poniedziałek, 10 czerwca 2013

numer 3

Łzy popłynęły strumieniami po moich policzkach. Co ja ze sobą teraz pocznę?
-Jo… Trzeba dopełnić przemiany – Damon usiadł na brzegu łóżka.  Ja nic nie powiedziałam, przytuliłam się do niego płacząc jak jeszcze nigdy nie płakałam. Schowałam twarz w jego silnych ramionach, a on oparł podbródek o moją głowę. Trwaliśmy tak przez chwilę.
-Jordan – usłyszałam jak Elena weszła do pokoju. Podniosłam się i spojrzałam na nią.
-Tak mi przykro – szepnęła i podeszła bliżej nas. Ona też wiedziała co należy zrobić. Ukończyć przemianę.
-Nie przemienię się – powiedziałam pewnie łapiąc ramię Damon’a by dodać sobie otuchy.
-Jak to nie przemienię?!  - Elena prawie krzyknęła. Ja byłam jednak pewna swojej decyzji. Powinnam umrzeć, bo nie poradzę sobie inaczej.
-Już zdecydowałam i nie zmienię zdania – podniosłam się, ale Damon złapał mnie za biodra i posadził na łóżku.
-Elena wyjdź – nawet nie spojrzał na dziewczynę, patrzył na mnie. Co on chce zrobić? Przecież nie może mnie już zahipnotyzować.
-Jordan musisz przejść przemianę – powiedział łapiąc mnie za ramię.
-To wszystko moja wina… Gdybym go szybciej odciągnął, gdybym uważał – widać było, że się obwinia tą całą sytuacją.
-Damon nie przemienię się w wampira, nie chcę tak żyć. Przepraszam – pogładziłam go po policzku. Chciałam by mnie zrozumiał, ale on nie ustępował.
-Jo… Nie chcę znów stracić osoby, z którą mogę rozmawiać o wszystkim – załamało mnie to. Byłam jedyną osobą, której zaufał na tyle by się zwierzyć?

-Pomogę ci przejść przez to wszystko, pomożemy ci – Damon mnie przytulił. Oparł moją głowę na swoim ramieniu i gładził mnie po włosach.  Tak powinna się skończyć moja przygoda z życiem? Chcę żyć wiecznie i pożywiać się krwią?
-Jordan – do pokoju wszedł Stefan. Widać było, że też strasznie się martwi. Za nim weszła Caroline. Ona też jest wampirem?! Czy w tym mieście nie ma już nikogo normalnego?
-Nie namówicie mnie, podjęłam decyzję – podniosłam się chcąc przeżyć moje ostatnie godziny. Pojechałam na skarpę, która dzięki świadomości ostatnich godzin była jeszcze piękniejsza niż wcześniej. Było już całkiem ciemno. Usiadłam przy niedużym drzewie patrząc gdzieś w dal. Znów zaczęłam płakać, teraz mogłam to robić i nie powstrzymywać się. Płakałam głośno, bo miałam gdzieś czy ktoś mnie usłyszy. Usłyszałam kroki, były bardzo szybkie, na pewno wampira. Odwróciłam się nerwowo i ujrzałam Damon’a, który niósł w ręku butelkę Burbona.
-Więc chociaż napij się ze mną ten ostatni raz – podał mi trunek. Upiłam łyk, a później następny i następny. Chciałam się szybko upić. Do nieprzytomności, żeby nic mnie nie bolało. Jednak nawet to mi nie wyszło. Rozżalona i już bardzo zmęczona usiadłam na ziemi.
-Jesteś pewna, że nie chcesz spróbować? – usłyszałam pytanie. Zawahałam się, pierwszy raz się zawahałam. Kiwnęłam głową na nie, bo co miałam zrobić? Nie jestem pewna, niczego nie wiem. Czułam jak z minuty na minutę jestem coraz słabsza.
-Pomóż mi – wyszeptałam patrząc wprost na oczy Damon’a. Chłopak pomógł mi wstać. Ruszyliśmy w stronę miasta i szukaliśmy człowieka, który będzie sam.
-Pamiętaj, nie możesz dać sobą zawładnąć. Chyba nie chcemy zabijać ludzi – Damon przestrzegł mnie, jednocześnie zaznaczył, że będzie tuż obok mnie by nauczyć mnie zmieniać ich myśli i w razie czego odciągnąć mnie w odpowiednim momencie. Znaleźliśmy kandydata. Niewysoki brunet z okularami na nosie szwendał się gdzieś już wyraźnie podpity. Podeszłam do niego i odchylając mu głowę wgryzłam się w tętnice. Nie wytrzymałam długo. Upiłam kilka łyków i mimo, że krew była fantastyczna, lepsza od czegokolwiek na świecie, oderwałam się od niego ze łzami w oczach. Przypomniało mi się cierpienie gdy tamten ze mnie pił. Damon na całe szczęście był blisko, bo mężczyzna prawie uciekł. Zahipnotyzował go, a ja opadłam na kolana płacząc.
-Czułam jego cierpienie – jaka ja się stałam płaczliwa od kiedy stała się ta tragedia. Damon uklęknął przy mnie i otarł moją twarz z krwi i łez.
-Na dzisiaj ci wystarczy – Damon podniósł mnie i szłam z nim pod ramię aż do domu. Otworzył przede mną drzwi do rezydencji i nie zdążyłam nawet wejść do środka, a poczułam Elenę wiszącą mi na szyi. Nie miałam siły jej przytulić, czy nawet stać. Przeprosiłam i próbowałam wdrapać się na górę. Z każdym schodkiem czułam jak opuszczają mnie siły. Zobaczyłam Stefana stojącego tuż nade mną i to był ostatni obraz, którego doświadczyłam. Zemdlałam. Czułam, że łapie mnie Stefan i zanosi na górę do sypialni Eleny.  Przez parę godzin leżałam nie mogąc się ocknąć. Obudziłam się dopiero nad ranem. Żaluzje były zasłonięte. Chciałam zobaczyć jak wygląda świat. Odsłoniłam lekko okno i szybko tego pożałowałam. Wrzasnęłam czując jak moja skóra się pali. Szybko odsunęłam się od okna z krzykiem. Elena szybko wbiegła do pokoju.
-No tak, chciałam dać ci to wcześniej ale nie zdążyłam. Bonnie zrobiła dla ciebie pierścień byś nie musiała uciekać przed słońcem – przyjaciółka uśmiechnęła się do mnie i podarowała mi pierścionek. Był srebrny, delikatny, ale zdobiony. Na środku był niebieski kamień o owalnym kształcie. Był bardzo podobny do tego, który miała Elena.
-Teraz będziesz mogła chodzić w dzień – uśmiechnęła się do mnie, a ja wsunęłam sobie pierścionek na serdeczny palec. Uściskałam ją, już bałam się trochę mniej ale zawsze. Do pokoju wszedł Stefan.
-Ubieraj się idziemy się uczyć – powiedział do mnie rzucając we mnie jakimiś dresami. Chyba nie miałam wyboru. Ubrałam się i zeszłam na dół. Razem pobiegliśmy do lasu, musiałam utrzymać jak najwyższą sprawność fizyczną, gdyż według Stefana było bardzo niebezpiecznie i chce bym miała jakiekolwiek szansę w bronieniu się.
-Jeżeli nie chcesz wypijać ludzkiej krwi możesz jeszcze pić zwierzęcą. Nie odżywia tak jak to robi ludzka, ale nie musisz dzięki temu krzywdzić ludzi – Stefan złapał mnie za ramię bym ukryła się za krzakiem. Kazał nasłuchiwać zwierząt. Słyszałam je. Najdrobniejsze szelesty. Małe myszki jadły gdzieś okruszki po rzuconej przez kogoś kanapce. Nagle usłyszałam dźwięk jakiegoś większego zwierzęcia. To o takich mówił Stefan. Teraz był mój czas. Musiałam zapolować. Wyczekałam na odpowiedni moment i rzuciłam się na niego. To trudniejsze niż zdobywanie krwi ludzkiej. Biedny daniel, robił za moje śniadanie. Po posiłku Stefan zaczął mnie trenować. Skoro byłam słaba to przynajmniej musiałam nabrać szybkości.
-Nieźle ci idzie – chłopak mnie pochwalił i poklepał po ramieniu.
-No tak, ale zaraz wypluję płuca – oparłam się o drzewo.
- Jejku czemu nie zauważyłam wcześniej, że Stefan to taki ciepły mężczyzna – powiedziałam w myślach gdy zauważyłam jego uśmiech.
-Dasz radę dobiec do domu? – zapytał, ja tylko kiwnęłam głową na znak, że dam. Ruszyliśmy wąską, leśną ścieżką do domu. Do rezydencji nie mieliśmy aż tak daleko, zaledwie 2-3 kilometry. Wbiegliśmy do domu i od razu rzuciliśmy się na prysznic. Oczywiście każde osobno. Takie szczęście, że każda sypialnia miała swoją łazienkę. Gdy wychodziłam spod prysznica założyłam jedynie krótki szlafrok i weszłam do pokoju z chęcią poszukania czegoś do ubrania. Na łóżku jednak zauważyłam czarnowłosego.
-Damon! – krzyknęłam z niezadowoleniem. Na jego ustach widniał zaczepny uśmiech, a wzrok chłopaka mierzył mnie od stóp do głów. Chciałam zakryć się bardziej, ale już nie miałam jak.
-Tak wyglądasz najładniej – rozłożył się wygodniej na łóżku. No co za bezczelny człowiek.
-Won stąd – warknęłam otwierając drzwi i pokazując gestem by się wynosił. Dość niechętnie podniósł się z łóżka. Szybko zamknęłam za nim drzwi i wyszukałam ubrania. Siwe jeansy i jasna, luźna koszulka z nadrukiem to chyba coś w czym będzie mi dziś najwygodniej. Zeszłam na dół. Ujrzałam Stefana nalewającego sobie Burbona do szklanki.
-Dziękuję Stefan – uśmiechnęłam się szeroko do chłopaka i przytuliłam go.
-Dzięki tobie wierzę, że sobie poradzę – po chwili oderwałam się od niego, a on pogładził moje ramię.
-Cieszę się, że wierzysz w siebie – powiedział nalewając i mnie Burbona. Wznieśliśmy toast i napiliśmy się.
-To takie słodkie - usłyszałam pogardliwe stwierdzenie Damon’a. Skarciłam go wzrokiem na co odpowiedział mi jedynie uśmiechem. Do  salonu weszła Elena. To dobrze, bo to przede wszystkim jej chciałam powiedzieć, że wyjeżdżam.
-Dziękuję wam wszystkim, ale już czas bym wróciła do domu – powiedziałam patrząc jedynie na Elenę. Zrozumieli, wszyscy prócz Damon’a. Od razu spakowałam się i pożegnałam ze wszystkimi, wszystkimi oprócz jednej osoby. Jak zwykle czarnowłosy gdzieś uciekł. Co mam zrobić. Było mi przykro, że stąd wyjeżdżam, ale musiałam. Chciałam pożyć z rodziną dopóki jeszcze mogę. Wyszłam z domu, ale nie zaszłam daleko. Moja zguba stała przy swoim samochodzie.
-Chyba nie myślałaś, że będziesz jechać autobusem, prawda? – chłopak uśmiechnął się do mnie. Podeszłam do niego i po prostu przytuliłam. Był dla mnie taki dobry. Pod maską złości i ironii był szczeniaczkiem, którego chce się głaskać. Ulokowałam plecak w bagażniku i usiadłam na miejscu pasażera. Już na samym początku patrzyłam się na niego bez przerwy. Myślałam, że on patrzy na drogę, ale chyba się pomyliłam, bo chwilę po takim patrzeniu roześmiał się. Ja oczywiście zarumieniłam się i spojrzałam gdzieś na szybę.
-Masz zamiar kiedyś wrócić? – spytał nieoczekiwanie. Co ja miałam mu powiedzieć? Że nie? Że od Mystic Falls ważniejsza jest rodzina? Odwróciłam głowę w jego stronę.
-Może za parę miesięcy, za rok – szepnęłam. Widać było, że nie pasuje mu ta odpowiedź. Ścisnął mocniej kierownicę i nacisnął mocniej gaz.
-Damon jak ci się spieszy to z tego miasta też mam autobus – powiedziałam, ale on zignorował moje słowa. Czułam, że nie zachowuję się do końca fair, ale co miałam zrobić? Milczeliśmy i milczeliśmy, to było nie do zniesienia.
-Jedno drzewo, drugie drzewo, trzecie drzewo… - zaczęłam liczyć w myślach. Jeszcze tyle drogi przed nami, a ja nienawidzę nic nie robić.
-Damon może mnie kiedyś odwiedzicie? W sensie Ty, Elena, Stefan, Caroline, Bonnie, Jeremy i Matt? – spytałam patrząc na niego, chyba ta propozycja też średnio mu się spodobała, bo zignorował mnie. Znów mnie zignorował. No niech go cholera! Wzięłam głęboki oddech i wkurzona obróciłam głowę. Znów te drzewa, nie ma nic ciekawszego na tej drodze?! Zrezygnowana zamknęłam oczy. Próbowałam zasnąć, ale to też mi nie wyszło. Siedziałam tak dobre pół godziny.
-Może cię odwiedzę – burknął w końcu. No nie możliwe!
-Ty jednak umiesz mówić?! – zdziwiłam się z pogardą. Wciąż byłam na niego zła.
-Jak tak reagujesz, to wolę się nie odzywać – prychnął, no niech go. Przez ponad godzinę się nie odzywał, a teraz tak mówi?
-Damon daj spokój – mruknęłam i spojrzałam na niego. Coś było w jego błękitnych oczach. Jakieś uczucie, ale nie umiałam tego rozpoznać. Znów się na niego gapiłam.
-Zrób sobie zdjęcie, będziesz mogła sobie powiesić nad łóżkiem w LA – zaśmiał się. Za ten tekst walnęłam go w ramię. Usłyszałam tylko krótkie, ale za to „Ała” i zobaczyłam minę zbitego psa. Jak już zaczęliśmy normalnie rozmawiać zobaczyłam, że dojeżdżamy. Chyba nie chciałam kończyć tej podróży, mimo to nie miałam wyboru. Pokierowałam Damon’a by dojechał pod mój dom. Brukową drogą dojechał pod nie za duży jednorodzinny domek. Beżowe ściany z odcieniem błękitu odbijały się od zieleni trawy i różu pelargonii na oknach i tarasie. Otworzyłam drzwi i chciałam już wychodzić.
-Zapomniałam! – powiedziałam i chciałam dać mu buziaka w policzek. Jednak on na moje słowa obrócił głowę i policzek zamienił się w usta. Odskoczyłam jak oparzona i od razu oblałam się rumieńcem.
-Dziękuję za podwiezienie – powiedziałam szybko, on odpowiedział mi tylko uśmiechem. Było mi strasznie głupio, więc szybko zabrałam plecak i zamknęłam drzwi samochodu. Dalej zarumieniona weszłam na schodki tarasu i opierając się o śnieżnobiałą barierkę patrzyłam jak odjeżdża. Dopiero gdy nie widziałam na horyzoncie samochodu Damon’a zauważyłam, że trzymam palce na moich ustach. Pokręciłam głową i weszłam do domu. W sumie chciałam wejść, bo szybko przypomniałam sobie, że ktoś musi mnie zaprosić, a ja przecież nie byłam właścicielem domu. Zadzwoniłam dzwonkiem do drzwi. Jakie szczęście, że otworzył mi Jack, konkubent mojej mamy. Facet przed pięćdziesiątką, już siwy, schludnie ubrany w koszulę i czarne spodnie.

-Wejdź Jordan – uśmiechnął się do mnie mrużąc swoje zielone oczy. Weszłam do domu również się z nim witając. Położyłam plecak na jasnych deskach parkietu i ruszyłam w stronę kuchni, w której kręciła się moja mama. Moja rodzicielka, Audrey, wyglądała 15 lat młodziej od Jack’a. Długie włosy, koloru jasno brązowego. Była moją przyjaciółką, ale wiedziałam, że jednej rzeczy nie mogę jej powiedzieć dotyczącej wyjazdu. Będzie mi ciężko ukryć mój wampirzyzm przed nimi. Przywitałam się z nią i ruszyłam do mojego pokoju. Byłam z niego dumna, bo był ogromny. Turkusowe ściany wymieszane ze śliwkowymi dodatkami idealnie podkreślały moją energię. Włączyłam laptopa i rozłożyłam się wygodnie na łóżku. Mama musiała posprzątać i wyprać mi pościel, bo pachniała kwiatami. Jeszcze dobrze mi się laptop nie włączył, a już dostałam wiadomość od Brooke. To była… Jest moja dobra koleżanka, bo przyjaźnią boję się to nazwać. Była bardzo ładną dziewczyną. Brązowe włosy, które na końcach stawały się blond,  sięgały jej prawie do pasa. Jej duże oczy zawsze wypatrzyły jakąś fajną rzecz w sklepie. Chciała byśmy poszły dziś na imprezę, co oznaczało, że za godzinę będzie u mnie z ciuchami, by mnie wyszykować. Jak dobrze jest być w domu. Żadnych problemów i spokój. Usłyszałam dzwonek do drzwi. Zbiegłam wierząc, że jest to Brooke. Pomyliłam się, ale to jak bardzo się pomyliłam. Za drzwiami stał…

****
Przepraszam za taką przerwę, ale już się ogarnęłam i wstawiam! Dziękuję za komentarze. Jak obiecałam San postarałam się dodać więcej opisów. Ciekawe czy mi wyszło. Miłego czytania i komentowania kochani ! :)

3 komentarze:

  1. Wciągneło mnie, jak wszystkie Twoje opowiadania.
    Czekam na kolejną część . ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. Podoba mi się;) Damona kocham i udaje Ci się dobrze odwzorować serialowego bohatera... Mam pewne podejrzenia co do osoby, która stała za drzwiami... Jedyne co mi nie pasuje to błędy. Mało, ale jednak. Na początku często powtarzasz" mnie". Zrobiłaś literówkę( nie wampirzyzm, a wampiryzm;)). Liczby pisze się słownie. Jasnobrązowego powinnaś napisać razem. To tyle zauważyłam. Błędów jest mało( u siebie też je czasami znajduję).
    Twoja bohaterka to dopiero pijaczka;P
    Czekam na kolejny rozdział i życzę weny;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Hm, zostało napisane to, co chciałam napisać. Parę błędów, ale dziękuję Ci bardzo za dodanie opisów. O wiele lepiej mi się czyta. I jak zawsze wciąga :3

    OdpowiedzUsuń