mnie samą… Gdyby nie to, że poprzedniej nocy nie spałam, to nie udałoby mi się zasnąć. Obudziłam się jak już słońce świeciło w pełni. Nie było Damon’a, choć trochę liczyłam na to, że się tu znajdzie. Przebrałam się i zbiegłam na dół. Spotkałam tylko Stefana piszącego coś w jakimś zeszycie.
-Gdzie reszta? – spytałam przypominając sobie, że skoro Silvia nie nocowała ze mną w pokoju to musiała iść do Damon’a.
-Silvia śpi jeszcze na dole, a Damon z Eleną wyjechali na parę dni – widać było, że też nie był zadowolony. Świetnie nawet się nie pożegnał. Chłopak zauważył, że bardzo posmutniałam.
-Wyjdziemy dziś do Grilla? – zaproponował. Fakt nie miałam łatwych dni od kiedy przyjechałam do Mystic Falls. Cały czas coś się działo, niespotykanego. Chyba nie dochodziły jeszcze do mnie te informacje. Jestem wampirem… A właściwie wampirem i wilkołakiem i wiedźmą i człowiekiem. Byłoby wszystko ok gdybym o pierwszych trzech… rasach (?) w ogóle wcześniej wiedziała.
-Kiedy zabiłeś pierwszą osobę? – spytałam siadając na kanapie obok niego.
-Pierwszego dnia bycia wampirem – nie spojrzał na mnie. Wiedział dlaczego pytam. Gdy zabiję zacznę zmieniać się w wilkołaka o każdej pełni. Ból, ciągły ból przemieniania. Chyba jestem na to wszystko za słaba.
-Nie dam rady ocalić wszystkich, nie jestem taka sprawna i silna jak ty, czy Damon. Poza tym w pewnym momencie i tak umrę – Stefan objął mnie w celu pocieszenia. Powstrzymywałam łzy, znów to samo.  Jakaś płaczliwa się zrobiłam.
-No, no widzę, że za drugiego brata się bierzesz – usłyszałam śmiech Silvi. Spojrzałam w jej stronę, jak zwykle była idealna. Włosy pięknie ułożone, makijaż delikatny, ale podkreślał jej brązowe oczy. Puchata kuleczka cały czas stała tuż przy jej nodze. Znów rozpoczęła się moja nauka. Chyba nigdy nie będę dobrą czarownicą. Cały czas coś mnie rozpraszało, a piórko dalej leżało na stole. Znudzona Silvia bawiła się z Midnight. Głupia magia! Czemu mi to nie wychodzi. Krzyczałam na siebie w myślach. Byłam wściekła, na siebie, na Damona, może nawet na Elenę, że nic nie powiedziała. Gdy ze wściekłości zaczęły mi drżeć ręce, piórko delikatnie się uniosło.
-O no proszę. Zajęło ci to dwa dni. Normalna czarownica daje radę w dwie godziny, a dobra umie od razu. Ty chcesz ratować świat? Chyba teraz się zabije to nie będę musiała oglądać tej katastrofy, którą stworzysz. Nie dziwne, że Damon woli Elenę. -  Silvia zadziwiła mnie tymi słowami. To była ostatnia rzecz jaką chciałam usłyszeć. Łzy popłynęły mi po policzkach, a wiedźma wyglądała na zadowoloną. Wybiegłam z piwnicy, taki pech, że wbiegłam na Stefana na schodach.
-Co się stało? – spytał, ale ja nie chciałam rozmawiać. Próbowałam przejść, nawet nie byłam wstanie mówić przez łzy. Objął mnie i zaprowadził do swojego pokoju. Jedyne co zauważyłam, to, że pokój bardzo różni się od tego Damon’a. Wszędzie były jakieś książki, a na okładce miały daty. Posadził mnie na łóżku i próbował uspokoić. Gdy już opanowałam łzy spojrzałam na zmartwionego Stefana.

-W końcu ktoś powiedział mi prawdę – głos mi się załamywał, bo i ja byłam załamana.

środa, 19 czerwca 2013

numer 6

Wyszłam usiąść na klif, było to ostatnio chyba moje ulubione miejsce do siedzenia w samotności. Zawsze stety albo niestety spotykałam Damon’a. Teraz to ostatnia osoba, którą chcę zobaczyć. Po co mam się uczyć tej zakichanej magii skoro i tak mam zginąć? Oparłam głowę o drzewo i patrzyłam w dal. Było już bardzo późno, a może już bardzo wcześnie? Przez Damon’a zaczęłam czuć się jak śmieć, nikomu niepotrzebna, zapomniana. Tak bardzo go polubiłam, a on… On tak po prostu mnie zostawił, tak jakbym nigdy nie istniała. Słońce powoli zaczynało wschodzić. Bladoróżowe smugi rozchodziły się po niebie ukazując zarys miasta. Mozolnie, bardzo powoli. Podniosłam się z piasku i chciałam ruszyć w stronę domu, gdy nagle usłyszałam szelest. Błagam, żeby to nie był on. Wbiegłam do lasku przy klifie szukając źródła hałasu.
-Wystraszyłaś mi już chyba wszystkie zwierzęta – zaśmiał się głos za mną. To był Stefan, miał charakterystyczny, optymistyczny głos. Odwróciłam się do niego i lekko się uśmiechnęłam, bladym lekko zauważalnym uśmiechem.
-Chodzi o Damon’a? – spytał widząc mój zły humor.
-Nie, nie tylko o niego. Wiesz już chyba, że żeby ochronić wszystkie rasy muszę… - przerwałam, nie miałam siły kończyć, pewnie domyślił się co miało być dalej, bo po prostu mnie przytulił. Próbowałam się nie rozpłakać, ale było mi ciężko. Chciałam się rozpłynąć, ale na pewno nie płakać przy nim.
-Przepraszam muszę iść – byłam załamana. Chłopak zrozumiał to i puścił mnie. Odbiegłam do domu. Weszłam do rezydencji i od razu rzucił mi się w oczy Damon siedzący na sofie. No świetnie. Z deszczu pod rynnę. Starałam się na niego nie patrzeć. Weszłam na górę do pokoju.
-Zaraz lekcje z Silvią – rzucił z dołu ale go zignorowałam. Mam gdzieś lekcje z tą… wiedźmą. W pokoju była Elena.
-Martwiłam się – rzuciła, widziałam, że była zaspana.
-Czytałaś księgę? – spytałam, a ta tylko kiwnęła głową na tak. Przytuliła mnie. Kurcze wszyscy mnie przytulają… Oprócz Damon’a, który wolał przytulać Silvię. Poczułam głód. To nie dobrze, bo musiałam do lodówki przejść przez salon. Zebrałam się w sobie i zeszłam po schodach. Z każdym krokiem czułam, że coraz bardziej mi niedobrze. Moje nieszczęście, Damon zbliżał się do mnie. Chciałam go ominąć, ale mi na to nie pozwolił. Chciał mnie pocałować, co za bezczelny typ. Czułam do niego taki pociąg, że o mały włos zgodziłam się na to. Z całych sił odepchnęłam go tak, że wpadł na stolik.
-Co do… ? – krzyknął na mnie. Chyba nie wierzył w to co przed chwilą zrobiłam.  Próbowałam przejść bokiem, ale złapał mnie za rękę. Szarpnęłam, ale to nic nie dało.
-Co się stało? – zapytał patrząc na mnie. Nie odwzajemniłam spojrzenia. Stałam wyglądając na kompletnie znudzoną. W głowie jednak huczały mi emocje. Czułam przez nie zawroty głowy, a może to z głodu? Czy robię dobrze ignorując go? Może powinnam odpuścić?
-Jordan co się dzieje? – prawie krzyknął. Już prawie pękłam gdy na dół zeszła Elena. Mój wybawca.
-Zostaw ją – przyjaciółka powiedziała spokojnie, ale dosadnie. Damon natychmiast mnie puścił, a ja odeszłam. Wzięłam szybko woreczek z krwią. Postanowiłam się dziś zabawić, potańczyć, może kogoś poderwać? Elena obiecała pójść ze mną. Obie odpowiednio przygotowałyśmy się. Ubrałam się tak, że i Stefanowi i Elenie opadła szczęka. Wyglądałam świetnie, choć tak się nie czułam. Wsiedliśmy do samochodu, oczywiście chłopak mojej przyjaciółki jechał z nami. Trochę mnie to przytłaczało. Weszliśmy do Grilla i od razu się rozdzieliliśmy. Ja poszłam do baru. Siadając na hokerze zauważyłam, że wielu mężczyzn się na mnie patrzy. Uśmiechnęłam się wypijając tequilę. Już po paru shotach zachciało mi się tańczyć. Chciałam wyrzucić z siebie każdą złą emocję, każde złe wspomnienie. Czułam, że świat należy właśnie do mnie. Gdy moje ciało poruszało się w rytm szybkiej, klubowej muzyki przy mnie zaczął tańczyć jakiś facet. Włosy krótkie, lekko ustawione w irokeza. Brunet o zielonych, kocich oczach. Uśmiechnęłam się do niego widząc jak mnie podrywa. Spojrzałam na bar. No nie … Damon. Można się było tego spodziewać. Patrzył w moją stronę z jakąś zazdrością w oczach. Zaczęłam tańczyć jeszcze seksowniej, by poczuł się jeszcze gorzej. Zielonooki schylił się do mojego ucha.
-Cody – usłyszałam przez głośną muzykę. Ja również przedstawiłam się. Po chwili czułam, że muszę odpocząć. Wzięłam go za rękę by wyjść na świeże powietrze. Odetchnęłam głębiej siadając na ławce tuż obok grilla. Delikatne, chłodne powietrze uderzało w moją twarz sprawiając, że schodzi ze mnie upał klubu.
-Nigdy cię tu nie widziałem – stwierdził. Cóż za spostrzegawczość.
-Dopiero teraz się tu przeprowadziłam.
-Tak myślałem. Nie przegapiłbym cię – Cody nie był namolny, był niezwykle uroczy. Nagle z hukiem ktoś wyszedł z Grilla. Złapał przystojnego bruneta za koszulę i zaczął ciągnąć w ciemny zaułek.
-Damon zostaw go! – krzyknęłam łapiąc czarnowłosego za skórzaną kurtkę. Strzepnął moją rękę jakbym była komarem.
-Damon mówię poważnie! – złapałam go za ramiona i pociągnęłam go do tyłu. Obrócił się i spojrzał na mnie tak, że żałowałam wszystkiego co zrobiłam przez ostatnie pięć lat. Rzucił chłopka o ścianę i chciał odejść. Tym razem to ja go zatrzymałam, ale on był wściekły. Gdzieś uciekł. Czułam się źle, znów… To miał być mój wieczór, a tymczasem znów płakałam. Ledwo udało mi się zahipnotyzować Cody’ego by zapomniał co się stało.  Ruszyłam w stronę klifu zahaczając o sklep w celu kupna butelki Burbona. Dotarłam na klif, on też tam był. Spodziewałam się tego, chciałam w końcu porozmawiać. Usiadłam tuż obok niego i upiłam spory łyk alkoholu. Położyłam mu rękę na ramieniu. Nic nie mówił.
-Chciałam tylko byś poczuł się jak ja, gdy całowałeś Silvię – mruknęłam, a na moje słowa on odwrócił się do mnie zdziwiony.
-Całowałem kogo?! – wściekłość malowała się na jego twarzy. Wstał i bez zastanowienia ruszył w stronę domu. Biegłam za nim, ale nie potrafiłam go dogonić. Dotarłam do rezydencji dosłownie chwilę po nim.
-Mieszałaś mi w głowie! Myślałem, że ty to Jordan! Wykorzystałaś mnie! – krzyczał Damon, nie wchodziłam do pomieszczenia i tak wszystko słyszałam.
-Oj kochanie po prostu tęskniłam za tobą. Źle ci było w nocy? – Silvia wyraźnie przymilała się do czarnowłosego. Więc wczoraj się kochali? Świetnie! Pewnie tego mu we mnie brakowało. Wparowałam do domu nie przejmując się nimi. Trzasnęłam drzwiami i wzięłam torebkę krwi z lodówki. Usiadłam na sofie czując na sobie wzrok obydwu.
-Nie przeszkadzajcie sobie z chęcią posłucham co jeszcze robiliście – uśmiechnęłam się ironicznie pijąc krew jakby to była coca cola w kinie.
-Jordan nic nie rozumiesz – Damon próbował się jakoś ratować.
-Ależ rozumiem. Silvia jest w tobie zakochana, sprawiła, że myślałeś , że to ja. Całowaliście się namiętnie, a później kochaliście całą noc, prawda? – rozsiadłam się wygodniej. Damon podszedł do mnie.
-Jo… Myślałem, że to ty – Nie wytrzymałam. Uderzyłam go w twarz.
-Ty też nic nie rozumiesz – widziałam, że zabolało to go i fizycznie i psychicznie. Dostrzegłam zalążki łez w jego błękitnych oczach, cierpiał ale starał się tego nie pokazywać. Odszedł omijając zwinnie Silvię.
-A teraz skoro już skończył się film, to jutro zabieramy się do nauki – uśmiechnęłam się i weszłam na górę do swojego pokoju. Dopiero tam mogłam zdjąć maskę. Rozpłakałam się, nie chciałam robić tego głośno, ale chyba Elena i Stefan usłyszeli gdy wchodzili do domu.
-Przestań ją krzywdzić! – krzyknął damski głos mojej przyjaciółki.
-Nie chcę jej krzywdzić! Daj mi spokój sam chcę z nią porozmawiać. Macie swoje życie – Damon ruszył na górę. Poprawiłam moją krótką spódniczkę i usiadłam na łóżko. Drzwi otworzyły się.
-Nigdy nie chciałem byś była smutna – podszedł do mnie i otarł lekko moje łzy.
-Jordan zrozum, że nie wiedziałem, że to nie ty. Może i jestem arogancki, egoistyczny i wcześniej lubiłem zabawę z kobietami, ale… - Urwał… Nie wiedział co dalej powiedzieć. Ja wiedziałam.
-Ty dalej nim jesteś – dokończyłam za niego.
-No tak. Jestem złym chłopcem. Świetlanej przyszłości przy mnie nie masz – zbliżył się do mnie, próbował pocałować.
-Damon... – chciałam zaprotestować, ale nie potrafiłam. Położył mnie na łóżku i pocałował. Długo, namiętnie. Czułam się jak w niebie. Jakbym była na pustyni przez trzy tygodnie i nagle ujrzała oazę z jedzeniem i piciem. Nieśmiało wplotłam palce w jego włosy. Wtapialiśmy się w siebie rozumiejąc każde uczucie… Każde? Czułam coś co było nie tak. Oderwałam się od niego i spojrzałam głęboko w oczy.
-Pamiętasz jak graliśmy w bilard? – chłopak tylko potwierdził.
-Wygrałam, więc miałeś coś dla mnie zrobić. Więc teraz wiem co chcę na moją nagrodę. Co czujesz do Eleny? – spytałam, a on wyglądał na zmieszanego. Nie wiedział co powiedzieć, a ja czekałam. Z sekundy na sekundę czułam coraz większe zwątpienie.
-Jordan, ja dalej ją kocham – szepnął patrząc mi w oczy. Przynajmniej na tyle był odważny. Znów to samo. Unosi mnie pocałunkiem w górę, a chwilę później jak z jakiejś armaty spadam w dół na głębokość rowu mariańskiego.

-Jo… Nie możesz ode mnie wymagać, żebym przestał – Damon miał rację. Nie mogłam. Było mi jednak przykro, że ją kocha. Mimo wszystko uśmiechnęłam się do niego.

poniedziałek, 17 czerwca 2013

numer 5

Razem z Eleną zdecydowałyśmy, że muszę się przeprowadzić do Mystic Falls. To ona pojedzie ze mną do LA, żeby pomóc mi się spakować. Wsiadłyśmy do samochodu Stefana i ruszyłyśmy.
-Widzę, że się mocno zaprzyjaźniliście z Damon’em – Elena uśmiechnęła się do mnie wjeżdżając na autostradę.
-Ja… Nie wiem dlaczego wszystko toczy się tak szybko. Podoba mi się, jak na razie jest ok. Najwyżej zabawię się jak zwykle – mruknęłam i mimowolnie się zarumieniłam. Chyba nie za bardzo chciałam się nim bawić. Elena wystarczająco go zraniła.
-Przypominasz mu Rica – widać było, że dziewczyna miło wspomina tego faceta.
-Kto to jest?
-To… Były nauczyciel historii ze szkoły. Łowca wampirów, no… i przyjaźnił się z Damon’em. Mimo, że tego nie pokazywał bardzo przeżył jego śmierć – Elena posmutniała. Jej oczy lekko się zeszkliły, lecz szybko się zebrała.
-Dlaczego miałabym mu go przypominać?
-Czuje, że może się tobie zwierzyć, napić się Burbona. Ufa ci, a rzadko mu się zdarza – po tych słowach obie zamilkłyśmy. Zastanawiałam się dlaczego darzy mnie zaufaniem? Ehh… I dlaczego tak często o nim myślę? Powinnam skupić się teraz na czymś innym. Podróże do LA i powrotna nie były męczące. Jeszcze wieczorem byłyśmy już przy rezydencji. Stefan pomógł mi wnieść walizki na górę. Jak na razie nie zaczęłam się rozpakowywać. Zeszłam na dół, bo chłopacy chcieli nam coś przekazać.
-Tutaj znajdziesz pomoc jeżeli chodzi o twoje moce – Damon rzucił wielką, starą księgę na stół.
-Bonnie nam ją przyniosła – szybko dodał Stefan.
-Taa… Zdążyła też uprzedzić, że nie będzie ci pomagać, a potrzebujesz jakieś wiedźmy, co by cię nauczyła machać różdżką – Damon lekko wkurzony sączył krew z woreczka. Dobrze, że niedawno jadłam. Gdy jechałyśmy zabrałyśmy parę woreczków w lodówce.
-Silvia przyjedzie – Stefan podał i mi i Elenie szklankę Burbona.
-Kto? – moja przyjaciółka też była zdziwiona.
-Silvia… Taka tam wiedźma. Zadzwoniłem do niej i się zgodziła – Damon czegoś nie mówił. Znów jakieś niedomówienia. Spojrzałam na niego wymownie, ale ten odpowiedział mi tylko zalotnym uśmiechem. Co za człowiek… Chwila… Wampir. Co za wampir. Zaśmiałam się sama z siebie. Dobrze, że zdążyli powiedzieć nam kto to jest, bo w drzwiach ukazała się kobieta w brązowych włosach, była piękna, podejrzewałam, że to wiedźma, o której przed chwilą mówiliśmy. Szybko przyjechała.
-Damon jak ja dawno cię nie widziałam – dziewczyna uśmiechnęła się i rzuciła się czarnowłosemu na szyję. Przywitała się też ze Stefanem i przedstawiła Elenie.
-Więc ty jesteś ta Jordan? – pokręciła głową. Chyba się zbytnio nie polubimy. Starałam się zachować fason. Była mi potrzebna, inaczej już dawno bym z nią nie gadała. Poinformowała mnie, że zaczniemy od jutra. Postanowiłam ochłonąć, wyszłam na spacer i trochę pobiegać. Nie mogłam patrzeć jak ta wiedźma przymila się do Damon’a. Szłam ciesząc się końcem zachodu słońca. Ciekawe gdzie ta laska będzie nocować. Mam nadzieję, że w pokoju Eleny, to ja pójdę do Damon’a, ale… Nie byłam pewna. Starszy Salvatore nie był w końcu moją własnością. Mimo to byłam zazdrosna. Gdy wracałam usłyszałam hałasy za domem. Poszłam by sprawdzić, kto to. To co zobaczyłam przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Damon i ta wiedźma, no tak namiętnego pocałunku dawno nie widziałam. Łzy wypełniły moje oczy. Weszłam do domu czując ból w sercu. Byłam wściekła jak nigdy. Elena widziała jak szybko wbiegam do pokoju. Niech sobie nocują razem, mam to gdzieś. Chciałabym teraz cofnąć czas. Nie przyjeżdżać do MF, to był błąd. Rzuciłam się na łóżku i po cichu płakałam. Nawet nie wiem dlaczego. Znałam przecież tego chłopaka tak krótko. Usłyszałam Elenę wchodzącą do pokoju.
-Przepraszam, myślałam, że już tak nie będzie robił. Wyglądał na szczęśliwego – przyjaciółka usiadła na łóżku obok mnie. Pogładziła mnie po ramieniu.
-Zna mnie za krótko. Byłam zabawką, a Silvia jest odskocznią. Pozbędzie się dzięki niej miłości do ciebie – otarłam łzy mimo, że było mi przykro. Patrzyłam na nią cała rozmazana.
-On mnie już nie kocha, może się opamięta teraz.
-Teraz to może się gonić – warknęłam wściekła. Postanowiłam, że nauczę się tego wszystkiego, czego mam się nauczyć i odejdę. Przynajmniej się stąd wyprowadzę. Wzięłam do ręki ogromną księgę, którą przyniosła Bonnie. Otworzyłam książkę na zaznaczonej stronie.

-Tantum – przeczytałam w myślach nagłówek. Więc tym naprawdę jestem. Tak nazywa się moja… Rasa? Czytałam dalej i zauważyłam jedno słowo, „mortem”. To miało być moje przeznaczenie? Według książki miałam zginąć by uchronić wszystkie cztery rasy. To nie możliwe. Nie mogłam spać, nie po tym co przeczytałam.

*****
Rozdział krótszy, gdyż zarzucono mi, że rozdziały są za długie. Będę więc dodawała mniej, ale mam nadzieję, że częściej. :) Pozdrawiam kochani i mam nadzieję, że was nie zawiodłam.

czwartek, 13 czerwca 2013

numer 4

Za drzwiami stał jakiś facet. Miał około 180 cm wzrostu, krótkie brązowe włosy i brązowe oczy.
-Witaj jestem Elijah, jestem bratem Klausa – powiedział poprawiając swoją koszulę. Zrobiłam chyba wystarczająco pytającą minę, bo kontynuował.
-Klaus to ten, który cię zabił – te słowa mną wstrząsnęły. Klaus… Wampir winny całemu temu nieszczęściu, wampir, który mnie zabił, który krzywdzi Damon’a.
-Czego chcesz? – warknęłam mierząc go od góry do dołu.
-Chciałem cię przeprosić za jego zachowanie i jednocześnie ostrzec , że jesteś Nik’owi do czegoś potrzebna, tylko nie wiem do czego. Musisz mieć się na baczności – Elijah był bardzo miły, prawdziwy gentelman. Aż dziw, że są braćmi.
-Skąd wiesz gdzie mieszkam? Pewnie trzymasz się razem z nim – czego on ode mnie chce. Ostrzega mnie przed własnym bratem? To trochę dziwne.
-Elena mi powiedziała, nie martw się nie jestem wrogiem.
-Elena? –znów patrzyłam na niego ze zdziwieniem. No nic może mówi prawdę. Jednak do domu nie chciałam go zapraszać. Zauważyłam, że w stronę domu zmierza już Brooke. Elijah grzecznie pożegnał się i odszedł. Dziwny on jest. Przywitałam się z koleżanką i weszłyśmy do mojego pokoju.
-Musisz ubrać to, albo nie to – słyszałam co chwila, mimo tego moje myśli zaprzątało zupełnie co innego. Czego chce ode mnie ten cały Klaus i co z Damon’em? Może zadzwonię do niego?
-Ej co ci jest? Jesteś jakaś dziwna, zakochałaś się? – Brooke w końcu nie wytrzymała. Ja jedynie pokiwałam głową na nie.  Miałyśmy dziś iść na imprezę basenową u znajomego Brooke. Musiałam znaleźć gdzieś moje bikini. Nie było łatwo. Muszę się pozbierać. Zapomnieć o Klaus’ie i Damon’ie i zacząć prowadzić normalne życie. Tylko czy chcę przestać pamiętać o tym czarnowłosym, z którym wypiłam takie ilości Burbona. Przebrana i umalowana spojrzałam raz jeszcze w lustro. Związałam włosy w kitkę i ruszyłyśmy na imprezę. Starałam się dobrze bawić. Mimo alkoholu, który obniżał mój apetyt czułam się głodna. Wiedziałam, że nie mam szans upolować jakiegoś zwierzęcia, a picie ludzkiej krwi prosto z żyły było dla mnie zbyt bolesne, jednak musiałam zaryzykować. Zauważyłam, ze jakiś chłopak urywa się z imprezy idąc w stronę ogrodu. Poszłam za nim. Zauważył to, ale nie uważał tego za przeszkodę. Było ciemno więc ledwo widziałam jego kontur, a co dopiero twarz. Pożałowałam, że tam podeszłam.
-Więc znowu się spotykamy – uśmiechnął się do mnie.
-Klaus – warknęłam i chciałam odejść.
-Nie pójdziesz sobie tak łatwo. Jesteś mi potrzebna – zagrodził mi drogę. Złapał mnie za nadgarstki.
-Zostaw mnie za żadne skarby świata ci nie pomogę – próbowałam się wyrwać, ale byłam za słaba. Albo to ja potrzebowałam posiłku, albo on był wyjątkowo silny. Czas płynął bardzo szybko. Tylko chwila i straciłam świadomość, co poprzedzone było chyba skręceniem karku. Znów ciemność. Co ja zawiniłam? Czy byłam złym człowiekiem… Wampirem? Powoli otworzyłam oczy. Wydawało mi się, że minęła najwyżej minuta. Najwidoczniej pomyliłam się.  Poczułam zapach stęchlizny, a zaraz ujrzałam kraty. Byłam w klatce jak jakiś szczur.
-Księżniczka się obudziła – usłyszałam kobiecy głos. Przede mną kucnęła jakaś blondynka.
-Rebekah nie spoufalaj się z nią – do piwnicy wszedł Nik. Oboje zaśmiali się.
-Po co mnie tu więzisz? – chciałam krzyknąć, lecz nie za bardzo byłam na siłach. Potrzebowałam posiłku. Koniecznie i natychmiastowo. Oboje wyszli śmiejąc się do siebie. Mijały godziny. Normalnie pomyślałam sobie, że lata, ale przez małe okienko widziałam jak zachodzi słońce. Proszę niech ktoś mi pomoże, ktokolwiek. Elena, Stefan, Damon… Proszę. Nie mogłam się rozpłakać, nie chciałam pokazywać swoich słabości. Mimo to czułam jakbym miała zaraz wyschnąć. Coraz bardziej odczuwałam głód. Oparłam się o kratki, znaczy chciałam to zrobić, ale najwidoczniej oblane były werbeną. Szybko odskoczyłam tłumiąc swój krzyk. Ułożyłam się na podłodze i po prostu zasnęłam. Obudziła mnie rozmowa. Był już ranek, patrząc na słońce, to około 11. Wsłuchałam się w rozmowę.
-Po co chcesz ją zabić? – chwila, chwila. Znałam ten głos. Tylko nie mogłam go sobie przypomnieć. Wytężyłam słuch jeszcze bardziej.
-Dobrze wiesz po co. Tylko ona jest hybrydą wszystkich czterech stworzeń – ten głos na pewno był Klausa. Poznałabym ten brytyjski akcent z drugiego końca świata. Gdybym tylko mogła roztrzaskałabym mu tą twarz z tym głupkowatym uśmiechem.
-Przecież ona nie ma o tym zielonego pojęcia nic ci nie grozi – już wiem! To głos Damon’a. Moment… Damon’a?! Co on ma z tym wspólnego?! Paktował z nim?! Jak on może?! Nie wytrzymałam. Moje oczy znów wypełniły się łzami. Nie miałam już siły ich słuchać.
-Pomocy! – krzyknęłam ostatkiem sił, jakby to miało mi jakoś pomóc.
-I tak nikt cię nie słyszy – znikąd pojawiła się Rebekah. Znów się śmiała. No strasznie zabawne to wszystko. Taki kabaret, że nie mogę się powstrzymać. Prychnęłam i odwróciłam się plecami do blondynki. Patrzyłam na małe okienko, które jako jedyne pomagało mi w kontakcie ze światem. Po ok godzinie usłyszałam, że Rebekah odchodzi. Rozejrzałam się szukając ucieczki, ale za każdym razem gdy dotykałam krat werbena dotkliwie mnie parzyła. Stwierdziłam, że gdy długo będę próbować to się uodpornię. Długo siedziałam z kratami w dłoniach. Bolało tak mocno, ale próbowałam je rozszerzyć. W końcu moja granica bólu sięgnęła zenitu. Zabrałam ręce i zaciskając z bólu zęby patrzyłam w małe okienko. Już było późne popołudnie. Usłyszałam hałasy u góry. Szykowali się do jakiegoś przyjęcia, a właściwie przychodzili już goście. No tak, oni są do tego zdolni. Już po mnie. Nikt mnie nie słyszy. Wyschnę tu. Położyłam się na ziemi próbując łapać resztki promieni słonecznych.
-Jordan – usłyszałam szept. Obróciłam się w jego stronę.
-Elena! – sama szepnęłam, lecz z większym entuzjazmem. Dotknęła krat i poczuła werbenę. Szybko odskoczyła. Za nią przyszedł Stefan. Szukali wyjścia z tej sytuacji. W końcu udało się. Otworzyli moją klatkę. Już prawie czułam się wolna. Musiałam się wydostać jeszcze z tej piwnicy. Weszliśmy w jakieś tunele. Było ciemno i zimno. Po drodze Elena dała mi woreczek z krwią. Nie miałam wyjścia musiałam ją wypić. O dziwo nie czułam tego bólu jak przy piciu świeżej krwi, a dawała dużo więcej sił. Krok za krokiem czułam się coraz bardziej wolna. 10 minut, 15, 20… Ujrzałam lekkie światło, więc przyspieszyłam. Już tak niewiele dzieliło nas od wolności. Las. Zobaczyłam drzewa, krzaki. Czułam ten zapach. To cudowne. Jakbym była w więzieniu jakieś 25 lat. Wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy w stronę rezydencji.
-Bezpieczniej będzie dla ciebie jak przeniesiesz się do Mystic Falls – Elena z niepokojem spojrzała w moją stronę. Miała taki smutny wzrok, przepraszał, że tyle na nią musiałam czekać.
-Możliwe – mruknęłam. Miałam mieszane uczucia. Z jednej strony wiem, że Elena i Stefan dobrze się mną zajmą, ale… Czy ja naprawdę chciałabym być blisko Damon’a? Wjechaliśmy na żwirową ścieżkę prowadzącą do domu. Weszliśmy, Damon jak zwykle siedział na sofie i sączył Burbona. Podniósł się gdy nas zauważył, ale ja przywitałam go siarczystym policzkiem.
-Ej – spojrzał na mnie marszcząc brwi. Nic nie powiedziałam, minęłam go szturchając jeszcze ramieniem i weszłam na górę do pokoju Eleny.
-A to za co było?  - moja przyjaciółka również była zdzwiona zachowaniem.
-Daj spokój. Pożyczysz mi coś do spania? Nawet nie mam w co się ubrać – mruknęłam patrząc na śmierdzące, lekko podarte ciuchy. Chciałam już zmyć z siebie ten zapach piwnicy. Rzuciła we mnie długą koszulką i krótkimi spodenkami. W dodatku dała mi ręcznik. Kochana dziewczyna. Dosłownie wbiegłam do łazienki i pozbyłam się wspomnień stęchłego pomieszczenia. Wyszłam spod prysznica, a Elena siedziała na łóżku oczekując wyjaśnień.
-Dobra, powiem ci. Jak byłam uwięziona słyszałam jak Damon rozmawia z Klausem i dobrze wiedział, że jestem zamknięta – posmutniałam trochę. Chyba dalej nie byłam w pełni sił. Elena na moje słowa się roześmiała.
-No to trochę niesłusznie dostał tym razem – zmarszczyłam brwi, teraz to ja czekałam na odpowiedź.
-Damon był u Klausa właśnie po to by wypytać się gdzie jesteś i po co cię więzi. Chciał cię uratować. To Elijah powiedział nam, że Nik cię porwał – gdy Elena skończyła mówić zakryłam usta. Było mi tak głupio, że uderzyłam chłopaka. Jednak niczemu nie był winny.
-Chyba powinnam go przeprosić – spojrzałam na przyjaciółkę, a ta jedynie skinęła głową na znak, że się ze mną zgadza. Wyszłam z pokoju i zeszłam do salonu. Niestety nie było go na dole. Zapukałam cicho do jego drzwi. Czekałam… Czekałam na ciche „proszę”. Sekundy mijały mi jakbym była tam na dole, dalej uwięziona. Ale doczekałam się. Nieśmiało weszłam do pokoju i ujrzałam Damona bez koszulki. W samych czarnych spodniach. Obrócił się do mnie, a ja oparłam się o ścianę chcąc się ukryć.
-Chciałam cię przeprosić – byłam zła na siebie, że bez wyjaśnień tak go potraktowałam.
-Ostra z ciebie dziewczyna – Damon oparł dłonie na ścianie po obu stronach mojej głowy. Był tak blisko, czułam jak moje serce wariuje, a oczu nie mogłam oderwać od jego niebieskich tęczówek. Co on chce zrobić? Próbowałam to wszystko odczytać z jego oczu. Znów coś skrywały. Zbliżał się. Cały czas jego twarz była o minimetr bliżej od mojej. Zmrużyłam oczy, drżałam, a usta Damon’a były na wyciągnięcie moich. Lekko się zbliżyłam, ale on ominął moje usta.
-Pragniesz mnie mimo wszystko – powiedział ze śmiechem wprost do mojego ucha.
-Drań – warknęłam i popchnęłam go, znów wymierzyłam mu policzek. Obróciłam się i chciałam wychodzić, ale on złapał mnie za nadgarstek i przyciągnął do siebie. Cała zesztywniałam gdy mnie pocałował. Moje serce mimo tego, że przed chwilą miałam ochotę go zabić, szalało na jego punkcie. Po pewnym czasie udało mi się od niego oderwać.
-Teraz będziesz ze mnie kpił? – nie wierzyłam w prawdziwy pocałunek. Po coś chciał to zrobić.
-Jordan nie wierzysz mi? – spytał, ale uznałam, że to pytanie retoryczne. Otworzyłam drzwi i po prostu wyszłam. Gdy weszłam do pokoju Eleny mogłam się rozluźnić. Opadłam na łóżko, moja przyjaciółka właśnie wychodziła spod prysznica.
-Jak przeprosiny? –Zapytała wycierając włosy ręcznikiem.
-To zimny, chamski drań – mruknęłam cały czas pamiętając co stało się chwilę wcześniej.
-Ale? – czekała na dalsze opowiadania, wiedziała, że na tym się nie skończy.
-Pocałował mnie, nie wiem czy tego naprawdę chciał, czy to tylko jego nowa gra – patrzyłam w sufit próbując dowiedzieć się, co myśli Damon.
-Wiesz… Ze mną chyba już mu przeszło, bo pojawiłaś się ty. On cię naprawdę lubi, a mało kiedy mu się zdarza ukazywać emocje – byłam zmieszana słowami Eleny. Czy to prawda, że podobam się Damon’owi? Poprosiłam Elenę o butelkę Burbona i wyszłam z nią na dach. Zaczęłam pić przypominając sobie delikatne usta chłopaka. Jego oczy, włosy dotyk.
-Chrzanić to – powiedziałam sama do siebie upijając łyk Burbona. Po chwili przypomniałam sobie słowa Klausa. Co to znaczy, że jestem hybrydą czterech stworzeń? O co chodziło?
-Znowu pijesz – Damon zabrał mi butelkę Burbona.
-Nie twoja sprawa – odburknęłam i odzyskałam alkohol. Upiłam spory łyk.
-Może ty mi zdradzisz tajemnicę kim jestem i dlaczego chcą mnie zabić? – spytałam nawet nie patrząc się na chłopaka.
-Jesteś jedyną w swoim rodzaju hybrydą. Człowiekiem, wiedźmą, wilkołakiem, a teraz i wampirem. Silniejsza od kogokolwiek, zagrożenie dla pierwotnych. Jeszcze nie wiem jak mogłaś się stać przeciwnymi gatunkami, ale dojdę do tego – Damon uśmiechnął się do mnie jakby dzisiejszego dnia nie było. Może Elena miała rację i ta cała relacja to nie jest jakaś głupia gierka?
-Jak mogę być tym wszystkim, a nie wiedzieć o tym?
-Tego też nie wiem, ale obiecuję ci, że Klaus więcej cię nie dorwie – złapał mnie za dłoń. Przez moje ciało przeszedł dreszcz. Czy powinnam poddać się temu uczuciu? To jest niebezpieczniejsze od bawienia się zapałkami w dzieciństwie. On był niebezpieczniejszy, demon nie tylko z wyglądu.
-Czasem warto ryzykować – uśmiechnął się jakby czytał mi w myślach. Nie wiedziałam co powiedzieć więc tylko porządnie się napiłam.
-Jordan – usłyszałam swoje imię, więc odwróciłam się do czarnowłosego. Przybliżył się do mnie i znów pocałował. Czemu ja się mu tak daję? A może to i dobrze? Czas się ponieść emocjom. Wplotłam palce w jego włosy i oddawałam skrupulatnie każdy najmniejszy ruch jego warg.  Było cudownie, tego mi było trzeba. Gdy mnie objął poczułam się bezpieczniej niż kiedykolwiek. Nie, on mnie nie skrzywdzi. Wiedziałam, że zrobi wszystko co możliwe, by mnie obronić. Damon zacisnął palce na mojej talii. W końcu oderwaliśmy się od siebie. Nic nie mówiliśmy po prostu trwaliśmy przy sobie wiedząc, że ten czas jest nasz. Patrzyliśmy w gwiazdy, tak po prostu jak normalna para, mimo, że nią nie byliśmy. Zeszliśmy później do sypialni Damon’a. Nic między nami nie zaszło. Po prostu czułam się przy nim bezpiecznie, a Elena i tak poszła spać do Stefana. Czułam się dziwnie zasypiając w jego muskularnych ramionach, ale byłam szczęśliwa.
Obudziłam się rano. Wyspana, spełniona. Obudzona uśmiechem Damon’a.

-Dzień dobry – przeciągnęłam się uśmiechając się szeroko. Zostałam obdarowana całusem. Dziś postanowiłam dowiedzieć się czegoś o sobie. Miało się zacząć moje nowe życie. W pełni świadome, z Damon’em u boku. Tylko czy to właściwy wybór?

poniedziałek, 10 czerwca 2013

numer 3

Łzy popłynęły strumieniami po moich policzkach. Co ja ze sobą teraz pocznę?
-Jo… Trzeba dopełnić przemiany – Damon usiadł na brzegu łóżka.  Ja nic nie powiedziałam, przytuliłam się do niego płacząc jak jeszcze nigdy nie płakałam. Schowałam twarz w jego silnych ramionach, a on oparł podbródek o moją głowę. Trwaliśmy tak przez chwilę.
-Jordan – usłyszałam jak Elena weszła do pokoju. Podniosłam się i spojrzałam na nią.
-Tak mi przykro – szepnęła i podeszła bliżej nas. Ona też wiedziała co należy zrobić. Ukończyć przemianę.
-Nie przemienię się – powiedziałam pewnie łapiąc ramię Damon’a by dodać sobie otuchy.
-Jak to nie przemienię?!  - Elena prawie krzyknęła. Ja byłam jednak pewna swojej decyzji. Powinnam umrzeć, bo nie poradzę sobie inaczej.
-Już zdecydowałam i nie zmienię zdania – podniosłam się, ale Damon złapał mnie za biodra i posadził na łóżku.
-Elena wyjdź – nawet nie spojrzał na dziewczynę, patrzył na mnie. Co on chce zrobić? Przecież nie może mnie już zahipnotyzować.
-Jordan musisz przejść przemianę – powiedział łapiąc mnie za ramię.
-To wszystko moja wina… Gdybym go szybciej odciągnął, gdybym uważał – widać było, że się obwinia tą całą sytuacją.
-Damon nie przemienię się w wampira, nie chcę tak żyć. Przepraszam – pogładziłam go po policzku. Chciałam by mnie zrozumiał, ale on nie ustępował.
-Jo… Nie chcę znów stracić osoby, z którą mogę rozmawiać o wszystkim – załamało mnie to. Byłam jedyną osobą, której zaufał na tyle by się zwierzyć?

-Pomogę ci przejść przez to wszystko, pomożemy ci – Damon mnie przytulił. Oparł moją głowę na swoim ramieniu i gładził mnie po włosach.  Tak powinna się skończyć moja przygoda z życiem? Chcę żyć wiecznie i pożywiać się krwią?
-Jordan – do pokoju wszedł Stefan. Widać było, że też strasznie się martwi. Za nim weszła Caroline. Ona też jest wampirem?! Czy w tym mieście nie ma już nikogo normalnego?
-Nie namówicie mnie, podjęłam decyzję – podniosłam się chcąc przeżyć moje ostatnie godziny. Pojechałam na skarpę, która dzięki świadomości ostatnich godzin była jeszcze piękniejsza niż wcześniej. Było już całkiem ciemno. Usiadłam przy niedużym drzewie patrząc gdzieś w dal. Znów zaczęłam płakać, teraz mogłam to robić i nie powstrzymywać się. Płakałam głośno, bo miałam gdzieś czy ktoś mnie usłyszy. Usłyszałam kroki, były bardzo szybkie, na pewno wampira. Odwróciłam się nerwowo i ujrzałam Damon’a, który niósł w ręku butelkę Burbona.
-Więc chociaż napij się ze mną ten ostatni raz – podał mi trunek. Upiłam łyk, a później następny i następny. Chciałam się szybko upić. Do nieprzytomności, żeby nic mnie nie bolało. Jednak nawet to mi nie wyszło. Rozżalona i już bardzo zmęczona usiadłam na ziemi.
-Jesteś pewna, że nie chcesz spróbować? – usłyszałam pytanie. Zawahałam się, pierwszy raz się zawahałam. Kiwnęłam głową na nie, bo co miałam zrobić? Nie jestem pewna, niczego nie wiem. Czułam jak z minuty na minutę jestem coraz słabsza.
-Pomóż mi – wyszeptałam patrząc wprost na oczy Damon’a. Chłopak pomógł mi wstać. Ruszyliśmy w stronę miasta i szukaliśmy człowieka, który będzie sam.
-Pamiętaj, nie możesz dać sobą zawładnąć. Chyba nie chcemy zabijać ludzi – Damon przestrzegł mnie, jednocześnie zaznaczył, że będzie tuż obok mnie by nauczyć mnie zmieniać ich myśli i w razie czego odciągnąć mnie w odpowiednim momencie. Znaleźliśmy kandydata. Niewysoki brunet z okularami na nosie szwendał się gdzieś już wyraźnie podpity. Podeszłam do niego i odchylając mu głowę wgryzłam się w tętnice. Nie wytrzymałam długo. Upiłam kilka łyków i mimo, że krew była fantastyczna, lepsza od czegokolwiek na świecie, oderwałam się od niego ze łzami w oczach. Przypomniało mi się cierpienie gdy tamten ze mnie pił. Damon na całe szczęście był blisko, bo mężczyzna prawie uciekł. Zahipnotyzował go, a ja opadłam na kolana płacząc.
-Czułam jego cierpienie – jaka ja się stałam płaczliwa od kiedy stała się ta tragedia. Damon uklęknął przy mnie i otarł moją twarz z krwi i łez.
-Na dzisiaj ci wystarczy – Damon podniósł mnie i szłam z nim pod ramię aż do domu. Otworzył przede mną drzwi do rezydencji i nie zdążyłam nawet wejść do środka, a poczułam Elenę wiszącą mi na szyi. Nie miałam siły jej przytulić, czy nawet stać. Przeprosiłam i próbowałam wdrapać się na górę. Z każdym schodkiem czułam jak opuszczają mnie siły. Zobaczyłam Stefana stojącego tuż nade mną i to był ostatni obraz, którego doświadczyłam. Zemdlałam. Czułam, że łapie mnie Stefan i zanosi na górę do sypialni Eleny.  Przez parę godzin leżałam nie mogąc się ocknąć. Obudziłam się dopiero nad ranem. Żaluzje były zasłonięte. Chciałam zobaczyć jak wygląda świat. Odsłoniłam lekko okno i szybko tego pożałowałam. Wrzasnęłam czując jak moja skóra się pali. Szybko odsunęłam się od okna z krzykiem. Elena szybko wbiegła do pokoju.
-No tak, chciałam dać ci to wcześniej ale nie zdążyłam. Bonnie zrobiła dla ciebie pierścień byś nie musiała uciekać przed słońcem – przyjaciółka uśmiechnęła się do mnie i podarowała mi pierścionek. Był srebrny, delikatny, ale zdobiony. Na środku był niebieski kamień o owalnym kształcie. Był bardzo podobny do tego, który miała Elena.
-Teraz będziesz mogła chodzić w dzień – uśmiechnęła się do mnie, a ja wsunęłam sobie pierścionek na serdeczny palec. Uściskałam ją, już bałam się trochę mniej ale zawsze. Do pokoju wszedł Stefan.
-Ubieraj się idziemy się uczyć – powiedział do mnie rzucając we mnie jakimiś dresami. Chyba nie miałam wyboru. Ubrałam się i zeszłam na dół. Razem pobiegliśmy do lasu, musiałam utrzymać jak najwyższą sprawność fizyczną, gdyż według Stefana było bardzo niebezpiecznie i chce bym miała jakiekolwiek szansę w bronieniu się.
-Jeżeli nie chcesz wypijać ludzkiej krwi możesz jeszcze pić zwierzęcą. Nie odżywia tak jak to robi ludzka, ale nie musisz dzięki temu krzywdzić ludzi – Stefan złapał mnie za ramię bym ukryła się za krzakiem. Kazał nasłuchiwać zwierząt. Słyszałam je. Najdrobniejsze szelesty. Małe myszki jadły gdzieś okruszki po rzuconej przez kogoś kanapce. Nagle usłyszałam dźwięk jakiegoś większego zwierzęcia. To o takich mówił Stefan. Teraz był mój czas. Musiałam zapolować. Wyczekałam na odpowiedni moment i rzuciłam się na niego. To trudniejsze niż zdobywanie krwi ludzkiej. Biedny daniel, robił za moje śniadanie. Po posiłku Stefan zaczął mnie trenować. Skoro byłam słaba to przynajmniej musiałam nabrać szybkości.
-Nieźle ci idzie – chłopak mnie pochwalił i poklepał po ramieniu.
-No tak, ale zaraz wypluję płuca – oparłam się o drzewo.
- Jejku czemu nie zauważyłam wcześniej, że Stefan to taki ciepły mężczyzna – powiedziałam w myślach gdy zauważyłam jego uśmiech.
-Dasz radę dobiec do domu? – zapytał, ja tylko kiwnęłam głową na znak, że dam. Ruszyliśmy wąską, leśną ścieżką do domu. Do rezydencji nie mieliśmy aż tak daleko, zaledwie 2-3 kilometry. Wbiegliśmy do domu i od razu rzuciliśmy się na prysznic. Oczywiście każde osobno. Takie szczęście, że każda sypialnia miała swoją łazienkę. Gdy wychodziłam spod prysznica założyłam jedynie krótki szlafrok i weszłam do pokoju z chęcią poszukania czegoś do ubrania. Na łóżku jednak zauważyłam czarnowłosego.
-Damon! – krzyknęłam z niezadowoleniem. Na jego ustach widniał zaczepny uśmiech, a wzrok chłopaka mierzył mnie od stóp do głów. Chciałam zakryć się bardziej, ale już nie miałam jak.
-Tak wyglądasz najładniej – rozłożył się wygodniej na łóżku. No co za bezczelny człowiek.
-Won stąd – warknęłam otwierając drzwi i pokazując gestem by się wynosił. Dość niechętnie podniósł się z łóżka. Szybko zamknęłam za nim drzwi i wyszukałam ubrania. Siwe jeansy i jasna, luźna koszulka z nadrukiem to chyba coś w czym będzie mi dziś najwygodniej. Zeszłam na dół. Ujrzałam Stefana nalewającego sobie Burbona do szklanki.
-Dziękuję Stefan – uśmiechnęłam się szeroko do chłopaka i przytuliłam go.
-Dzięki tobie wierzę, że sobie poradzę – po chwili oderwałam się od niego, a on pogładził moje ramię.
-Cieszę się, że wierzysz w siebie – powiedział nalewając i mnie Burbona. Wznieśliśmy toast i napiliśmy się.
-To takie słodkie - usłyszałam pogardliwe stwierdzenie Damon’a. Skarciłam go wzrokiem na co odpowiedział mi jedynie uśmiechem. Do  salonu weszła Elena. To dobrze, bo to przede wszystkim jej chciałam powiedzieć, że wyjeżdżam.
-Dziękuję wam wszystkim, ale już czas bym wróciła do domu – powiedziałam patrząc jedynie na Elenę. Zrozumieli, wszyscy prócz Damon’a. Od razu spakowałam się i pożegnałam ze wszystkimi, wszystkimi oprócz jednej osoby. Jak zwykle czarnowłosy gdzieś uciekł. Co mam zrobić. Było mi przykro, że stąd wyjeżdżam, ale musiałam. Chciałam pożyć z rodziną dopóki jeszcze mogę. Wyszłam z domu, ale nie zaszłam daleko. Moja zguba stała przy swoim samochodzie.
-Chyba nie myślałaś, że będziesz jechać autobusem, prawda? – chłopak uśmiechnął się do mnie. Podeszłam do niego i po prostu przytuliłam. Był dla mnie taki dobry. Pod maską złości i ironii był szczeniaczkiem, którego chce się głaskać. Ulokowałam plecak w bagażniku i usiadłam na miejscu pasażera. Już na samym początku patrzyłam się na niego bez przerwy. Myślałam, że on patrzy na drogę, ale chyba się pomyliłam, bo chwilę po takim patrzeniu roześmiał się. Ja oczywiście zarumieniłam się i spojrzałam gdzieś na szybę.
-Masz zamiar kiedyś wrócić? – spytał nieoczekiwanie. Co ja miałam mu powiedzieć? Że nie? Że od Mystic Falls ważniejsza jest rodzina? Odwróciłam głowę w jego stronę.
-Może za parę miesięcy, za rok – szepnęłam. Widać było, że nie pasuje mu ta odpowiedź. Ścisnął mocniej kierownicę i nacisnął mocniej gaz.
-Damon jak ci się spieszy to z tego miasta też mam autobus – powiedziałam, ale on zignorował moje słowa. Czułam, że nie zachowuję się do końca fair, ale co miałam zrobić? Milczeliśmy i milczeliśmy, to było nie do zniesienia.
-Jedno drzewo, drugie drzewo, trzecie drzewo… - zaczęłam liczyć w myślach. Jeszcze tyle drogi przed nami, a ja nienawidzę nic nie robić.
-Damon może mnie kiedyś odwiedzicie? W sensie Ty, Elena, Stefan, Caroline, Bonnie, Jeremy i Matt? – spytałam patrząc na niego, chyba ta propozycja też średnio mu się spodobała, bo zignorował mnie. Znów mnie zignorował. No niech go cholera! Wzięłam głęboki oddech i wkurzona obróciłam głowę. Znów te drzewa, nie ma nic ciekawszego na tej drodze?! Zrezygnowana zamknęłam oczy. Próbowałam zasnąć, ale to też mi nie wyszło. Siedziałam tak dobre pół godziny.
-Może cię odwiedzę – burknął w końcu. No nie możliwe!
-Ty jednak umiesz mówić?! – zdziwiłam się z pogardą. Wciąż byłam na niego zła.
-Jak tak reagujesz, to wolę się nie odzywać – prychnął, no niech go. Przez ponad godzinę się nie odzywał, a teraz tak mówi?
-Damon daj spokój – mruknęłam i spojrzałam na niego. Coś było w jego błękitnych oczach. Jakieś uczucie, ale nie umiałam tego rozpoznać. Znów się na niego gapiłam.
-Zrób sobie zdjęcie, będziesz mogła sobie powiesić nad łóżkiem w LA – zaśmiał się. Za ten tekst walnęłam go w ramię. Usłyszałam tylko krótkie, ale za to „Ała” i zobaczyłam minę zbitego psa. Jak już zaczęliśmy normalnie rozmawiać zobaczyłam, że dojeżdżamy. Chyba nie chciałam kończyć tej podróży, mimo to nie miałam wyboru. Pokierowałam Damon’a by dojechał pod mój dom. Brukową drogą dojechał pod nie za duży jednorodzinny domek. Beżowe ściany z odcieniem błękitu odbijały się od zieleni trawy i różu pelargonii na oknach i tarasie. Otworzyłam drzwi i chciałam już wychodzić.
-Zapomniałam! – powiedziałam i chciałam dać mu buziaka w policzek. Jednak on na moje słowa obrócił głowę i policzek zamienił się w usta. Odskoczyłam jak oparzona i od razu oblałam się rumieńcem.
-Dziękuję za podwiezienie – powiedziałam szybko, on odpowiedział mi tylko uśmiechem. Było mi strasznie głupio, więc szybko zabrałam plecak i zamknęłam drzwi samochodu. Dalej zarumieniona weszłam na schodki tarasu i opierając się o śnieżnobiałą barierkę patrzyłam jak odjeżdża. Dopiero gdy nie widziałam na horyzoncie samochodu Damon’a zauważyłam, że trzymam palce na moich ustach. Pokręciłam głową i weszłam do domu. W sumie chciałam wejść, bo szybko przypomniałam sobie, że ktoś musi mnie zaprosić, a ja przecież nie byłam właścicielem domu. Zadzwoniłam dzwonkiem do drzwi. Jakie szczęście, że otworzył mi Jack, konkubent mojej mamy. Facet przed pięćdziesiątką, już siwy, schludnie ubrany w koszulę i czarne spodnie.

-Wejdź Jordan – uśmiechnął się do mnie mrużąc swoje zielone oczy. Weszłam do domu również się z nim witając. Położyłam plecak na jasnych deskach parkietu i ruszyłam w stronę kuchni, w której kręciła się moja mama. Moja rodzicielka, Audrey, wyglądała 15 lat młodziej od Jack’a. Długie włosy, koloru jasno brązowego. Była moją przyjaciółką, ale wiedziałam, że jednej rzeczy nie mogę jej powiedzieć dotyczącej wyjazdu. Będzie mi ciężko ukryć mój wampirzyzm przed nimi. Przywitałam się z nią i ruszyłam do mojego pokoju. Byłam z niego dumna, bo był ogromny. Turkusowe ściany wymieszane ze śliwkowymi dodatkami idealnie podkreślały moją energię. Włączyłam laptopa i rozłożyłam się wygodnie na łóżku. Mama musiała posprzątać i wyprać mi pościel, bo pachniała kwiatami. Jeszcze dobrze mi się laptop nie włączył, a już dostałam wiadomość od Brooke. To była… Jest moja dobra koleżanka, bo przyjaźnią boję się to nazwać. Była bardzo ładną dziewczyną. Brązowe włosy, które na końcach stawały się blond,  sięgały jej prawie do pasa. Jej duże oczy zawsze wypatrzyły jakąś fajną rzecz w sklepie. Chciała byśmy poszły dziś na imprezę, co oznaczało, że za godzinę będzie u mnie z ciuchami, by mnie wyszykować. Jak dobrze jest być w domu. Żadnych problemów i spokój. Usłyszałam dzwonek do drzwi. Zbiegłam wierząc, że jest to Brooke. Pomyliłam się, ale to jak bardzo się pomyliłam. Za drzwiami stał…

****
Przepraszam za taką przerwę, ale już się ogarnęłam i wstawiam! Dziękuję za komentarze. Jak obiecałam San postarałam się dodać więcej opisów. Ciekawe czy mi wyszło. Miłego czytania i komentowania kochani ! :)

wtorek, 4 czerwca 2013

numer 2

- Boże moja głowa – obudziłam się masując swoje skronie. Dopiero teraz zauważyłam mężczyznę obok siebie. Stłumiłam pisk i zleciałam z łóżka. Nie dość, że mam kaca to teraz nieźle się poobijałam. Damon podniósł się i zaśmiał dość głośno.

-Ale śmieszne – warknęłam próbując wstać. Byłam w ciuchach, w których wczoraj wyszłam. No nieźle mi się poimprezowało.

-My nic razem, prawda? – spytałam siedząc dalej na podłodze. Błagam chłopie odpowiedz tak jak bym chciała. W odpowiedzi ujrzałam tylko jego uśmiech.

-Damon! – krzyknęłam i rzuciłam go poduszką, by w końcu mi odpowiedział.

-Nie nic, a szkoda – zaśmiał się i wstał. Ruszył w stronę drzwi. Po drodze rzucił mi jedynie butelkę soku.

-Przyda ci się – znów zaczął się śmiać, ale moja poduszka natrafiła jedynie na drzwi. Bezczelny! Podniosłam się i postanowiłam wziąć zimny prysznic na otrzeźwienie. Woda, lodowata woda. Tylko to było mi w stanie pomóc w obecnej sytuacji. Ubrałam szorty i bokserkę, miało być dziś gorąco. To też nie było zbyt pomocne. Schodziłam po schodach, ale zatrzymałam się słysząc rozmowę Eleny i Damon’a.

-Damon przestań, nie może tak być! Jestem ze Stefanem! – usłyszałam głos Eleny.  Chyba płakała, bo jej głos się łamał.

-Dobrze, jak chcesz. Powodzenia gołąbeczki – mruknął chłopak. Słyszałam załamanie w jego głosie. Po chwili szturchnął mnie na schodach tak, że upadłam.

-Ej uważaj – próbowałam się podnieść. Dziś od samego rana mam bliskie spotkania z podłogą. Zeszłam na dół. Elena musi się wyspowiadać o co tu chodzi. Schodząc do kuchni zauważyłam płaczącą przyjaciółkę. Nic nie mówiłam, po prostu ją przytuliłam. Postanowiłyśmy wyjść na zewnątrz porozmawiać.

-Elena powiedz mi co się tutaj dzieje – spytałam siadając na długiej huśtawce. Moja przyjaciółka szybko się otworzyła. Opowiedziała mi wszystko. Jak poznała Stefana, jak Damon się o nią starał. Czułam jednak, że coś ukrywa. Nie mówi mi jednej istotnej rzeczy. Pytałam długo, ale Elena milczała. Wiedziałam, że teraz nic od niej nie wyciągnę.

-Damon cierpi widząc cię ze Stefanem – mruknęłam podkulając jedną nogę do siebie.

-Wiem… Ale co mam zrobić? Wybrałam Stefana i nie mam zamiaru nigdy więcej z niego rezygnować. Weź się za Damon’a przecież ci się podoba – Elena zaśmiała się. Skąd ona o tym wie? Przecież staram się nie pokazywać tego po sobie. Z resztą nawet przez chwile nie będę się o niego starać. Mam zamiar bawić się tu jeszcze przez 2 dni, a później do domu. Szkoda tak mi się podoba Mystic Falls. Tak tęskniłam za tym miastem. Naszą rozmowę przerwał mój burczący brzuch. Obie wybuchnęłyśmy śmiechem. Postanowiłam pojechać na obiad do Grilla, Elena jednak została w domu nie rozumiem tego przecież lubiła tu jadać. Usiadłam przy stoliku zamawiając hamburgera. Czekałam na moje zamówienie. Zapatrzyłam się na świeczkę stojącą na środku stolika. Nagle przede mną zobaczyłam szklankę, a naprzeciwko mnie ktoś usiadł.

-Damon? – spytałam, ale nie otrzymałam odpowiedzi. Widać było, że trochę już wypił. Polał i mnie i sobie Burbona.

-Zdrowie – stuknął szklanką o moją szklankę i wypił całą jej zawartość. Ja nie poszłam w jego ślady. Nie chciałam znów doprowadzić się do wczorajszego stanu.

-Dziś tak szybko mnie nie upijesz – zażartowałam gdy dostałam swoje jedzenie. Spokojnie zjadłam, a Damon nic nie mówiąc pił.

-Słyszałam dziś twoją rozmowę z Eleną – wypaliłam. Chciałam by wiedział, że wiem co się dzieje.

-Ta? I co? – mruknął beznamiętnie. Nie wiedziałam co myśli. Jest zły, wkurzony, ma wszystko w dupie?

-Nic. Ja tak po prostu chciałam, żebyś wiedział – mruknęłam, a on się uśmiechnął. Tak po prostu, tak szczerze, bez zbędnej ironii, tylko uśmiech. Odpowiedziałam mu tym samym.

-Chodź idziemy się upić – Zabrał ze stołu butelkę, a mnie pociągnął za rękę. Otworzył mi drzwi do samochodu.

-Jesteś pijany, nie możesz prowadzić – mruknęłam zaniepokojona.

-Oj wsiadaj nie gadaj – po drodze zajechaliśmy jeszcze do sklepu po alkohol. Damon zawiózł mnie na jakiś klif. Z niego było widać całe miasto .

-Pięknie – mruknęłam opierając się z butelką Burbona o samochód. Znów się upiję, a co tam.

-Ehh… Życie jest do dupy – Damon usiadł na masce swojego samochodu. Usiadłam tuż obok niego i stuknęłam butelką o jego butelkę.

-Za życie – złożyłam toast i upiłam spory łyk. Mężczyzna chyba zaczął się przede mną otwierać, znaczy tak mi się wydawało, ale alkohol dawał mi się we znaki, więc mogłam źle odczytywać zamiary.

-Jordan, Jordan jeszcze mało przeżyłaś.

-A ty co? Staruch? Łysieć zaczynasz, kręgosłup łupie – Zaśmiałam się. Jeszcze wtedy nie miałam zielonego pojęcia o czym tak naprawdę mówię.

-Mam ponad półtora wieku, więc już trochę staruszek – Damon nie zawahał się powiedzieć prawdy, ja jednak zaczęłam się śmiać uznając to za bardzo dobry żart. On uznał chyba, że nie będzie mi tego tłumaczyć i zaczął się śmiać razem ze mną.

-Niedobrze mi jak myślę o tym wszystkim – Damon zaczął mówić po chwili milczenia. Zrobiłam dość pytającą minę, bo zupełnie nie wiedziałam, co on chce przez to powiedzieć.

-No zobacz. Elena jest z moim bratem mimo, że kocham ją ponad życie. Został mi już tylko Burbon do towarzystwa, bo na nich patrzeć nie mogę – warknął popijając alkohol. Biedny chłopak. Moja przyjaciółka tak bardzo go zraniła. Nie mam zielonego pojęcia jak mu mogę pomóc w tej sytuacji.

-Zawsze możesz pogadać ze mną – uśmiechnęłam się po czym podniosłam się z maski i włączyłam radio.

-Ale teraz koniec smętów chodź zatańczyć – pociągnęłam go za rękę i zaczęliśmy tańczyć w rytm muzyki z radia. Długo się tak bawiliśmy, ja byłam już naprawdę padnięta poza tym mimo zgrzania się i alkoholu poczułam, że robi się zimno. Oparłam się o maskę samochodu i objęłam się rękoma.

-Zimno ci? – Damon podszedł do mnie wypijając zawartość butelki do końca.

-Tylko trochę – Nie zdążyłam nawet dokończyć zdania, a na moje barki Damon założył swoją kurtkę. Uśmiechnęłam się do niego szczerze.

-Jesteś kochany – stwierdziłam, ale Damon od razu pokręcił głową.

-Nie jestem dobry. Nawet tak nie myśl. Jestem jednym z tych najgorszych, których kiedykolwiek spotkałaś – czarnowłosy wydawał się być bardzo poważny. Gdyby nie to, że od początku zaczęłam mu ufać i nie to, że bardzo mnie kręcił uciekłabym stamtąd. Jego niebieskie oczy wpatrywały się we mnie, czułam jak mnie paraliżują. Wyciągnęłam dłoń by pogładzić jego policzek. Wyglądał jak zbity pies, niekochany, odrzucony. Założę się, że czuł się zupełnie niepotrzebny. Czemu nikt nie czuł tego co ja. Tego bijącego od Damon’a ciepła i uczucia. Elena też tego nie czuła? Nie wierzę w to. Owinęłam ręce wokół szyi chłopaka, by go przytulić. Czułam jak on obejmuje moją talię.

-Nie przywiązuj się do chodzącego zła – szepnął mi na ucho. Czemu on tak krytycznie do siebie podchodzi? Przytuliłam go mocniej.

-Czuję, że dużo nas łączy – odpowiedziałam na jego krytyczną uwagę. Nie chciałam się od niego odrywać, ale w końcu nadszedł czas. Uśmiechnięta podarowałam mu jeszcze całusa w policzek. Chyba dawno nikt nie okazywał mu takiego ciepła, bo jego oczy wyrażały jedno wielkie „dziękuję”. Niedługo później zebraliśmy się stamtąd i wróciliśmy do domu. Tym razem spałam już w pokoju Eleny, ale jej nie było. Spała ze Stefanem, więc nawet nie miałyśmy jak pogadać. Weszła do pokoju rano, uśmiechnięta, pełna wigoru.

-Jak wczorajszy wieczór z Damon’em? – spytała siadając na łóżku.

-Normalnie – mruknęłam zabierając poduszkę spod głowy i kładąc ją sobie na twarz by jeszcze chwilę pospać.

-No gadaj mi! Przecież ci się podoba! – Elena szybko zabrała poduszkę z mojej twarzy i rzuciła ją w kąt.

-On jest zakochany w tobie to po pierwsze. Po drugie dziś wyjeżdżam , a po trzecie każde z was tutaj coś przede mną ukrywa. Nikt nie jest ze mną do końca szczery  - podniosłam się z łóżka i patrzyłam na nią.

-Damon dobrze wie, że kocham Stefana i on tego nie zmieni, przykro mi.  Wcale nie musisz wyjeżdżać możesz zostać i przejąć moją sypialnię. No i ostatnie. Im mniej wiesz tym lepiej śpisz – wydawało by się, że Elena chce mnie chronić, ale jak może mnie chronić przed czymś o czym nie wiem. Byłam na nią wściekła. Zabrałam swoje rzeczy i weszłam do łazienki. Jak mogła ukrywać przede mną cokolwiek?! Wyszłam spod prysznica, ubrałam się i zeszłam na dół. Czekało na mnie śniadanie przygotowane przez Elenę.

-Przepraszam cię – szepnęła siadając przy stole.

-Masz rację, powinnam powiedzieć ci prawdę – moja przyjaciółka wyglądała na skruszoną. Spojrzała na mnie i chyba ciężko było jej powiedzieć to co należy.

-Jestem wampirem – wypaliła, a ja zaczęłam się śmiać bez opamiętania. Co ona plecie, przecież wampiry nie istnieją.

-Wiedziałam, że mi nie uwierzysz ale taka jest prawda. Stefan i Damon też są wampirami – Elena zaczęła opowiadać mi wszystko po kolei. O wiedźmach, wampirach, łowcach, pierwotnych. Mówiła przez godzinę, a ja z minuty na minutę coraz bardziej się bałam. W końcu wyciągnęła jakąś bransoletkę i założyła mi na nadgarstek.

-To bransoletka z werbeną. Ochroni cię gdy jakiś wampir będzie chciał mieszać ci w umyśle – powiedziała i umilkła słysząc jak Damon i Stefan wchodzą do domu. Jednak czarnowłosy wczoraj mówił prawdę o tym ile ma lat, tylko ja głupia zaczęłam się śmiać zamiast mu uwierzyć. Szybko zauważył bransoletkę na moim nadgarstku.

-Więc już wiesz? – spytał podchodząc do mnie. Kiwnęłam głową i nieświadomie odsunęłam się w tył.

-Boisz się – stwierdził. Skarciłam się w myślach.

-Nie boję – na potwierdzenie moich słów przytuliłam się do niego, chociaż moje serce strasznie szybko biło. Ciekawe czy to czuje, ciekawe czy wie co myślę. Skoro może wymazywać mi wspomnienia, to może i czytać obecne przemyślenia i zachowania. Starałam się ten dzień przeżyć normalnie. Śmiałam się z Eleną i Stefanem, trochę spędziłam czasu z Damon’em, ale gdy wyjeżdżałam, to nie zobaczyłam czarnowłosego. Nie przyszedł nawet się pożegnać. Cóż, zrezygnowana poszłam na swój autobus. Tuż przed dworcem zauważyłam samochód Damon’a. Lecz chłopaka w nim nie było. Rozejrzałam się nerwowo i zobaczyłam jakiś ruch w lesie niedaleko dworca. Podbiegłam tam z nadzieją, że chociaż pożegnam się z chłopakiem. Jednak znów zobaczyłam tam tego samego faceta, co przed Grillem.

-O zobacz przyszedł twój ochroniarz – nieznajomy zaśmiał się i w szybkim tempie znalazł się przy mnie.

-Zobaczymy jak smakuje dziewczyna zastępująca ci Elenę – facet odchylił moją głowę, nie zdążyłam nic zrobić. Po chwili czułam jak ulatuje ze mnie krew. Wampir pożywiał się mną jakbym była jakimś wykwintnym daniem restauracyjnym. Coś odciągnęło napastnika ode mnie, lecz niewiele zostało we mnie sił przez stratę takiej ilości krwi. Osunęłam się na ziemię. Czułam jak ktoś próbuje mnie podnieść. Usłyszałam jedynie polecenie „pij”, a pod usta ktoś podetknął mi ciepłą ciecz. Dziwnie smakowała jednak szybko nabrałam sił. „Dziwna ciecz” okazała się być krwią, którą sączyłam z nadgarstka Damon’a. Szybko odsunęłam się od niego, lecz chłopak opadł na mnie nieprzytomny. Ktoś skręcił mu kark. Krzyknęłam z przerażenia. Facet, który pił ze mnie przed chwilą krew skręcił kark również mnie. Nic więcej nie pamiętam… Nic… Ciemność przed oczami. Więc tak wygląda śmierć? Nigdy nie podejrzewałabym, że tu, w moim rodzinnym mieście spotka mnie coś takiego. Otworzyłam oczy. Więc jednak żyję? Czekaj, czekaj… Co Elena mówiła o ginięciu po napiciu się krwi wampira?

-Jestem wampirem! – krzyknęłam przerażona strasząc Damon’a siedzącego obok mnie. Byliśmy już w rezydencji Salvatorów. Musiał mnie tu przynieść. Strasznie bolał mnie kark, co się dziwić, ktoś mi go niedawno skręcił. Damon nic nie powiedział jedynie patrzył na mnie takim wzrokiem jakby miał wyrzuty sumienia. Przebłyski informacji, które otrzymywałam w mojej głowie jedynie ukazały mi urywki wcześniejszych wydarzeń. Tak właściwie to ja żyję czy zginęłam? Czym? Kim jestem?


-Damon?  - spojrzałam na chłopaka pytająco mając nadzieję, że odpowie na moje pytania, które zadałam sobie w głowie. Poczułam przeraźliwy ból ręki. Bransoletka z werbeną, miała mnie chronić przed wampirami, no to średnio się jej udało. Miałam mętlik w głowie, a wszystkie zmysły odczuwałam inaczej. Dotyk był wrażliwszy, czułam porowatą strukturę materiału, z którego była kołdra. Wzrok jakiś wyraźniejszy, patrząc przez okno byłam w stanie ujrzeć więcej szczegółów niż dotychczas. Węch… Czułam zapach perfum Damon’a tak wyraźnie, że byłabym w stanie powiedzieć z czego one są, mimo, że siedział parę metrów ode mnie. No i w końcu słuch… Elena rozmawiała z Jeremy’m na dole, słyszałam o czym. To straszne, kim ja teraz zostanę. Z moich oczu popłynęły łzy. Tak bardzo się bałam, tak bardzo.

****************
Czytam = komentuję !

sobota, 1 czerwca 2013

Numer 1

Słoneczny dzień, idealny na powrót na stare śmieci. Dzień zaczął się dokładnie tak jak to sobie zaplanowałam. Zapakowana i gotowa na odwiedziny starych znajomych. Minęło już pięć lat od kiedy przeprowadziłam się z Mystic Falls do LA. Pamiętam jak dziś kiedy razem z Eleną i Mattem siedzieliśmy na ławkach w parku. No i to jak skrycie kochałam się w Tylerze. Cóż dobrze, ze ludzie się zmieniają. Mój stary dom został niestety sprzedany, na całe szczęście mam namiot na pewno się gdzieś rozbiję. Zawsze zostaje mi pole głęboko w lesie gdzie razem z Eleną kiedyś napisałyśmy "Jordan + Elena = BFF". Ciekawe czy mnie jeszcze pamięta. Wsiadłam do autobusu. Mimo, że było słońce, powietrze się jeszcze nie nagrzało, więc gdy tylko zajęłam wolne miejsce wyjęłam mój termos i nalałam sobie kubek gorącej herbaty.

-Umrę tu chyba przez tyle godzin – mruknęłam sama do siebie. Wcale nie cieszyła mnie wielogodzinna jazda. Chociaż moglibyśmy stanąć co jakiś czas na papierosa, bo jak nie to chyba zamorduję kierowcę. Jazda o dziwo nie była taka straszna jak myślałam. Parę razy zatrzymaliśmy się, więc mogłam swobodnie zapalić. Dotarłam! Tak w końcu dotarłam! Numer jeden na mojej mapie miejsc, które muszę koniecznie odwiedzić był dom Eleny, jakby inaczej. Sięgnęłam do torebki po grzebień by przeczesać moje brązowe włosy i nawet nie zdążyłam nadusić dzwonka, a przed dom wyszedł Jeremy, najwidoczniej się gdzieś spieszył, bo na mnie wpadł.

-Cześć – rzuciłam śmiejąc się, ale on najwidoczniej mnie nie poznał. Stał i patrzył się próbując sobie przypomnieć kim jestem.

-To ja! Jordan! – nie wytrzymałam w końcu wywracając oczami.

-Jo…Jordan?! – Był kompletnie zszokowany. Przytuliłam go na przywitanie, ale on chyba nie zamierzał urządzać ze mną pogawędki, cały czas wyglądał jakby chciał się jak najszybciej wyrwać stąd.

-Jest Elena? – spytałam szybko mając nadzieję na pozytywną odpowiedź.

-Jest u Salvatore’ów. Wsiadaj, to cię podrzucę, strasznie mi się spieszy, przepraszam – szybko podszedł do samochodu. Gdyby nie to, że znaliśmy się bardzo dobrze to już bym się na niego obraziła. Droga… Znów w drodze. Dlaczego ja?! Jechaliśmy przez las. Nagle zobaczyłam ogromny pensjonat.

-To tu?! – krzyknęłam wychylając się do przodu.

-Tak, tak, wysiadaj spieszę się do Bonnie!

-Jesteś z Bonnie?! – Boże tyle mnie ominęło przez te pięć lat. Chyba będę musiała się tu wprowadzić by cokolwiek nadrobić.

-Tak, później pogadamy. No sio! – Zaczęliśmy się śmiać. Wyciągnęłam z bagażnika swój chyba 10 tonowy plecak i ruszyłam w stronę drzwi. Zapukałam, a w drzwiach dość szybko pojawił się megaprzystojny mężczyzna. Albo Elena zmieniła płeć i przeszła miliard operacji plastycznych, albo na ziemię spadł jakiś czarny anioł, albo lepiej, demon. Facet uniósł jeden kącik ust do góry, pewnie domyślił się, że się na niego gapię, a nawet nic nie powiedziałam.

-Jest Elena? – w końcu wyrzuciłam z siebie starając się nie patrzeć w błękitne oczy przystojniaka. Ten nic nie odpowiedział, obrócił się i zawołał moją przyjaciółkę. Dziewczyna zareagowała dosłownie tak samo jak Jer. Patrzyła się na mnie próbując wyczytać z moich myśli kim ja do cholery jestem?

-Damon, kto to? – wypaliła moja przyjaciółka. Zaczęłam się śmiać. Kto mu dał to imię? Nie mogłam się opanować. Moje oczy zeszkliły się od śmiechu, ale w końcu się uspokoiłam.

-To ja, Jordan – znów musiałam się przedstawiać. Długo nie czekałam na reakcję. Elena rzuciła się na mnie w takim tempie, że obie upadłyśmy na ziemię.

-Jo jak ty się zmieniłaś – przyjaciółka w końcu podniosła się ze mnie i pomogła mi wstać. Zaprosiła mnie do środka. Damon w końcu oficjalnie mi się przedstawił z takim samym uśmiechem na ustach z jakim mnie powitał. W LA nie było tak przystojnych facetów. Wchodząc do środka zauważyłam jeszcze jednego mężczyznę. Już nie był tak przystojny jak Damon, ale byli braćmi. Stefan, bo tak miał na imię poszedł zrobić mi herbatę, a ja razem z Eleną usiadłyśmy przodem do siebie na sofie i zaczęłyśmy rozmawiać. Na fotelu obok usiadł czarnowłosy i przyglądał się nam sącząc powoli whisky. Na nasze plotkowanie odpowiadał śmiechem i  często rzucał zgryźliwe komentarze.

-No dobra czas się zbierać. Namiot sam się nie rozstawi – słychać było niezadowolenie w moim głosie. Podniosłam się z kanapy i chciałam sięgnąć po plecak.

-Mam wolne miejsce w sypialni – Damon rozłożył się wygodniej na fotelu.

-Może nocować w mojej sypialni – Elena warknęła na Damona. Czyżby mieli się ku sobie? Eh wielka szkoda byłaby rozrywka. Dogadałyśmy się z Eleną i zaniosłam plecak do jej pokoju.

-Dobra, a teraz chodźmy do Grilla – powiedziałam patrząc to na Stefana to na Damona. Chciałam zaszaleć, pobawić się i napić się sporej ilości tequilli. Szybko się przebrałam w coś bardziej w moim stylu. Ciuchy na podróż zaczęły mi przeszkadzać. Przerzuciłam plecak i znalazłam zwiewną krótką spódniczkę i czarną koszulkę na cienkich rękawkach. Szybko poprawiłam makijaż. Zbiegłam na dół przygotowana na długą wędrówkę, jednak gdy wyszłam przed dom zobaczyłam czarnego chevroleta cabrio. Był cudowny, chyba właśnie zostałam blacharą. Starałam się podnieść moją opuszczoną szczękę z podłogi, bo o samochód oparty był Damon.

-Jak już się ogarniesz to wsiadaj – mężczyzna otworzył mi drzwi i wsiadł po stronie kierowcy. Usiadłam rozkoszując się widokiem samochodu.

-Gdzie Elena i Stefan? – spytałam zauważając brak mojej przyjaciółki.

-Dojadą do nas muszą pogadać – stwierdził pogardliwie. Wyraźnie mu się nie podobało to, że ta dwójka zostaje razem. Wydaje mi się, że jest w niej zakochany. Cóż  nic na to nie poradzę, że najprzystojniejszy facet na ziemi kocha się w mojej przyjaciółce. Ruszyliśmy dość ostro. Damon chyba miał przylepiony pedał gazu do podłogi.

-Zwolnij trochę – poprosiłam łapiąc go za ramię. Zdecydowanie ta prędkość była dla mnie za wysoka.

-Takim samochodem chcesz tak wolno jechać? – zaśmiał się i spojrzał na mnie. Mógłby chociaż cholera patrzeć na drogę. Chociaż te jego błękitne oczy. Co ja gadam! Przecież jest zakochany w mojej przyjaciółce! Szybko się zarumieniłam odwracając wzrok. Damon jak na złość nie odrywał ode mnie oczu. Zatrzymaliśmy się. Rozejrzałam się wokół, ale zobaczyłam tylko las.

-Grill zmienił lokalizację? – zaśmiałam się nerwowo. Szukałam jakiegoś wyjścia z tej niezręcznej sytuacji.

-Myślisz, że można mi ufać? – spytał Damon głosem seryjnego mordercy. Czułam włoski jeżące się na moim karku.

-Może Elena nie postąpiła dobrze zostawiając cię ze mną – znów ten uśmiech. Lekko uniesiony jeden kącik ust do góry. Wyglądał zabójczo przystojnie... Zabójczo, moja gra słów jeżeli chodzi o tego faceta jest świetna. Zabójczo to ja będę miała niedługo.

-Co się tak zestresowałaś? Żartowałem – zaśmiał się odpalając samochód.

-Damon chcesz, żebym dostała zawału? – warknęłam na niego lekko uderzając go w ramię. Nawet się nie wzdrygnął, aż dziwne. Dotarliśmy do Grilla.

-Matt ! – przytuliłam dawnego kumpla. On odwzajemnił moje przywitanie. Chyba jako jedyny mnie poznał. Podał Damon’owi whisky a mi na początek drinka. Usiadłam rozglądając się po barze. Prawie nic się tu nie zmieniło, ale stał wolny stół bilardowy.

-Zagrasz ze mną? – zwróciłam się do czarnowłosego. Spojrzał na mnie i znów się uśmiechnął. Tak się cieszę, że siedzę. Mogłabym w końcu przestać wzdychać do faceta mojej przyjaciółki. Damon szybko się zgodził, ale wiedziałam, że jest jakiś haczyk. Przegrany będzie dłużny jakieś zadanie. Cóż no dobra. Chyba jednak chłopak nie zdaje sobie sprawy, ze grywam w bilard bardzo dobrze. Zaczęliśmy grać. Oparłam się o kij gdy on rozbijał bile. Spojrzałam na jego twarz, widziałam to skupienie, chęć wygrania. Już po chwili grania została mi ostatnia bila.

-No to chyba przegrałem – stwierdził chłopak gdy wbiłam czarną ósemkę.

-To co mam dla ciebie zrobić? – zapytał podchodząc do mnie bliżej. Za blisko jak dla mnie. Serce zaczęło mi bić za szybko.

-Nie mam na razie pomysłu – odwróciłam się i podeszłam do naszego stolika. Upiłam łyk z drinka i zauważyłam, że do Grill’a weszła Elena, a za rękę trzymała… Stefana ?! Nie możliwe przecież jest jeszcze Damon! Czarnowłosy chyba też był zdziwiony sytuacją, a raczej rozwścieczony, bo wstał od stolika.

-Zostań – powiedziałam łapiąc go za ramię. To jednak nie dało oczekiwanych przeze mnie rezultatów. Damon wyrwał rękę i bez słowa odszedł wypijając jednym chaustem całą zawartość szklanki. Ja zostałam przy stoliku chwilę później obserwując słodką rozmowę Eleny i Stefana.

-Zaraz dostanę cukrzycy – warknęłam w myślach i podeszłam do baru zamawiając sobie tequillę. Już po chwili skwasiłam się na smak cytryny. Postanowiłam wyjść na dwór, żeby zapalić. Paląc papierosa usłyszałam jakąś kłótnie. Poszłam w jej stronę. Jakiś facet kłócił się z Damon’em, gdy tylko popchnął czarnowłosego podeszłam bliżej.

-Zostaw go! – krzyknęłam wchodząc prawie między nich.

-Widzę, że znalazłeś sobie ochroniarza. Przynajmniej ładna – nieznajomy facet nie mógł powstrzymać się ze śmiechu, więc po prostu odszedł.

-Co ty robisz?! – Damon na mnie warknął łapiąc mnie mocno za ramię. Nic nie odpowiedziałam. Wydawało mi się, że mu pomogłam. Przynajmniej to chciałam zrobić, to był błąd?

-Ten facet jest bardzo niebezpieczny! Mógł cię skrzywdzić! – krzyknął po raz drugi nie słysząc żadnej mojej odpowiedzi. Więc jednak tylko ze zmartwienia na mnie krzyczał. Nic źle jeszcze nie zrobiłam? Znów nie odpowiedziałam, co mi się stało, że tak milczę. Po prostu się przytuliłam do Damon’a. Chłopak był wyraźnie zaskoczony. Objął mnie jedną ręką w talii, ale dość szybko się od siebie oderwaliśmy.

-Chodź napijemy się – uśmiechnęłam się szeroko i wyrzuciłam papierosa, który i tak spalił się sam. Weszliśmy do baru i zaczęliśmy pić. Po chwili byłam już lekko pijana.

-Więc Elena jest ze Stefanem? – spytałam, ale szybko zrozumiałam głupotę tego pytania. Damon zacisnął palce na szklance.

-Głupia ja! Po co się odzywałaś! - karciłam się w myślach.

-Najwidoczniej – wysyczał i spojrzał na parkiet gdzie para, o której właśnie mówiliśmy, tańczyła.

-Widzę, że nie jest ci to na rękę? – nie wiem w sumie czy to było pytanie czy stwierdzenie. Przecież dobrze widziałam jego zachowanie. Jednak nic mi nie odpowiedział.

-Nie martw się. Znajdziesz równie dobrą i ładną – znów ukazałam amerykański uśmiech numer 5. Pogładziłam go delikatnie po ręce. Nie chciałam go poderwać. Jedynie pocieszyć, a przecież i tak gdyby nie on siedziałabym teraz sama i patrzyła na gołąbki.

-Dobra to ostatni, bo chyba za bardzo się upiłam – mruknęłam już trochę niezrozumiale przechylając ostatni kieliszek.

-Czas do domu! – stwierdziłam podnosząc się z hokera. Damon zauważył moją nieumiejętność picia i też dopił drinka, by mnie odwieźć do domu. Podczas jazdy musiałam zasnąć, byłam chyba za bardzo pijana. Czarnowłosy jednak wykazał się dużym sercem i zaniósł mnie do domu. Zaniósł mnie nawet do pokoju Eleny, ale tak kurczowo trzymałam jego czarną koszulę przez sen, że nie pozwoliłam mu odejść. Tak minęła mi noc… CDN.

*****
Pierwsza część opowiadania o tematyce, o której jeszcze miesiąc temu bym nawet nie pomyślała. Zapraszam do czytania i komentowania. Kolejny post już wkrótce!
I hope you like it!