Łzy popłynęły strumieniami po moich policzkach. Co ja ze
sobą teraz pocznę?
-Jo… Trzeba dopełnić przemiany – Damon usiadł na brzegu
łóżka. Ja nic nie powiedziałam,
przytuliłam się do niego płacząc jak jeszcze nigdy nie płakałam. Schowałam
twarz w jego silnych ramionach, a on oparł podbródek o moją głowę. Trwaliśmy
tak przez chwilę.
-Jordan – usłyszałam jak Elena weszła do pokoju. Podniosłam
się i spojrzałam na nią.
-Tak mi przykro – szepnęła i podeszła bliżej nas. Ona też
wiedziała co należy zrobić. Ukończyć przemianę.
-Nie przemienię się – powiedziałam pewnie łapiąc ramię
Damon’a by dodać sobie otuchy.
-Jak to nie przemienię?!
- Elena prawie krzyknęła. Ja byłam jednak pewna swojej decyzji. Powinnam
umrzeć, bo nie poradzę sobie inaczej.
-Już zdecydowałam i nie zmienię zdania – podniosłam się, ale
Damon złapał mnie za biodra i posadził na łóżku.
-Elena wyjdź – nawet nie spojrzał na dziewczynę, patrzył na
mnie. Co on chce zrobić? Przecież nie może mnie już zahipnotyzować.
-Jordan musisz przejść przemianę – powiedział łapiąc mnie za
ramię.
-To wszystko moja wina… Gdybym go szybciej odciągnął, gdybym
uważał – widać było, że się obwinia tą całą sytuacją.
-Damon nie przemienię się w wampira, nie chcę tak żyć.
Przepraszam – pogładziłam go po policzku. Chciałam by mnie zrozumiał, ale on
nie ustępował.
-Jo… Nie chcę znów stracić osoby, z którą mogę rozmawiać
o wszystkim – załamało mnie to. Byłam jedyną osobą, której zaufał na tyle by
się zwierzyć?
-Pomogę ci przejść przez to wszystko, pomożemy ci – Damon
mnie przytulił. Oparł moją głowę na swoim ramieniu i gładził mnie po
włosach. Tak powinna się skończyć moja
przygoda z życiem? Chcę żyć wiecznie i pożywiać się krwią?
-Jordan – do pokoju wszedł Stefan. Widać było, że też
strasznie się martwi. Za nim weszła Caroline. Ona też jest wampirem?! Czy w tym
mieście nie ma już nikogo normalnego?
-Nie namówicie mnie, podjęłam decyzję – podniosłam się chcąc
przeżyć moje ostatnie godziny. Pojechałam na skarpę, która dzięki świadomości
ostatnich godzin była jeszcze piękniejsza niż wcześniej. Było już całkiem
ciemno. Usiadłam przy niedużym drzewie patrząc gdzieś w dal. Znów zaczęłam
płakać, teraz mogłam to robić i nie powstrzymywać się. Płakałam głośno, bo
miałam gdzieś czy ktoś mnie usłyszy. Usłyszałam kroki, były bardzo szybkie, na
pewno wampira. Odwróciłam się nerwowo i ujrzałam Damon’a, który niósł w ręku
butelkę Burbona.
-Więc chociaż napij się ze mną ten ostatni raz – podał mi
trunek. Upiłam łyk, a później następny i następny. Chciałam się szybko upić. Do
nieprzytomności, żeby nic mnie nie bolało. Jednak nawet to mi nie wyszło.
Rozżalona i już bardzo zmęczona usiadłam na ziemi.
-Jesteś pewna, że nie chcesz spróbować? – usłyszałam
pytanie. Zawahałam się, pierwszy raz się zawahałam. Kiwnęłam głową na nie, bo
co miałam zrobić? Nie jestem pewna, niczego nie wiem. Czułam jak z minuty na
minutę jestem coraz słabsza.
-Pomóż mi – wyszeptałam patrząc wprost na oczy Damon’a.
Chłopak pomógł mi wstać. Ruszyliśmy w stronę miasta i szukaliśmy człowieka,
który będzie sam.
-Pamiętaj, nie możesz dać sobą zawładnąć. Chyba nie chcemy
zabijać ludzi – Damon przestrzegł mnie, jednocześnie zaznaczył, że będzie tuż
obok mnie by nauczyć mnie zmieniać ich myśli i w razie czego odciągnąć mnie w
odpowiednim momencie. Znaleźliśmy kandydata. Niewysoki brunet z okularami na
nosie szwendał się gdzieś już wyraźnie podpity. Podeszłam do niego i odchylając
mu głowę wgryzłam się w tętnice. Nie wytrzymałam długo. Upiłam kilka łyków i
mimo, że krew była fantastyczna, lepsza od czegokolwiek na świecie, oderwałam
się od niego ze łzami w oczach. Przypomniało mi się cierpienie gdy tamten ze
mnie pił. Damon na całe szczęście był blisko, bo mężczyzna prawie uciekł.
Zahipnotyzował go, a ja opadłam na kolana płacząc.
-Czułam jego cierpienie – jaka ja się stałam płaczliwa od kiedy
stała się ta tragedia. Damon uklęknął przy mnie i otarł moją twarz z krwi i
łez.
-Na dzisiaj ci wystarczy – Damon podniósł mnie i szłam z nim
pod ramię aż do domu. Otworzył przede mną drzwi do rezydencji i nie zdążyłam
nawet wejść do środka, a poczułam Elenę wiszącą mi na szyi. Nie miałam siły jej
przytulić, czy nawet stać. Przeprosiłam i próbowałam wdrapać się na górę. Z
każdym schodkiem czułam jak opuszczają mnie siły. Zobaczyłam Stefana stojącego
tuż nade mną i to był ostatni obraz, którego doświadczyłam. Zemdlałam. Czułam,
że łapie mnie Stefan i zanosi na górę do sypialni Eleny. Przez parę godzin leżałam nie mogąc się
ocknąć. Obudziłam się dopiero nad ranem. Żaluzje były zasłonięte. Chciałam
zobaczyć jak wygląda świat. Odsłoniłam lekko okno i szybko tego pożałowałam.
Wrzasnęłam czując jak moja skóra się pali. Szybko odsunęłam się od okna z
krzykiem. Elena szybko wbiegła do pokoju.
-No tak, chciałam dać ci to wcześniej ale nie zdążyłam.
Bonnie zrobiła dla ciebie pierścień byś nie musiała uciekać przed słońcem –
przyjaciółka uśmiechnęła się do mnie i podarowała mi pierścionek. Był srebrny,
delikatny, ale zdobiony. Na środku był niebieski kamień o owalnym kształcie.
Był bardzo podobny do tego, który miała Elena.
-Teraz będziesz mogła chodzić w dzień – uśmiechnęła się do
mnie, a ja wsunęłam sobie pierścionek na serdeczny palec. Uściskałam ją, już
bałam się trochę mniej ale zawsze. Do pokoju wszedł Stefan.
-Ubieraj się idziemy się uczyć – powiedział do mnie rzucając
we mnie jakimiś dresami. Chyba nie miałam wyboru. Ubrałam się i zeszłam na dół.
Razem pobiegliśmy do lasu, musiałam utrzymać jak najwyższą sprawność fizyczną,
gdyż według Stefana było bardzo niebezpiecznie i chce bym miała jakiekolwiek
szansę w bronieniu się.
-Jeżeli nie chcesz wypijać ludzkiej krwi możesz jeszcze pić
zwierzęcą. Nie odżywia tak jak to robi ludzka, ale nie musisz dzięki temu
krzywdzić ludzi – Stefan złapał mnie za ramię bym ukryła się za krzakiem. Kazał
nasłuchiwać zwierząt. Słyszałam je. Najdrobniejsze szelesty. Małe myszki jadły
gdzieś okruszki po rzuconej przez kogoś kanapce. Nagle usłyszałam dźwięk
jakiegoś większego zwierzęcia. To o takich mówił Stefan. Teraz był mój czas.
Musiałam zapolować. Wyczekałam na odpowiedni moment i rzuciłam się na niego. To
trudniejsze niż zdobywanie krwi ludzkiej. Biedny daniel, robił za moje
śniadanie. Po posiłku Stefan zaczął mnie trenować. Skoro byłam słaba to
przynajmniej musiałam nabrać szybkości.
-Nieźle ci idzie – chłopak mnie pochwalił i poklepał po
ramieniu.
-No tak, ale zaraz wypluję płuca – oparłam się o drzewo.
- Jejku czemu nie zauważyłam wcześniej, że Stefan to taki
ciepły mężczyzna – powiedziałam w myślach gdy zauważyłam jego uśmiech.
-Dasz radę dobiec do domu? – zapytał, ja tylko kiwnęłam
głową na znak, że dam. Ruszyliśmy wąską, leśną ścieżką do domu. Do rezydencji
nie mieliśmy aż tak daleko, zaledwie 2-3 kilometry. Wbiegliśmy do domu i od
razu rzuciliśmy się na prysznic. Oczywiście każde osobno. Takie szczęście, że
każda sypialnia miała swoją łazienkę. Gdy wychodziłam spod prysznica założyłam
jedynie krótki szlafrok i weszłam do pokoju z chęcią poszukania czegoś do
ubrania. Na łóżku jednak zauważyłam czarnowłosego.
-Damon! – krzyknęłam z niezadowoleniem. Na jego ustach
widniał zaczepny uśmiech, a wzrok chłopaka mierzył mnie od stóp do głów.
Chciałam zakryć się bardziej, ale już nie miałam jak.
-Tak wyglądasz najładniej – rozłożył się wygodniej na łóżku.
No co za bezczelny człowiek.
-Won stąd – warknęłam otwierając drzwi i pokazując gestem by
się wynosił. Dość niechętnie podniósł się z łóżka. Szybko zamknęłam za nim
drzwi i wyszukałam ubrania. Siwe jeansy i jasna, luźna koszulka z nadrukiem to
chyba coś w czym będzie mi dziś najwygodniej. Zeszłam na dół. Ujrzałam Stefana
nalewającego sobie Burbona do szklanki.
-Dziękuję Stefan – uśmiechnęłam się szeroko do chłopaka i
przytuliłam go.
-Dzięki tobie wierzę, że sobie poradzę – po chwili oderwałam
się od niego, a on pogładził moje ramię.
-Cieszę się, że wierzysz w siebie – powiedział nalewając i
mnie Burbona. Wznieśliśmy toast i napiliśmy się.
-To takie słodkie - usłyszałam pogardliwe stwierdzenie
Damon’a. Skarciłam go wzrokiem na co odpowiedział mi jedynie uśmiechem. Do salonu weszła Elena. To dobrze, bo to przede
wszystkim jej chciałam powiedzieć, że wyjeżdżam.
-Dziękuję wam wszystkim, ale już czas bym wróciła do domu –
powiedziałam patrząc jedynie na Elenę. Zrozumieli, wszyscy prócz Damon’a. Od
razu spakowałam się i pożegnałam ze wszystkimi, wszystkimi oprócz jednej osoby.
Jak zwykle czarnowłosy gdzieś uciekł. Co mam zrobić. Było mi przykro, że stąd
wyjeżdżam, ale musiałam. Chciałam pożyć z rodziną dopóki jeszcze mogę. Wyszłam
z domu, ale nie zaszłam daleko. Moja zguba stała przy swoim samochodzie.
-Chyba nie myślałaś, że będziesz jechać autobusem, prawda? –
chłopak uśmiechnął się do mnie. Podeszłam do niego i po prostu przytuliłam. Był
dla mnie taki dobry. Pod maską złości i ironii był szczeniaczkiem, którego chce
się głaskać. Ulokowałam plecak w bagażniku i usiadłam na miejscu pasażera. Już
na samym początku patrzyłam się na niego bez przerwy. Myślałam, że on patrzy na
drogę, ale chyba się pomyliłam, bo chwilę po takim patrzeniu roześmiał się. Ja
oczywiście zarumieniłam się i spojrzałam gdzieś na szybę.
-Masz zamiar kiedyś wrócić? – spytał nieoczekiwanie. Co ja
miałam mu powiedzieć? Że nie? Że od Mystic Falls ważniejsza jest rodzina?
Odwróciłam głowę w jego stronę.
-Może za parę miesięcy, za rok – szepnęłam. Widać było, że
nie pasuje mu ta odpowiedź. Ścisnął mocniej kierownicę i nacisnął mocniej gaz.
-Damon jak ci się spieszy to z tego miasta też mam autobus –
powiedziałam, ale on zignorował moje słowa. Czułam, że nie zachowuję się do
końca fair, ale co miałam zrobić? Milczeliśmy i milczeliśmy, to było nie do
zniesienia.
-Jedno drzewo, drugie drzewo, trzecie drzewo… - zaczęłam
liczyć w myślach. Jeszcze tyle drogi przed nami, a ja nienawidzę nic nie robić.
-Damon może mnie kiedyś odwiedzicie? W sensie Ty, Elena,
Stefan, Caroline, Bonnie, Jeremy i Matt? – spytałam patrząc na niego, chyba ta
propozycja też średnio mu się spodobała, bo zignorował mnie. Znów mnie
zignorował. No niech go cholera! Wzięłam głęboki oddech i wkurzona obróciłam
głowę. Znów te drzewa, nie ma nic ciekawszego na tej drodze?! Zrezygnowana
zamknęłam oczy. Próbowałam zasnąć, ale to też mi nie wyszło. Siedziałam tak
dobre pół godziny.
-Może cię odwiedzę – burknął w końcu. No nie możliwe!
-Ty jednak umiesz mówić?! – zdziwiłam się z pogardą. Wciąż
byłam na niego zła.
-Jak tak reagujesz, to wolę się nie odzywać – prychnął, no
niech go. Przez ponad godzinę się nie odzywał, a teraz tak mówi?
-Damon daj spokój – mruknęłam i spojrzałam na niego. Coś
było w jego błękitnych oczach. Jakieś uczucie, ale nie umiałam tego rozpoznać.
Znów się na niego gapiłam.
-Zrób sobie zdjęcie, będziesz mogła sobie powiesić nad
łóżkiem w LA – zaśmiał się. Za ten tekst walnęłam go w ramię. Usłyszałam tylko
krótkie, ale za to „Ała” i zobaczyłam minę zbitego psa. Jak już zaczęliśmy
normalnie rozmawiać zobaczyłam, że dojeżdżamy. Chyba nie chciałam kończyć tej
podróży, mimo to nie miałam wyboru. Pokierowałam Damon’a by dojechał pod mój
dom. Brukową drogą dojechał pod nie za duży jednorodzinny domek. Beżowe ściany
z odcieniem błękitu odbijały się od zieleni trawy i różu pelargonii na oknach i
tarasie. Otworzyłam drzwi i chciałam już wychodzić.
-Zapomniałam! – powiedziałam i chciałam dać mu buziaka w
policzek. Jednak on na moje słowa obrócił głowę i policzek zamienił się w usta.
Odskoczyłam jak oparzona i od razu oblałam się rumieńcem.
-Dziękuję za podwiezienie – powiedziałam szybko, on
odpowiedział mi tylko uśmiechem. Było mi strasznie głupio, więc szybko zabrałam
plecak i zamknęłam drzwi samochodu. Dalej zarumieniona weszłam na schodki
tarasu i opierając się o śnieżnobiałą barierkę patrzyłam jak odjeżdża. Dopiero
gdy nie widziałam na horyzoncie samochodu Damon’a zauważyłam, że trzymam palce
na moich ustach. Pokręciłam głową i weszłam do domu. W sumie chciałam wejść, bo
szybko przypomniałam sobie, że ktoś musi mnie zaprosić, a ja przecież nie byłam
właścicielem domu. Zadzwoniłam dzwonkiem do drzwi. Jakie szczęście, że otworzył
mi Jack, konkubent mojej mamy. Facet przed pięćdziesiątką, już siwy, schludnie
ubrany w koszulę i czarne spodnie.
-Wejdź Jordan – uśmiechnął się do mnie mrużąc swoje zielone
oczy. Weszłam do domu również się z nim witając. Położyłam plecak na jasnych
deskach parkietu i ruszyłam w stronę kuchni, w której kręciła się moja mama. Moja
rodzicielka, Audrey, wyglądała 15 lat młodziej od Jack’a. Długie włosy, koloru
jasno brązowego. Była moją przyjaciółką, ale wiedziałam, że jednej rzeczy nie
mogę jej powiedzieć dotyczącej wyjazdu. Będzie mi ciężko ukryć mój wampirzyzm
przed nimi. Przywitałam się z nią i ruszyłam do mojego pokoju. Byłam z niego
dumna, bo był ogromny. Turkusowe ściany wymieszane ze śliwkowymi dodatkami
idealnie podkreślały moją energię. Włączyłam laptopa i rozłożyłam się wygodnie
na łóżku. Mama musiała posprzątać i wyprać mi pościel, bo pachniała kwiatami.
Jeszcze dobrze mi się laptop nie włączył, a już dostałam wiadomość od Brooke.
To była… Jest moja dobra koleżanka, bo przyjaźnią boję się to nazwać. Była
bardzo ładną dziewczyną. Brązowe włosy, które na końcach stawały się blond, sięgały jej prawie do pasa. Jej duże oczy
zawsze wypatrzyły jakąś fajną rzecz w sklepie. Chciała byśmy poszły dziś na
imprezę, co oznaczało, że za godzinę będzie u mnie z ciuchami, by mnie
wyszykować. Jak dobrze jest być w domu. Żadnych problemów i spokój. Usłyszałam
dzwonek do drzwi. Zbiegłam wierząc, że jest to Brooke. Pomyliłam się, ale to
jak bardzo się pomyliłam. Za drzwiami stał…
****
Przepraszam za taką przerwę, ale już się ogarnęłam i wstawiam! Dziękuję za komentarze. Jak obiecałam San postarałam się dodać więcej opisów. Ciekawe czy mi wyszło. Miłego czytania i komentowania kochani ! :)
Przepraszam za taką przerwę, ale już się ogarnęłam i wstawiam! Dziękuję za komentarze. Jak obiecałam San postarałam się dodać więcej opisów. Ciekawe czy mi wyszło. Miłego czytania i komentowania kochani ! :)
Wciągneło mnie, jak wszystkie Twoje opowiadania.
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejną część . ;D
Podoba mi się;) Damona kocham i udaje Ci się dobrze odwzorować serialowego bohatera... Mam pewne podejrzenia co do osoby, która stała za drzwiami... Jedyne co mi nie pasuje to błędy. Mało, ale jednak. Na początku często powtarzasz" mnie". Zrobiłaś literówkę( nie wampirzyzm, a wampiryzm;)). Liczby pisze się słownie. Jasnobrązowego powinnaś napisać razem. To tyle zauważyłam. Błędów jest mało( u siebie też je czasami znajduję).
OdpowiedzUsuńTwoja bohaterka to dopiero pijaczka;P
Czekam na kolejny rozdział i życzę weny;*
Hm, zostało napisane to, co chciałam napisać. Parę błędów, ale dziękuję Ci bardzo za dodanie opisów. O wiele lepiej mi się czyta. I jak zawsze wciąga :3
OdpowiedzUsuń